Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

forty four


Kiedy prowadziłem Harry'ego na dół, nie mogłem nie zauważyć, jak bardzo był uważny. Szedł, jakby każdy jego krok mógł być tym ostatnim — co niewiele różniło się od prawdy. Harry sapnął, gdy zobaczył chłopaka przykutego do ściany, twarzą do klatki schodowej. Prychnąłem na widok jego bladego, już niedługo nieżywego, ciała, który ledwo wisiał dzięki łańcuchom. Kajdanki już praktycznie się nie ruszały, a on wydawał się poddać. Przeszedłem przez całe pomieszczenie i przed nim uklękąłem.

— Właśnie to nazywam pięknem. — Delikatnie odwróciłem głowę w bok i wskazałem Luke'owi... Harry'emu, by do mnie dołączył. Chłopak przysunął się bliżej mnie, dopóki nie poczułem jego obecności tuż obok mnie. Delikatnie przebiegłem palcami po jego żuchwie, obserwując, jak się wzdryga.

— K-kto tam?

Przejechałem palcami po opasce zasłaniającej mu oczy, a na moje usta wkradł się uśmiech, gdy zaczął opierać się mojemu dotykowi.

Ująłem szczękę chłopaka, by nie mógł się już ruszać i pochyliłem się, przykładając usta do jego ucha.

— Opaska zabiera kolejną część ciebie i sprawia, że jesteś bardziej... Bezbronny.

Zerknąłem na Harry'ego. Jego twarz była blada, a oczy wypełnione żalem. Poluzowałem uścisk i zacząłem zdejmować mu opaskę. Na początku zmrużył oczy, ale dość szybko szeroko je otworzył — były piwne, ulubione Luke'a. Uśmiechnąłem się na widok jego skołowania.

— Nie chciałbym, żebyś przegapił przedstawienie — wymamrotałem, przejeżdżając dłonią po jego policzku.

— Drań!

Jego głos był słaby i zachrypnięty, jednak nadal był przesiąknięty gniewem. W odróżnieniu od Luke'a... Harry'ego, jego usta nie miały tak pięknego kształtu. Różowe wargi, różane policzki, niebieskie oczy i błyszczące zęby; Luke.

— Oszczędzaj siły, później ci się przydarzą.

Po raz ostatni zerknąłem na chłopaka, po czym ponownie skupiłem uwagę na Harry'm. Stał do mnie plecami i niekontrolowanie się trząsł.

— O nie, nie, nie! — Wstałem i złapałem go za ramiona. — Tak nie będziemy się bawić!

Przyszpiliłem go do ściany. Jego ciężkie oddechy oraz wyjąkane przeprosiny przypominały mi piękne nagranie na płycie winylowej. Chłopak przykuty obok niego miał problemy z uwolnieniem się — wywnioskowałem, że chciał pomóc. Owinąłem jedną dłoń wokół gardła Harry'ego, a drugą objąłem go w pasie.

— Nie rób tego... Nigdy więcej! Nie odwracaj się ode mnie, kiedy robię to wszystko dla ciebie! — Splunąłem.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się, gdy kolanem rozchyliłem jego nogi. Przechyliłem jego głowę w bok, by musiał patrzeć na chłopaka. Wbił w niego wzrok z policzkami mokrymi od łez; popatrzyli na siebie po raz pierwszy od tamtego incydentu.

— To twoja wina, Harry, nie zapominaj o tym. Ty to zrobiłeś, nie ja. — Tuż po tych słowach delikatnie ucałowałem policzek bruneta i go puściłem. Upadł na kolana, po czym poczołgał się bliżej nóg chłopaka.

— Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! — Dalej szlochał.

— Jaki piękny widok! Właśnie to nazywam pięknem! Czyste piękno!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro