sixteen
Niall zszedł z Harry'ego. Stanął na nogi i rozciągnął swoje napięte mięśnie. Jego spojrzenie spoczęło na trzęsącej się kupki kości pod nim; wiedział, że tak okropny widok nie powinien sprawiać mu przyjemności, jednak nie mógł się powstrzymać. Niall był rozdarty — nie wiedział, ile jeszcze wytrzyma bez uchylenia tych pięknych ust Harry'ego tylko po to, by wcisnąć mu do gardła nóż, dopóki krew nie zacznie spływać po jego podbródku. Oblizał usta, stając się coraz bardziej sfrustrowany przez samą myśl o czekaniu na odpowiedni moment. Harry był wyjątkowy, a Niall planował mieć go przy sobie tak długo, jak tylko mógł. Jednak wszyscy mają swój limit, a Niallowi przeszkadzał dreszcz przebiegający po jego ramionach. W końcu miał poddać się temu pragnieniu, ale do tej pory zamierzał czerpać przyjemność od młodych mężczyzn poznanych w pod klubami, którzy szukali noclegu. Żaden z nich nie był tak satysfakcjonujący, ani w tak dobrym stanie, jak Harry. Niall naprawdę desperacko pragnął zobaczyć czerwień, słysząc błagające okrzyki swoich ofiar, gdy rozdzierał je kawałek po kawałku. Czerpał z tego przyjemność oraz przypływ adrenaliny, którego nie miał przy żadnej innej czynności.
Palce Nialla podświadomie zaczęły zginać się wgłąb dłoni, gdy myślał o owinięciu ich wokół szyi Harry'ego. Potrząsnął głową, by pozbyć się tej myśli i uśmiechnął szeroko do Harry'ego, który nadal leżał w tej samej pozycji, w jakiej znalazł go Niall — skulony pod drzwiami. Niall po raz drugi ukląkł i zadał mu przerażające, lecz dość proste pytanie.
— Chcesz jakieś dodatki na pizzy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro