Niespokojny duch
– Ale na pewno sobie poradzicie? – Zapytał po raz kolejny Czkawka Haddock, odwracając się do matki. Valka zaśmiała się lekko, kręcąc głową. Czasem bezsensowne zmartwienia jej syna bywały zabawne. – Może wrócimy wcześniej?
– O nie, nie ma mowy – kobieta zaprzeczyła natychmiastowo, odwracając syna w kierunku łodzi. Młody wódz wszedł niechętnie na drewnianą kładkę. – Ty i Astrid harujecie non stop, należy wam się kilka dni odpoczynku.
Dodała i uśmiechnęła się ciepło do syna i synowej, która pojawiała się obok Czkawki.
– To tylko trzy dni, wodzu – wtrącił się Pyskacz, kuśtykając w stronę Valki. – Raczej nie puścimy z dymem Nowej Berk.
Kowal zaśmiał się z chrypką, na co przywódca posłał mu krzywe spojrzenie. Wolałby aby ciężka praca przy budowaniu wyspy od nowa nie poszła na marne. Westchnął jednak ciężko, wiedząc, iż matka i kowal mają rację.
– Wrócimy, zanim się obejrzycie – odezwała się Astrid, kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu męża.
Po krótkim pożegnaniu, małżeństwo postawiło żagle i w przeciągu kilkunastu minut oddalili się od prowizorycznego portu Nowej Berk.
Pogoda dopisywała. Słońce, zawieszone wysoko u góry, ogrzewało blade twarze wikingów. Wiatr jednak nie był zbyt silny, mimo to dmuchał w białe żagle wystarczająco mocno.
Czkawka stał przy dziobie, opierając się o lewą burtę. Nienawidził płynąć łodzią. Zawsze podróże łajbą wydawały mu się tak powolne, żmudne. Gdyby smoki wciąż były z nimi, wyprawa zajęłaby im maksymalnie kilka godzin, nie cały dzień.
A
jednak rzeczywistość dawała się we znaki. Potężnych gadów już nie było wśród dzielnych wikingów. A na barki młodego Czkawkę Haddocka spadły obowiązki o wiele większe niż przypuszczał. Bycie wodzem to niełatwa rzecz, ale budowa nowego miejsca dla ludu to coś, czego nie sposób okiełznać. Przynajmniej nie samemu.
– O czym tak rozmyślasz? – Głos Astrid wyrwał go z roztargnienia. Odwrócił głowę w kierunku żony i uśmiechnął się lekko.
– O wszystkim – wzruszył ramionami, wyciągając dłoń w kierunku ukochanej. Gdy dziewczyna pochwyciła ją pewnie, mąż przyciągnął ją do siebie i objął pewnie.
Astrid zamknęła oczy z przyjemnością. Uwielbiała spędzać czas z ukochanym, a w szczególności była wdzięczna za chwile, kiedy wokół nie było niepotrzebnej publiczności. Kobiety na Nowej Berk uwielbiały plotkować o życiu wodza i jego żony. Nic więc dziwnego, że młode małżeństwo odetchnęło z ulgą, gdy przyszła okazja, by wyrwać się z dala od gadania ludzi.
– Jeśli myślisz o tym, co zrobisz na wyspie po powrocie, to obiecuję, że już nigdy nigdzie z tobą nie popłynę – rzekła blond wojowniczka, patrząc na piegowaty profil wodza. Ten przewrócił oczami, śmiejąc się lekko w duchu.
– Kiedy nie mam nic do roboty, nie dziw się proszę, że jedyne, co robię, to myślę – odparł poprawiając futro na plecach. Odwrócił się po chwili i pociągnął żonę na dziób, gdzie rozłożone były futra. Oboje spoczęli wygodnie, opierając się o poduszki.
– Czkawka, przerabialiśmy to – mruknęła Astrid. Denerwowały jej humory męża, ale niewiele mogła na to poradzić. Taki był jej Czkawka. Uczuciowy, ciągle czymś zmartwiony. Ale z drugiej strony, nie dziwiła się. Na ślubnym kobiercu wiedziała za kogo wychodzi – za wodza, który za zadanie miał chronić swój lud. A po odejściu smoków wydawał się za bardzo panikować. Z pierwszych rzeczy na nowej wyspie, która miała służyć im za dom, nakazał produkcję broni niemalże na masową skalę. Później doszły maszyny, takie jak katapulty, które zostały rozłożone na granicach wyspy.
– Zacznij nam więcej ufać – kontynuowała blondynka, odwracając głowę męża w swoją stronę. – Owszem, jesteś naszym przywódcą i na ciebie spada większość obowiązków, ale zapominasz, że sam nie jesteś na tej wyspie.
– Tak, tak, masz rację – mruknął, biorąc niesforny kosmyk żony i założył je za ucho. – Tylko dopóki nie będę pewien, że Berk jest bezpieczna, raczej nie ustąpię.
– No tak, trafił mi się zbawiciel świata – zaśmiała się, czochrając gęstą czuprynę Czkawki.
– Wiedziałaś, co brałaś – odbił piłeczkę mężczyzna, nachylając się nad twarzą ukochanej. Jego usta znalazły się niebezpiecznie zbyt blisko jej własnych.
– Nie narzekam – mruknęła, wpatrując się w zielone oczy małżonka. Ten uśmiechnął się ciepło, ostatecznie całując czule malinowe usta lubej.
– Od razu lepiej – wymruczała, przygrywając zadziorne dolną wargę. – Lubię takie przekomarzanie – dodała, zakładając ręce na kark wodza. Ten objął ją mocno, przyciągając jeszcze kawałek.
– Jeśli masz ochotę, możemy kontynuować to droczenie w kajucie – powiedział nisko, składając krótki pocałunek na szyi Astrid.
– I jak ja mogę tobie odmówić, wodzu? – Zachichotała, wiedząc iż Czkawka nie lubił, gdy własna żona zwracała się do niego tym tytułem. Szatyn pochwycił ukochaną na ręce i podniósł się szybko. Wojowniczka pisnęła zaskoczona reakcją męża.
– Za chwilę niczego nie będziesz mogła mi odmówić – skomentował z głupim uśmiechem, docierając w końcu do upragnionej kajuty.
Dobry wieczór, kochani.
Wiem, że nie popisałam się tym one shotem, jednak chciałam cokolwiek dla Was napisać 😇
Ogólnie rzecz biorąc, chciałabym wrócić, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalają mi obowiązki. 🙂
Znam jednak siebie i czasem jest to trudne dla mnie, żeby po prostu pisać. Trochę też przez sprawy prywatne, więc nie chcę obiecywać Wam niewiadomo czego. W końcu to nie kampania wyborcza 😜
Póki co, wszystko małymi kroczkami.
Pamiętajcie, uważajcie na siebie i na innych ♥️
Wasza Smile.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro