Dotyk
Dzień na Smoczym Skraju chylił się ku końcowi, więc jeźdźcy postanowili, że rozpalą ognisko niedaleko błękitnej laguny. Oczywiście towarzyszyły im smoki, które usadowiły się blisko swych jeźdźców. Śledzik i Heathera załatwili koce, aby nie siedzieć na zimnym piasku, oraz słodką wodę pitną.
Po kwadransie każdy siedział już wygodnie wokół jeszcze niezapalonego ogniska.
- Kto idzie ze mną po drewno? - Zapytał Czkawka, zakładając ręce na talię. Jego wzrok skakał po znudzonych jeźdźcach, ale żadne z nich niezbyt paliło się do pomocy.
- Ja pójdę - westchnęła Astrid, wstając. Szatyn posłał jej wdzięczny uśmiech, a resztę spiorunował wzrokiem.
Blondynka wzięła jeszcze lampiony i weszła do ciemnego lasu, od razu rozglądając się za odpowiednim chrustem.
Czkawka zauważył, że jeźdźczyni jest zmęczona, gdyż lekko się chwiała. Mimo to, bez gadania zaczęła zbierać drewno, które rzuciło się jej w oczy.
- Więc... - Zaczął Haddock lekko zmieszany - Jak idą twoje treningi?
Astrid obróciła się do niego z podniesioną brwia. Jej piękne oczy odzwierciedlał głębszy kolor błękitu, przez co Czkawkce przeszły przyjemne dreszcze.
- Ciężko - mruknęła, niedbałe poprawiając chrust, który o mal nie wysypał się z jej rąk.
Czkawka jakoś nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciał rozweselić przyjaciółkę, ale nie za bardzo wiedział jak.
- Wiesz, ostatnio pomyślałem, że moglibyśmy polecieć nad Mokre Skały. Są tam bardzo fajne miejsca do treningów - mówił dalej po chwilowej ciszy, a Astrid przytaknęła cicho.
Szatyn spojrzał na dziewczynę, rozmyślając, czy coś się złego wydarzyło.
- Wszystko w porządku ? - Zapytał delikatnym głosem. Martwił się o przyjaciółkę, to oczywiste, ale z Astrid zawsze było inaczej. Dziewczyna kryła w sobie emocje, ale jeśli je okazywała, to tylko Czkawkce.
- Jestem zmęczona - wyznała w końcu, odwracając się do szatyna, który stał bardzo blisko niej. Ich nosy zetknęły by się, gdyby nie kilkucentymetrowa odległość.
Chłopak cofnął się od razu o krok, a jego policzki spłonęły czerwonością.
- Boisz się mnie? - Zaśmiała się po raz pierwszy tego wieczora blond włosa piękność. Astrid poprawiła drewno i uśmiechnęła się szerzej i choć since pod jej oczami stawały się coraz bardziej widoczne, w żadny sposób nie odejmowały jej uroku.
- Ja? Skąd. Dlaczego tak myślisz? - Zająkał się chłopak, drapiąc w tył głowy. Czkawka zapomniał, że trzyma kilka grube belki, więc drewno runęło z cichym łoskotem, kiedy ten drapał się z nerwów.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, zatrzymując się na jego mocno zielonych oczach, które przyciągały jak magnes.
- Jesteś cały czerwony - zachichotała dziewczyna, na co Czkawka zakrył twarz dłonią.
- Czasem tak mam - mruknął cicho, nie chcąc patrzeć znów na dziewczynę.
- Nie wątpię - odparła na to.
Nastała dość krępująca cisza. Z daleka słychać było głosy śmiech grupy jeźdźców. Pewnie Mieczyk znów opowiada swoje kawały, pomyślał Haddock, patrząc na wyjście z lasu.
- W sumie twoje towarzystwo bardziej mi odpowiada - rzekł cicho chłopak, ale nie mówił tego wprost do Astrid, która stała tuż za jego plecami. Na te słowa jej usta wygiely się w szczerym uśmiechu.
- Chyba nie możemy zostać tu tyle, ile chcemy - powiedziała cicho, poprawiając suche gałązki, które trzymała ciasno w rękach.
Czkawka znów się zarumiemił, ale tym razem patrzył głęboko w oczy dziewczyny, ignorując szybkie bicie serca.
W tym momencie poczuł, że chciał ją przyciągnąć i pocałować miękko. Trzymać ją blisko przy sobie, wdychając słodki zapach jej skóry, ale w końcu nie zrobił żadnego ruchu. W jego głowie coraz częściej pojawiała się myśl, że jeźdźczyni może czuć to samo, co on do niej...
Już od długiego czasu zauważał, że młoda wojowniczka często mu się przygląda i uśmiecha się jakoś inaczej, jakby ten sposób był przeznaczony tylko dla niego... Czkawka sam siebie karcił za tak pokręcone myśli. Astrid Hofferson miała by zauroczyć się w takim chłopaku jak on ? Co ten narwany chłopak o ogromnej wyobraźni, zwiarowanych pomysłach miał w sobie, aby jakiejkolwiek dziewczynie mógł się spodobać? Może tylko to, że był jeźdźcem nocej furii oraz synem wodza Berk.
- Wracajmy - rzekł po kilku chwilach szatyn, odwracając się od Astrid, ale ta zatrzymała go, łapiąc za ramię. Zaskoczony odwrócił się, a blondynka przyłożyła swą drobną dłoń do jego piegowatego policzka. Przejechała opuszkami palców po jego zimnej skórze, uśmiechając się przy tym lekko.
Sam jeździec nie ruszył się nawet na milimetr, rozkoszując się tylko jej delikatnym niczym jedwab dotykiem. Czkawka wyciągnął swą dłoń i położył na ręce Astrid, aby ta nie zabierała swojej tak szybko.
Jednak nie mogli stać długo. Z niechęcią oderwali się od siebie po niecałej minucie i z lepszym humorem wrócili do grona przyjaciół.
- Coś długo was nie było - zauważyła Heathera z chytrym uśmieszkiem. Astrid i Czkawka chrząknęli cicho, ale nie dali po sobie poznać, że coś się wydarzyło.
- Myślisz, że chrust leży co metr? - Rzuciła blondynka, nieco zirytowana. Nie chciała niczego wyjaśniać. - Musieliśmy się nachodzić.
Czkawka wziął drewno od przyjaciółki i rzucił je prosto do kamiennego okręgu, który następnie podpalił Szczerbatek.
- Ja niczego nie sugeruję - wzruszyła ramionami Heathera, biorąc długi kij, którym zaczęła bawić się w ognisku. Kiedy jeździec nocnej furii usiadł naprzeciw i zajął się rozmową ze Śledzikiem, Heathera odwróciła głowę w prawo i puściła oczko przyjaciółce, która zignorowała ten gest.
Dziewczyna zatraciła się na kilka minut w myślach, wciąż rozpamiętując sytuację sprzed kilku minut...
Coś trochę weny mi ostatnio brakuje, ale cóż... Mówiłam, że coś napiszę. Następny os raczej tak szybko się nie pojawi 😐
Miłego odpoczynku 😛
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro