I
Autorka: Miałam dodać później, ale wydarzyło się dzisiaj coś, co poprawiało mi humor i poniekąd uspokoiło, więc uznała, że pierwszy rozdział pojawi się dzisiaj:)
****************************
Praca pokojówki w hotelu, nie była szczytem marzeń Louisa, ale zawsze coś. Wmawiał sobie, że ma dopiero 20 lat i jeszcze wiele czasu, aby móc coś zmienić. Przynajmniej mógł się dołożyć, swoim współlokatorom, do czynszu i rachunków. Czuł się źle żerując na nich, dlatego gdy tylko poinformowano go, że ma tę pracę zgodził się bez namysłu.
Louis Tomlinson przyjechał do Londynu z wielkimi planami i oczekiwaniami, jak to będzie wyglądało jego życie. Miał studiować weterynarię, aby w przyszłości móc pomagać zwierzętom, ratować je. W planach miał także znalezienie pracy i mieszkania. Wszystko mu się udało. Rozpoczął studia, zaczął pracować w sklepie muzycznym i wynajął mieszkanie z dwójką innych chłopaków – Zaynem i Niallem, omegą i betą, z którymi bardzo szybko się zaprzyjaźnił. Niestety nie trwało to długo. Z czasem miał problem pogodzić nawał nauki, jaki na niego spadał z pracą. Skończyło się to niezdanymi egzaminami, przez które został wyrzucony z uczelni. To sprawiło, że się załamał. Przez całe dnie się snuł z kąta w kąt, zdarzało się, że spóźniał się do pracy lub w ogóle nie przychodził, co skończyło się jego zwolnieniem. Przez kolejne tygodnie żył na garnuszku przyjaciół, którzy zaoferowali mu pomoc. Wiedział jednak, że nie może ciągle na nich żerować, dręczyło go sumienie, dlatego w końcu postanowił wziąć się w garść. Potrzebował pracy, dlatego zdecydował zająć się tą sprawą jak najszybciej, a z czasem może pomyśli o powrocie na studia. I tak właśnie wylądował jako pokojówka w jednym z londyńskich hoteli. Zdobył ją dzięki Zaynowi, który pracował na recepcji.
Przemierzał korytarz pchając przed sobą wózek, w którym znajdowały się wszystkie sprzęty, które potrzebne mu są podczas sprzątania pokoi. Został mu jeszcze jeden pokój i będzie mógł wrócić do domu.
Zatrzymał się przed odpowiednim apartamentem. Zapukał, nie będąc pewnym, czy ktoś w nim jest, czy osoba wynajmująca opuściła go. Nie dostał żadnej odpowiedzi, mimo to postanowił jeszcze raz zapukać. I tym razem nikt się nie odezwał. Wyciągnął z kieszeni uniwersalną kartę, która otwierała każde drzwi do pokoju i wszedł do środka, pchając przed sobą wózek. Zostawił go przy drzwiach i w pierwszej kolejności postanowił zająć się łazienką. Zaczął wyciągać z wózka, to co będzie mu potrzebne, kiedy poczuł, jak dochodzi do niego ostry, piżmowy, ale jednocześnie wspaniały zapach – zapach alfy w rui. W takiej sytuacji Louis powinien jak najszybciej stamtąd wyjść. Jednak nie zrobił tego, a podjął decyzję, która miała zmienić jego życie. Szatyn chciał się upewnić, czy aby na pewno ktoś tutaj był. Owszem czuł zapach alfy, jednak nikogo nie wiedział, ani nie słyszał. Starał się nie oddychać, wiedząc, że źle się to skończy dla niego - w końcu był omegą. Czuł jak jego wilk powoli daje o sobie znać, jego natura chce, aby pomógł alfie. Wiedział, jednak, że nie może tego zrobić.
Skierował się do sypialni, domyślając się, że to tam najprawdopodobniej znajdzie alfę, o ile jest w swoim apartamencie. Jak się okazało nikogo nie było w pomieszczeniu. Przez głowę mu przemknęło, że to może ktoś w sąsiednich pokojach przechodzi swoją ruję i ma tak intensywny zapach. Mimo to postanowił zajrzeć jeszcze do łazienki, jednak kiedy planował nacisnąć klamkę, drzwi zostały otwarte i staną w nich alfa. Ciemne jeansy, które opinały jego długi, szczupłe nogi oraz wyraźnie odznaczającą się erekcję. Rozpięta koszula, odsłaniała umięśniony tors. Louis widział jak bardzo mężczyzna jest rozpalony. Na skórze zaczęły się pojawiać kropelki potu, policzki były zaczerwienione, a zielone tęczówki zaszklone.
- P-panie Styles – wyjąkał, odsuwając się od alfy.
Harry Styles. Louis dobrze go znał, zresztą jak każdy pracownik hotelu. Był przystojnym, 29-letnim alfą, biznesmenem. Pracował w firmie ojca, którą w przyszłości miał przejąć. Był częstym gościem w hotelu, ponieważ kilka razy w miesiącu musiał tutaj przyjeżdżać z Menchesteru, w sprawie interesów.
- Czuję cię – wychrypiał, zaciągając się zapachem – Działam na ciebie, mój wilk wzywa twojego.
- Panie Styles, powinienem iść – ostrożnie wycofał się z sypialni i gdy tylko przekroczył próg, odwrócił się i rzucił biegiem do ucieczki. Nie zdążył jednak dobiec do drzwi. Został złapany i zakleszczony w silnym uścisku.
- Zostań – ukrył twarz we włosach omegi, wdychając jego zapach.
- N-nie mogę – próbował się wydostać, pomimo tego, że wilk nakazywał mu zostać i wspomóc alfę. Mimo to walczył, a przynajmniej próbował – Panie Styles, p-proszę puścić.
- Musisz mi pomóc – mruczał we włosy szatyna.
- N-nie mogę – Louis był bliski łez, a w jego ciele zaczęła narastać panika. Nie był dziwką, nie chciał pomagać obcemu alfie w rui – Proszę mnie puścić – wiedział, że jeśli dłużej tu będzie, jego wilk w końcu przejmie nad nim kontrolę.
Odpowiedź i zachowanie szatyna nie spodobało się jednak Stylesowi. Szarpnął młodym omegą, ciągnąc go do sypialni, gdzie pchnął go na łóżko.
- Pomożesz mi w rui – głębokie warknięcie wydobyło się z mężczyzny, kiedy użył głosu alfy – To twoje zadanie, jako omegi – Louis skulił się, czując jak jego wilk staje się posłuszny wobec Stylesa.
- Tak alfo – powiedział potulnie, chociaż jego rozum krzyczał, aby walczył i nie poddawał się woli mężczyzny.
- Pozbądź się ubrań – głos był twardy i pewny. I choć Louis miał ochotę krzyczeć „nie", był zbyt słaby, aby sprzeciwić się tak silnemu alfie. Drżącymi dłońmi rozwiązał fartuch, który miał zawiązany w pasie, po czym sięgnął do guzików koszuli.
Harry w tym czasie zajął się pozbywaniem się własnych ubrań. Jednak jego zielone spojrzenie ciągle było przyklejone do drobnej omegi. Musiał przyznać, że chłopak był niezwykle piękny, a w jego błękitnych tęczówkach można by utonąć. Już dawno zwrócił uwagę na urodę szatyna. Gdyby tylko poszukiwał omegi, zapewne bez wahania próbowałby się umówić z chłopakiem. Harry jednak nie był zwolennikiem związków i nie planował szukać sobie omegi, z którą mógłby się połączyć. Obserwując życie swoich rodziców, oraz wielu znajomych, doszedł do wniosku, że nie ma miłości wiecznej. Każda miłość, w końcu się skończy i pojawi się ból, cierpienie i złamane serce. On tego nie chciał. Pragnął natomiast dziecka. Uwielbiał dzieci i zawsze chętnie zajmował się maluchami Gemmy. Wiedział, że bez omegi zdobycie dziecka nie będzie zbyt proste, jednak nie niemożliwe.
Chwilę później Louis był zupełnie nagi. Siedział na łóżku ze spuszczoną głową, chcąc ukryć rumieńce, a jego ciało drżało. W normalnych okolicznościach zrobiłoby mu się żal omegi i od razu zacząłby go przepraszać. W sumie, w normalnej sytuacji nic takiego by się nie wydarzyło, jednak w tej chwili nie myślał trzeźwo. Jego ciałem władał ogień, pożądanie, które chciało spełnienia, a on sam był upojony widokiem pięknego omegi i jego zapachem.
*****
Wszedł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi . Powolnymi ruchami pozbył się cienkiego, jesiennego płaszcza i znoszonych vansów. Był wykończony, głodny, bolała go głowa i jedyne o czym marzył to prysznic, zjeść coś na szybko i iść spać. Niestety nie było mu dane to zrobić.
Ledwo przekroczył próg salonu, a został zaatakowany przez dwójkę współlokatorów i jednocześnie przyjaciół.
- Gdzieś ty był?! Zaginąłeś na trzy dni, martwiliśmy się! – Zayn stanął naprzeciwko szatyna z założonymi rękami. Jego brwi były zmarszczone, a usta tworzyły wąską linię. Był wściekły. Louis szybko zerknął w kierunku Nialla, który ze zmartwieniem wpatrywał się w przyjaciół, siedząc na kanapie.
- Nie chcę o tym mówić. – westchnął smutno – Nie teraz – próbował wyminąć przyjaciela, jednak ten mu na to nie pozwolił.
- Louis...
- Zayn, proszę cię – uniósł zmęczone spojrzenie na przyjaciela – Jestem wykończony, jutro wszystko opowiem.
Malik uważnie przyglądał się omedze, nim skinął głową i pozwolił Tomlinsonowi przejść dalej. W pierwszej kolejności, Louis udał się do kuchni, gdzie wyjął miskę, do której nasypał płatków i nalał mleka. Wziął ją w dłonie i skierował się do swojego pokoju, po drodze wkładając łyżkę do ust. Dość szybko poradził sobie z jedzeniem. Odłożył pustą miskę, sięgając po dresy i ruszył do łazienki. Piętnaście minut później leżał w swoim łóżku, chcąc aby ten ciężki dzień się skończył. W sumie miał nadzieję, że jak rano się obudzi, to to wszystko okaże się snem. W jego głowie pojawiło się wspomnienie dzisiejszego poranka.
Po przebudzeniu odkrył z ulgą, że ruje się z kończyła. Alfy nie było w łóżku, zamiast tego umyty i ubrany siedział na fotelu pod oknem, obserwując uważnie młodego omegę. Bez słowa podał Louisowi tacę ze śniadaniem i wrócił na swoje miejsce, ponownie przyglądając się chłopakowi. Tomlinson czuł się niezręcznie, dlatego starał się skupić na jedzeniu. Dopiero po tym, jak skończył, Styles ponownie się zbliżył, siadając na łóżku. Louis odrobinę się cofnął, co zauważył alfa, ponieważ szatyn mógł dostrzec w jego oczach poczucie winy. Mimo to Harry nie odsunął się. Zamiast tego przeprosił Louisa, za to co się wydarzyło i zapewnił go, że nie będzie miał problemów w pracy. Następnie zaproponował omedze, aby się wykąpał, z czego ten chętnie skorzystał. Po szybkim prysznicu i ubraniu się, opuścił apartament pana Stylesa, żegnając się z nim. Nie zdążył nawet dotrzeć, do pierwszego pokoju, który musiał posprzątać, jak dostał informację, że szef go wzywa. Niepewny tego co usłyszy, skierował się do biura menagera. Thomas Draff, dupkowaty beta, który nie wiadomo dlaczego, wyjątkowo nie lubił Louisa. Mężczyzna poinformował szatyna, że dzięki wstawiennictwu jednego z ich najważniejszych klientów, zachowa pracę. Jednak od teraz Draff będzie miał go na oku i jeszcze jeden podobny wybryk, a wyleci. Omega przyjął to z pokorą, wiedząc, że tłumaczenie nie ma sensu. Po rozmowie wrócił do pracy i odetchnął z ogromną ulgą, kiedy w końcu mógł ją opuścić.
Teraz nareszcie leżał w swoim łóżku, w niewielkim pokoju, powoli odpływając do świata snu.
*****
Na samą myśl, że będzie musiał się tłumaczyć przyjaciołom, ze swojego zniknięcia, nie miał ochot wychodzić ze swojego pokoju. Chciał się zakopać w łóżku i udawać, że nie istnieje. Niestety tak się nie dało. Wiedział, że musi wyjść i porozmawiać z Zaynem i Niallem, a następnie udać się do pracy.
Ostatecznie zadecydował, że najlepiej mieć już tę rozmowę za sobą, więc odrzucił kołdrę na bok i wstał z łóżka, wychodząc z pokoju. Jego współlokatorzy siedzieli już w kuchni i jedli śniadanie. Ledwo wszedł do pomieszczenia, jak Niall podsunął mu talerz z kanapkami, a Zayn podał kubek herbaty. Uśmiechnął się z wdzięcznością do przyjaciół, siadając przy stole i obejmując dłońmi naczynie.
- Louis – głos Nialla był łagodny i zmartwiony – Powiesz nam co się stało?
- Chyba powinienem - westchnął. Nie bardzo chciał rozmawiać na ten temat, jednak wiedział, że jego przyjaciele się martwili i dalej to robią. Był im to winien – Z-zostałem – jego dłonie zaczęły lekko drgać, więc schował je pod stół, zaciskając na kolanach – Miałem posprzątać pokój, zajmowany przez alfę. Myślałem, że jest pusty...jak się okazało nie był. Dodatkowo ten...temu mężczyźnie zaczęła się ruja.
- Lou, on chyba nie... - widział strach na twarzy Nialla i złość u Zayna.
- Użył głosu alfy, aby mu pomógł.
- Louis – blondyn od razu pojawił się obok przyjaciela, przytulając go.
- Kto to? – Zayn był wściekły. Louis był dla niego jak brat, dodatkowo sam był omegą, więc domyślał się co czuł szatyn.
- Nie ważne – mruknął, kręcąc głową.
- Ważne, Lou – przekonywał Tomlinsona.
- Zayn... - jęknął cicho, ciągle tuląc się do Irlandczyka.
- Louis, ten alfa powinien ponieść karę. Ruja czy nie, zmusił cię do tego. To się nazywa gwałtem.
- Nie, proszę – spojrzał błagalnie na Malika. Wiedział, że to co zrobił Harry, było złe, jednak wiedział, że on sam żałował swojego zachowania – To...o-on mnie przeprosił, po wszystkim. Widać, że czuł się winny.
- Louis, to nie jest...
- Pomógł mi zachować pracę, gdyby nie porozmawiał z Draffem, zostałbym zwolniony.
- Gdyby nie on, w ogóle nie byłoby tego problemu – mulat ciągle obstawiał przy swoim.
- Tak, ale mógł mnie wyrzucić z apartamentu, jak tylko jego ruja się skończyła i nie przejmować się. Nie zrobił tego. Pomógł mi w zatrzymaniu pracy, zamówił dla mnie śniadanie, pozwolił się wykąpać i przeprosił. Z resztą – kolejne westchnienie uciekło z jego ust – to też moja wina.
- Nie prawda Lou, to on... - tym razem głos zabrał Niall. Nie chciał, aby jego skrzywdzony przyjaciel obwiniał siebie.
- Nie Ni – z bólem spojrzał na blondyna – Czułem jego zapach, jednak zamiast od razu wyjść z apartamentu, rozglądałem się po nim. Było cicho, chciałem się upewnić, czy na pewno ktoś jest w środka.
- Oh, Lou – ponownie przytulił omegę.
- Louis, kochanie – głos mulata był łagodny, nie chcąc spłoszyć chłopaka – Powiedz kto to?
- Nie – pisnął, kręcąc głową.
- Obiecuję, że nie doniosę na niego. Nie będę go również nachodził – przyrzekł przyjacielowi.
Louis niepewnie wpatrywał się w Zayna, przygryzając dolną wargę. Nie był pewny, czy dobrym pomysłem jest odpowiedzenie na to pytanie. Jednak z drugiej strony, to jego najlepsi przyjaciele i powinien im ufać.
- To Harry Styles.
***************************************
Autorka: Kolejny rozdział za tydzień.
Rozdziały będą pojawiać się w niedziele:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro