Nocne tęsknoty
Noc była cicha i spokojna a delikatny wiatr bawił się koronami najwyższych drzew na Nowej Berk. Wikingowie, wycieńczeni całodzienną pracą, leżeli w swych namiotach, pogrążeni w głębokim śnie.
Jedyna, samotna dusza, błąkała się między namiotami, znajdując ostatecznie wydeptaną ścieżkę. Mężczyzna spojrzał w górę, w rozświetlone gwiazdami niebo. Księżyc, w kształcie rogala, schował się dawno pomiędzy ciemnymi chmurami, sprawiając, że noc wydawała się bardziej ponura.
Młody wódz pociągnął za kaptur, nakładając go na piegowate czoło. Skręcił następnie w prawo, trafiając na polanę obrośniętą wysoką trawą. Gdzieniegdzie widoczne były zagniecenia w ziemi. Pozostałości po niedawno stoczonej tam bitwie.
Czkawka westchnął ciężko, do jego nosa wdarło się zimne, północne powietrze, które zmroziło delikatnie jego płuca. Pomimo chłodu, usiadł na krawędzi urwiska. Wpatrywał się w ogromny ocean. Gdzieś tam, znajdował się dom wszystkich smoków – ukryty świat.
Czkawka już wiele razy miał ochotę wsiąść na łódź i popłynąć tam, chcąc być pewnym, że smoki naprawdę są bezpieczne. Jednak sama wzmianka o tym pozostawiłaby kazanie narzeczonej i matki. A tego młody wódz chciał uniknąć.
Westchnął smutno, rozprostowując chude nogi.
– Już teraz wiem, dlaczego ciągle chodzisz taki niewyspany – usłyszał głos, tak dobrze znajomy, że z pewnością mógłby rozpoznać go nawet z końca świata. Nie odwrócił się jednak. Pozwolił, by nocny towarzysz spoczął blisko niego. Astrid usiadła bezszelestnie, nakładając na zgarbione plecy ukochanego ciepły koc.
– A ty czemu nie śpisz? – Zapytał cicho. Cieszył się jednak, że nie był sam.
– Tata tak chrapie, że oka nie można zmrużyć – zaśmiała się lekko. Czkawka również się uśmiechnął, rozkładając ramię, by objąć i przyciągnąć ukochaną bliżej siebie. Astrid z przyjemnością położyła złotą głowę na jego ramię. Zamknęła oczy, wsłuchując się w szum wody i nocne granie świerszczy.
– Nie zadręczaj się już. Wiesz dobrze, że tam są najbezpieczniejsze – rzekła po dłuższej chwili. Nie musiała nawet patrzeć na Czkawkę, by wiedzieć jaki grymas malował się na jego twarzy. Zbyt dobrze go znała.
– To nie wyklucza tego, że nie tęsknię – westchnął, otulając Astrid ciaśniej. Chciał poczuć ją bliżej. Potrzebował jakiegokolwiek ciepła, dotyku.
– Wiem, kochanie, ja też.
Dziewczyna oderwała się od niego i spojrzała w jego zielone, smutne oczy. Miała wrażenie, jakby cały ich blask gdzieś zaginął. – I szczerze mówiąc, nie wiem, co zrobić, żebyś poczuł się lepiej.
Dodała cicho. Jej drobna dłoń spoczęła na policzku wodza. Pogładziła jego delikatną skórę.
– Już i tak zrobiłaś – westchnął rozmarzony, chwytając i całując jej dłoń. Astrid uśmiechnęła się lekko.
– Też tęsknię za Wichurką. Ale wiem, że moje szczęście nie może równać się z jej bezpieczeństwem. Tak również jest z resztą smoków, Czkawka. Musimy to zaakceptować.
– Jak to jest, że masz zawsze rację? – Uśmiechnął się w końcu, spoglądając głęboko w jej cudowne, niebieskie oczy, które mieniły się w blasku gwiazd. Kobieta wzruszyła ramionami. Cieszyło ją to, że mogła wywołać choć niewielki uśmiech na twarzy narzeczonego.
– Teraz trzeba skupić się na Nowej Berk. Rozmawiałam wczoraj ze starszymi. Dobrze by było, gdybyśmy wyrobili się z budową domów tuż przed największymi mrozami. Spanie w namiotach każdego już męczy – dodała.
– Tak, tak. Na szczęście prace jakoś idą – odparł, dzieląc się z blondynką ciepłym kocem. – Może uda mi się mieć cię za żonę jeszcze w tym roku, co?
Oboje zaśmiali się głośniej. Astrid pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Chyba nie możesz się doczekać – zauważyła słusznie, na co Czkawka wzruszył ramionami. Jego policzki stały się dziwnie czerwone.
– Nie mogę pozwolić, żeby jakiś inny facet mi cię ukradł – pocałował ją tuż za uchem, na co dziewczyna zachichotała.
– Wszystko w swoim czasie, skarbie – rzekła poważnie, choć jej piękną twarz rozświetlał szczery uśmiech. Wojowniczka wstała z zimnej trawy i otrzepała spódniczkę z brudu. – A teraz wracajmy, zanim zamarzniemy tu na śmierć.
Chcąc nie chcąc, wódz musiał się zgodzić. Wstał niechętnie, załączając następnie swą dłoń z dłonią ukochanej.
Do obozowiska dotarli chwilę później. Z daleka zauważyli kilku ludzi trzymających straż, pozdrowili wodza małym skinięciem głowy i przeszli dalej, czuwając nad spokojnym snem pozostałych wikingów.
Tuż przy namiocie Czkawki, Astrid zatrzymała się, chcąc pożegnać narzeczonego czułym pocałunkiem. Zanim jednak nachyliła się w jego stronę, ten przyciągnął ją do siebie.
– Zostań ze mną – poprosił szeptem, zagarniając kosmyk złotych włosów Astrid za jej ucho. Dziewczyna nie dała się prosić. Skinęła głową i już chwilę później oboje leżeli na łóżku wciśnięci w siebie. Astrid oddychała płytko, mając głowę położoną na klatce piersiowej Czkawki. Ten zaś bawił się jej włosami, patrząc w górę. Myślał o Szczerbatku. Wciąż martwił się o niego. Chciałby wiedzieć, czy jest cały i zdrowy. Jednak ufał mu. Znał przyjaciela, wiedział więc, że smok doskonale sobie poradzi. Poza tym, nocna furia, miała przy sobie inne smoki, które bez wahania staną za swoim przywódcą, gdy nadejdzie taka konieczność. Tak samo jak ludzie z Nowej Berk. Niesieni wiarą w młodego Haddocka, skoczyliby za nim nawet w największy ogień.
Mężczyzna uśmiechnął się, gdy Astrid z czułością objęła go mocnej.
– Dobrej nocy, mordko – wyszeptał jeszcze, chwilę przed tym, gdy sam zamknął oczy, by oddać się w ramiona Morfeusza.
Ta noc wyglądała na zapewne jedną z najspokojniejszych od wielu dni...
Dawno mnie nie było. W sumie prawie rok. Mam nadzieję jednak, że ten mini shot zrobi Wam dzień ( o ile ktoś tu jeszcze zagląda).
Mam nadzieję, że dam jeszcze radę wrzucać jakieś maleńkie shoty dla Was.
Dobrego roku, kochani 💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro