Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2: House of Cards

Następnego dnia po stawieniu się punktualnie w biurze naczelnika, zostaliśmy oddelegowani do bloku wyposażenia.

Zdjęto ze mnie miarę aby dopasować odpowiednią kreację na tą misję a następnie otrzymaliśmy sprzęt do przetestowania.

-W naszyjniku jest ukryta kamera- wyjaśnił inżynier pokazując mi bogato wysadzaną w brylanty biżuterię- tu macie podsłuch. Jest on praktycznie nie widoczny kiedy włożysz słuchawkę do ucha.

-Okej- powiedziałam- Tony słyszysz mnie?- spytałam gdy już się podpięłam.

-Głośno i wyraźnie- potwierdził.

Pomachał mi z drugiego końca hali.

-Super, a jak widok z kamery?

-W porządku, widzę twoją twarz- zaśmiał się.

-A co z bronią?- spytałam faceta, kiedy oddałam mu jego wynalazki.

-Pistolet wystarczy, w razie gdyby coś się tobie stało, dasz sygnał swojemu partnerowi. Wtedy wkroczą do akcji.

-Rozumiem.

-Sierżant Cho! Zapraszam do siebie!- krzyknęła kobieta, która była odpowiedzialna za mój strój.

-Tak słucham?

-Znalazłam idealną suknię dla pani- powiedziała i pokazała mi brokatową sukienkę na ramiączka w kolorze czerwieni i wysokim wycięciem u prawej nogi- są też podwiązki, gdzie ukryjemy pani broń oraz biały, puszysty szal na ramiona. Doda to seksapilu.

-Mmm pociągająco..- powiedziałam na jej pomysł- Z łatwością wyłapię ich z tłumu. Dziękuję!

-Proszę na siebie uważać podczas misji.

-Na pewno. Obiecuję.

꧁𑁍꧂

Zanim wyruszyliśmy przeszłam wiele zabiegów kosmetycznych aby choć trochę ukryć moje prawdziwe ja.

Włosy zakręcono mi lokówką, oczy pomalowano brązowymi cieniami, na ustach miałam czerwoną szminkę, wypielęgnowano mi paznokcie.

Po ubraniu w sukienkę i dodatki wyglądałam nieziemsko.

Szpilki i rękawiczki do łokci w tym samym odcieniu co kreacja były świetnym wariantem, tak samo szal.
Materiał spływał po ciele podkreślając moje atuty, a zmysłowa podwiązka aż prosiła aby zawiesić na niej oko gdy podnosiłam delikatnie suknię.

Wsadzono mnie do samochodu i odjechaliśmy wprost do centrum. Tony jechał za nami w furgonetce z kapitanem i jego ludźmi.

-Wszystko w porządku? Denerwujesz się?- powiedział do mnie przez słuchawkę

-Ani trochę, jestem spokojna.

-To dobrze, będę widział i słyszał wszystko co ty.

-Tak wiem.

-I pamiętaj, nie jesteś już Cho Y/N, tylko Hong Keeho.

-Tak jest.

Dochodziła 23. Seul był pogrążony w ciemnościach, jedynym światłem teraz były uliczne lampy i witryny sklepów. Na chodnikach była garstka ludzi.
Księżyc wisiał w pełni na niebie a pośród niego samotne gwiazdy migoczące słabo, przyćmione łuną miasta.

Podczas gdy normalni obywatele kładli się spać z myślą o następnym nużącym dniu w pracy, teraz budziła się ta druga strona Korei. Bardziej tajemnicza i niebezpieczna, do której miałam zaraz dołączyć.

Kierowca zatrzymał samochód.
Otworzyłam drzwi i z gracją wysiadłam stukając obcasami.

Przede mną były ogromne schody prowadzące do jasnego budynku, który swoim stylem przypominał Akropol ateński.
Na samym szczycie był umieszczony ogromny neon z czerwonym napisem ,,House of Cards".

-Jestem już pod kasynem- powiedziałam do podsłuchu.

-Okej, wszystko gotowe, możesz wchodzić. Bądź pewna siebie! Powodzenia!

-Dzięki.

Kiedy doszłam na górę przy wejściu z obrotowymi drzwiami stało dwóch ochroniarzy. Popatrzyli na mnie dyskretnie jak zbliżam się do wejścia.

-Przepustka- zatrzymał mnie jeden beznamiętnym tonem.

Podałam mu złotą kartę z fałszywym biletem wstępu, który skombinował dla mnie zwiad.

-W porządku- oddał mi to co moje i przepuścił dalej.

Weszłam do środka.

Wszystko tu było ogromne.

Sufit w kolorze szmaragdu był oddalony o parędziesiąt metrów, okna były wielkie, wszędzie były porozstawiane stoły do gier w ruletkę, pokera, remika czy brydża. na samym końcu stały też automaty, w których można było wygrać główną pulę za pociągnięciem jednej wajchy.

Po środku znajdowały się eleganckie schody na drugi poziom gdzie znajdował się bar z niezliczoną ilością alkoholu i kanapy.

Mogłabym porównać to wszystko trochę do dworca centralnego w Connecticut, w Ameryce.

Ludzie palili papierosy, pili i grali. W tle leciała piosenka Lady Gagi- ,,Poker Face".

-Y/N, napatrzyłaś się już? Dawaj! Musisz ich znaleźć w tym gwarze!- z zadumy wyrwał mnie głos Anthonego w słuchawce.

-Okej..- szepnęłam i ruszyłam w głąb tego brudu.

Mijałam nie spiesznym krokiem mafiozów zajętych swoja grą jednak na mój widok każdy na chwilę odrywał się od czynności aby przyjrzeć mi się bliżej.

Bądź co bądź byłam tu nowa.

Przyciągałam spojrzenia wygłodniałych na moim punkcie facetów i zazdrosnych kobiet, które wyklinały mnie pod nosem za odwrócenie uwagi ich partnerów od nich samych.

Weszłam na schody krocząc do baru. Pomyślałam, że z góry łatwiej mi będzie ich zobaczyć.

Przy ladzie zamówiłam ,,krwawą mary".
Z drinkiem w ręku podeszłam do barierek przyglądając się graczom i wyszukując moich celów.
Jednak żaden z bangtanów nie raczył się pojawić w zasięgu mojego wzroku.

-Cholera gdzie oni są...-powiedziałam pod nosem- przecież, ktoś musi zarządzać tym wszystkim.

-Przejdź się jeszcze po całym piętrze a potem spróbuj w coś zagrać, może przyjdą- zasugerował mój partner.

Okrążyłam cały poziom ale ni w ząb żadnego z tych cwaniaków na horyzoncie.
Zrezygnowana wróciłam na dół i skierowałam się do pierwszego lepszego stołu. Trafiła się najzwyklejsza gra w wojnę.
Nawet z tak niewinnej rozgrywki można coś ugrać?!

Zgłosiłam się do następnego rozdania popijając alkohol, ale nie za dużo aby pozostać trzeźwą. Chodź miałam dość mocną głowę.

-Panna Hong dołącza do gry- obwieścił elegancko ubrany facet pilnujący gry. Przy każdej planszy był ktoś z personelu, kto tego doglądał. 

Prócz mnie w wojnie uczestniczyło 3 mężczyzn o wiele starszych ode mnie jednak nie kojarzyłam ich twarzy z listów gończych.

Dostałam swoją pulę kart i zaczęło się obstawianie

-Dam 8 milionów wonów- powiedział pierwszy.(30 tyś zł)

-Stawiam 14 milionów- następny rzucił żetony na stół.(50 tyś zł)

-28 milionów- odparł trzeci.(100 tyś zł)

Przyszła moja kolej. Miałam budżet 200 milionów wonów na całą noc (1mln zł)

-20 milionów- powiedziałam pewnie (70 tyś zł)

-Odważnie, z tymi kartami?- skomentował Tony.

Chrząknęłam tylko cicho dając znak aby łaskawie się przymknął.
Wiedziałam co robię.

Rozpoczęliśmy grę.

Szło mi całkiem nieźle.

Najpierw odpadł facet z największą pulą, później wykiwaliśmy tego z najmniejszą. Został tylko średni i ja.

Stawka była wysoka bo aż 36 milionów wonów(124 tyś zł). Wygrany bierze wszystko.

Mężczyzna wystawił tę samą kartę co ja. Zaczęła się wojna.

Karty leciały jedna po jednej, coraz to silniejsze.

W końcu wystawiłam króla serce i wygrałam.

Żetony powędrowały na moją stronę.

Inni gracze popatrzyli na mnie z pod byka, w ich oczach widziałam chęć zamordowania mnie.
Uniosłam na to brew z cwanym uśmieszkiem.

-Gratulacje Y/N!- krzyknął uradowany Tony.

-Kto by się spodziewał.., że taka kruszyna nas ogra- powiedział jeden zagryzając wargę.

-Szczęście początkującego- powiedziałam delikatnie.

Nagle usłyszałam głośne stąpanie na schodach.
Wszyscy zwrócili na to swoją uwagę.

Akurat muzyka kasyna zmieniła akompaniament na ,,Candy Shop"- 50 cent'a

Siódemka mężczyzn odziana w błyszczące garnitury schodziła równym tempem po stopniach.

Każdy z nich albo zaczesywał włosy do tyłu albo poprawiał krawat w czasie chodu.

Sprawiało to wrażenie jakby wokół nich unosiła się jakaś dziwna aura.

Co jak co ale wrażenie potrafili zrobić.

-Są nasze ptaszki...

Kiedy zeszli na dół podeszli do stanowiska z ruletką.

Tłum wrócił do wszcześniejszych zajęć.

-Idź do nich, to twoja szansa!

Przeprosiłam osoby siedzące razem ze mną i ruszyłam do mojego celu.

Teraz powinno być z górki.

Podeszłam do obsługi i zgłosiłam się do gry.

Natychmiast przyciągnęłam tym uwagę innych.

Mężczyźni patrzyli na mnie bacznie, widziałam też jak lustrują mnie od góry do dołu.

Usiadłam po drugiej stronie stołu wprost na przeciw samego szefa mafii.

Jego zimny wzrok skupiał się na mojej osobie.

-Wybieram numer 24, stawiam 280 milionów (1 mln zł)- powiedział wykładając żetony przed siebie.

-7, 500 milionów (2 mln zł)- odparł Min Yoongi, który siedział po jego prawej stronie.

Każdy kolejny gracz podbijał stawkę o kolejne miliony wyżej. Szli z grubej rury.

I kiedy przyszła kolei na mnie miałam ochotę spasować, tak bardzo przygwoździła mnie suma, której nie mogłam przebić swoim marnym do nich budżetem.

Długo się zastanawiałam co zrobić i chociaż w duszy dygotałam ze strachu to po twarzy nie dałam po sobie poznać prawdziwych emocji.

Westchnęłam pod nosem.

-3, 280 milionów (1 mln zł)- odpowiedziałam w końcu.

-Oszalałaś?!

-W porządku- uśmiechnął się lekko Kim.

Gestem nakazał swojemu pracownikowi aby zakręcił ruletką.

Kulka pędziła po szynie.
Śledziłam ją wygłodniałym wzrokiem.

Zatoczyła się i weszła do pola z numerem 10.

-Wygrywa Jong Husen- obwieścił.

Zwycięzca uśmiechnął się szeroko na widok góry żetonów, którą mu podsunięto.

-13, 9 miliardów (34 mln zł)- cwaniackim tonem wyznaczył kolejny numer.

-Pass- powiedziałam odrazu.

Najmłodszy z grupy popatrzył na mnie z ukosa.

-Na następnej rozgrywce już odpuść grę. Spróbuj ich jakoś wyrwać.

-19, 20 miliardów(70 mln)- spokojnie odparł lider.

Reszta graczy spasowała. Grali tylko we dwójkę.

Oko za oko.

Na ten krok Jong nieco zbladł.

Ruletka weszła w ruch, tur tur tur...

Wypadło 19...

Jong z bólem patrzył jak cały jego majątek przechodzi na stronę bangtanów.

-Mam nadzieję, że wiesz co to oznacza- powiedział do niego chłodno młodszy.

Mężczyzna przełknął głośno ślinę gdy Namjoon zbliżył się do niego i szepnął na ucho parę zdań.

Niestety byłam za daleko aby usłyszeć co mówi ale byłam pewna, że nic dobrego.

Husen zlany zimnym potem wstał od stołu i na chwiejnych nogach opuścił nasze towarzystwo.
To samo zrobił drugi gracz, który po swojej mimice zdradzał, że ma pełno w gaciach ze strachu.

Zostałam sama z gangiem.

-Odpuść!

Nie.. Nie odpuszczę. Nie tym razem.

-36 milionów, numer 15- powiedziałam oddając moje ostatnie żetony.

-Wariatka!

Lider uniósł na to brew.

- numer 1, Va Banque- bawił się krążkiem po między palcami o wartości 1 miliona wonów.

O kurde... gra całą sumę.

Zaczęło się..

Kulka leciała przez tarczę jak opętana.
Proszę, proszę, proszę, proszę...

Zatrzymała się...

Na 10...

I co teraz?

-Jeśli wypadła liczba której nikt nie zaznaczył wygrywa ta osoba, która jest najbliżej wylosowanej... wygrałaś..- odetchnął Tony.

Wygrałam?!

Naprawdę?!

Namjoon uśmiechnął się do mnie.

-Gratulacje, panno..?

-Hong- odpowiedziałam szybko.

-Niezmiernie mi miło przekazać pani główną nagrodę

Nie mam pojęcia z kąd ale siedzący obok mnie Taehyung wyciągnął na stół czarną walizkę.

W środku była równowartość mojej puli.

-Dziękuję- powiedziałam pewna siebie.

-Czy można poznać pełne imię szanownej pani?- odezwał się ponownie szef.

-Hong Keeho.

-Kim Namjoon. Nigdy wcześniej nie rzuciła mi się pani w oczy. Pracuje pani w jakieś organizacji?

-Wolę działać solo- starałam się zachować na ustach szelmowski uśmieszek.

-Ambitnie... Cóż.. życzę miłej zabawy- uśmiechnął się ostatni raz i wraz ze swoją świtą złożoną z Seokjina, Yoongiego i Hoseoka odszedł w swoją stronę.

Ja również postanowiłam pójść w jakieś zaciszne miejsce aby zacząć działać.

Wstałam a moja sukienka lekko się podniosła, subtelna koronka na udzie odsłoniła swoje oblicze.

Zauważyłam, że zanim reszta gangu poszła w ślad za swym liderem, jeden z członków powędrował wzrokiem za nią.

Poprawiłam szal na ramionach kierując się do schodów.

Weszłam na górę z powrotem do baru siadając na stołku i zostawiając walizkę u nóg.

-Wszystko idzie zgodnie z planem. Zaraz do nich wrócę i przeprowadzę głębsza konwersację- powiadomiłam Tonego.

-Jasne, działaj.

Przedemną pojawił się kolorowy drink. Popatrzyłam pytająco na barmana.

-Red Royal od Pana Jeona- powiedział.

-Jeona?- szepnęłam do siebie.

Popatrzyłam w bok, na samym końcu siedział wspomniany osobnik niejaki Jeon Jungkook.

꧁𑁍꧂

Słowa(1786)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro