Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niespokojny duch

– Ale na pewno sobie poradzicie? – Zapytał po raz kolejny Czkawka Haddock, odwracając się do matki. Valka zaśmiała się lekko, kręcąc głową. Czasem bezsensowne zmartwienia jej syna bywały zabawne. – Może wrócimy wcześniej?
– O nie, nie ma mowy – kobieta zaprzeczyła natychmiastowo, odwracając syna w kierunku łodzi. Młody wódz wszedł niechętnie na drewnianą kładkę. – Ty i Astrid harujecie non stop, należy wam się kilka dni odpoczynku.

Dodała i uśmiechnęła się ciepło do syna i synowej, która pojawiała się obok Czkawki.
– To tylko trzy dni, wodzu – wtrącił się Pyskacz, kuśtykając w stronę Valki. – Raczej nie puścimy z dymem Nowej Berk.

Kowal zaśmiał się z chrypką, na co przywódca posłał mu krzywe spojrzenie. Wolałby aby ciężka praca przy budowaniu wyspy od nowa nie poszła na marne. Westchnął jednak ciężko, wiedząc, iż matka i kowal mają rację.
– Wrócimy, zanim się obejrzycie – odezwała się Astrid, kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu męża.
          Po krótkim pożegnaniu, małżeństwo postawiło żagle i w przeciągu kilkunastu minut oddalili się od prowizorycznego portu Nowej Berk.

Pogoda dopisywała. Słońce, zawieszone wysoko u góry, ogrzewało blade twarze wikingów. Wiatr jednak nie był zbyt silny, mimo to dmuchał w białe żagle wystarczająco mocno.
           Czkawka stał przy dziobie, opierając się o lewą burtę. Nienawidził płynąć łodzią. Zawsze podróże łajbą wydawały mu się tak powolne, żmudne. Gdyby smoki wciąż były z nimi, wyprawa zajęłaby im maksymalnie kilka godzin, nie cały dzień.
A

jednak rzeczywistość dawała się we znaki. Potężnych gadów już nie było wśród dzielnych wikingów. A na barki młodego Czkawkę Haddocka spadły obowiązki o wiele większe niż przypuszczał. Bycie wodzem to niełatwa rzecz, ale budowa nowego miejsca dla ludu to coś, czego nie sposób okiełznać. Przynajmniej nie samemu.

– O czym tak rozmyślasz? – Głos Astrid wyrwał go z roztargnienia. Odwrócił głowę w kierunku żony i uśmiechnął się lekko.
– O wszystkim – wzruszył ramionami, wyciągając dłoń w kierunku ukochanej. Gdy dziewczyna pochwyciła ją pewnie, mąż przyciągnął ją do siebie i objął pewnie.

Astrid zamknęła oczy z przyjemnością. Uwielbiała spędzać czas z ukochanym, a w szczególności była wdzięczna za chwile, kiedy wokół nie było niepotrzebnej publiczności. Kobiety na Nowej Berk uwielbiały plotkować o życiu wodza i jego żony. Nic więc dziwnego, że młode małżeństwo odetchnęło z ulgą, gdy przyszła okazja, by wyrwać się z dala od gadania ludzi.

– Jeśli myślisz o tym, co zrobisz na wyspie po powrocie, to obiecuję, że już nigdy nigdzie z tobą nie popłynę – rzekła blond wojowniczka, patrząc na piegowaty profil wodza. Ten przewrócił oczami, śmiejąc się lekko w duchu.
– Kiedy nie mam nic do roboty, nie dziw się proszę, że jedyne, co robię, to myślę – odparł poprawiając futro na plecach. Odwrócił się po chwili i pociągnął żonę na dziób, gdzie rozłożone były futra. Oboje spoczęli wygodnie, opierając się o poduszki.
– Czkawka, przerabialiśmy to – mruknęła Astrid. Denerwowały jej humory męża, ale niewiele mogła na to poradzić. Taki był jej Czkawka. Uczuciowy, ciągle czymś zmartwiony. Ale z drugiej strony, nie dziwiła się. Na ślubnym kobiercu wiedziała za kogo wychodzi – za wodza, który za zadanie miał chronić swój lud. A po odejściu smoków wydawał się za bardzo panikować. Z pierwszych rzeczy na nowej wyspie, która miała służyć im za dom, nakazał produkcję broni niemalże na masową skalę. Później doszły maszyny, takie jak katapulty, które zostały rozłożone na granicach wyspy.

– Zacznij nam więcej ufać – kontynuowała blondynka, odwracając głowę męża w swoją stronę. – Owszem, jesteś naszym przywódcą i na ciebie spada większość obowiązków, ale zapominasz, że sam nie jesteś na tej wyspie.
– Tak, tak, masz rację – mruknął, biorąc niesforny kosmyk żony i założył je za ucho. – Tylko dopóki nie będę pewien, że Berk jest bezpieczna, raczej nie ustąpię.
– No tak, trafił mi się zbawiciel świata – zaśmiała się, czochrając gęstą czuprynę Czkawki.
– Wiedziałaś, co brałaś – odbił piłeczkę mężczyzna, nachylając się nad twarzą ukochanej. Jego usta znalazły się niebezpiecznie zbyt blisko jej własnych.
– Nie narzekam – mruknęła, wpatrując się w zielone oczy małżonka. Ten uśmiechnął się ciepło, ostatecznie całując czule malinowe usta lubej.
– Od razu lepiej – wymruczała, przygrywając zadziorne dolną wargę. – Lubię takie przekomarzanie – dodała, zakładając ręce na kark wodza. Ten objął ją mocno, przyciągając jeszcze kawałek.
– Jeśli masz ochotę, możemy kontynuować to droczenie w kajucie – powiedział nisko, składając krótki pocałunek na szyi Astrid.
– I jak ja mogę tobie odmówić, wodzu? – Zachichotała, wiedząc iż Czkawka nie lubił, gdy własna żona zwracała się do niego tym tytułem. Szatyn pochwycił ukochaną na ręce i podniósł się szybko. Wojowniczka pisnęła zaskoczona reakcją męża.
– Za chwilę niczego nie będziesz mogła mi odmówić – skomentował z głupim uśmiechem, docierając w końcu do upragnionej kajuty.

Dobry wieczór, kochani.
Wiem, że nie popisałam się tym one shotem, jednak chciałam cokolwiek dla Was napisać 😇

Ogólnie rzecz biorąc, chciałabym wrócić, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalają mi obowiązki. 🙂

Znam jednak siebie i czasem jest to trudne dla mnie, żeby po prostu pisać. Trochę też przez sprawy prywatne, więc nie chcę obiecywać Wam niewiadomo czego. W końcu to nie kampania wyborcza 😜
Póki co, wszystko małymi kroczkami.

Pamiętajcie, uważajcie na siebie i na innych ♥️

Wasza Smile.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro