30. Od tego nie uciekniesz
– Zabierzesz Puszka do weterynarza?
Spieszę się na uczelnie, a on jeszcze leży w łóżku, co jest do niego zupełnie niepodobne.
– Słucham?
– Ostatnio się trochę polubiliście..
Patrzy na kota, który leży na drugim końcu sypialni, wtulony w Dingo.
– Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale ten kot to przesada, Nora.
– To rodzina! – oburzam się – Nie rań jego uczuć!
Wyciągam z pod łóżka skarpety, bo zapomnieliśmy kupić proszku do prania, a Luke sobie je tam chowa, bo wie, że potrzebuję długich, żeby było ciepło mi w stopy, a tylko on z nas posiada długie skarpety.
– Nie ma mowy. Masz kota, zabierz go do weterynarza.
– Nie mam czasu! – oburzam się – Ty masz?
– Mówiłem ci.. mam urlop i dużo nauki – pokazuje na książkę, w której nie przewinął kartki odkąd wstał, a może i od kilku dni.
– Urlop? Ty i urlop?
– Byliśmy na małych wakacjach..
– Okej, ale to już prawie trzeci tydzień, Luke.
Patrzę na niego.
On nie patrzy na mnie.
To do niego niepodobne i do mnie, że jestem taka głupia.
– Nie porozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło po tym jak go uderzyłeś, właściwie wróciłeś wtedy do domu i oznajmiłeś, że masz urlop. Dlaczego wtedy o tym nie pomyślałam? – kontynuuje – Luke, co się wydarzyło?
Przysiadam obok niego na łóżku, chcąc zmusić go do odpowiedzi.
– To urlop?
– Chcesz znać, prawdę?
Zawsze i on o tym wie.
– Wyrzucili mnie, a ja nawet nie chciałem już pracować z tymi ludźmi, którzy zachowują się...
– Wyrzucili cię!!? – wściekam się – I mi nie powiedziałeś?! Uznałeś, że dobrze będzie mnie okłamać i zabrać na wakacje, zamiast szukać nowej pracy!? Jak opłacisz rachunki za to miejsce?!
– Uspokój się – syczy i kładzie dłoń na moim kolanie – Szukam czegoś, ale we wszystkich dobrych miejscach..
– Luke! To poważna sprawa! Nie mogli cię wyrzucić za to, że twój szef chciał przysługi seksualnej!
– Uderzyłem go – przypomina mi – I zrobiłbym to jeszcze raz.
Nie wiem, co powiedzieć.
To moja wina.
Kładę głowę na jego piersi. Muszę zebrać myśli, ale to trudne.
– To moja wina – mówię na głos.
– Pieprzyć twoją winę. To tylko uświadomiło mi, że nie chcę być takim człowiekiem. Chcę pomagać, a nie licytować się na stan konta.
– Luke...
– Zapłacę rachunki – nie o to mi chodziło, po prostu pomyślałam i to powiedziałam – Dalej jestem mężczyzną tylko chwilowo bezrobotnym – dawno nie słyszałam tego tonu – Nie zostawisz mnie, bo nie spełniam jakiś twoich głupich oczekiwań.
– Zostawię cię, bo jesteś głupi, że to w ogóle mówisz.
Podnoszę się, żeby na niego spojrzeć. On prostuje się do pozycji siedzącej.
– Będę lekarzem i nic mnie przed tym nie powstrzyma, ok?
Nie obchodzi mnie to.
Nie w ten sposób, co myśli.
Zdejmuję buty i wskakuję do łóżka.
– Co robisz? Musisz iść na uczelnie, już Orawie jesteś spóźniona – przypomina mi.
– Jak się czujesz?
– A jak do licha mam się czuć? Nie potrzebuję psychologa – warczy.
– Mogłeś mi powiedzieć – uświadamiam go – Mogę ci pomóc szukać. Poradzimy sobie z tym razem. Chcesz być lekarzem? Będziesz lekarzem.
Kładzie dłonie na moich kolanach i ściska.
– Nie powiedziałem rodzicom – mówi – Nie wiem jak im powiedzieć, że wyrzucili mnie z tej roboty. Byli tacy dumni..
– Jesteś dorosły – przypominam.
– Ty też, a boisz się, co powiedzą o naszym małżeństwie – i tu mnie ma – Oboje nie chcemy ich zawieść.
– Pieprzyć rodziców – wyrzucam z siebie zbyt gwałtownie – Luke, nie czułeś się tam dobrze.
– Wiem.
– Twój brat nie może ci pomóc? Jest lekarzem, na pewno mógłby to załatwić.
– Musiałbym mu powiedzieć – ponownie ściska moje kolana – On na wszystko zapracował sam.
– Nie jesteś sam – to coś czego długo nie mogłam powiedzieć o sobie – Wiem, że może ci się tak wydawać, bo to twoja praca, twoje marzenie, ale coś wymyślimy.
– Powinnaś iść na uczelnie – to jest jego odpowiedź? – Nie możesz zawalać swoich zajęć przez moje problemy. Nie o to chodzi w naszym związku, pamiętasz?
Cholera.
– Pogadamy jak wrócisz – teraz robi to co ja przez całe życie, zamyka się ze swoim problemem, jakby nikt nie mógł go zrozumieć albo jakby nie był wart zrozumienia – No idź – prawie spycha mnie z łóżka – Kocham cię, ale idź już.
Pokazuję mu środkowy palec.
– Piątkowa uczennica zawala studia przez chłopaka. Myślisz, że napiszą o tym w gazetach jak się do nich zgłoszę? Temat godny uwagi. Kujonica! Przestroga przed ślubami!
– Nic nie zwalam – wiem, że mnie podpuszcza,
– To idź, przynieś jakąś piątkę.
– Idę, ale wieczorem ci nie odpuszczę.
– Już się boję – przewraca oczami.
– Powinieneś.
– Tak, tak – wstaje z łóżka za mną i obejmuje mnie w pasie – Nie masz mnie za przegranego? – szepcze mi do ucha.
– Nie jesteś przegrany. Luke, nie przegrałeś.
– Tobie by się to nigdy nie zdarzyło – stwierdza – Wiesz jak sobie radzić z ludźmi i ch ustawiać.
– A ty wiesz jak być dobrym lekarzem – obracam głowę w jego kierunku – Więc, doktorku, znajdziesz na to lek.
– Nazwij mnie tak jeszcze raz.
Zamiast tego przykładam usta do jego ust i to on mnie całuje.
Luke
Zrób coś ze swoim życiem.
Te myśli nie dawały mi spokoju.
Obracalne wizytówkę między palcami, zastanawiając się czy jeśli zadzwonię do tej kobiety to będzie jednoznaczne z podjęciem decyzji.
Zawsze chciałem to zrobić, ale znajdowałem wymówki, na przykład Nicka, który zagrażał mojemu miejscu, ale teraz? Co mnie powstrzymuje, żeby pojechać? Żeby zrozumieć czy to jest dla mnie? Mówię o tym kim chce być, a nawet nie sprawdziłem czy potrafię
Co mnie powstrzymuje?
Żona.
Nowe życie.
Ale ona zrozumie, ponieważ to Nora, gdyby chodziło o nią ja bym zrozumiał, a ona i tak kazałaby mi zrozumieć i w ogóle się ze mną nie liczyła.
To początek, a nie koniec, a ta decyzja tylko ustabilizuje naszą przyszłość i moje wybory, które w końcu nie będą tylko gadaniem, a skutecznym dążeniem do celu.
Dlatego wybieram numer...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro