forty three
— Ale z ciebie rozpuszczony bachor! Siadaj!
Harry usiadł na kolanach Nialla, spuszczając głowę. Jego twarzy wykrzywiała się w grymasie za każdym razem, gdy chłodne palce Nialla łapały go za biodra i poprawiały jego pozycję. Za to Niallowi podobało się obserwowanie przemiany Harry'ego w jego prawdziwe oblicze. Jego pięknego, pięknego Luke'a. Jedynego w swoim rodzaju. Prawdziwego diamencika. Jego partnera w zbrodni. Niall uwielbiał świadomość, że Harry już niedługo zostanie jego małym motylkiem.
— Wiesz, nigdy nie byłeś taki, jak reszta — wyszeptał Niall w jego szyję. Żołądek bruneta się przekręcił. — Jesteś wyjątkowy, Harry. To dlatego, odkąd tylko cię zobaczyłem... Po prostu wiedziałem, że muszę cię uratować.
— Nie prosiłem o r-ratunek.
— Prosiłeś... Widziałem to w twoich oczach—
Nagle z dołu rozległ się głośny huk.
— M-mówiłeś, że już g-go nie ma!
— Nie będzie. Nie zamartwiaj tym tej swojej ślicznej główki, Lukey... — Niall na chwilę zamilkł, a jego oczy rozszerzyły się, gdy wpadł na cudowny pomysł. Taki, który pomoże w tym, by przeobrażenie Harry'ego poszło pomyślnie. — Właściwie to idealna pora, bym pokazał ci moją kolekcję!
Podekscytowany Niall podniósł Harry'ego i zaniósł go pod drzwi piwnicy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro