Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

strawberry

Przyglądałem mu się długo. Bardzo długo. A on zdawał sobie z tego sprawę, dając z siebie tysiąc procent, których nie było mi potrzeba, abym nie mógł oderwać od niego wzroku. Naprawdę, siedząc w kącie sali i popijając wodę z butelki, wolałem, aby usiadł obok mnie i tak jak miał ostatnio w zwyczaju, złapał za rękę albo położył głowę na moim ramieniu. Zamiast tego tańczył, ciągle tańczył, nawet kiedy wszyscy wyszli z sali treningowej. Ciągle był odwrócony tyłem do mnie, jednak dostrzegałem w lustrze znajdującym się naprzeciw nas spojrzenia, które co chwila mi posyłał, jakby upewniając się, że nie straciłem nim zainteresowania. Jego szczupłe... nie, jego chude nogi poruszały się ze zmęczoną gracją, którą za wszelką cenę starał się utrzymać. Powinienem wstać, podejść do niego i kazać mu zrobić sobie przerwę, ale nie potrafiłem.

Nie potrafiłem tego zrobić; przerwanie sztuki, w którą właśnie był zaplątany niczym w gęstą pajęczynę, było dla mnie wręcz niemożliwym do spełnienia. Zbyt bardzo uwielbiałem ją podziwiać, aby być w stanie tego dokonać. Jego kroki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zmęczone i choć wiedziałem, że całe przedstawienie skończy się upadkiem, nie zareagowałem. Tak jak przewidywałem, po kilku następnych minutach, w samym środku jednego z tych bardziej kiepskich niż widowiskowych układów, które nam przygotowywano, upadł.

Wolałem, kiedy improwizował.

Podniosłem się powolnym tempem z podłogi i podszedłem do niego, kucając tuż obok. Spojrzał na mnie tym swoim zadowolonym z siebie uśmiechem. Garbił się, przez co jego obojczyki również zostały wykrzywione, układając się w podobnym grymasie do tego, który gościł na jego ustach, jednak dużo bardziej groteskowym. Mogłem spokojnie włożyć palce tuż pod nie, jednak nie zrobiłem tego, nie odczuwając takiej potrzeby. W zwykłych warunkach pociągałoby mnie to, oczami wyobraźni byłem w stanie ujrzeć, jak wygina się w tył, pozwalając sobie zawisnąć na tych dwóch kościach przytrzymywanych moimi dłońmi, jednak nie widziałem w tym niczego podniecającego. Seksowność tej sceny była równie sztuczna co te dwa wyżłobienia w jego ciele, które nie należały do Hoseoka, w przeciwieństwie do obojczyków, które jeszcze trzy tygodnie temu odznaczały się delikatnie na jego skórze. Ich opływowy kształt, harmonia i gładkość, którą wyobrażałem sobie pod palcami, teraz zmieniła się w twardość, a ich zaokrąglony zarys wyostrzył się, przypominając sobą dwa cienkie sztylety, które mogły zranić, które raniły; nie tylko jego, ale również mnie samego.

- Wracamy? - zapytałem, przerzucając butelkę wody z prawej ręki do lewej, po czym ponownie wstałem, wyciągając do niego dłoń, aby pomóc mu wstać z podłogi. Westchnąłem, zanim jeszcze zdążył odpowiedzieć, już po samym wyrazie twarzy domyślając się, co za chwilę usłyszę.

- Jeszcze dwa układy i...

- Wracamy - powtórzyłem, tym razem jednak innym tonem; nie było to już pytanie, a stwierdzenie; rozkaz, któremu nie mógł odmówić. - Jestem zmęczony i chcę się umyć, a kluczy do sali ci nie oddam, bo zgubiłbyś w ciągu pięć minut - dodałem jeszcze, rozbawiony. Znaliśmy się krótko, ale nie na tyle krótko, abym nie zdołał zauważyć jego czasami nawet uroczej niezdarności i braku większych pokładów rozsądku, niż te niezbędne do życia. Chwycił moją dłoń, pozwalając mi pomóc w podniesieniu się z podłogi, co z każdym dniem było coraz łatwiejszym zadaniem. Łatwiejszym dla mnie- bo on sam wydawał się wkładać coraz więcej wysiłku i energii w tak błahe czynności. 

- Jak tam dieta? - zapytałem, gdy zdaliśmy klucze do sali treningowej i wyszliśmy z budynku wytwórni. Nie byłem pewny czy naprawdę interesowała mnie ta informacja, będąc przekonanym, że poda mi ciąg treści, których nie potrafiłem zrozumieć. Nie znałem się wybitnie na psychologii, można wręcz powiedzieć, że nie znałem się wcale, jednak zdając się na własny umysł, wydawało mi się, że Hoseok potrzebował po prostu dużo uwagi. Zadawałem więc te pytania tylko po to, aby wiedział, że wszystko widzę. Nie kontroluję. Po prostu widzę. Bo lubię na niego patrzeć, obserwować go i zastanawiać się, jak szybko złamałbym mu żebra, gdybym przygniótł go sobą do materaca na jednym z naszych niewygodnych łóżek.

- Całkiem dobrze, chyba są już jakieś minimalne efekty - rzucił, wzruszając ramionami, po czym odkręcił nową butelkę półlitrowej wody, od razu czerpiąc z niej kilka dużych łyków. - Wiesz, powiedziałem tobie o tym, bo ci ufam, ale nie musimy o tym rozmawiać. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest szczególnie ciekawy temat.

- Nie martw się, nie pytam na siłę. Naprawdę mnie to interesuje - odpowiedziałem bez namysłu, po czym złapałem butelkę, którą podał również mi, abym się napił. Temat chyba właśnie się urwał, jednak nie zamierzałem tak po prostu tego zostawiać. Niedługo znów go wypytam, jednak musiałem skrupulatnie odmierzać czas, aby nie stracić tego zaufania, o którym właśnie wspominał. - Zastanawiałeś się nad tą propozycją z przedwczoraj? - zapytałem po chwili spacerowania w milczeniu, spoglądając na niego kątem oka. Minęło dopiero kilka minut, a on znów popijał tę wodę. Bezwonną, bezsmakową, bezwartościową wodę, którą rozkoszował się niczym nektarem.

- Chodzi o tę randkę? - zapytał prosto z mostu, wrzucając pustą już butelkę do kosza, który właśnie mijaliśmy. Lubiłem w nim tę jego bezpośredniość, czasami jednak całkiem ją wyłączał i mówił zagadkami, których nie potrafiłem zrozumieć, choć zawsze chciałem rozumieć go tak, jak w tej chwili. Wiedziałem, że musiałem sam o to zawalczyć. Pytanie tylko czy tego chciałem? Opieka... opieka nad Hoseokiem była już chyba moim hobby, jednak nie o opiekę tu chodziło. Opiekować się nim mogłem, ale to, czego potrzebowałem, aby postawione przed sobą zadanie odniosło pozytywny skutek, było zarazem tym, co odpychałem daleko od siebie.

Kontrola.

- Tak, myślałem o tym. Możemy iść na spacer. Albo do kina... Albo obejrzeć coś w domu - powiedział w końcu, posyłając mi jeden z szerokiej gamy swoich zadowolonych uśmiechów, który szybko odwzajemniłem. Nie miałem większych problemów z wysunięciem tej propozycji. Nie bałem się odrzucenia, bo nawet gdyby miało ono jednak swoje miejsce, nic by się przecież nie zmieniło; byliśmy na siebie zdani tak czy inaczej. Mieszkaliśmy w tym samym dormie, ba, w tym samym pokoju. Chodziliśmy razem na ćwiczenia z tańca, z gimnastyki, z rapu, razem wracaliśmy, razem jadaliśmy... no, kiedyś razem jadaliśmy. Wspólnie, razem ze wszystkimi, jednak od kiedy nasz grafik zaczynał robić się coraz bardziej napięty, w kuchni zostawała nas zazwyczaj maksymalnie trójka. Reszta jadała w pokojach, na mieście, albo w ogóle. Mimo wszystko, z moich wcześniejszych obserwacji nic nie wskazywało na to, że mógłby odrzucić moją propozycję. 

- Może kino? Nie zapowiada się, aby chłopaki zbyt szybko opuścili dorm na dłużej, a na spacerze pewnie będzie ci zimno - powiedziałem, rozglądając się przez chwilę w około. Mieliśmy maj, mimo to jednak temperatura nadal potrafiła schodzić zastraszająco nisko, jak na tę porę roku.

- Mógłbyś mnie ogrzać - odparł szybko, tonem, który dokładnie zwizualizował mi jego zrezygnowaną minę. - Chujowy z ciebie romantyk - prychnął, na co przewróciłem oczami, zaraz jednak oboje zaczęliśmy się śmiać. Tak po prostu się śmialiśmy.

Razem.

Ostatnio coraz więcej rzeczy robiliśmy razem, a ja nie byłem w stanie zrozumieć, jak dzielenie się swoją prywatnością i czasem wolnym może sprawiać tyle przyjemności. Nie żałowałem chwil, które wykorzystywałem na spędzenie czasu przy nim. Zazwyczaj wszystkie wolne momenty poświęcałem leżeniu i wpatrywaniu się w sufit, słuchaniu muzyki i rozmyślaniu nad wszystkim, co było warte rozmyślania. Teraz... nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł leżeć, wpatrując się w jego wykrzywioną radośnie twarz, kiedy śmiał się, opowiadając mi fakty jeszcze z czasów szkoły. Nie przeszkadzałoby mi też, gdybym zamiast słuchać muzyki na ledwo dychających już słuchawkach, mógłbym słuchać jego głosu, który potrafił zmieniać w stosunku do sytuacji, w której się znajdował. I gdybym przez ten cały czas mógł dodatkowo myśleć wyłącznie o nim, nie martwiąc się już o to wszystko, czym musiałem martwić się na co dzień.

- W kinie jest wygodniej. Ogrzewać cię będę w drodze powrotnej - odpowiedziałem mu, podchodząc nieco bliżej, co od razu wykorzystał, łącząc nasze dłonie na krótką chwilę.

***

- Bierzemy popcorn? Z masłem czy bez? Wolisz Pepsi czy Coca-Colę?

Hoseok przez długi czas patrzył się na listę oferowanych przysmaków, nie udało mu się jednak ukryć iskierki strachu, którą bez problemu dostrzegłem w jego oczach. Objąłem go lekko od tyłu, splatając dłonie na jego brzuchu. Dzisiejsze spotkanie miało być przecież idealne, nie miałem zamiaru pozwolić na jakiekolwiek wpadki.

- Nie martw się. Nic się nie stanie. Weźmiemy mały i bez masła, dobrze? Może być? - zapytałem spokojnie, przebierając palcami delikatnie po materiale jego koszulki. - I tak zjem większość. Uwielbiam popcorn. Nie będę cię zmuszał, abyś jadł dużo - dodałem z uśmiechem, na co trochę się uspokoił i pokiwał głową. Zamówiłem ustalone dodatki i po chwili staliśmy już w kolejce na salę, z zakupionymi biletami. Miałem pełne ręce, więc ciężko było mi złapać dłoń Hoseoka, który powoli popijał swoją Pepsi Max przez białą słomkę.

- Tak w ogóle co to za film? Tytuł niewiele mi mówi, oprócz tego, że to jakiś niskobudżetowy horror - zapytał, spoglądając na mnie zaciekawiony. Kobieta, która odebrała bilety obrzuciła go spojrzeniem wyrażającym naganę, za co zaraz ją zgromiłem. Jej praca nie polegała na ocenianiu klientów, prawda? Oddała mi skasowane bilety i wpuściła nas na salę.

- Grupa nastolatków wyjeżdża jako opiekunowie dzieciaków na letni obóz, gdzie okazuje się, że mają przesrane. Znaczy... sam nie wiem, reżyser mi się podobał - przyznałem szczerze. Nie czytałem dokładnie opisu filmu, zdając się na samo nazwisko twórcy, którego kojarzyłem w miarę dobrze. Miałem nadzieję, że równie dobrze trafiłem, ufając tej krótkiej informacji.

Usiedliśmy z tyłu, gdzie było ustawionych kilka podwójnych foteli; nie zapowiadało się, aby dołączył się do nas tutaj ktoś jeszcze. Premiera filmu miała miejsce dość dawno, więc na sali nie było specjalnie dużo ludzi, co jednak miało swój plus w tym seansie. Hoseok rozsiadł się wygodnie, przewieszając nogi przez moje kolana i wpatrzył się w biały ekran przed nami. Wyglądał, jakby się na czymś skupiał, wykorzystałem więc ten fakt, aby szybko sprawdzić SMS, który dostałem od Rap Mona, życzącego nam udanej randki. Jemu jednemu mogłem bez większych zahamowań mówić o relacji, która zaczęła łączyć mnie z siedzącym obok chłopakiem. Namjoon był... spoko. Po prostu spoko. Nie miałem pojęcia czy jest homoseksualistą, choć odrobinę na takiego wyglądał; nie wnikałem w to, tak samo jak on nie wnikał w moje życie, co nie powstrzymywało go jednak przed rozmawianiem ze mną otwarcie o tym, że zauważył, jak się do siebie ostatnimi czasy zbliżyliśmy.

W końcu zaczęły lecieć reklamy. Zajęło to dobre piętnaście minut, jednak nie narzekałem, zważywszy na to, że mogłem bez oporów głaskać Hoseoka po szczupłych nogach. Szczupłych... nie, wcale nie były szczupłe, ale od pewnego czasu słowo "chudy" przyprawiało mnie o ból głowy, więc po prostu go nie używałem, szukając jakichś odpowiednich zamienników, które były dla mnie jednak zbyt trudne do odnalezienia. Albo po prostu nie istniały.

- Nie lubię horrorów - usłyszałem nagle i odwróciłem wzrok w stronę, z której dochodził głos. Hosoek trzymał głowę lekko odchyloną do tyłu, ukazując swoją długą szyję i masując dłonią powoli kark, jakby go bolał. W sumie nie dziwiłem się. Powinien mieć przyzwyczajone ciało do wysiłku treningów i ćwiczeń, jednak po takich dawkach, jakie sobie czasem serwował, jego mięśnie mogły powoli odmawiać posłuszeństwa. Sięgnąłem dłonią jego skóry, zastępując jego palce, które zaraz wylądowały z powrotem na materiale niebieskich jeansów chłopaka.

- Przepraszam, że nie zapytałem. Nic ciekawszego nie leciało, a nie wiedziałem, że się boisz - powiedziałem na swoje usprawiedliwienie, chociaż wydawało mi się ono nieco naciągane. Tyle razy wołał mnie, abym zabił pająka, który łaził mu nad głową w łóżku, tyle razy w nocy budziło mnie jego nagłe zrywanie się, albo kiedy panikował, siedząc sam w pokoju, gdy nagle gasło światło przez brak prądu; mogłem się przecież tego domyślić, nie wymagało to dużo wysiłku. Podświadomie byłem chyba jednak jakimś pieprzonym romantykiem-sadystą i wydawało mi się, że dzięki temu stworzy się między nami ten klimat, o którym często słyszy się w filmach młodzieżowych albo opowiadaniach. - Popatrz na to z innej strony. Będziesz mógł się do mnie przytulać - zaśmiałem się, na co bez słowa przysunął się bliżej.

- Potem nie narzekaj, jak cię obudzę w nocy i wpakuję ci się do łóżka. - powiedział, uśmiechając się do mnie niczym aniołek, choć aluzja w jego głosie była aż nadto wyczuwalna. Składając delikatny pocałunek na jego policzku, zaśmiałem się cicho i odwróciłem przodem do ekranu, gdzie chyba zaczął się film, którym i tak nie byłem jakoś specjalnie zainteresowany. Przyszedłem tu jedynie po to, aby móc spędzić czas z Hoseokiem.

Już pierwsza scena sprawiła, że chłopak zakrył sobie usta, wzdrygając się ze strachu, co wywołało rozbawiony uśmiech na mojej twarzy. Ciężko było to opanować, jego zachowanie było w pewien sposób urocze, zresztą jakby nie patrzeć, mógł sobie na to pozwolić z racji wieku. Z tego co wiedziałem, skończył dziewiętnaście lat gdzieś tak w połowie lutego, czyli niecałe trzy miesiące temu.

- To tylko fikcja. Nie bój się - powiedziałem, obejmując go ramieniem. Nigdy nie sądziłem, że będę kogoś tak przytulać, uspokajając kiepskimi tekstami na kiepskim filmie, jednak nie ukrywałem, że ta rola wyjątkowo mi pasowała. Sam nie czułem większego strachu, fakt, czasami przechodził mnie znikomy dreszcz, jednak bardziej było to powodowane zaskoczeniem, aniżeli tym, że miałbym się bać. Hoseok wtulał się za to w moje ramię, przylegając do niego jak do poduszki, co nie sprawiało mi żadnego dyskomfortu.

Co jakiś czas wsuwałem mu w usta kilka ziarenek popcornu, ciesząc się, że nie oponował i jadł ze smakiem, czasami jakby specjalnie zahaczając wargami o moje palce i zbierając z nich drobinki soli, dając mi tym samym poznać ich fakturę. Nie przesadzałem też, tak, jak obiecałem mu na początku. Byłoby to co najmniej głupie z mojej strony i mogłoby nadszarpnąć jego zaufanie, o które tak skrzętnie zabiegałem. Przyłożyłem kolejny już raz tego wieczoru usta do jego policzka, chcąc dać mu trochę uwagi i jeszcze bardziej uświadomić w fakcie, że nadal jestem obok i wcale nie zmieniam się w jakiegoś niskobudżetowego zombie. Nie sądziłem, że odpowie na ten gest.

Powoli obrócił głowę w moją stronę, pozwalając mi przesunąć wargami po swojej skórze, aż do momentu, w którym nasze wargi otarły się o siebie, zaraz jednak odsuwając głowę nieco w tył. Patrzył na mnie przez chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś. Chyba powinienem był w tym momencie coś zrobić, jednak ten krótki dotyk zbyt bardzo mnie zafascynował, abym mógł logicznie przemyśleć swoje plany i w związku z tym podjąć jakieś konkretne działanie.

- Pocałujesz mnie w końcu?

Powiedział to tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz w świecie. Pocałować. Hoseoka. Jego pełne, zazwyczaj spierzchnięte, albo pogryzione usta. Te ciemno różowe wargi, o których ostatnimi czasy tak dużo myślałem. Czy on naprawdę to powiedział? Czy ja naprawdę właśnie to zrobiłem? Tak po prostu?

Tak, tak po prostu.

Czasami ta jego wspomniana już wcześniej bezpośredniość zbijała mnie z tropu aż za bardzo. Nie mogłem uwierzyć, że był zdolny do czegoś podobnego, a jednak, pozory najwidoczniej mylą, Hoseok był na to doskonałym przykładem. Cały był doskonały. I całował doskonale. 

Przez chwilę to on dominował w pocałunku; byłem zbyt oszołomiony, aby wykonać jakikolwiek większy ruch. Nie miałem pojęcia, ile czasu to trwało, ale musiałem się zawiesić na dłuższy moment, bo poczułem na karku jego paznokcie, które drapały coraz mocniej, chcąc zaskarbić sobie moją atencję. Ocknąłem się, szybko wplątując palce w jego ciemno-brązowe włosy, od razu lekko za nie ciągnąc; momentalnie poddał się mojej woli. W tle rozległ się jakiś krzyk; wierzgnął, gryząc przy tym mój język, jednak nie pozwoliłem mu się odsunąć, ciągle mocno trzymając za włosy. Nie boleśnie, ale stanowczo, aby nie miał możliwości ucieczki od tego, co sam zaczął.

Całowanie jest chyba jedną z tych czynności, których się nie zapomina, jak jazda na rowerze czy pływanie, choć porównanie tych błahych czynności do tego, co właśnie robiłem, zdawało mi się być świętokradztwem. Mimo iż wokoło było głośno, doskonale wyczuwałem i słyszałem jego westchnienia. Położyłem jedną z dłoni na jego kościstym biodrze, zaczynając je masować, jednak szybko ją złapał, nie pozwalając mi na to; nie nalegałem. Pocałunek był chaotyczny, jednak idealnie do nas pasował, oddając mieszankę naszych charakterów i wszystkie twarze, które mi pokazał w ciągu tej krótkiej znajomości. Nie miałem wątpliwości, że mimo wszystko będzie ona trwać długo, nawet jeżeli niekoniecznie w tej postaci, o której marzyłem i którą przez ostatni czas sobie tak dokładnie wyobrażałem. To nie tak, że planowałem nam już wspólną przyszłość, na którą i tak prawdopodobnie byliśmy skazani. Po prostu...

Po prostu.

Spojrzałem na małą malinkę na jego szyi, której byłem sprawcą. Nie była duża ani nie rzucała się szczególnie w oczy, zapewne jutro nie będzie już po niej śladu. Odsunąłem się nieco, spoglądając w jego oczy, chociaż w tych ciemnościach nie widziałem ich szczególnie dokładnie. Kształt, barwa, intensywność spojrzenia- wszystko to zostało ograniczone do nikłego błysku, który dostrzegałem między dwiema powiekami. Oddychał ciężko, jakby ten pocałunek pozbawił go wszystkich sił, które miał. Uśmiechnąłem się tylko, kiedy oparł czoło o moje ramię. Ta sytuacja nie wymagała słów. Żadnych werbalnych czułości, uświadamiania prawdziwości tego zdarzenia i potwierdzania tego, co między nami się wytworzyło.

Albo po prostu rozwinęło, bo przecież już było. Nie od dawna, ale wystarczająco długo.

***

- Nikogo nie ma? - zdziwiłem się, zapalając światło w przedpokoju. Było zbyt wcześnie, aby wszyscy spali, dochodziła dopiero dwudziestatrzecia, a o tej godzinie większość zajmowała się dopiero robieniem bądź konsumpcją kolacji. Wszędzie było ciemno, z salonu nie dochodziły żadne dźwięki naszego małego telewizora, nic nie wskazywało też na to, żeby Namjoon siedział nad swoim laptopem i słuchał muzyki. Kuchnia, zazwyczaj najbardziej oblegana, też zdawała się być teraz całkiem pozbawiona życia, a otwarte drzwi w naszym pokoju, w którym zazwyczaj było najgłośniej, teraz ukazywały ciemną pustkę. Nie paliła się żadna głupia lampka ani nawet zielona dioda w telefonie Teahyunga, oznaczająca nową wiadomość, która tak cholernie zawsze mnie irytowała. Byłem w stanie ją dostrzec z każdego kąta naszego dormu, nie raz też to neonowo-zielone, wkurwiające światełko śniło mi się po nocach.

- Najwidoczniej. Może też wyszli do kina. Dzisiaj premierowo wystawiają jakąś czarną komedię - usłyszałem z dołu, gdzie od razu skierowałem swój wzrok. Hoseok siedział na podłodze i rozwiązywał swoje wysokie trampki, już lekko znoszone. Sam zsunąłem swoje adidasy ze stóp i kopnąłem je na stertę innych, które zalegały w przedpokoju. Nie dbaliśmy jakoś szczególnie o porządek. Tak w sumie, nasz pokój był najczystszym pomieszczeniem ze wszystkich, a to i tak jedynie przez to, że Hobi miał bzika na punkcie porządku. Nie znosił chaosu, nie mógł wtedy pracować, spać i sam również był nie do zniesienia, więc to, że sprzątał, było nam podwójnie na rękę. - Trzeba to jakoś wykorzystać, nie?

Odwieszając kurtkę, zastygłem na moment w miejscu; jego słowa dotarły do mnie z pewnym opóźnieniem. Szybko zwolniłem ręce i odwróciłem się w jego stronę. Nadal siedział na podłodze, patrząc na mnie z tym swoim ślicznym uśmiechem, jakby to miało być usprawiedliwieniem dwuznaczności jego słów. Zbliżyłem się i kucnąłem przed nim, mrużąc oczy.

- Co dokładnie masz na myśli? - zapytałem, łapiąc go za rękę i pomagając mu się podnieść. Miałem ochotę zakryć mu usta, aby nie widzieć na jego twarzy tego cholernie nie pasującego do sytuacji grymasu. On sam wydawał się doskonale zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo prowokujący był w tym momencie i nie zbierało się na to, aby zaraz miał spłonąć rumieńcem zawstydzenia i spuścić wzrok.

- Znów gderasz, zamiast mnie po prostu pocałować - westchnął, przewracając oczami. Nieco mnie wryło, kiedy odwrócił się i poszedł do pokoju, zapalając tam światło, jednym krótkim pstryknieciem w biały włącznik, nie obracając się przy tym w moją stronę ani na moment. Nie zastanawiając się długo, dogoniłem go kilkoma szybkimi krokami i zatrzaskując nogą drzwi, sam obróciłem go w swoją stronę. Nasze usta odnalazły się momentalnie, jakby znały drogę do siebie, zanim jeszcze my sami zdążyliśmy ją poznać.

Pchnąłem go nieco w tył, przez co głową wyłączył światło, które chwilę temu zapalił. Kiedy tylko położyłem dłonie u dołu jego pleców, chcąc przysunąć go bliżej siebie, złapał je i trzymał przez cały czas z daleka od swojego ciała, splatając nasze palce w ciasny supeł. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak stanowczo unikał nawet tego drobnego dotyku. Nie potrafiłem odgadnąć, co w danym momencie siedziało w jego głowie, jednak nie zmuszałem go do niczego, wyczuwając od niego zwyczajną niechęć, która nijak imała się tego, z jaką pasją współuczestniczył w pocałunku.

Jeszcze jest czas.

Wiedziałem, że nie odkryję wszystkich jego myśli i tajemnic w jeden wieczór, jednak wbrew pozorom wcale nie zniechęcało mnie to do osiągnięcia swojego celu- wręcz przeciwnie, dzięki tym niewiadomym, które ciągle pojawiały się w mojej głowie tylko jeszcze bardziej chciałem poznać i przeanalizować wszystkie jego oblicza, tak samo jak analizowałem każdy jego ruch, kiedy tańczył. Teraz jednak mój umysł był zdolny do wytworzenia tylko jednej, w miarę składnej myśli: język Hoseoka posiadał w sobie równie wiele gracji, co reszta jego ciała, to musiałem przyznać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro