Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Blindsided

               Ostatnie godziny były dla mnie nie do zniesienia. Każdy co chwilę pytał, czy dobrze się czuję albo czy potrzebuję czegoś. Z jednej strony było to niezwykle miłe, ale z drugiej... Denerwowało mnie to. Moi przyjaciele traktowali mnie jak dziecko. Straciłam wzrok, owszem, ale to nie znaczyło, że jestem słaba, prawda?
- Astrid? - usłyszałam głos Czkawki dochodzący z lewej strony. Odwróciłam się. Przez chwilę ucieszyłam się, że spojrzę w jego magiczne, zielone oczy. Jednak moja radość szybko zgasła - przecież byłam ślepa... - Może chciałabyś zmienić ubranie? Jesteś cała umazana pyłem.

              Przetarłam odruchowo bluzkę, a potem twarz. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Może łudziłam się, że chociaż poczuję brud? Powoli stawało się to nie do zniesienia. Czułam się beznadziejnie, gdy myślałam, że już zawsze tak będzie. Że nie zobaczę Berk, rodziny, przyjaciół, nie spojrzę Czkawce w oczy, nie ujrzę  cudownych widoków wraz z Wichurą.
- Tak, tak... - Mruknęłam cicho. Usłyszałam, jak Czkawka wzdycha, a potem obejmuje ramieniem. W innej sytuacji ucieszyłabym się z takiego obrotu sprawy, ale nie teraz, kiedy jedyne, co widziałam, to ciemność. Rozpowrzechniającą się i przerażającą ciemność.

                Po kilku minutach dotarliśmy do mojej chaty. Otworzyłam ją z trudem, a potem weszłam do środka. Zapomniałam, że pod drzwiami zostawiłam skrzynki z kurczakiem dla Wichury i potknęłam się, lądując na kolanach.
- Super...- Zdenerwowałam się, ale wstałam szybko.- Czkawka? Jesteś tu?
- Oczywiście - odparł, stając przy moim boku.- Chcesz mojej pomocy?
Westchnęłam ciężko. Więc tak to teraz będzie wyglądać? Będę uzależniona od czyjegoś wsparcia?
- Chyba nie mam wyboru - jęknęłam rozżalona i usiadłam na łóżko.
- Gdzie trzymasz ubrania? - Spytał Czkawka, będąc gdzieś w dalszej części pokoju.
- W dużej szafie, po lewej stronie - rzuciłam od razu, kierując głowę ku Czkawce. Po chwili chłopak pojawił się tuż obok mnie. Położył coś na łóżku, zapewne było to moje ubranie, a potem chwycił za ręce i podniósł. - Dasz radę umyć twarz?
- Tak! Nie traktuj mnie jak kalekę! - Zdenerwowałam się, wyrywając ręce. Zabrałam rzeczy i ruszyłam w stronę łazienki. Tuż przed wejściem potknęłam się i znów upadlam. Tym razem na twarz.
- Nic ci nie jest? - Spytał Czkawka, od razu zjawiając się w progu.
Minęła długa chwila zanim odpowiedziałam. Czułam, że drżę, a moje serce mocno kurczy się i znów bije, tym razem o wiele szybciej.
- Przepraszam... - Załkałam żałośnie. Przedramiona drżały i nie dałam rady się podnieść. Zupełnie jakby coś przykuło mnie do podłogi. - Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
- Rozumiem cię, Astrid - wyszeptał czule i pomógł mi wstać. Usiadłam następnie na niskiej szafce, pozwalając, aby nogi bezwładnie zwisały. - Musi być ci ciężko... - Dodał ponuro. Zamknęłam oczy i oparłam się o drewnianą ścianę. Czkawka w tym czasie przyniósł wodę i przelał do głębokiej, metalowej misy. Szum płynu szybko ustąpił. - Mogę? - Zapytał nerwowo jeździec, zjawiając się przed moją twarzą. Chyba trzymał mokrą gabke, bo czułam, jak kropelki wody kapią na moje kolana. Skinęłam głową i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak ciepła gąbka zmywa pył z mojej twarzy. Czkawka robił to delikatnie, jakby bał się, że jestem z porcelany i stłuczę się przy mocniejszym ruchu.
- Nie musisz się bać, wiesz? - Rzucił spokojnie jeździec, myjąc wolno moją grzywkę. Zamrugałam gwałtownie.
- Czy wyglądam, abym się czegoś bała? - Spytałam zaskoczona. Czkawka przerwał na chwilę i chwycił moją dłoń. Dziwne ciepło rozgrzało mnie od środka. Nie chciałam, żeby Czkawka mnie puścił. Nie teraz, kiedy tak bardzo potrzebowałam czyjejś obecności.
- Boisz się sytuacji, w której się znaleźliśmy - odparł wprost. Mogłabym przysiąc, że właśnie teraz chłopak patrzy mi w oczy. Żałowałam, że i ja nie mogę spojrzeć w jego.
- My? - Zapytałam zaskoczona.
- Nie chcę, żebyś czuła się osamotnienia - rzekł, machając ręką, bo poczułam powiew wiatru.
- Jesteś kochany - odparłam szybko. Chyba za szybko, bo między nami zapadła cisza.
Czkawka zaśmiał się delikatnie i wrócił do czyszczenia moich włosów.

            Czkawka był ideałem. Cóż, przynajmniej w moich oczach. Jest przystojny, ma magiczne oczy, pięknie się śmieje, dba o wszystkich, szczególnie o mnie, nie jest sztywny i kocha smoki. Nic więc dziwnego, że go uwielbiałam. No dobra, zakochałam się w nim. I to trwa już od co najmniej dwóch lat...
- Podam ci ubrania - przerwał moje rozmyślania jego miękki głos. Skinęłam głową i już po kilku sekundach poczułam, jak w moje ręce wpadają ciuchy.
- Mógłbyś wyjść na chwilę? - Zarumieniłam się, słysząc oddech chłopaka.
- Co? Ah, tak, tak... Ja-jasne! Jakby co, będę za drzwiami - mruknął pośpiesznie i wyszedł, zamykając wejście. Zaśmiałam się. Ubóstwiałam jego sposób bycia.

              Założyłam już bluzkę, naramienniki, pas do nich oraz legginsy. Jedynie spódniczka nie chciała się wcisnąć. Szarpałam się z nią przez długą chwilę, aż w końcu nerwowo rzuciłam ją na podłogę.
- Czkawka, mógłbyś wejść? - Rzuciłam głośno, a po chwili do łazienki wszedł jeździec.
Czkawka chrząknął nerwowo.
- Co jest?
- Nie mogę zapiąć spódniczki - westchnęłam, opierając się o szafkę. Odgłos stukotu nogi szatyna upewnił mnie w przekonaniu, że Haddock idzie w moją stronę.
- Podejdź do mnie - powiedział, więc zrobiłam to, o co prosił. Czkawka chyba klęczał. Było to dla mnie dość krępujące, ale przecież miał mi pomóc założyć ubranie. Szatyn chwycił rzecz i trzymając jedną rękę na moim biodrze, wsunął spódniczkę, a potem zapiął.
- Jest dobrze? - Zapytał.
- Tak, tak. Dziękuję - rzekłam, wyciągając rękę w jego stronę. Czkawka chwycił ją, ściskając mocno.
- Zawsze ci pomogę i zawsze będę przy tobie, nie ważne co by się działo.
Uśmiechnęłam się szeroko i objęłam mocno Czkawkę.
- Jesteś niesamowity - wyszeptałam do jego ucha. Staliśmy tak długą chwilę, która mogłaby trwać o wiele dłużej, ale mieliśmy misję do wykonania. Chrząknęłam cicho i oderwawszy się, powiedziałam:
- Ruszajmy. Musimy odzyskać nasze smoki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro