Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Nie taki straszny jak go malują

Nad morska restauracja o tej porze roku świeci pustkami, ale nie przeszkadza to Norze, wspominać o dobrych opiniach i pysznych zapachach rozchodzących się stąd na całe wybrzeże. Nie wiem czy stresuje mnie jedzenie czy sam fakt, że może mi nie zasmakować.

– Przestań mnie taką skwaszoną minę – szepcze do mnie – To bardzo mili ludzie, na pewno umieją przyrządzać te potrawy. Czytałam historie restauracji i zajmują się tym od pokoleń.

– Też to czujesz?

Czuję rybę.

Surową rybę.

Jakiś mężczyzna wchodzi do restauracji z koszykiem ryb. Najwidoczniej świeżo złowionych. Nora przewraca oczami, jestem bliski do zdenerwowania jej.

Zaraz mi powie, że nawet nie próbuję albo coś w tym stylu albo że zachowuję się jak dziecko, ale zaskakująco nie mówi żadnej z tych rzeczy tylko uśmiecha się do mnie.

– Naprawdę tak źle, co?

– Spróbuję.

Nie dla niej, ale dla siebie, ponieważ ma racje. Nie smakowało mi to, co przyrządził Mike, ale on nie ma żadnego pojęcia o gotowaniu. Nie chcę być zamknięty na nowości, ani na bycie odważnym. W szczególności, że właściwie moje życie jest wywrócone do góry nogami, więc dlaczego do cholery mam nie spróbować czegoś dobrego? Ona mówi, że jest dobre, ja sam ocenię.

Chryste, mam trochę pomieszane w głowie i to pierwszy dzień gdy w ogóle o tym myślę.

Nie mam pracy, która jest mi potrzebna do ukończenia studiów. Prawdopodobnie Christopher postarał się o to, żeby nie było to takie łatwe, a ja nikomu o tym nie powiedziałem. Siedzę tu i próbuję nowych rzeczy z moją testową żonką.

Czy wszystko to, co się dzieje to jakiś test?

Test na to jakim jestem człowiekiem i czego chcę od życia.

Nora ściska moją rękę.

– Samych ryb też nie lubisz?

– Jest tyle innych rzeczy.. może powinniśmy w przerwę wiosenną wybrać się Cancun i zjeść trochę meksykańskiego żarcia, ciekawe czy tobie zasmakuje.

Dobrze słyszę, co mówię.

Co będzie na wiosnę?

Mamy wspólnych przyjaciół, tak czy tak będziemy na siebie skazani, ale w sumie dlaczego zakładam najgorsze?

Patrzę na nią, próbując zrozumieć, czemu tak długo nie widziałem jej innej twarzy. Nie tej tylko walczącej, ale przyjaznej, pięknej, zachęcającej mnie do próbowania nowych rzeczy.

Pewnie dlatego, że była moim rywalem, a nie partnerką i formy osobowe mają tu konkretne znaczenie. Ale.. bo zawsze jest jakieś ‚ale', jestem mężczyzną i nie chcę mówić jej, że straciłem pracę i nawet o nią nie walczyłem. Muszę sobie poradzić z tym sam, tylko.. tylko teraz chcę się skupić na naszym małżeństwie. Tylko przez chwilę, po powrocie do domu, skupię się na sobie. Trzeba zbudować mocne fundamenty i takie tam, a potem je pielęgnować.

Kelnerka przynosi jedzenie życząc nam smacznego, my także go sobie życzymy, ale gdy biorę pierwszy kęs, drugi kęs.. czy można po prostu nie lubić owoców morza?

Widzę, że na mnie patrzy, bo ja sam patrzę na nią. Patrzy na mnie gdy woła kelnerkę i prosi, żeby zapakowała na wynos, ponieważ coś na wypadło, ale pierwsze gryzy były pyszne. Nie karci mnie, chyba tak naprawdę nie ocenia.

– Zjemy na plaży ja swoje owoce morza, ty jakieś taco?

Kiedyś byśmy się kłócili, pewnie nawet rozdzielili byleby każdy zjadł swoje i postawił na swoim.

Nie mówimy nic więcej, póki stamtąd nie wychodzimy.

– Muszę cię pocałować – to ja składam to oświadczenie.

Nora przewraca oczami, trochę się ze mnie podśmiechując i czeka. Czeka, aż moje usta spotkają jej, a gdy tylko to się dzieje, przestaje być bierna.

– To ostatni pocałunek jaki dostaniesz, następny dopiero gdy umyjesz zęby.

Uderza mnie w ramię, a ja jeszcze szybko całuję ją w głowę.

Siadamy na plaży, co prawda niezbyt blisko samej wody, ponieważ, co chwila podmywa kolejny kawałek plaży. Oboje rzucamy się na swoje ulubione jedzenie, nie komentując złośliwie tego drugiego, co naprawdę nie zdarza się za często. Może nie powinienem tego psuć, ale pytam.

– Zamierzasz powiedzieć rodzicom?

Chyba chcę wiedzieć jak poważnie nas traktuje.

– A ty?

– Pierwszy zapytałem – i będę się o to kłócił – Gdy nie chciałaś powiedzieć siostrze, zrobiło się niemiło.

– Ugh – odwraca wzrok – Oni nie zrozumieją – obraca się z powrotem do mnie – Oni nigdy nie rozumieją.

– Przecież są dobrymi rodzicami.

– No i co? To znaczy, że wszystko rozumieją? Jestem ich Norą, chodzącym sukcesem, przypadkowy ślub źle będzie wyglądał w historii do znajomych, brak pierścionka zaręczynowego, obrączka bez odpowiedniej ilości złota, brak wesela, na które mogliby zaprosić znajomych, brak planów, brak przedstawienia im ciebie jako chłopaka, narzeczonego, rzeczy, którymi mogliby się chełbić.

Słyszę każde słowo chyba aż nazbyt dobrze.

– Nora, przepraszam, że...

– Za co, do cholery mnie przerażasz?

– Nie dałaś mi dokończyć, małpo – przyciągam ją do piersi, odsuwając jedzenie trochę dalej.

– Bo nie masz za co. To była nasza wspólna, niezbyt dorosła decyzja i może mając te wszystkie rzeczy, wcale nie byłabym szczęśliwsza?

Pewnie bym o nich nawet nie pomyślał.

– W innym wypadku to nawet nie byłbyś ty, a ja jestem szczęśliwa, że to ty.

– Wracajmy do domku – nie wiem, które z nas bardziej zaskakuje moją propozycja.

Nie potrzebuję już rozmowy na poważne tematy. Rodzice to przeboleją albo nie, z resztą nieważne, nie chcę teraz myśleć o rodzicach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro