Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. To nie plotki


Następny ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Usłyszałem irytujący dzwonek z budzika, który nakazał mi zwlec się z łóżka. Był czwartek, miałem dość tej szkoły. Przez sekundę rozważałem, czy nie mógłbym zostać w domu. Potem przypomniało mi się, że moja mama ma wolne, więc to zdecydowanie by nie wypaliło. Znając ją, to gdybym tylko wspomniał o wagarach, złapałaby mnie za rączkę i odprowadziła pod same drzwi klasy, gdzie miałbym mieć pierwszą lekcję. Ale to byłby wstyd!

Skrzywiłem się, gdy stopy dotknęły zimnej podłogi. A tak dobrze mi się spało w ciepłym łóżku... Spojrzałem tęsknie na miękką poduszeczkę, ale pukanie do drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości.

- Harry? Wstałeś kochanie? - usłyszałem kobiecy głos.

- Tak, już się ubieram mamo - powiedziałem.

Słyszałem jej oddalające się kroki. Podszedłem do szafy, skąd wyciągnąłem swój strój do szkoły, na który składały się czarne jeansy i zwykła, biała koszulka. Najpierw poszedłem do łazienki, aby skorzystać z toalety i  doprowadzić się nieco do stanu używalności, jak to mówię. Moje włosy były w okropnym stanie. Na poważnie zastanawiałem się nad obcięciem ich. Przemyłem twarz i skrzywiłem się na widok cieni pod oczami. Wcale nie tak późno położyłem się spać, a wyglądałem jak zombie, chociaż może troszeczkę przesadzam.

Ubrany, z plecakiem na ramieniu zszedłem na dół. Anne i moja siostra Gemma siedziały przy stole. Myślałem, że młodsza z kobiet będzie jeszcze u swojego chłopaka, ale jak widać wróciła. Zająłem miejsce przy stole i sięgnąłem po serowe tosty. Nalałem również soku pomarańczowego do szklanki.

- Mamo? Mogę zabrać samochód? - zapytałem.

- Tak, ale pod warunkiem, że w drodze powrotnej go zatankujesz - uśmiechnęła się.

- Ale to Gem zużyła dużo paliwa, nie ja! - oburzyłem się.

- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi - zaszydziła siostra i potargała moje włosy.

- Kiedyś cię zabiję - wysyczałem, a mama posłała mi karcące spojrzenie.

- Mógłbyś zajechać jeszcze do sklepu? - zapytała Anne. - Zrobiłabym wieczorem ciasto, Jay dała mi wczoraj przepis na proste wypieki. Mam nadzieję, że Louis  i Niall nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zatrzymasz się chwileczkę w sklepie.

- Na pewno nie - odparłem.

Ugryzłem chrupiący chleb i wbiłem spojrzenie w szklankę soku. Zwykle gdy biorę samochód, zabieram chłopaków po drodze. Tym razem nie zamierzałem, chyba, że Horana. On jest w porządku. Wyciągnąłem komórkę i wystukałem na szybko wiadomość, że ma dziś podwózkę. Wysłał mi tylko zadowolony uśmiech i zdjęcie swojego śniadania, na które składały się naleśniki oblane syropem klonowym.

Po skończonym śniadaniu pożegnałem się z kobietami i pognałem do wyjścia. Założyłem plecak i opuściłem dom. Samochód stał na podjeździe. Wsiadłem do niego i odpaliłem silnik. Podjechałem pod adres Horana. Właśnie szedł w moją stronę z szerokim uśmiechem. Otworzył drzwi z tyłu i już chciał się pakować, kiedy nakazałem mu, aby usiadł z przodu.

- A Lou? - zapytał. - Zawsze jedzie z przodu.

- Nie dzisiaj - odparłem i ruszyłem dalej.

Po kilkunastu metrach zauważyłem szatyna. Szedł chodnikiem ze spuszczoną głową. Jego szary plecak zwisał mu z ramienia, ale zdawał się tym nie przejmować. Zmierzał w stronę przystanku. Ja nawet nie pomyślałem, aby się zatrzymać.

- Przejechałeś - powiedział zdziwiony Irlandczyk. - Tam szedł Lou.

- Wiem - odparłem i wzruszyłem ramionami.

- Zawróć!

- Nie będę podwoził pedałów - powiedziałem spokojnie. - On nie jest już moim przyjacielem, zostaliście mi tylko wy, chłopaki.

Niall nie był przekonany. Mamrotał pod nosem, a w końcu zajął się swoją komórką. Gdy dojechaliśmy na miejsce, udało nam się zaparkować. Dosłownie pięć minut później zjechało się sporo samochodów i mógłbym mieć mały problem ze znalezieniem miejsca.

- Mamy angielski teraz, prawda? - zapytałem, zamykając swoją szafkę.

- Tak, a potem chemię - odparł.

- Masz ją zrobioną? - zapytałem z nadzieją. - Wczoraj byłem wykończony i zrobiłem jedynie matmę i geografię.

- Spytaj się Louisa - wzruszył ramionami. - On powinien mieć odrobione.

- Mówiłem ci już, że...

- Louis nie jest kosmitą, nie zamienił się w niego tylko dlatego, że w końcu się ujawnił. Myślisz, że to robi jakąś różnicę?! - wybuchnął, patrząc na mnie i  mrużąc oczy. - To ten sam chłopak, nasz przyjaciel!

- Mój nie - mruknąłem. - A ty się zastanów nad tym, kogo nazywasz przyjacielem.

Odwróciłem się i skierowałem pod odpowiednią salę. Miałem lekcję z Tomlinsonem. Siedzieliśmy razem w ławce, chociaż miałem nadzieję, że dzisiaj nie będzie Josha i usiądę z Peterem. Niestety nigdy nie ma tego, czego sobie życzymy. Zmuszony byłem zająć tę ławkę, co zwykle. Rozpakowałem zeszyt i podręcznik. Musiałem pożyczyć długopis od Sharon, ponieważ zapomniałem chyba spakować swój.

Równo z dzwonkiem wszedł nauczyciel. Tomlinsona jeszcze nie było. Nawet przy sprawdzaniu listy się nie pojawił. Zrobił to dopiero kilka minut później. Wszedł i przeprosił za spóźnienie. Spojrzał w moją stronę, a ja posłałem mu wrogie spojrzenie. Ruszył do pierwszej ławki, która zawsze była wolna. Nie bez przyczyny, ponieważ chodziły plotki, że Smithowi śmierdziało z ust. Gość pił zbyt dużo kawy, palił i wcale  nie było to przyjemne. Nigdy się tym nie martwiłem.

- To może pan Tomlinson przyjdzie i przypomni nam co było na poprzedniej lekcji? - zapytał nauczyciel.

Szatyn z ociąganiem wstał z ławki i spojrzał na nauczyciela. Stał do mnie tyłem, więc nawet nie widziałem jego wyrazu twarzy. Cała klasa wybuchnęła śmiechem. Kilka osób powtórzyło słowo ,,pedał'' - czyli już wiedzieli. W sumie wcale nie dziwne, gdyż kilka osób w bibliotece było świadkami naszej ,,rozmowy''. Niebieskooki jednak nie przejmował się wyzwiskami i odpowiedział na polecenie. Powiedział raptem dwa zdania, gdyż ktoś rzucił w niego gumką. Obejrzał się za siebie i dostrzegłem, jak bliski był płaczu. Zacisnął zęby i wbił spojrzenie w pustą ławkę, nie zdążył się nawet rozpakować. Smith wpisał mu jedynkę i kazał na drugi raz się nie spóźniać.

Gdy dzwonek ogłosił czas na przerwę, jako pierwszy z klasy wyszedł Tomlinson. Zanim wyszedłem z klasy, już go nie widziałem nigdzie na korytarzu. Inni uczniowie zaczęli wychodzić z klas, robiąc przy tym tłum. Przypomniałem sobie, że nie odrobiłem zadania z chemii, a wiedziałem, że nauczycielka na pewno to sprawdzi. Starsza kobieta, Elizabeth Wood nie przepadała za mną i często odpowiadałem na jej przedmiocie. Postanowiłem, że zrobię sobie nieco dłuższą przerwę i po prostu nie pójdę na tę lekcję.

Pięć minut po rozpoczęciu się zajęć, dostałem wiadomość od Liama, czemu się nie pokazałem. Odpisałem mu, że jestem na korytarzu, na drugim piętrze. Liczyłem, że Payne znajdzie wymówkę, aby do mnie przyjść, ale wolał siedzieć w klasie i słuchać nudnej lekcji. Tomlinson zawsze zrywał się wraz ze mną, aby mi towarzyszyć. Przekląłem się za to, że znów o nim pomyślałem.

Ciszę na korytarzu zakłóciła grupka chłopaków. Byli rok starsi i kojarzyłem ich stąd, że grali w szkolnej drużynie kosza. Nie byli wcale mili i uchodzili za najgorsze łachudry. Ale nauczyciele nic nie mogli im zrobić, ponieważ trener zawsze się za nimi wstawiał. Kiedyś uważałem to za jawną niesprawiedliwość, lecz potem przywykłem. Chodzili w małych grupkach i zwykle zwiastowali kłopoty. Kiedy obok mnie przechodzili, liczyłem, że się o coś nie doczepią. Na szczęście zdawali się wcale mnie nie zauważać. Z czegoś się śmiali i to musiało być naprawdę zabawne, gdyż ich twarze były czerwone, a jeden ledwo co nabierał powietrza, klepiąc swojego kolegę w plecy.

Z tego co zauważyłem, wychodzili z łazienki. Może znów zapchali toaletę? Powrzucali papier do muszli klozetowej? Nie zamierzałem tam wchodzić, ponieważ wyszłoby na to, że to ja byłem sprawcą. Siedziałem na ławce jeszcze przez chwilę, po czym zszedłem na dół, do szkolnego sklepiku.

Po kolejnych trzech lekcjach przyszedł czas na lunch. Przy naszym stoliku siedział Liam, Zayn i Niall. Nigdzie śladu Tomlinsona, z czego się cieszyłem. Uśmiechnąłem się i podkradłem blondynowi frytkę.

- Słyszałeś co się stało? - zapytał z przejęciem Liam.

- Nie, a co? - popatrzyłem na niego uważnie.

- Ktoś pobił Louisa i teraz jest u pielęgniarki. Podobno ma ogromnego sińca pod okiem - odpowiedział Zayn. - Jak zjemy, idziemy do niego to sprawdzić. Jak dowiem się kto to zrobił...

- Muszę oddać książki do biblioteki - powiedziałem. - Idźcie sami.

Chłopki zmarszczyli brwi i patrzyli na mnie dziwnie. Zwykle to ja troszczyłem się o niebieskookiego szatyna, ale teraz był mi zupełnie obojętny. Na następnej lekcji Zayn opowiedział mi co z Tomlinsonem. Udałem, że go słucham, chociaż gra na telefonie była ciekawsza.

 - I zwolnili go do domu - zakończył. - Nie chciał powiedzieć, kto to zrobił. Myślisz, że ktoś go zastrasza? Słyszałem ohydne plotki od dziewczyn, że podobno jest gejem...

- To nie plotki - nareszcie się odezwałem. - Louis Tomlinson jest pedałem.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Witajcie asy!

Kolorowych jajeczek, rozczochranych owieczek, rozkicanych króliczków, pyszności

w koszyczku, a przede wszystkim mokrego ubrania w dniu wielkiego lania!

Życzę wam wesołych świąt! ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro