Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cichy zabójca III

Czkawka krążył po kuchni Hoffersonów, próbując pozbierać myśli. Jak mógł być tak głupi, aby nie zabezpieczyć wyspy podczas imprezy? Przecież tak wielkie wydarzenie to idealna okazja, aby pozbyć się tylu ważnych przywódców naraz. Jednak jedna  myśl wciąż nęciła wodza.

Dlaczego on jeszcze żył?

Mężczyzna, usiadł zrezygnowany. Krzesło zapiszczało niemiło pod naporem jego ciężaru. Spojrzał zmęczonym wzrokiem za okno. Słońce powoli schodziło w dół, by ustąpić miejsca księżycowi. I choć pogoda wciąż dopisywała, Haddock nawet nie uśmiechnął się na myśl o locie z najlepszym przyjacielem.
– Czkawka? – Chłopak poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Wybudzony z marnych myśli uniósł wzrok, by spotkać twarz zatroskanej matki Astrid. Wódz poczuł nagłe zimno przeszywające go na wskroś.
– Jak ona się czuje? – Zapytał ledwie słyszalnie. Schylił głowę, patrząc na swoje ręce, które nerwowo bawiły się materiałem jego koszuli. Nie miał odwagi dłużej wpatrywać się w oczy Fredy.
Kobieta usiadła ciężko obok przyszłego zięcia. Zanim zaczęła mówić, wzięła głęboki wdech; szatyn bezproblemowo zauważył jak jej ciało drży. Astrid reagowała tak samo, gdy była czymś przerażona.
– Dobrze, ale Gothi mówi, że to tylko kwestia czasu, zanim... – Wzięła kolejny głęboki wdech. – Zanim jej stan się pogorszy.

Czkawka zamknął oczy. Nie to chciał usłyszeć. Pomimo tego, skinął głową i wstał powoli. Spojrzał na górę, gdzie znajdowała się sypialnia młodej Hofferson. Pragnął tam wejść, przytulić ją tak mocno, żeby to wszystko minęło. Jednak wiedział, że nawet najczulszy pocałunek nie zdziała zbyt wiele.
– Idź do niej. Ona cię potrzebuje – zachęciła go Freda, patrząc błagalnie na wodza. Jej jasne oczy wypełnione były ogromnym żalem i smutkiem.
– Jeśli przyjdzie Śledzik albo Eret, zawołaj mnie proszę – rzekł tylko i ruszył wolnym krokiem w stronę pokoju złotowłosej Astrid.

Pamiętał ile razy szedł tymi schodami, gdy odwiedzał narzeczoną. Często spędzali czas na wspólnej rozmowie, nierzadko drzemali razem albo opisywali swoje przygody w pamiętniku Haddocka. Rodzice Astrid zawsze lubili jej przyszłego męża. Nawet gdy łączyła ich tylko przyjaźń z chęcią witali syna wodza w swoich progach.
Na ścianach po lewej stronie zawiesili nawet rysunki otrzymane od Czkawki. Przedstawiały one głównie rodzinę Hoffersonów, choć i nie zabrakło szkiców Szczerbatka i oczywiście jego właściciela. Freda i Bjørg traktowali młodego wodza jako swojego syna, którego nie dane im było posiadać.

Chłopak uchylił delikatnie drzwi, wchodząc wolno do pokoju Astrid. W środku było dość jasno, pomimo zasłoniętego okna. Wzrok dziewczyny spoczął na niespodziewanym gościu. Przywitała go jednak uśmiechem, jakby chciała dodać mu otuchy. Mimo iż sama nie miała jej ani krzty.
Przy boku Hoffersonówny siedział jej ojciec, dbając, aby córka miała wszystko, co potrzebne.
– Skarbie, jak się czujesz? – Zaczął szatyn, podchodząc do Astrid spokojnie. Usiadł po drugiej stronie łóżka, biorąc ciepłą dłoń dziewczyny w swoją. Ucałował ją czule, patrząc zatroskanym wzrokiem w błękitne oczy ukochanej. Zabrało w nich tego cudownego blasku, który Czkawka tak bardzo kochał.
– Nie najgorzej – odparła szeptem. Ból gardła jednak nie pozwalał na zbyt wiele słów. Ścisnęła za to dłoń wodza.
– Śledzik szuka antidotum – zapewnił. Wyciągnąwszy dłoń do jej czoła, ogarnął z niego kilka kosmyków włosów.
– Gdyby się coś stało, będę na dole – przerwał im Bjørg, odsuwając krzesło od łóżka. Z cichym westchnieniem opuścił pokój córki.

Oboje nie mogli znaleźć odpowiednich słów. Czkawka patrzył na ukochaną; była taka słaba, a nadal piękna. Jej zawsze jasna cera zmieniła kolor niemal na szary, jej usta stały się lekko sine, pomimo panującego w pokoju ciepła.
Szatyn chciał coś powiedzieć.  Cokolwiek. Lecz za każdym zamknął na powrót usta, wpatrując się tylko w twarz blondynki.
– Musisz być silna, Astrid – wydudnił w końcu. W zielonych oczach wodza łzy wzbierały na sile, aż w końcu kilka kropel stoczyło się po jego chłodnym policzku.
– Ty też musisz być, Czkawka. Dla swoich ludzi – odparła. Dziewczyna zamrugała oczyma kilka razy, aż w końcu zamknęła je, choć nie zasnęła.
– Wiesz, że bez ciebie nie mogę... – Wyszeptał Czkawka, pozwalając, aby łzy swobodnie spadały na dłoń Astrid.
– Nie wyobrażam sobie świata bez ciebie, wiesz? – Dodał, biorąc głęboki wdech. Nie chciał się przy niej rozklejać. Obiecał, że będzie wsparciem.
Ale wystarczyło jedno spojrzenie na nią, aby każdy kawałek Czkawki pękł, a potem rozbił się jeszcze na tysiące kawałków.
– Skarbie, spójrz na mnie – poprosiła cichutko. Szatyn podniósł obolałą od płaczu głowę, spełniając jej prośbę. – Jeśli się nie uda, proszę cię o to, abyś był szczęśliwy. Jesteś wspaniałym człowiekiem i zasługujesz na wszystko, co dobre.

Jeździec wpatrywał się w jej oczy niemal jak zaczarowany. Przetwarzał słowa blondynki, jakby zupełnie nie słyszał, co powiedziała. Po chwili pokręcił jednak głową.
– Nie – zaczął twardo, łkając głośno. – Nie mów tak. Wyzdrowiejesz, choćbym miał polecieć na kraniec świata – zapewnił, przykładając dłoń narzeczonej do jego drżących ust. Po raz kolejny ucałował jej miękką skórę.
Astrid uśmiechnęła się lekko. Czuła, że znów zapada w sen, toteż nawet nie walczyła. Nawet nie miała zbyt wiele siły, by mówić.
– Kocham cię z całego serca – dodała, zanim w ramiona porwał ją głęboki sen.

W chacie Hoffersonów zbierało się coraz więcej ludzi. Gdy Czkawka zszedł na dół, dojrzał Valkę, która natychmiast wzięła syna w ramiona. Niewiele to dało, jednak wódz był wdzięczny za to, że po prostu jest.
– Jak Astrid? – Spytała kobieta, odrywając od siebie zmęczonego jeźdźca.
– Zasnęła – odparł krótko szatyn, podchodząc do stołu. Usiadł natychmiast, przecierając twarz.
Freda wstała cicho i bez słowa ruszyła na górę. Chciała być przy ukochanej córce.

Podczas gdy Czkawka siedział przy narzeczonej, do chaty zawitali kolejno Śledzik, Sączysmark, a chwilę po nich Eret.
– Macie jakieś wieści? – Zapytał z nadzieją wódz, patrząc na przyjaciół. Trójka jeźdźców popatrzyła na siebie; wszyscy mieli zepsuty humor. Mimo ogromnego smutku i stresu, wikingowie postanowili działać.
– Zbierałem próbki z kubków z imprezy – zaczął Śledzik, wyciągając zza futra nieduży notes. Podał go swojemu przywódcy.
– Wziąłem tylko te przeznaczone dla wodzów – kontynuował – i zauważałem, że na dnie niektórych z nich osadził się jakby piasek.
Czkawka przypatrywał się szkicom przyjaciela. Nie mógł skupić myśli, choć starał się nadążać za Ingermanem.
– Da się z tego wciągnąć konkrety? – Wydudnił Haddock, oddając notes Śledzikowi. Blondyn westchnął ciężko, unikając świdrującego wzorku wodza.
– Przeanalizowałem to najlepiej jak umiałem, ale nie dałem rady – zająknął się otyły wiking, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
Ten wstał jednak gwałtownie, przewracając krzesło.
– Cholera jasna! – Krzyknął, jednak upomniał się w miarę szybko. Nie chciał zbudzić Astrid.
Przeczesał więc włosy, trzymając łokcie blisko głowy.
– A Gothi? Sprawdzałeś jej lekarstwa? – Dopytał, przełykając głośno ślinę. Valka podeszła do syna, biorąc go za ramiona. Usadziła go zaraz przy palenisku, wręczając do rąk kubek z jakimiś śmierdzącymi ziołami.
– Wszystko, co mieliśmy, już wypróbowaliśmy... – Rzekł cicho Śledzik. Sam usiadł pod oknem, zdejmując ciężki hełm. 
Czkawka pokręcił głową, biorąc głęboki wdech.
To nie może się tak skończyć. Pomyślał ponuro. Zamknął na moment oczy, chcąc jakkolwiek poczuć się lepiej.
– Skoro zabójca polował tylko na wodzów, dlaczego Astrid została otruta? – Niezręczną ciszę przerwał Eret. Do chwili starał się nie odzywać; wiedział, że praktycznie każde słowo może sprawić Czkawce przykrość.
Wikingowie popatrzyli na siebie wzajemnie, próbując dojść do logicznej odpowiedzi. Haddock przysłuchiwał im się z uwagą, aż w końcu dopił napar, krzywiąc się mocno. Odłożył następnie kubek na stolik, patrząc przez moment na niego.
– Zaraz, zaraz – mruknął wódz, patrząc na drewniany kufel.
Każda para oczu skupiła się na przywódcy Berk.
– Na imprezie Astrid pomyliła kubki i zamiast swojego, wzięła mój – wyjaśnił.
Bjørg zaklął pod nosem.
– Czyli to ty byłeś celem – rzekł Hofferson. Nie był zły na wodza, nie potrafił, choć chciał wykrzyczeć wszystkie swoje emocje. Tak bardzo bał się o swoje jedyne, ukochane dziecko. Nie był w stanie znieść myśli, że ona mogłaby tak po prostu odejść. Jego dzielna wojowniczka zawsze walczyła. Do samego końca.
– Eret, zbierz drużynę A i zbadaj wyspę. Zobacz, czy ktoś podejrzany kręci się po wiosce.
Syn Ereta skinął tylko głową. Nie zdążył jednak podejść do drzwi, kiedy ktoś wtargnął niespodziewanie do środka. W progu stanął roztrzęsiony Dagur.
– Co się stało? – Zaalarmowany Czkawka dopadł do przyjaciela, pomagając mu wejść głębiej izby.
– Bracie...– Zaczął zdyszany przywódca Obrońców Skrzydła. Każdy czekał na wyznanie Szalonego jak na szpilkach. W chacie panowała tak gęsta atmosfera, że z daleka można by było ją poczuć.
– Heathera... Ktoś ją zaatakował w lesie – wyjawił, podnosząc przerażony wzrok. Rudowłosy poprawił rozczochraną fryzurę i wstał, pociągając za sobą przyjaciela.

Czkawka nie zdążył nawet wypytać Dagura o szczegóły. Rudowłosy ciągnął wodza tak szybko, że Haddock ledwie nadążał. Ponury humor i godziny stresu odbiały się nawet na jego poruszaniu i równowadze. Dopiero po dłuższej chwili zdołał wyrwać się z mocnego uścisku Berserka i wyrównać z nim krok.

Tymczasowa chata Dagura stała nieco dalej od wioski, lecz mimo to, jeźdźcy dotarli do niej w niecałe pięć minut. Drzwi domu były uchylone na oścież, więc mężczyźni już przed progiem słyszeli jęki bólu Heathery. Rudowłosy syknął cicho, nie chcąc jednak zatrzymywać się ani chwili dłużej. Czkawka wszedł zaraz za nim, dostrzegając po prawej stronie przyjaciółkę. Dziewczyna leżała na małej kanapie, opierając się na obitej futrem ramie. Przy niej klęczała Mala, obmywając ramię szwagierki. Kobieta radziła sobie dość dobrze, choć Czkawka od razu zauważył jej zakrwawione, drżące dłonie. Dagur podszedł do kobiet, chcąc pomóc w jakikolwiek sposób.
– Będą potrzebne nici – oznajmiła od razu żona Dagura. Ten skinął tylko głową i gwiżdżąc przywołał swego wiernego smoka.
– Czkawka, przytrzymaj proszę jej ramię – poprosiła blond kobieta. Skupiała się cały czas na zmywaniu okropnej szkarłatnej cieczy, która nie chciała się zatrzymać. Maleńki strumyk krwii sączył się leniwie, kąpiąc ostatecznie na dywan pod kanapą.
Chłopak wykonał polecenie posłusznie. Dopiero gdy się zbliżył zauważył jak okropną ranę miała Heathera. Dziewczyna zawyła donośnie, gdy Mala przyłożyła do rozcięcia kolejny wacik nasączony mocnym alkoholem.
– Uciskaj tutaj – królowa poinstruowała Haddocka, pokazując miejsce na ciele jeźdźczyni Szpicruty. – Jeszcze chwila, Heathero.
Dziewczyna wiła się z siłą, toteż przyjaciele mieli niemały problem z utrzymaniem jej na miejscu.
Na szczęście chwilę później zjawił się Dagur. Zacisnął krzepko wątłe ciało siostry w swoje ramiona, dając znać żonie, by zaczynała szyć.

Cała akcja zakończyła się po dziesięciu minutach; Heathera po tym czasie wypiła napar ze świętej bazylii, która słynęła z silnego działania przeciwbólowego. Niedługo potem usnęła.

Czkawka pozostał w szoku. Nie wiedział, o czym myśleć. O Astrid, Heatherze czy o zabójcy prawdopodobnie grasującym nadal po Berk.
– Wyjawiła, kto jej to zrobił? – Zaczął wódz, zamykając drewniane drzwi wejściowe. Nie chciał, by ktokolwiek ich słyszał, choć głośne krzyki poszkodowanej przyjaciółki z pewnością słyszała połowa wyspy.
Dagur popatrzył na żonę, która wcale nie wyglądała dobrze. Mala starała się ułożył na powrót potargane włosy, choć pobrudziła tylko jasne kosmyki krwią, której nie zdołała zmyć.
– Mówiła tylko, że szła ścieżką w Lesie Odyna, kiedy ktoś rzucił się na nią z nożem. Nie zdążyła nawet zareagować i oberwała – westchnął smutno Dagur, patrząc na siostrę.
Czuł się po prostu źle. Miał wrażenie, że zawiódł ojca, który prosił go o ochronę córki. Heathera była znakomitą wojowniczką, wręcz doskonale potrafiła zadbać o siebie, ale mimo to Dagur chciał chronić ją najlepiej jak umiał. Jak starszy brat młodszą siostrę.
Mala chwyciła jego spoconą dłoń i ścisnęła pocieszająco. Wiedziała, czym zadręcza się jej ukochany.
– Gdyby nie Szpicruta, zapewne skończyłoby się to znacznie gorzej – dodał ostatecznie Szalony, patrząc smutno na przyjaciela. Ten skinął głową. 
– Posłuchajcie, muszę wam coś powiedzieć...
Haddock odpowiedział przyjaciołom o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Małżeństwo było w szoku; a że spędzali czas latając, nie zauważało, że coś jest nie tak.
– Bogowie, Czkawka, przepraszam, gdybym wiedział – zaczął nerwowo Dagur, usłyszawszy przykrą historię z Astrid. Szatyn westchnął. Przez chwilę zapomniał, że życie jego ukochanej również wisiało na włosku.
– Śledzik wraz z Gothi szuka odtrutki, ale marnie to idzie. Musimy znaleźć tego człowieka i trochę z nim porozmawiać – zakończył twardo wódz Berk.

Czkawka powrócił szybko do chaty Hoffersonów. W środku jednak zastał tylko swą matkę i rodziców Astrid, którzy starannie opiekowali się córką.
– Co z nią? – Zadrżał mężczyzna. Valka uśmiechnął się smutno, wstając wolno.
– Mikstury Gothi spowalniają działanie trucizny, ale to nie wystarczy, żeby...
– Rozumiem – przerwał jej natychmiast, patrząc ostro w oczy. Czuł, że za chwilę znów pęknie.
– Musimy szybko działać – kontynuował, gdy kobieta chciała coś powiedzieć. Wziął głęboki wdech; nie mógł przecież siedzieć bezczynnie, choć pragnął z całego serca znajdować się przy boku ukochanej dziewczyny. Wiedział jednak, że siedząc bezczynnie nie pomoże jej nawet odrobinę.

Czkawka, wraz z pomocą Valki, zebrał wszystkich jeźdźców w Twierdzy. Nie wszyscy jednak znali powód tak szybkiej narady.
Wódz rozłożył na stole raporty, które sporządził Śledzik. Ingerman sprawdził stan wszystkich przywódców odwiedzających Berk podczas święta Lithasbiot. Na szczęście większość z nich cieszyło się zdrowiem. Najwyraźniej zabójca nie miał udanych łowów.
– Sprawdziliśmy twierdzę, nikogo nieproszonego nie ma – wyszeptał mu do ucha Eret, trzymający dłoń na głowicy miecza. Jego ciemne oczy jeszcze raz prześwietliły pomieszczenie.
– Dziękuję – odparł zmęczonym głosem szatyn. Chłopak chrząknął cicho, oczyszczając gardło, a potem wstał ze swojego tronu.
– Jeźdźcy Berk – Zaczął, przeskakując wzrokiem na twarze zebranych wikingów. Zaraz na początku zauważył Szpadkę i Mieczyka, którzy, o dziwo, zachowali się bezkonfliktowo. – Podczas wspólnego świętowania, w nasze szeregi wtrąciła się osoba, która próbowała pozbyć się kilku z nas. Trzej wielcy wodzowie zostali otruci; Bergvid, Meryn oraz Bernardyn. Niestety blady cień padł również na moją narzeczoną.

Czkawka wyjaśnił całą sprawę. Nie obyło się oczywiście bez wzburzenia wikingów, którzy od razu palili się do ataku.
–  Cisza! – Ryknął szatyn, uciszając swój lud. Jeźdźcy posłuchali niemalże od razu.
– Musicie mieć na uwadze to, że nawet nie wiemy, kto za tym stoi. Dlatego musimy działać szybko i skutecznie. Każdy z was otrzyma zadanie, dlatego skupcie się. Nie chcę powtarzać dwa razy.

Każdy podszedł bliżej stołu, by usłyszeć plan wodza. Czkawka mówił pewnie, jakby opowiadał o rutynowym patrolu. Pomysł przywódcy wyglądał na dość zuchwały, mimo to nikt nie zamierzał się sprzeciwiać.
– Jeśli znajdziecie cokolwiek, macie natychmiast powiadomić mnie – dorzucił na koniec. – A teraz na smoki.


Akcja jeszcze się rozkręca 😏
Mam nadzieję, że nadal jesteście zaintrygowani 😁😁

Do usłyszenia, mordki ❤️









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro