Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I - Witaj w Blackwater

Dobra, może zacznę od podstaw? Tak więc nazywam się Maksymilian Blake i pochodzę z San Francisco, a dokładniej z jego przedmieścia. Od dziecka pasjonowałem się samochodami, w sumie to też zaraziłem się tym od mojego ojca, który był mechanikiem. Każdego dnia zabierał mnie do swojego warsztatu i razem z nim mogłem naprawiać samochodu.

Wszystko wyglądało pięknie, aż się nie skończyło.

Miałem piętnaście lat, kiedy dowiedziałem się o śmierci mojego ojca. Zginął w wypadku samochodowym. Sprawca uciekł. Od tamtego czasu mieszkałem u ciotki, a kiedy tylko ukończyłem osiemnaście lat i zdałem prawo jazdy, udałem się do warsztatu ojca, który z powodu niespłacania kredytu od dłuższego czasu jest zamknięty. Dla mnie oczywiście nie było to problemem, Łatwo udało mi się dostać do środka.

Kiedy rozglądałem się po warsztacie, wiedziałem, że nic w tym mieście nie osiągnę. Postanowiłem wyjechać i zacząć szukać inne miejsca, gdzie mogłem spełnić swoje marzenie, bycie najlepszym kierowcą wyścigowym w Kalifornii. Dlatego też odbudowałem Nissana Skyline, po czym podzwoniłem do znajomych mojego ojca, a ci dali mi cynk na miasteczko Blackwater, gdzie obecnie są organizowane wyścigi. Nie mogłem takiej okazji przepuścić, dlatego pożegnałem się z ciotką i wyjechałem na północ.

I tak oto byłem tutaj, w Blackwater. Czy mi się uda spełnić marzenie? Zobaczymy...

***

Ciemność spowiła drogę, a jedynym źródłem światła były migoczące latarnie i reflektory mojego auta. Blackwater pojawiło się na horyzoncie niczym obietnica czegoś wielkiego - albo ostrzeżenie przed tym, co mnie tu czeka. Silnik mojego Nissana Skyline GT-R R34 mruczał nisko, jakby czuł, że wkraczamy na teren, gdzie prędkość to jedyna waluta, która się liczy.

Miasto nie było wielkie. Zaledwie centrum, dzielnica przemysłowa i port. Oczywiście były tu też wzgórza, otaczające miasto. Zatrzymałem się na poboczu i rozejrzałem się wokół. Cisza, przerywana cichym pomrukiem silnika samochodu i okazjonalnymi syrenami policyjnymi w oddali. Wysiadłem z samochodu i spojrzałem w dal. Odetchnąłem świeżym powietrzem, wróciłem do samochodu i ruszyłem przed siebie.

Po chwili zatrzymałem się na stacji benzynowej, by zatankować bak i kupić coś do picia. Od dłuższego czasu miałem problem z paliwem, a dokładniej z jego kupnem. Ciotka nie zostawiła mi wiele pieniędzy, dlatego też oszczędzałem, ile się dało, aby tylko dojechać na miejsce. Kiedy tankowałem swój samochód, na stację pojechał Ford Mustang GT, rocznik 2015. Wysiadła z niego młoda dziewczyna, w czarnej kurtce i jeansach. Rzuciła mi tylko ulotne spojrzenie, po czym weszła do sklepu.

Kiedy skończyłem tankować, poszedłem zapłacić za paliwo. Nie miałem dużego wyboru napojów, więc wybrałem zwykłą Pepsi. Podchodząc do kasy, znów zobaczyłem tą samą dziewczynę, która co jakiś czas patrzyła się przez okno, jakby na kogoś czekała. Zignorowałem to, zapłaciłem za paliwo i Pepsi, po czym wyszedłem ze sklepu i ruszyłem w stronę swojego samochodu. Nagle, i stąd, i zowąd, pojawiła się policyjna Corvetta, która zaparkowała obok mojego samochodu. Wysiadł z niej wysoki mężczyzna, w brązowym płaszczu. Miał czarne włosy i policyjną odznakę, przypiętą do paska od spodni.

Mężczyzna przyglądał się przez jakiś czas mojemu Nissanowi, po czym spojrzał na mnie.

- To twój samochód, młody?-zapytał, wskazując ręką na Nissana.

Kiwnąłem jedynie głową. Mężczyzna zaśmiał się cicho i spojrzał na samochód.

- Ładny... Bardzo ładny... Sportowe zawieszenie i spoiler....Piękne malowanie... Pewnie wiele czasu poświęciłeś, by takiego zbudować...

Nie odpowiedziałem.

- Słuchaj, młody... Dam ci radę...-mężczyzna podszedł do mnie bliżej.-Nie próbuj nawet zaczynać swojego pierwszego wyścigu... Większość debili, którzy chcieli się ścigać, trafili za kratki, a ich samochodu... No cóż... Albo zostały na policyjnym parkingu albo pojechały do kasacji...

- Co pan chce mi przez to powiedzieć?-wydusiłem w końcu z siebie.

- Tylko to, że... Lepiej uważaj. Tacy jak ty chcąc wiele osiągnąć, ale zwykle kończą za kratami. Więc zastanów się dobrze, czy chcesz to zrobić...

- Detektyw Cole! Nie spodziewałam się pana o tej porze dnia!-usłyszałem nagle głos za sobą. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem tą samą dziewczyną, którą widziałem wcześniej, jak przyjechałem na stację.

- A, panna Carter!-zawołał Cole, zauważając dziewczynę.-A to miła niespodzianka... Pani też się tutaj nie spodziewałem...

- Czego pan tutaj szuka?-zapytała go Carter.

- A, nic takiego... Zapoznaję się jedynie z kierowcą, który prędzej czy później pójdzie za kratki...

- Daj sobie pan spokój, przecież wie pan, że i tak długo za kratkami nie posiedzi...

- Jeszcze zobaczymy...-Cole przegryzł wargę, po czym spojrzał na mnie.-Miłego wieczoru, świeżaku...-powiedział mężczyzna, po czym wsiadł do swojego radiowozu i odjechał z piskiem opon.

Westchnąłem ciężko, po czym znów spojrzałem na dziewczyna, która kręciła jedynie głową, po czym spojrzała na mnie.

- No co? Na oklaski czekasz czy co?-zapytała mnie.

Zaprzeczyłem, kręcąc głową.

- No to na co się gapisz?-spytała, odchodząc w stronę swojego samochodu.

Nie odpowiedziałem, gdyż... Co miałem w sumie odpowiedzieć?

- Słuchaj, nie chcę być nachalny ani nic z tych rzeczy... Ale o co chodziło temu facetowi?-odezwałem się po chwili.

- Chodzi ci o Cole-a? To detektyw z tutejszej policji. Od paru lat ściga kierowców nielegalnych wyścigów ulicznych. Jest w tym dobry, więc na twoim miejscu bym się nie wychylała...-odparła dziewczyna, wsiadając do Forda Mustanga.

- A wiesz może, gdzie będzie się odbywać wyścig?-spytałem.

Dziewczyna westchnęła ciężko.

- Jedź na stary most, łączący centrum i dzielnicę przemysłową-odparła, nie patrząc nawet na mnie, po czym odjechała.

Przez chwilę patrzyłem, jak odjeżdża, po czym wsiadłem do swojego samochodu, uruchomiłem silnik i ruszyłem w stronę mostu, o którym ta dziewczyna mówiła. Przez jakiś błądziłem po prawie pustych ulicach miasta, kiedy w końcu zobaczyłem tłum ludzi, stojących przy wjeździe na most. Ruszyłem w tamtym kierunku.

Nie spodziewałem się tylu ludzi. Myślałem, że będzie to parę osób, a tu proszę! Dość miłe zaskoczenie dla mnie. Zaparkowałem w wolnym miejscu, po czym wysiadłem. Od razu ogłuszyła mnie głośna muzyka, krzyki i ryki silników. Rozglądając się, wnet wpadłem na kogoś. Był to chłopak, jakieś cztery lata starszy ode mnie. Miał na sobie koszulkę w kratkę, skórzaną kurtkę i rękawiczki bez palców.

- ¡Hola, amigo!-zawołał do mnie.-Nigdy cię tutaj nie widziałem... Nowy?

- Zgadza się...-odparłem.

Mężczyzna podał mi rękę.

- Jestem Tyler. Jeśli chcesz się ścigać, idziesz do mnie, a ja ci ustawiam kwotę do wygrania i rywala, z którym będziesz się ścigał...

Uścisnąłem jego dłoń. Miał dość mocny uścisk.

- A co znaczyło to... No wiesz...-powiedziałem po chwili.

- A, chodzi ci o moje powitanie? To znaczy ,,Witaj, przyjacielu!" Znasz hiszpański?-zapytał mnie Tyler.

Pokręciłem przecząco głową.

- Spokojnie, to nic. Większość ludzi tutaj też nie zna hiszpańskiego... To co, chcesz się pościgać?

- Chciałbym, ale... Nie wiem za bardzo, z kim... Chyba nikt z tutaj obecnych nie chce się ścigać ze świeżakiem...

- No to może ze mną? Zaczynamy tutaj, meta jest na drugim końcu mostu... Wygrasz, zgarniasz dwa patyki... Co ty na to?

- Spoko...

- Świetnie! Idę po samochód, a ty się ustawiaj na starcie!-Tyler odszedł, zostawiając mnie w lekki szoku.

***

Po chwili siedziałem już w swoim samochodzie, na starcie, i czekałem na Tyler-a, który przyjechał jakiś czas później swoją Toyotą Supra MK4.

- Do końca mostu, młody!-zawołał do mnie jeszcze Tyler.

Kiwnąłem jedynie głową. Po chwili między moim a Tyler-em samochodem wyszła Carter, ta sama, co spotkałem na stacji benzynowej. Znów rzuciła mi ulotne spojrzenie, po czym podniosła rękę do góry.

- Gotowi?!-zawołała do nas Carter. Dodałem nieco gazu, by rozruszać silnik, po czym westchnąłem lekko, by się nieco uspokoić.

- 3... 2... 1... Start!-jak tylko Carter machnęła ręką, wrzuciłem pierwszy bieg i wcisnąłem pedał gazu. Tylne koła samochodu na chwilę zakręciły się w miejscu, po czym samochód ruszył do przodu.

Na początku było nawet dobrze, jechałem w łeb w łeb z samochodem Tyler-a, kiedy po chwili jego samochód wyprzedził mój i wysunął się na prowadzenie. Zmieniłem szybko bieg i dodałem gazu, ale to i tak niewiele zmieniło. Wnet zauważyłem jedną rzecz, a dokładnie to lekkie wpadanie w poślizg u Tyler-a. Zdziwiło mnie to, gdyż mieliśmy nie dość, że prostą drogę, to jeszcze nie było ona mokra. Zrozumiałem wtedy, że Tyler najzwyczajniej w świecie za szybko zmieniał biegi. Wykorzystałem moment, kiedy samochód Tyler-a znów wpadł w poślizg, by dodać gazu i wyjść na prowadzenie, które utrzymałem aż do samej mety.

Ogarnęło mnie przyjemne uczucie, kiedy minąłem linię mety. W końcu mogłem innym pokazać, na co mnie stać. Zatrzymałem samochód, wysiadłem z niego i ruszyłem w stronę Tyler-a, który też właśnie wysiadał ze swojego samochodu.

- Niezły wyścig. Podoba mi się twój styl. Gdzieś ty się tego nauczył?-zapytał mnie Tyler.

- Jeździło się tu i tam...-odparłem obojętnie.

- Rozumiem...-chłopak kiwnął głową.-No cóż, przegrałem, więc... Oto twoja nagroda...-wyciągnął z kieszeni plik banknotów, po czym mi je podał.

- Dzięki wielkie...-wziąłem od niego plik pieniędzy i schowałem do kieszeni spodni.-A ty lepiej nie wrzucaj tak szybko biegów. Możesz uszkodzić silnik i skrzynię biegów.

- Serio? Nie wiedziałem... Ale dzięki za radę. Może przynajmniej nie będę musiał tyle jeździć do Sophie, by mi wymieniała skrzynię biegów...

Wnet nagle rozległ się krzyk: ,,Gliny!", a potem usłyszałem syreny policyjne. Od razu wiedziałem, co to oznacza. Wszyscy zebrani zaczęli uciekać, tak samo jak Tyler, jak i ja. Wsiadłem za kierownicę, uruchomiłem silnik i ruszyłem z piskiem opon, by jak najbardziej się oddalić i uciec potencjalnemu pościgowi.

Jednak jakie było moje zdziwienie, kiedy zjechałem z mostu, to zobaczyłem blokadę policyjną, torując mi drogę. Musiałem wrzucić wsteczny i wycofać się z powrotem na most, jednak tam też roiło się od policji.

Co teraz? Miałem kompletną pustkę w głowie. Wnet zobaczyłem małą lukę między barierką a tylnym zderzakiem radiowozu. Ruszyłem i uderzyłem samochodem w tylny zderzak radiowozu, po czym wyjechałem z pułapki. Odetchnąłem z ulgą, ale jeszcze całkowicie jej nie czułem.

Musiałem jeszcze zgubić ogon policyjny, jaki zaczął się za mną ciągnąć.

Z początku próbowałem prostych manewrów: przyspieszanie i szybkie skręty to w lewo, to w prawo. Jednak niewiele mi to dało. Kiedy zastanawiałem się nad kolejnym krokiem, nagle ktoś lub coś uderzyło od prawej strony w tylny zderzak mojego samochodu. Samochodem zarzuciło, a ja byłem w mocnym szoku i potrzebowałem chwili, by dojść do siebie.

Nim się obejrzałem, kolejny samochód uderzył w mój. Ale tym razem mogłem dotrzeć, jakie to było auto. To był policyjny SUV. Mam przerąbane. Próbowałem uruchomić silnik, który mi zgasł, ale nie mogłem. Próbował raz, drugi, trzeci. Nic. Kompletnie wysiadł. Już widziałem kątem oka wysiadających z SUV-a policjantów.

Musiałem uciekać.

Wysiadłem z samochodu i zaczął biec w stronę bocznej uliczki. Policjanci od razu rzucili się za mną do pościg, ja jednak miałem lekko przewagę. Szybko wbiegłem do uliczki, minąłem kontenery na śmieci i wybiegłem z drugiej strony. Jednak nie mogłem się zatrzymywać, ale też nie mogłem wzbudzać podejrzeń. Zarzuciłem na siebie kaptur, schowałem ręce do kieszeni bluzy i zacząłem iść spokojnie.

Wnet usłyszałem dźwięk silnika za sobą. Obejrzałem się i zobaczyłem jadącą w moim kierunku Toyotę Supra MK4, koloru pomarańczowego z czarnymi detalami. Dobrze znałem ten samochód.

To był Tyler.

Po chwili Toyota zatrzymała się obok mnie, a na miejscu zobaczyłem nikogo innego, jak samego Tyler-a.

- Wsiadaj, amigo!-zawołał do mnie chłopak.

Otworzyłem drzwi i usiadłem na miejscu pasażera. Samochód ruszył, zanim zdążyłem zamknąć drzwi i zapiąć pasy.

- Gdzie twój samochód?-zapytał po chwili Tyler.

- Policja pewnie go zabrała. Nie miałem szans na ucieczkę, dwa SUV-y policyjne we mnie uderzyły, silnik mi zgasł... Musiałem uciekać na piechotę-wyjaśniłem mu w skrócie.

- Masz szczęście, że cię zabrałem, bo inaczej... No cóż, skończyłbyś w areszcie, a tak trudno jest dożyć rana...

- To co teraz?

- Teraz musisz przeczekać noc. Jedziemy do Carter's Garage. Poproszę Sophie, żebyś u niej przenocował. Jutro rano zajrzę do ciebie, pogadamy o tym, jak tu wszystko działa...

- Czemu mi pomagasz? Ledwo się znamy, w dodatku wygrałem z tobą wyścig...

- Wyglądasz mi na porządnego gościa, młody. A ja staram się pomagać takim ludziom jak ty...

Po chwili Tyler zaparkował pod warsztatem na obrzeżach miasta. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do metalowych drzwi, które znajdowały się obok głównej bramy warsztatu. Tyler złapał za klamkę i próbował je otworzyć, ale te były zamknięte.

- Sophie!-krzyknął Tyler, uderzając do drzwi.-Sophie, to ja, Tyler! Otwórz, mam ważną sprawę do ciebie!

- Ona na pewno tam jest?-zapytałem go.

- Na pewno. To jej rodzinny warsztat. W dodatku jej Ford Mustang stoi, więc na pewno jest w środku-po chwili Tyler znów zaczął uderzać do drzwi.-Sophie, do cholery! Otwieraj te drzwi!

Po chwili drzwi otworzyły się, a za nimi pojawiła się Sophie. Widocznie była bardzo zmęczona, miała wory pod oczami i przekrwione oczy. Spojrzała to na mnie, to na Tyler-a, i nie wygląda na kogoś, kto był zadowolony z naszej wizyty.

- Czego chcecie? Jest już dawno po północy. Na waszym miejscu to bym się gdzieś zaszyła, policja z całego miasta patroluje wszystkie ulice-powiedziała Sophie, opierając się o drzwi.

- Słuchaj, musisz go gdzieś przenocować...-odparł Tyler, wskazując na mnie.-Jutro rano go stąd zabiorę, obiecuję. Tylko, proszę cię, daj mu tutaj zostać przynajmniej na jedną noc...

- Nie ma mowy. O mało co Cole nie zabrał mi auta, kiedy mnie zobaczył razem z nim. Widziałam jego spojrzenie, miał chrapkę na mój samochód. Więc nie, nie mogę tego zrobić...

- Do cholery... Sophie, a ja ci zawsze pomagałem! To dzięki mnie twój warsztat jeszcze stoi! I ty tak się mi odwdzięczasz?!

Sophie westchnęła ciężko, po czym mruknęła coś pod nosem i spojrzała na chłopaka.

- Dobra... Ale tylko na tą noc! Rano masz go stąd zabrać, jasne?

- Tak, jasne... Dzięki wielkie, Sophie. Mam u ciebie dług-Tyler spojrzał na mnie.-Zostawiam cię tu. Do zobaczenia rano!

- Na razie...-mruknąłem i patrzyłem, jak Tyler odjeżdża.

- No i super... Nie myśl sobie, że będę dla ciebie miła. Pozwoliłam ci zostać, bo tak. Nic innego. A teraz pakuj się do środka...-Sophie odeszła na bok, pozwalając mi wejść.

Wszedłem do środka i rozejrzałem się wokół. W warsztacie znajdowało się parę sportowych samochodów, jak i tych zwykłych, osobowych. Nie widziałem tutaj nikogo innego oprócz Sophie, co mnie zdziwiło. Jakim cudem dziewczyna sama mogła się z tym wszystkim uporać? Potrzebowała raczej trzech lub czterech ludzi do pomocy. Może się kiedyś dowiem?

- Tam jest kanapa, możesz na niej spać-odezwała się po chwili Sophie, wskazując na kanapę w głębi warsztatu.-I próbuj mnie budzić. Nie mam czasu się tobą opiekować...-dziewczyna odeszła, zostawiając mnie samego.

Usiadłem na kanapie i westchnąłem. Nie tak wyobrażałem sobie pierwszy dzień w Blackwater. Niby coś zarobiłem, ale i tak dużo straciłem. Jak teraz się podniosę? Nie wiem. Zobaczymy jutro.

Zanim poszedłem spać, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do ciotki. Obiecałem jej, że do niej napiszę, kiedy dojadę. Ale jak się wytłumaczę z tego, że straciłem swój samochód, który ojciec mi zostawił? Nie wiem. Będę musiał kombinować.

- Hej, ciociu...-zacząłem, kiedy ciotka odebrała.

- Max! Dobrze cię słyszeć! Ty jeszcze nie śpisz? Jest już dawno po północy...-zdziwiła się ciotka.

- Tak, wiem. Miałem właśnie iść spać... Słuchaj, jest sprawa...

- Złapali cię? Tylko mi nie mów, że dzwonisz z komisariatu... To będzie już czwarty raz, odkąd dostałeś prawo jazdy...

- Nie, nie jestem na komisariacie... Ale straciłem wóz...

- Co takiego?! Jak?! Do cholery... Maksymilianie Johnie Blake-u, masz w tej chwili mi wytłumaczyć, co się stało! Natychmiast!

Znałem ten ton. Wtedy wiedziałem, że ciotka jest na mnie na maksa wkurzona i nie odpuści mi, dopóki się jej nie wytłumaczę. Tak było i w tej sytuacji.

- No wiesz... Wyścig, potem pościg policyjny... Musiałem zostawić samochód i uciekać na piechotę...-wyjaśniłem jej.

- Boże Drogi, Max... Ty kiedyś wtrącisz mnie do grobu... Ale najważniejsze, że tobie nic nie jest... A teraz idź spać... Dobranoc-ciotka się rozłączyła, a ja przez chwilę wpatrywałem się w ekran telefonu, zanim ten nie zgasł.

Schowałem telefon i położyłem się na kanapie. Nie była zbytnio wygodna, ale nie miałem innego wyjścia, jak na razie. Zamknąłem oczy, próbując zasnąć, ale wciąż miałem w głowie ten wszystkie wydarzenia, jaki dzisiaj przeżyłem.

Co mnie jutro spotka? Nie wiem. Zobaczymy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro