34. Czas wolnej woli
Nie wiem jak długo milczymy. Siedzimy na podłodze z dala od siebie ledwo na siebie patrząc. On nie rozumie, co ja czuję, a ja nie rozumiem, co on czuje, jeśli powiemy to głośno prawdopodobnie oboje się rozczarujemy i to z zupełnie innych powodów.
– Chodź do mnie – zachęca mnie – To ty musisz do mnie przyjść, Nora.
– Nienawidzę cię – oświadczam pełna przekonania.
– Bo co? Bo myślisz, że cię zostawiam?
– Ty już wiesz, że pojedziesz! – krzyczę – Masz gdzieś, co o tym myślę!
– Myślę, że nie myślisz racjonalnie – dlaczego jest taki spokojny? – Pomysł, co ty byś zrobiła, gdyby chodziło o ciebie. Nie bądź samolubna.
– Ja? – warczę – Ja? Samolubna?!
– Co się stanie jeśli trochę tu na mnie poczekasz? No co?
– Nie jestem w związku po to, żeby na kogoś czekać. Zawsze byłam pewna, że jeśli już kiedyś w nim będę to nie po to, żeby być z kimś na odległość, za dużo się wtedy traci.
– Dużo stracę, jeśli nie pojadę – przekonuje mnie – Moja kariera to część mojego szczęścia. Jak za dziesięć lat będziesz patrzeć na kogoś kto nie został lekarzem, bo źle ocenił jednego człowieka? Chcę tylko się sprawdzić.
– Możesz mi obiecać, że więcej nie pojedziesz? – to jest tak naprawdę kluczowe – Że wrócisz za pół roku, zdasz egzaminy, zaczniesz robić specjalizacje...
– Nie wiem – przynajmniej jest szczery, chociaż na to trochę późno – Ja bym ci nie zabronił, gdyby chodziło o twoją przyszłość.
– Chodzi o naszą przyszłość!
To straszne, co z ludźmi robi miłość. Nagle z jednostki stają się grupą i to nawet nie zespołem, ponieważ jak widać nie posiadamy wspólnego celu.
– Możesz mnie odwiedzić...
– W pieprzonej Afryce? Z niemal zerową cywilizacją!?
To nigdy nie były moje klimaty i nikt nie może mnie za to winić. Nie mam wysokiej potrzeby zbawiania świata i on musi to uszanować, to znaczy nie musi, tak jak ja nie muszę..
– Chciałem znaleźć sposób na skrócenie rozłąki..
– Przecież to szaleństwo!
Może dlatego nigdy nie spróbowaliśmy, może dlatego łatwiej było go nienawidzić, może dlatego fałszywy ślub był lepszy od prawdziwego, może gdzie indziej jest coś bardziej prawdziwego, co nie będzie się wiązało z taką rozłąką. Nawet nie potrafię sobie tego do cholery wyobrazić.
– Nie ulegnę – upiera się – Mam dwadzieścia cztery lata, jeśli nie teraz to kiedy?
Nigdy.
Proszę nigdy.
– Nie chcesz być kobietą, która zabrania czegoś swojemu facetowi i włada nim jak marionetką – to cios poniżej pasa – A ja nie chcę tobą władać.
Za późno.
Moje serce jest jego, a umysł przez to oszalał.
– Mogę pojechać za pół roku gdy będziesz nas pewniejsza, ale to opóźni moje studia..
Część mnie wie jak ważna jest kariera i studia. Pamiętam, co powiedziałam o przyszłości i o pewnym standardzie, które ma mi zapewnić kariera i on chce to zrobić dla siebie, nie dla mnie, a ja nagle widzę tylko te prostą wizje życia, której on chciał.
Jak to możliwe, że tak się wymieniliśmy w tak krótkim czasie?
– Wyjdź – rzucam – Chcę zostać sama, chcę to przemyśleć. Wyjdź.
Kiwa głową, jakby mówił mi, że liczy się z tym, co mówię i tym, że nie chce podejmować moich decyzji za mnie.
Może powinien.
Może powinien mnie zmusić do zostania za sobą na odległość.
Najbardziej przeraża to, że zabraknie mi go w najzwyczajniejszej sytuacji gdy będę stała w kuchni i gotowała i przypomnę sobie coś, co będę mu chciała opowiedzieć, a go nie będzie siedzącego na kanapie i gapiącego się na mnie albo to on będzie robił śniadanie, a ja nie będę mogła przytulić się do jego pleców. Przeraża mnie tęsknota, która nie będzie miała nic wspólnego z miłością, ponieważ go tu nie będzie. Będzie wspomnieniem, oczekiwaniem, ale nie będziemy tak naprawdę kontynuować, przez pół roku będę stała e miejscu, czekając na coś, co po powrocie może być zupełnie inne.
Jeśli nie spróbuję to się nie przekonam.
Stracę najlepszą rzecz w życiu, bo będzie obchodziło mnie tylko to czego ja chcę, a odkąd jesteśmy razem on nigdy nie postawił swoich potrzeb nad moje.
Bo jesteśmy razem.
Naprawdę razem.
Żadnych tatuaży na tyłkach, żadnych prześmiewczych żartów o rozpadzie naszego związku.
Jak czekać za kimś pół roku i nie czuć, że się je straciło?
Byłam tak długo skupiona na samej sobie, że potrafię dalej to robić, prawda?
A jeśli powie mi za pół roku, że to jest to, co chce robić, to to zakończę.
Chociaż kto wie, co przyniesie to pół roku i jak ja się zmienię..
I chyba właśnie dlatego go gonię.
– Luke! – łapię go na samym dole gdy już otwiera drzwi.
Obraca się, całkowicie zaskoczony moją nagłą zmianą zdania. Ja też jestem zaskoczona, ponieważ łzy w jego oczach nie są tym czego się spodziewałam.
– Myślisz, że dla mnie to jest łatwe? To zupełnie nowa rzeczywistość, nowe wyzwanie, baz ciebie w cholernym łóżku, bez naszych zwierzaków, bez ciebie wkurzającej mnie na każdym kroku, ale muszę to zrobić. Nie żeby przekonać się jakim jestem człowiekiem, a lekarzem.
– Pół roku, bez obietnic, bez żalu. Sprawdźmy jakimi ludźmi możemy być osobno po tym jak byliśmy razem.
– Nie, nie zgadzam się. To nie może być koniec, nie pozwolę ci chodzić na randki z innym mężczyzną.. – łapie się za głowę – To mnie zabija.. ta niewiedza, ten strach, co może się wydarzyć gdy kogoś poznasz gdy zobaczysz, że nie jestem jedynym, przed którym możesz się otworzyć.
– Musimy sobie zaufać – to wszystko, co robimy od tygodni – Musimy uwierzyć, że obietnice nie są silniejsze od nas samych.
Mam przez to namyśli między innymi małżeństwo. Jego brak tak mnie przeraził, że wiem, że nie powinnam się tak czuć w stosunku do formalnego papierka.
– Chcę, żebyś przez te pół roku był najlepszą wersją siebie i jeśli po powrocie dalej będziemy chcieli być razem i będziemy mieli te same priorytety..
– Nie chcę przez pół roku nie mieć kontaktu!
– Nie mówię nic o tym, Luke.. – łapię go w talii – Możemy rozmawiać, możemy pisać, mogę nawet cię odwiedzić, jeśli to w ogóle możliwe, możesz mówić mi wszystko, co tylko chcesz i ja też będę, ale będziemy żyć osobno i będziemy musieli się z tym pogodzić.
– Mogę mówić, że cię kocham?
Jak się mogłabym nie uśmiechnąć?
– Tak długo jak usłyszysz odpowiedź.
Przyciąga mnie bliżej. Pochyla się, żeby oprzeć czoło o moje.
– Myślałem, że osiągnęliśmy już maksymalne zaufanie, chodząc do łóżka i dobrze się w nim bawiąc, a jednak to zupełnie nowy poziom..
– Szaleństwa?
– Brak obietnic przeraża mnie bardziej niż obietnice – przyznaje.
– Masz być wolnym człowiekiem, a nie uzależnionym od zamienienia słów w czyny.
Wydaje mi się, że trzeba komuś bardzo ufać, żeby pozwolić mu żyć jak chce i liczyć, że znajdzie się tam miejsce dla ciebie albo bardzo naiwnym sądząc, że wolną wole można połączyć z miłością.
Przekonamy się za pół roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro