X
Autorka: Jestem bardzo ciekawa, czy i jak zareagujecie na to, co zrobi Harry:)
******************************
Louis był w 20 tygodniu ciąży, kiedy dowiedział się, że w ciągu kilku dni odwiedzi ich Des Styles, ojciec Harry'ego. Miał przyjechać również Liam, ale on postanowił zatrzymać się u Zayna. Budowa fili firmy Stylesa, została zakończona i miało odbyć się oficjalne otwarcie oraz bankiet. Z tego co mówił kędzierzawy, Des miał zostać na kilka dni. Oczywiście nie przeszkadzało to Louisowie, jednak nie ukrywał, że lekko stresował się tą wizytą.
Wiedział, że nie jest w związku z Harrym, jednak to dalej ojciec jego przyjaciela i dziadek ich córeczki. Chcą jak najlepiej wypaść w oczach Desa, postanowił przygotować kolację. Harry próbował mu wytłumaczyć, że nie ma takiej potrzeby, jednak omega się uparł. W końcu odpuścił, jednak postanowił pomóc szatynowi. Nie chciał, aby większą część dnia spędził sam w kuchni, gotując. Przygotowali pieczeń i karmelizowane warzywa. Dodatkowo Harry, z pomocą Louisa, upiekli jabłecznik, który według słów alfy, był ulubionym ciastem jego ojca.
Tomlinson nakrywał do stołu, gdy po domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Od razu wywołało to zamieszanie u Biszkopta, który pobiegł do drzwi piskliwie poszczekując. Potem, z kolei spał, zwinięty na kanapie, nie przejmując się niczym. Ułożył talerze i ruszył do holu, gdzie zapewne wciąż był Harry z ich gościem.
- Ach, ty musisz być Louis – ledwo pojawił się w pomieszczeniu, jak usłyszał gruby męski głos. Obok Harry'ego zauważył starszego mężczyznę. Był wzrostu kędzierzawego, z lekką nadwagą. Siwe włosy zdobiły jego głowę, a niebieskie oczy wpatrywały się w szatyna. Na pomarszczonej twarzy, pojawił się uprzejmy uśmiech.
- Tak – podszedł bliżej – Miło mi poznać – wyciągnął dłoń w kierunku starszego alfy.
- Mnie również – uścisnął rękę omegi – Jak się czujecie? Słyszałem, że będę miał wnuczkę.
- Tak, oboje czujemy się bardzo dobrze. Harry tego pilnuje – zaśmiał się.
- Chodź tato – alfa sięgnął po torbę ojca – Pokażę ci pokój. Za pół godziny kolacja.
- Myślałem, że pojedziemy do restauracji – ruszył za synem i Louisem.
- Tak planowałem, ale Louis uparł się coś ugotować – wyjaśnił Harry, a na policzki szatyna wkradł się lekki rumieniec.
- Masz wspaniałego omegę – pochwalił chłopaka, czym wywołał zmieszanie Tomlinsona, a jego policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły.
- Tato, dobrze wiesz, że nie jesteśmy razem.
- Miałem nadzieję, że coś się zmieniło – westchnął cierpiętniczo – Jest taki głupi – tym razem zwrócił się do Louisa – Mam jednak nadzieję, że się opamięta, nim ktoś mu cię ukradnie – uśmiechnął się przyjaźnie, ponownie zawstydzając omegę.
- Tato, lepiej chodź już na górę – Harry widząc jak wygląda Louis, postanowił mu pomóc.
- Dobrze, dobrze – zaśmiał się – Już kończę – ruszył po schodach, podążając za synem.
Pół godziny później siedzieli wspólnie przy stole w jadalni, jedząc kolację przygotowaną przez Louisa. Des pochwalił szatyna za wyśmienity posiłek, co wywołało zadowolenie u omegi. Tomlinson na szczęście już nie denerwował się tak bardzo, jak wcześniej. Des okazał się bardzo miłym i przyjacielskim człowiekiem. Był bardzo podekscytowany faktem, że zostanie dziadkiem po raz kolejny i tym razem będzie miał wnuczkę. Zapowiedział, że ma zamiar ją rozpieszczać, bo jak stwierdził „Jeśli mój uparty syn nie zmądrzeje, prawdopodobnie nie da mi więcej wnucząt".
To był naprawdę miły wieczór i Louis cieszył się, że mógł poznać Desa Stylesa.
*****
Następnego dnia odbyło się oficjalne otwarcie filii, połączone z bankietem, odbywającym się w budynku firmy. Harry zaproponował Louisowi, aby udał się tam z nim. Początkowo omega, nie był przekonany, jednak zgodził się, gdy alfa powiedział mu, że będzie tam również Zayn.
Budynek filii był wysoki i przeszklony. Bardzo nowoczesny, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Idealnie wpisywał się w okolicę, w której się znajdował. Bankiet odbywał się głównym holu. Po prawej stronie od wejście znajdowały się stoły z jedzeniem. Przed kontuarem, który usytuowany był na środku pomieszczenia, stał bar, a po przeciwnej stronie od bufetu porozstawiane były fotele i krzesła ze stolikami.
Louis nie znając prawie nikogo, trzymał się blisko Harry'ego, jednak dość szybko zaczął się nudzić. Alfa rozmawiał z różnymi osobami, głównie poruszając sprawy biznesowe. Odetchnął z ulga, kiedy pojawił się przy nich Liam z Zaynem. W końcu zobaczył więcej znajomych twarzy. Louis skorzystał z okazji, że znalazł przyjaciela i zaciągnął go na jedną z kanap, potrzebując usiąść.
- Boisz się, że się zgubi – zaśmiał się szatyn, obserwując jak jego przyjaciel śledzi wzrokiem swojego chłopaka.
- Stęskniłem się – mruknął, lekko rumieniąc – Nie wiedzieliśmy się miesiąc, ale za niedługo to się zmieni – w końcu przeniósł wzrok na Tomlinsona.
- Liam przeprowadza się do Londynu? – bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak – skinął z podekscytowaniem – Des zgodził się, aby pomógł tutaj Harry'emu. Na razie pomieszkuje u nas, ale szuka czegoś tylko dla naszej dwójki – wyjaśniał radośnie.
- Niall i Amy będą mieć mieszkanie tylko dla siebie – zauważył szatyn.
- Na razie. Niall mówił, że też czegoś będą szukać. W końcu planują wziąć ślub i chcą założyć rodzinę, mieszkanie w kamienicy pełnej studentów będzie dla nich męczące.
- Racja – skiną, zgadzając się z mulatem.
- A mówiąc o ślubie – Malik zaczął tajemniczo, niepewnie spoglądając na Louisa. Zastanawiał się jak jego przyjaciel może zareagować – Liam mi się oświadczył – wyciągnął przed siebie lewą dłoń, gdzie na serdecznym palcu błyszczał pierścionek.
- O – był zaskoczony. Nie spodziewał się, że tak szybko do tego dojdzie. Znali się zaledwie kilka miesięcy – To...to szybko. Jesteście już połączeni? – jego wzrok uciekł do miejsca, gdzie Zayn powinien mieć ślad po ugryzieniu.
- Jeszcze nie, ale myślimy o tym. Prawdopodobnie podczas mojej najbliższej gorączki to zrobimy. Wiem, że to szybko – przygryzł lekko wargę, z uśmiechem spoglądając na pierścień – Jednak oboje jesteśmy tego pewni.
- W takim razie, życzę wam szczęście – przysunął się do przyjaciela, przytulając go.
*****
Przysypiał, z głową opartą o ramię alfy. Jego piżmowy zapach otulał go, sprawiając, że czuł się bezpiecznie. Wracali w końcu do domu, co niezmiernie cieszyło szatyna. Był zmęczony i jedyne o czym marzył to jego wygodne łóżko i sen.
- Louis – Harry lekko szturchnął omegę, kiedy dojechali na miejsce – Jesteśmy w domu.
- Nareszcie – mruknął, siadając prosto i pozwalając, aby kędzierzawy pomógł mu wysiąść z pojazdu. Skierowali się do domu, podążając za Desem, który wracał z nim.
- Słyszałeś o zaręczynach Liama i Zayna? – zagadnął, kiedy Harry pomagał mu pozbyć się płaszcza.
- Tak, nie rozumiem tego – westchnął, odwieszając odzienie.
- Dlaczego? - odwrócił się do kędzierzawego, który pozbywał się własnego płaszcza. Byli sami w holu. Des szybko pozbył się wierzchniego odzienia i życząc dobrej nocy udał się do pokoju dla gości.
- Znają się dopiero kilka miesięcy, z czego większość czasu spędzili osobno. To głupota, aby tak szybko zaręczać się i myśleć o połączeniu.
- Szybko, ale kochają się – uśmiechnął się lekko, myśląc o tym, jak bardzo sam chciały się zakochać, jak jego przyjaciel.
- Jak długo – prychnął. Położył dłoń w dole pleców szatyna i poprowadził ich do schodów.
- Harry nie możesz tak do tego podchodzić – skarcił delikatnie alfę – To, że działają za szybko, nie znaczy, że im się nie uda.
- Nie znaczy również, że będą szczęśliwi – wzruszył ramionami.
- Nie możesz z góry zakładać, że każdy związek jest skazany na porażkę – odwrócił się w kierunku Harry'ego, spoglądając na jego twarz, gdy dotarli pod drzwi sypialni szatyna.
- Nic na to nie poradzę – pokręcił głową – Śpij dobrze – pocałował omegę w czoło – Ty też księżniczko – pochylił się lekko, gładząc brzuch Louisa.
- Dobranoc Harry – ostatni raz uśmiechnął się do alfy, nim zniknął za drzwiami swojej sypialni.
*****
Des wyjechał dwa dni po otwarciu filii. Niedługo potem Liam znalazł dom, gdzie wprowadził się z Zaynem i zorganizowali małą parapetówkę, dla przyjaciół. Oczywiście nie zabrakło Harry'ego i Louisa.
Tygodnie mijały. Louis był w 26 tygodniu ciąży, pomiędzy nim a Harrym było dobrze. Harry jak zawsze dużo się martwił i bywał nadopiekuńczy, Louis z kolei śmiał się z niego (a czasami irytował) i próbował uspokoić, zapewniając, że wszystko dobrze z nim, jak i z dzieckiem.
To był ciężki dzień dla alfy. Od rana siedział w swoim biurze (mając tylko kilka minut by coś zjeść), pochłonięty przez dokumenty, próbując odnaleźć w nich błąd. Mieli podpisać ważną umowę z jedną z największych sieci hotelarskich, jednak gdzieś wkradły się błędy. Teraz musiał jak najszybciej je odnaleźć i poprawić. Niby mógł zwalić to na kogoś innego, jednak wolał zrobić to sam, aby mieć pewność, że wszystko jest dobrze. Na szczęście udało mu się. Z zadowoleniem opuścił budynek filii i ruszył na parking. Zegar wskazywał 19.34, nie wracał jednak do domu. Musiał się napić, chcąc się rozluźnić i cóż, chętnie znalazłby sobie jakąś omegę, której nie przeszkadzałby jednonocna przygoda. Mimo wszystko był dorosłym, zdrowym alfą, który miał swoje potrzeby i miał dość już radzenia sobie samemu. Louisa nie mógł, nie chciał prosić. Nie byli parą, tylko przyjaciółmi i po tym mogłoby być pomiędzy nimi dziwnie. Nie chciał tego.
Zatrzymał się niedaleko baru, do którego często chodził nim poznał Louisa. Znajdował się on w pobliżu hotelu, gdzie miał zwyczaj się zatrzymywać. Zajął miejsce przy kontuarze od razu zamawiając whisky. Gdy tylko dostał swojego drinka, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Jego wilk cicho warczał, nie do końca zadowolony z tego co planuje. Nie wiedział czemu, ale jego wewnętrzne zwierzę, uważało Louisa za swojego omegę. Sprawnie go jednak zagłuszył. Nie musiał długo szukać, jego wzrok przykuł niski szatyn z niebieskimi oczami. Godzinę później wchodzili do pokoju hotelowego, który wynajął Harry. Nie chciał sprowadzać obcych do domu, gdzie był Louis i jego szczenię.
*****
Obudził się, gdy za oknem było już ciemnio. W telewizji, która była jednym źródłem światła w pomieszczeniu, leciał jakiś nocny program. Rozciągnął się i powoli trąć jedno oko, usiadł na kanapie. Spojrzał na telefon, chcąc sprawdzić, która była godzina, dochodziła 23.00. Był zdziwiony, że Harry go nie obudził, ale najwyraźniej nie chciał przerywać jego snu.
Wyłączył telewizor i powoli ruszył na piętro, po drodze mijając legowisko Biszkopta i Potem, którzy obaj byli pogrążeni we śnie, nie przejmując się tym, co dzieje się dookoła. Na ławie w salonie pozostawił szklankę po soku i miskę po ciastkach, uznając, że może sprzątnąć to rano, teraz nie miał siły, ani ochoty zajmować się tym.
Był w trakcie mycia zębów, kiedy poczuł lekkie kopnięcie. Z zaskoczeniem spojrzał na swój brzuch, a dłoń powędrował do miejsca, gdzie poczuł ten ucisk. Nie musiał długo czekać, aby to się powtórzyło. Szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz. Szybko wypłukał usta i zupełnie rozbudzony udał się do sypialni alfy. To był tak wspaniały moment, nie chciał w tej chwili być sam. Chciał się nim podzielić kimś, a dokładniej z Harrym. Pragnął tę chwilę dzielić z ojcem swojego maluszka.
Zatrzymał się przed drzwiami Stylesa, zastanawiając się czy powinien zapukać. Doszedł jednak do wniosku, że zapewne będzie już spał i nie usłyszy go. Dlatego też uchylił ostrożnie drzwi i wsunął przez nie głowę, zaglądając do środka. Jak się okazało pokój był pusty. Wszedł do pomieszczenia, zastanawiając się, gdzie podział się alfa. Łóżko było idealnie zaścielone i brakowało rzeczy Harry'ego, które mogłyby świadczyć o tym, że alfa jest w domu.
Czuł jak niepokój ściska jego żołądek. Wyszedł z sypialni Harry'ego i tak szybko jak mógł zszedł po schodach, kierując się do drzwi. Szybko założył tenisówki i kurtkę, nim wyszedł z domu. Od razu udał się do garażu, chcąc sprawdzić, czy jest samochód Stylesa. Jak się okazało tylko jego auto było w środku, a miejsce alfy było wolne. To niepokoiło omegę i to bardzo. Harry zawsze mu mówił, albo pisał, gdy miał być późno. Co prawda wspominał, że zostanie dłużej w pracy, jednak Louis obstawiał, że wróci najpóźniej około 19.00-20.00.
Wrócił szybko do domu i odnalazł swój telefon. Szybko wybrał numer Harry'ego, błagając, aby ten odebrał. Tak się jednak nie stało. Czuł jak strach wzrasta, a panika zaczyna krążyć po jego żyłach.
Łzy strachu, bezsilności i złości, zaczęły zbierać się w kącikach oczu. Bał się, że mężczyźnie coś się stało, ale i był zły na niego. Bo co jeśli nic mu nie jest? Dlaczego się nie odezwał? Dlaczego nie odbiera?
Gdzie jest Harry?
*****
Głośne warkniecie wypełniło pokój, kiedy alfa w końcu doszedł. Wykonał jeszcze kilka ruchów, nim w końcu wyszedł z omegi, opadając na wolne miejsce. Tępo wpatrywał się w biały sufit, próbując uspokoić swój oddech - jego wilk, już nie warczał gniewnie, tylko cicho mruczał zaspokojony. Usiadł i nie spoglądając nawet na obcą omegę, pozbył się prezerwatywy nim podniósł się z łóżka.
- Gdzie się wybierasz? – usłyszał zmęczony, ale jednocześnie zadowolony głos omegi.
- Telefon – mruknął, nie spoglądając nawet na chłopaka. Sięgnął po marynarkę, wyciągając komórkę. Zamarł, kiedy zobaczył ile miał nieodebranych połączeń, a wszystkie były od Louisa. Jego serce mocno waliło w piersi, a strach zastępował przyjemność, którą chwilę wcześniej doznał. Jego wilk warczał, wściekły na niego. Co jeśli szatynowi coś się stało? Dlaczego do cholery wyłączył głos w telefonie? I dlaczego do cholery, pojechał do baru, zamiast wrócić do domu? Jeśli coś się stało Louisowi, albo dziecku nigdy sobie tego nie wybaczy.
Krążył zdenerwowany po pokoju, zbierając swoje ubrania, do ucha ciągle przyciskając komórkę. Czuł na sobie zaskoczone spojrzenie omegi.
- H-Harry? – po drugiej stronie usłyszał spanikowany głos Louisa.
- Lou? Co się dzieje?
- G-gdzie jesteś? – słyszał ciche pociąganie nosem, domyślał się, że płakał – Wróć do domu.
- Już jadę. Będę najszybciej jak się da – zapewnił szatyna – Louis, wszystko dobrze?
- N-nie, nie ma cię tu – wyszlochał.
- Ale fizycznie z tobą i maluszkiem wszystko dobrze? – musiał to wiedzieć.
- T-tak.
- Dobrze, ja już wracam. W porządku?
- D-dobrze – zgodził się, nim się rozłączyli.
Harry odłożył telefon i pospiesznie zaczął się ubierać.
- Alfa? – spojrzał na nagą omegę, która z zawodem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w niego.
- Muszę iść – wyjaśnił – Możesz zostać tutaj, ja za wszystko zapłacę.
- Um...w porządku – mruknął – Myślałem jednak, że więcej czasu spędzimy razem – przygryzł wargę, spoglądając spod rzęs na mężczyznę.
- Nie mogę – pokręcił głową, zapinając guziki w swojej koszuli.
- To...to może dostanę twój numer? – spytał niepewnie.
- To nie możliwe – odmówił – Wspominałem, że to tylko jedna noc. Teraz muszę lecieć – założył marynarkę i upewniając się, że ma wszystko, spojrzał ponownie na omegę – Było miło, śpij dobrze – posłał mu lekki uśmiech, nim opuścił pokój.
*****
Siedział w rogu kanapy, owinięty w koc, cicho pochlipując. Pomimo tego, że Harry dał znak, że wszystko dobrze i w każdej chwili miał wrócić do domu, nie mógł opanować płaczu. Głupie hormony.
- Louis?! – najpierw usłyszał dobrze znany mu głos, a chwilę później w salonie pojawił się alfa – Lou – opadł na kanapę, obok omegi uważnie oglądając go, aby mieć pewność, że faktycznie nic mu nie jest.
- Harry – ponownie zaczął szlochać, wtulając się w ciało alfy.
- Kochanie, co się stało? – objął ciało szatyna. Musiał chwilę czekać, aż uspokoi się na tyle, aby mógł mówić.
- N-nie było cię – czknął – Dziecko się poruszyło i-i chciałem ci o t-tym powiedzieć, a-ale n-nie było cię w pokoju. N-nie odbierałeś i wystraszyłem się, że c-coś ci się stało.
- Przepraszam, miałem wyłączony głos – gładził, plecy omegi – To się nie powtórzy – zapewnił.
- Dobrze – mruknął, ukrywając twarz w ramieniu alfy.
- Lou, co robisz? – odezwał się chwilę później, kiedy zauważył, że Louis go obwąchuje.
- Śmierdzisz – odsunął się marszcząc nos – Śmierdzisz inną omegą – z zaskoczeniem wpatrywał się w alfę.
- T-tak – poczuł się niezręcznie. Nie chciał tego wyjaśniać i miał nadzieję, że nie będzie musiał mówić szatynowi o tym co się dzisiaj wydarzyło – Byłem w barze, spotkałem tam omegę i poszliśmy do hotelu.
- C-co? – pisnął zszokowany.
- Louis – zmarszczył brwi. Nie rozumiał zachowania omegi.
- P-pieprzyłeś kogoś innego – krzyknął, podrywając się z kanapy – i nie raczyłeś mnie nawet mnie poinformować, że wrócisz później! Potrzebowałem cię w domu, a ciebie nie było. Nie odbierałeś telefonów i pozwalałeś, abym się zamartwiał, a tak naprawdę ważniejsza była dla ciebie inna omega niż ja! – był zły na alfę. Zapewne gdyby się uspokoił, gdyby nie hormony, zrozumiałby, że awantura którą robi nie ma sensu.
- Louis – podszedł do szatyna, chwytając go za ramiona.
- Nie, jesteś okropny! Co gdyby coś mi się stało?! – próbował się wyrwać, przez co Harry musiał zacieśnić swój uścisk. W końcu objął Tomlinsona, przyciskając go do piersi. Trzymał chłopaka tak długo, dopóki ten się nie uspokoił - Przepraszam – minęło kilka minut, gdy niebieskooki po raz kolejny tego dnia, rozpłakał się – Przepraszam.
- Jest dobrze – próbował uspokoić mniejszego.
- Nie, nie jest – zaprzeczył – Robię ci niepotrzebną awanturę. Nie jesteśmy razem, nie mogę mieć do ciebie pretensji o to, że sypiasz z innym.
- Louis rozumiem, jesteś w ciąży, wystraszyłeś się.
- P-po prostu tak bardzo się ucieszyłem, gdy nasza dziewczynka się poruszyła. Chciałem się tym z kimś podzielić, chciałem się tym podzielić z tobą – odsunął się lekko, aby móc spojrzeć na alfę – Nie było cię, nic nie wspominałeś, że tak późno wrócisz, nie odbierałeś. Bałem się, a hormony nie pomagają.
- Rozumiem i nie mam o to pretensji – zapewnił, nim złożył pocałunek na czole omegi – Chodź, czas abyś ty i nasz maluch, odpoczęli – poprowadził go do schodów.
- Będziesz spał ze mnę? – spytał nieśmiało.
- Oczywiście – bo jak mógłby odmówić Louisowi, zwłaszcza po tym co miało dzisiaj miejsce.
- Tylko najpierw się umyj, śmierdzisz – Harry zaśmiał się, widząc jak Louis zabawnie marszczy nos.
- W porządku – zatrzymali się przed sypialnią omegi – Idź się połóż, a ja wezmę szybki prysznic i do ciebie dołączę.
Louis skinął głową, nim wszedł do pokoju. Piętnaście minut później, materac ugiął się pod ciężarem drugiego ciała. Ciche westchnienie opuściło usta szatyna, gdy poczuł jak Harry przytula się do jego pleców, a duża dłoń spoczywa na brzuchu.
- Dobranoc Lou – wymruczał do ucha omegi i pocałował go w głowę.
- Dobranoc Harry – powiedział cichutko.
************************************
Autorka: Cały czas można zadawać pytania bohaterom;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro