Opieka
Zima przyszła na Smoczy Skraj niespodziewanie. Śnieg padał nieustannie od dwóch dni, tworząc dwumetrowe zaspy. Jeźdźcy z początku postanowili, że uzyja smoczego ognia, by stopić śnieg, ale była to syzyfowa praca, bowiem biały puch i tak wracał po kilku godzinach. Chcąc nie chcąc, wszyscy musieli ewakuować się do swoich chat. Przynajmniej młodzi jeźdźcy mogli odpocząć od ciągłych potyczek z Viggo i jego łowcami.
Bliźniaki, Smark i Śledzik spędzali czas, grając w karty i opowiadając sobie śmieszne historie. A raczej to Mieczyk mówił, reszta słuchała. Heathera i Astrid zaszyły się w pokoju złotowłosej, by czytać stare księgi napisane przez swych przodków. Wieczorem skończyły trzecią książkę, którą Heathera rzuciła na swoje łóżko. Odkąd dziewczyna dołączyła do jeźdźców zamieszkiwała u Astrid, gdyż prace nad jej własną chatą były wstrzymane. Jendak czarnowłosa jezdzczyni wolała mieć towarzystwo. Zbyt długo przebywała sama i nawet nocowanie we własnym pokoju przypominało jej o samotności. Poza tym uwielbiała towarzystwo Astrid. Hofferson była dla niej jak siostra, którą kochała. I dziekowala bogom za swoich przyjaciół. Kto wie, co by teraz się z nią działo, gdyby nie przyjęła zaproszenia na Skraj.
- Wiesz może dlaczego Czkawka nie dołączył do nas? - Spytała z wolna Heathera i usiadła naprzeciw swojej toaletki. Rozpuscila następnie swoje długie, ciemne jak noc włosy i zaczęła je rozczesywać.
- Zapewne wymyśla nowe udogodnienia do stroju - rzuciła Astrid. - Z tego co mi mówił, planuje zrobić strój z wysuwanymi skrzydłami. Te ostatnie nie przeszły próby - zachichotała wojowniczka. Przypomniała sobie jak Czkawka skacze z urwiska i próbuje swój nowy wynalazek - " ważka". Nie zawsze była zadowolona z tak szalonych pomysłów chłopaka, ale widziała jak bardzo satysfakcjonuje go tworzenie nowych rzeczy. Więc jak mogła mu zabronić? Owszem, czasami marudziła, że jeździec za bardzo ryzykuje, ale mimo wszystko starała mu pomagać i wspierać. On zrobiłby dla niej to samo.
- Może pójdziesz do niego? - Heathea odwróciła się do przyjaciółki i uniosła znacząco brew. Astrid doskonale znała tę minę.
- Nie będę mu przeszkadzać - westchnela z rezygnacją i położyła się na swoje łóżko. W sumie chciała dotrzymać mu towarzystwa. Porozmawiać z nim na luzie i niekoniecznie mówić o Viggo. Po prostu spędzić z nim miło czas. To wystarczyłoby w zupełności.
- Nie gadaj, tylko tam idź - zachęciła ją przyjaciółka. Heathera podeszła do łóżka Astrid i pociągnęła ją za rękę. Złotowłosa westcjenla, ale skinęła głową. Chwycila swój zimowy płaszcz z niedźwiedzia polarnego i szybko przedostala się do chaty Czkawki. Zapukała kilka razy, ale nie usłyszała odpowiedzi. Dopiero kiedy powtórzyła czynność, z wnętrza pokoju wydobyło się niegłośne "proszę ".
Kiedy dziewczyna przekroczyła próg, jej oczom ukazał się bałagan. Wszędzie leżały narzędzia, materiały na ogon, dwie zapasowe protezy nogi, a nawet kubki po herbacie i koszulki jeźdźca.
Mroźny powiew wiatru przypomniał o tym, że Astrid nie zamknęła jeszcze drzwi, więc czym prędzej przycisnęła je z potworem, by zimne powietrze nie pdrzedostalo się dalej.
- Czkawka? - Spytała, patrząc w górę, gdzie powinien być chłopak.
- Jestem tutaj - krzyknął charpliwie. Jeźdźczyni zmarszczyła brwi i nieco zmartwiona przedostala się przez schody do szatyna. Czkawka leżał w łóżku okryty dwoma dużymi futrami. Nie miał na sobie kombinezonu, tylko zwykłą zieloną koszulę, która przemokła od potu. Twarz nastolatka była mokra i czerwona, jakby Czkawka przebiegł maraton.
- Oho, widać, że nieźle cię wzięło - skomentowała dziewczyna, ściągając swe futro, które rzuciła na krzesło. Podeszła do łóżka szybkim krokiem i przyłożyła zimną dłoń do rozpalonego czoła jeźdźca.
- Masz wysoką gorączkę - zmartwiła się.
- Niedługo przejedzie - zakaszlnął szatyn, machajac ręką, jakby była to błahostka. Astrid rzuciła okiem na nocną szafkę przyjaciela, zauważając kilka kubków po herbacie, imbir, cytrynę oraz miód.
- Nie wyglądasz najlepiej - skomentowała, mrużąc swe smutne oczy. Czkawka nie otwierał jednak swoich. Wydawało mu się, że powieki są zbyt ciężkie, by je unieść.
- To tylko grypa - odparł cicho. Jego głos był cichy i charpliwy. Astrid miała wrażenie, że Czkawka zaraz straci głos.
- Nie wydaje mi się - szepnęła i nie pytając o pozwolenie, położyła swą dłonią na pierś chłopaka, w miejscu gdzie biło serce. - Masz przyspieszoną akcję serca.
Szczerbatek zamruczał cichutko, zbliżając się do łóżka. Tracił pyskiem rękę Czkawki, który uśmiechnął się delikatnie.
- Chyba będę musiała lecieć po Gothi - zasmuciła się. Dziewczyna obserwowała unoszącą się klatkę piersiową szatyna, jakby bała się, że oddech przyjaciela zaraz ustanie.
- Wezmę coś i szybko przyjdzie.
Czkawka otworzył oczy i uśmiechnął się lekko. Mimo że obraz postaci Astrid był niewyraźny, chłopak uznał, że wygląda pięknie. W dodatku jej lśniąca od mrozu cera dodawała jej słodkiego uroku.
- Wątpię - westchnela Astrid i wstała, biorąc do ręki kubek. Zeszła na dół i szybko zaparzyła szałwii. - Przepłucz tym gardło, ja idę po resztę.
Kwadrans później Astrid i Śledzik byli w przestworzach. Postanowili, że najleoszym wyjściem będzie pomoc Gothi. Przez całą drogę Hofferson nie odezwała się ani słowem. Za to jej myśli głośno huczały w jej głowie. Martwila się o Czkawkę. Wyglądał słabo, a mimo to upierał się, żeby nie wzywać Gothi. Na szczęście upór Astrid nie został pokonany przez argumenty Czkawki.
Na Berk dotarli po godzinie lotu. Śledzik poszedł szybko po starą wieszczkę, a blondynka ruszyła do domu wodza. Pomyślała, że Stoick musi wiedzieć o stanie zdrowia syna. Szczególnie kiedy choroba nie była zwykłym przeziębieniem.
Kiedy wojownickza przekazała informacje wodzowi, ten wydawał się poruszony. Skinął jednak głową, ubrał chełm i zawołał Czaszkochrupa, który drzemał przy palenisku.
- Gothi nie może lecieć z nami, ale dała nam potrzebne lekarstwa. Powiedziała, że powinny zadziałać w ciągu dwóch godzin -wyjaśnił Śledzik, kiedy Astrid i Stoick pojawili się w centrum Berk, skąd mieli wystartować.
- W takim razie lecimy - zarządził lider wyspy i popędził swego wierzchwoca.
- Dlaczego sprowadziliscie tu mojego ojca? - Spytał zaskoczony Czkawka ponad godzinę później, kiedy Astrid obmywała mu twarz. Jeździec ledwi zadał to pytanie, zupełnie jakby przestawał kontaktować z rzeczywistością.
- Powinien wiedzieć, co się dzieje z jego jedynym dzieckiem - odparła miło Astrid i pogładziła delikatnie rozpalony policzek szatyna.
- I jak? - Stoick pojawił się przy łóżku, patrząc ze współczuciem na syna. Astrid westchnela.
- Jeszcze nie podalismy mu leków - oznajmiła cicho, patrząc na pogrążonego we śnie jeźdźca. Tak bardzo się bała. Czkawka zawsze był silny, jeszcze nigdy wcześniej nie złapało go tak okropne choróbsko.
- Szczerbatek, nie bierz tych ryb... - Mruknął przez sen chłopak, kręcąc głową w lewo. Astrid spojrzała na Stoicka, którego wzrok przepełniała troska.
Wódz chwycul syna za dłoń i scisnal mocno.
- Nie martw się, wodzu, Czkawka wyjdzie z tego - rzekła dziewczyna z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście. Przecież to wiking, a wikingów byle co nie zabije - zasmial się lekko, chcąc poprawić ciężką atmosferę, choć Astrid wiedziała, że ojciec martwi się o swoje dziecko. Tego nie można było przeoczyć.
Jeźdźczyni wzięła kolejną miskę z wodą i z czułością obmyła kark i twarz przyjaciela. Chłopak westchnął cicho, a potem chwycił lewą dłonią jej rękę.
- Astrid...
- Tak, to ja. Odpoczywaj - szepnęła, patrząc iskrzącymi się oczyma na twarz zielonookiego. Nawet nie zwróciła uwagi na Stoicka, który nieco zmieszany patrzył ma tę scenkę. Nie chciała już ukrywać uczuć do jeźdźca nawet przy jego ojcu.
- Dobra, mamy lekarstwo - zawołał Śledzik, idąc na górę. Szedł powoli, ponieważ nie chciał wylać białego napoju, który kolysal się w małym półmisku. Otyły jeździec podał naczynie Astrid, która nachyliła się nad przyjacielem.
- Czkawka, - potrząsnęła jego ramieniem - musisz to wypić.
Chłopak opierał sie przez kilka minut, majacząc coś niezrozumiałego. Dopiero przy pomocy Stoicka udało się otworzyć usta chłopaka. Kiedy tylko przełknął gorzki płyn, skrzywił się i zakasłał.
- Teraz musimy czekać - westchnęła do wodza Astrid i usiadła na skraju łóżka, by nadal schładzać czoło chorego.
Czkawka zaczął budzić się dopiero po czterech godzinach. Otworzywszy oczy ujrzał Stoicka, który głaskał łeb Szczerbatka.
- Tato? - Zapytał charpliwie. Stoick ozywil się na głos syna i podniósł zaskoczone spojrzenie.
- Czkawka! - Zakrzyknął wesoło i poszedł do łóżka, by przytulić jeźdźca. - Jak się czujesz?
- Słabo - wyjąkał i opadł na poduszki. W tym czasie do pokoju weszła Astrid, niosąc na tacy dwa kubki wody.
- W końcu się obudziłeś - powiedziała. Blondynka poczuła jak serce ściska się, a potem znacząco przyspiesza. Położyła ostrożnie tacę na stoliku i mocno przytuliła szatyna.
- Zarazisz się - zaśmiał się. Astrid przeczesała jego gęste włosy i posłała mu uśmiech.
Zaraz po tym na łóżko wskoczył Szczerbatek i zaczął lizać swojego jeźdźca.
- Masz dobrą opiekę - rzekł poważnie Stoick, patrząc znacząco na Hofferson. Dziewczyna zarumieniła się.
- Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszej - odparł na to chłopak i spojrzał w oczy przyjaciółki, która tym razem nie chciała odwracać wzroku.
Tak mnie wzięło za pisanie, że zaczynam kolejnego one shota. Miłego dnia! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro