Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

forty


W tej sobotni poranek świat wydawał się nadzwyczaj spokojny. Ptaki nie ćwierkały, auta nie trąbiły, ludzie na dworze nie śmiali się ani nie rozmawiali, niebo było puste, nie licząc pojedynczych chmurek. Wszystko odpoczywało.

Nie licząc bruneta, który siedział skulony w sypialni swojego oprawcy. Jego naga skóra pokryta była zacięciami i siniakami. Jego trzęsące się dłonie ciasno przylegały do kolan, które przyciskał do klatki piersiowej, z nadzieją, że ukoi to ból w jego klatce piersiowej. Już nie płakał, ale jego policzki nadal były czerwone, a oczy zaszklone. W domu panowała cisza. Torturująca cisza, która doprowadzała go do szaleństwa. Szuranie w piwnicy zdawało się dawać mu nadzieję. A on był w stanie jedynie siedzieć z pustką wewnątrz siebie, przez którą jego serce biło wolniej, a cera robiła się coraz bardziej blada.

Harry podniósł wzrok znad swoich kolan i odważył się popatrzeć na łóżko, na którym był przytrzymywany zaledwie kilka godzin wcześniej. Kiedy świat zaczynał się budzić, świat Harry'ego zaczynał się kończyć.

Jego dolna warga zadrżała, gdy spróbował wstać. Bolał go krzyż, a po całym ciele roznosiło się pieczenie. Po kilku minutach problemów z podniesieniem się, zdjął z łóżka białą pościel, by się nią zakryć. Kulejąc, ruszył do łazienki, mając zamiar wziąć długi i gorący prysznic. Kiedy stanął przed lustrem, w odbiciu zobaczył czysty horror. Po raz pierwszy od naprawdę dawna Harry nie był w stanie się rozpoznać. Jego loki były poplątane, oczy czerwone i zapuchnięte, usta posiniaczone, a policzki tak blade, że kontrastowały z normalnym kolorem jego skóry. Harry był w stanie opisać się jednym słowem: zombie. Kiedyś człowiek, a teraz nic więcej niż zwłoki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro