Epilog
Najbardziej przerażającą częścią życia są zmiany, a nie da się ich pozbyć, jeśli w życiu chce się do czegoś dążyć, coś osiągnąć, nie żyć tylko i wyłącznie stacjonarnie, w jednym miejscu, bezpiecznie, tak jak się sobie założyło gdy żyło się tylko i wyłącznie marzeniami.
Zawsze byliśmy z Luke'm osobami, które wolały działać, niż tylko stać z boku, przynajmniej w kwestii zawodowej i byliśmy w tym naprawdę dobrzy i szczęśliwi, a potem postawiliśmy na coś więcej niż jedną kategorie, zrobiliśmy się zachłanni, zachłanni bliskości, miłości, a może nawet czegoś więcej niż zwykłej pracy.
Wszyscy mówią, że miłość to najpiękniejsze, co może spotkać cię w życiu i nie zamierzam zaprzeczać, ale miłość jest też w tym wszystkim wykańczająca, nic nie wykończy cię tak jak dbanie o nią i pielęgnowanie każdej najmniejszej chwili. Czasem myślę, że łatwiej byłoby o niej nie pamiętać, być od niej daleko i zajmować się nią tylko gdy jest w zasięgu ręki, ale wtedy by nie była taka drogocenna, prawda?
Nie wiem, ile związków rozpada się ze względu na odległość, niedbałość, zainteresowanie kimś innym, a ile rzeczywiście na brak miłości, bo widzicie.. czasem przy dzielącej odległości odczuwam brak miłości, odczuwam strach, niepewność, wątpliwości i cholernie wiele emocji, które zarazem zaprzeczają miłości, a i ją potwierdzają. Myślę, że największym grzechem miłości jest przestanie o nią walczyć.
Łatwe, prawda?
Wszyscy myślą, że to wiedzą, że walka to takie oczywiste słowo, że potrzeba do niej dwóch osób, ale widzicie mało ludzi odkrywa, że potrzeba do niej dwóch niezależnych osób, które w tym wszystkim potrafią walczyć o samego siebie. Dlatego właśnie podziwiam Luke'a, ponieważ wiedział, że nasza miłość nie uczyni go spełnionym.
Okrutne?
Przepraszam, że wyciągnęłam was z bajki o królewiczu.
Nie znam się na toksycznych związkach, bo nigdy w owym nie byłam, ale wydaje mi się, że chodzi w nim o przewyższanie potrzeb jednej osoby nad drugą. Będę teraz mało romantyczna, ale z miłością jest trochę jak z rynkiem i ofertą kupna bądź sprzedaży pomiędzy dwoma jednostkami, kompromis cenowy to nasz złoty środek, gdzie obie strony są zadowolone, ale nie wygrały nad drugą, cóż to bardzo kolokwialny opis działania rynku, w każdym razie, chciałabym wam powiedzieć, że kompromis jego wyjazdu na pół roku, nie był, aż tak dramatyczny w skutkach jak moglibyśmy przypuszczać. Ponieważ ja jako kupujący, nie zmieniłam swoich potrzeb, a on jako sprzedający dalej oferował to samo, tylko z większą pewnością.
Wyprowadziliśmy się z jego mieszkania, ale wcale nie wprowadziliśmy do mojego. Przez ostatnie pół roku mieszkałam z siostrą i zajmowałam się z nią naszymi zwierzakami. Uznaliśmy to za niezwykle dzień kawalerski, dzień, który trwał pół roku.
Podczas tej rozłąki nauczyłam się tak samo dużo o sobie jak i o nim. Wysyłałam mu tonę paczek z wysokim filtrem i kremami, które nie raz zatrzymywali na granicy. Upały to zdecydowanie nie miejsce dla tego faceta. Nauczyłam się także, że bardzo przywiązuje się do pacjentów i zapamiętuje wszystkie imiona, chcąc poznać ich historie. Wszyscy powtarzali mu, żeby się przesadnie nie angażował, bądź przypadkiem nie zakochał w jednej z tych historii, a on za każdym razem powtarzał, że bardziej woli tajemnice, niż historie podane na tacy.
Przez to pół roku nauczyłam się ufać.
Tak, nauczyłam się, że czasem trzeba zaufać ludziom, żeby twoje życie było lepsze, żeby przez cały czas nie zastanawiać się, co ktoś robi, co ktoś myśli, bo gdy tylko będzie miał czas, sam ci o wszystkim powie.
Nauczyłam się także, że kochanie nie jest tak wielką słabością jak myślałam, ponieważ nie udało się temu uczuciu mnie złamać.
Cierpliwie czekałam i działałam.
Teraz mogę patrzeć jak mój chłopak, odbiera swój dyplom ukończenia szkoły medycznej i jak rozważa, w którym szpitalu chce pracować, ponieważ podczas tego pół roku poznał ludzi, którzy myślą jak on i działają jak on - całym sercem.
Jesteśmy tu wszyscy, cała grupa naszych przyjaciół, którzy wykręcili nam niezły numer i wcale nie chcą o tym zapomnieć, cóż nam też nie było łatwo, ale przekonałam się, że czasem przyjaciele lepiej wiedzą, czego ci trzeba i wcale nie muszą ci o tym krzyczeć prosto w twarz, a sięgają po tak niekonwencjonalne metody. Na rynku mogliby być dostawcami - dostawcami miłości, śmieję się na to porównanie, którego jednego wieczora wymyśliliśmy z Luke'm w łożku. A co do łózka... czasem chodzimy po mieszkaniu nago, ponieważ nie mieliśmy innego wyjścia gdy po częściowej przeprowadzce do nowego miejsca, popsuła się pralka wraz z naszymi rzeczami i.. cóż, takie małe rzeczy odmieniają nasz związek. A podróż Luke'a dała nam kilka kolejnych, jak na przykład wakacje w górach, przy dużej ilości śniegu, bo ktoś tu ma dosyć słońca.
Czasem musimy spróbować pewnych rzeczy, żeby wiedzieć czy są dla nas i tak było z jego podróżą gdy okazało się, że upały nie są dla niego, a także z nami. Musieli wpędzić nas w udawane małżeństwo, żeby połączyć.
– I jak tam, gwiazdo medycyny? - pyta go Calum.
– Masz jakiś czerwony nosek.. – żartuje Mike.
Opalenizna jeszcze nie zeszła mu do końca.
– Nie jestem pewny, Nora, czy twój chłoptaś nie przestraszy pacjentów – Jack szturcha mnie ramieniem.
– Tak jak twojego dziecka?
– Cóż, chyba nie polubi się ze swoim chrześniakiem.
– Halo, ja tu jestem – macha pomiędzy nami dłonią.
– Cześć, doktorze – mówię do niego – Ile piątek na dyplomie?
– A co chcesz się licytować?
– Prawdopodobnie wygram ze względu na dwa dyplomy.. – szczerzę się.
– Więc gramy nieczysto? – odparowuje.
– Co? Kto gra nieczysto? – rozglądam się na boki – Po prostu moje zdolności...
– Chodź, przekonamy się kto ma zdolniejsze ręce.
Otwieram szeroko usta, a on głośno się śmieje.
– To, że ty otwierasz ludzi, nie znaczy, że ręce grafika są mniej sprawne!
– Może zróbmy szybką ankietę...
– Proszę bardzo! – oburzam się.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, jak na przykład nasze małe kłótnie.
Nie wiem, kiedy poprosi mnie o rękę, a to was pewnie bardzo ciekawi, nie mamy jasno zaplanowanego życia, przynajmniej nie tej części prywatnej, ale nie zamierzałam się z nim rozwieść podczas udawanego małżeństwa, co daje nadzieje na to, że gdy kiedyś poprosi mnie o rękę, spędzimy ze sobą wieczność i właściwie czy weźmiemy kiedyś prawdziwy ślub czy nie, nie ma znaczenia, ponieważ w fałszywym spędzilibyśmy wieczność.
Powiem wam coś w co zapewne nie uwierzycie, póki nie przekonacie się na własnej skórze - czasem warto być naiwnym, ponieważ nie wszystko, co naiwne jest złe, czasem po prostu trzeba nad tym popracować z czystym umysłem, może nawet optymizmem.
Jestem dzisiaj bardzo szczęśliwa, bo uwierzyłam w swój ślub.
A wy w co uwierzycie?
******
PEWNIE TAKIEGO EPILOGU SIĘ NIE SPODZIEWALIŚCIE, ale uważam, że uzupełnia te historie odpowiednio. Podsumowałam wszystko, dałam im szanse i nie opisałam ich życia do końca, co daje mi otwartą furtkę, żeby w przyszłości dopisać kilka rozdziałów o ich dzieciach, ślubie, czy zaręczynach, kto wie, co mi wpadnie do głowy, ale uważam, że tak młode postacie dobrze zostawić w tym niecodziennym dla zakończeń miejscu.
Dziękuję wszystkim bardzo!!!!!! przyjęliście te historie z otwartymi ramionami i chyba dobrze się bawiliście, nawet jeśli Nora was denerwowała, ale Nora miała właśnie taka być.
Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni takim zakończeniem i że jeśli są tu nowe osoby to teraz chętnie zajrzą na Dressing up the mind, które jest o zupełnie innej tematyce, a zarazem jest nieco podobne, gdyż Gina bardzo się boi zobowiązań...
Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro