pear
Znowu go obserwowałem. Po prostu sprawiało mi to zbyt wielką przyjemność, abym tak po prostu mógł z tego zrezygnować. Przyglądałem się jego długim palcom, kiedy kroił warzywa i wrzucał je do wrzącej w garnku wody; pochłaniałem wzrokiem jego poruszające się usta, kiedy nucił pod nosem tylko sobie znaną piosenkę, podrygując do jej rytmu swoimi wąskimi biodrami, za którymi także podążałem spojrzeniem. Moją uwagę zaskarbiły sobie również jego nogi, kiedy wędrował od kuchenki, do szafek czy lodówki w poszukiwaniu składników na obiad, który właśnie przygotowywał, w fartuchu w muffinki, który Jin dostał od nas kiedyś na urodziny. Tym, co zasługiwało jednak na najwięcej atencji, była jego twarz, przyozdobiona w tak radosny uśmiech, że umysł każdego człowieka wypełniał się najbardziej pozytywnymi, pięknymi myślami oraz najcieplejszymi marzeniami. I wydawało się, że świat jest cały kolorowy, nie ma na nim zła, chorób, smutku i śmierci. Bo przecież był na nim uśmiech Hoseoka, a takie piękno nie mogło koegzystować w systemie noszącym skazy, wady i brzydotę.
Podniosłem się ze stojącego przy stole krzesła, aby znów do niego podejść. Potrzebowałem go dotykać. Ciągle. Potrzebowałem upewniać się, że Hoseok nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, że jest całkowicie materialny, posiada ciepłe ciało, w którym płynie najprawdziwsza na świecie krew. Stojąc za nim, jedną dłoń położyłem na jego biodrze, a drugą złapałem za rękę, którą mieszał składniki w garnku. Był ciepły. Żywy. Prawdziwy. A ja znów spokojny.
- Może ci jednak pomóc? Przynieść coś z lodówki, przyszykować coś? - zapytałem, kolejny już tego popołudnia raz, nie licząc jednak na żadną twierdzącą odpowiedź. Hosoek nie lubił przyjmować nawet najzwyklejszej w świecie pomocy, a i praktycznie cały obiad był już zrobiony. Po prostu musiałem jakoś wytłumaczyć swoją nagłą potrzebę bliskości. Przynajmniej czułem się w takiej powinności, a czy była ona poprawna... to już inna sprawa. Przez dłuższą chwilę nie dostałem żadnej odpowiedzi, obaj patrzyliśmy się w mieszaną przez nas zupę, a ja cieszyłem się chwilą, którą mogłem spędzić blisko niego. Czasami jak dziecko lgnąłem do tego chłopaka, chcąc przywłaszczyć sobie odrobinę czułości, bądź oddać mu część tej, która kumulowała się we mnie, czasami nie mogąc wytrzymać jej natłoku. Po prostu stać blisko, dotknąć jego dłoni, złożyć na przypadkowym miejscu na jego skórze najdelikatniejszy pocałunek na świecie- tylko tyle. Tylko tyle mi wystarczało, aby czuć się spełnionym i tego wszystkiego dostarczał mi on. Czego więcej mógłbym potrzebować do szczęścia?
- Już nie ma w czym. Tylko doprawić. Chcesz? Ja tam nie mam jakiegoś wyszukanego smaku - powiedział w końcu, na co skinąłem głową i poszedłem po przyprawy. Chwilę później trzymał już drewnianą łyżkę przy swojej twarzy, dmuchając na nią, aby nieco ją ostudzić, po czym zbliżył ją do moich ust. - Spróbuj - rzucił, dając mi w komplecie z łykiem zupy zachęcający uśmiech. Spiłem wywar, robiąc w swoim mniemaniu słodki dzióbek, co wywołało u niego cichy śmiech.
- Jest idealna. Na pewno będzie wszystkim smakować - skomentowałem, kiwając z uznaniem głową, a widząc jego dumny uśmiech, sam w jakiś sposób byłem z niego dumny. Kiedy przyjechał, miał problem z ugotowaniem makaronu, a teraz sam potrafił zrobić cały obiad i coraz częściej wyręczał w tym Jina, czasem ku jego uciesze, a czasem wręcz przeciwnie. Przypominając sobie to wszystko zaczynałem powoli rozumieć, jak ten chłopak na mnie działał, nie tylko teraz, ale od samego początku. Wiedziałem o nim wiele, zauważałem rzeczy, których nie zauważali inni, a które w moim mniemaniu były przecież tak cholernie istotne. Hoseok naprawdę był pełen tajemnic, zagadek i niewiadomych, które aż prosiły się o przeanalizowanie, odkrycie i zrozumienie. Poznawanie go sprawiało mi niewyobrażalną przyjemność.
Chłopak zamieszał zupę jeszcze kilka razy, po czum wyłączył gaz. Przeniósł dłonie za siebie, aby rozwiązać fartuch, jednak szybko go w tym wyręczyłem, zdejmując mu go później przez głowę i odwieszając na miejsce. Kiedy odwróciłem się z powrotem, aby zaproponować mu wspólny odpoczynek, Hoseok siedział na blacie szafki, machając beztrosko nogami w powietrzu, wpatrzony w swoje kapcie. Nie powiem, że na ten widok moje serce w ogóle nie zareagowało, bo poczułem, jak oblewa je coś słodkiego i ciepłego, o konsystencji mlecznej, rozpuszczonej czekolady z dodatkiem przyprawy roztaczającej zapach korzennych ciasteczek. Bez zastanowienia, jednak zachowując ciszę, podszedłem do niego, stając o krok przed jego kolanami. Kiedy tylko mnie zauważył, rozsunął je, wyciągając w moją stronę ramiona z uroczym uśmiechem. Zrobiłem krok w przód, stając w miejscu, do którego moje ciało wyrywało się z taką niecierpliwością i dałem mu zamknąć się w ciepłej klatce jego chudych rąk i nóg. Nie miałem najmniejszych chęci, aby z niej uciekać.
- Mówili ci, o której wrócą? - zamruczałem sennie po kilku chwilach, kładąc wygodnie głowę na jego ramieniu, tuż obok wystającego obojczyka, który z tej pozycji mogłem bezkarnie co jakiś czas muskać ustami. Poczułem, jak kręci przecząco głową, bawiąc się materiałem koszulki na moich plecach. Nie miałem najmniejszych chęci się stąd ruszać, otoczony jego ciepłem, delikatną czułością i przyjemnymi zapachami dochodzącymi z garnków na kuchence, które pobudzały moje kubki smakowe. Po jakimś czasie jednak nie tylko one zaczęły się pobudzać, kiedy chłodne palce mojego chłopaka podwinęły moje ubranie w górę, głaszcząc delikatnie plecy i wodząc opuszkami po krańcu moich jeansów. Przymknąłem oczy, przenosząc dłonie na jego uda, które od razu spiął, mocniej ściskając nimi moje biodra. Czując, że nie powinienem robić nic więcej, nie przeniosłem ich wyżej, tak jak zamierzałem, czekając aż się uspokoi i trzymając ręce sztywno zgięte w łokciach w jednym miejscu. Nie było zbyt wygodnie, jednak liczył się fakt, że jego mięśnie znów sukcesywnie zaczynały się rozluźniać, a palce, tak subtelnie wodzące po mojej skórze, nadal z niej nie znikały, pozwalając sobie zjeżdżać wedle uznania wyżej lub niżej.
W końcu nie wytrzymałem i zacząłem przesuwać dłonie po jego skrytych pod cienkimi, jasno-szarymi dresami udach, wyobrażając sobie, jak gładka musiała być jego skóra. Szczególnie, że golił nogi. Nie, żeby przeszkadzało mi jakiekolwiek owłosienie, byłem facetem, jednak niezaprzeczalnie dotykanie gładkiej skóry było przyjemniejsze i jeszcze bardziej mnie nakręcało. W tym samym momencie poczułem, jak przenosi dłonie na mój brzuch, od razu nieporadnie wciskając palce w moje spodnie, nawet nie bawiąc się z odpinaniem ich. Szybko przeniosłem dłonie na jego tyłek, podsuwając go bardziej w swoją stronę, ciesząc się, że nie usłyszałem żadnych sprzeciwów na ten gest. Objął mnie szczelniej nogami, rysując koślawe szlaki na moim podbrzuszu długimi palcami. Miałem zbyt duże pole do popisu, aby się powstrzymać, więc bez zwłoki zaatakowałem jego szyję, którą z chęcią jeszcze mocniej odsłonił.
Był tak blisko, że czułem spięcie chyba każdego mięśnia na jego ciele. Mimo wszystko, nie chcąc zepsuć tego, co zaczynało się powoli tworzyć, ograniczałem się do dotykania tej niewielkiej przestrzeni, na jaką mi pozwolił. Od kościstych kolan, przez umięśnione uda, prawie do samych bioder, których z nieopisanym wysiłkiem unikałem, wiedząc, jak bardzo nie lubił, kiedy moje ręce na nich lądowały. On za to bez skrępowania błądził gdzie tylko chciał, bez względu na to czy były to moje plecy, czy tors, który zwiedzał nad wyraz często. Jego palce zahaczały czasem o moje pośladki, ściskając je przy tym i zachęcając do przysunięcia się jeszcze bliżej; o kark, który niekiedy drapał delikatnie, aż po moich plecach przechodziły elektryzujące dreszcze, a czasami wsuwając nieznacznie palce znów w moje spodnie, by pomasować przez chwilę podbrzusze. W którymś momencie wypiął swoją klatkę piersiową w przód, ocierając się o mnie znacząco, a jego głowa odchyliła się w tył, kiedy chwilę później wypchnąłem biodra do przodu, uderzając lekko o jego krocze swoim. Znów mogłem usłyszeć to samo westchnięcie, którymi raczył mnie kilka dni temu. Stęskniłem się za tym.
Podniosłem rękę, którą masowałem jego prawe udo, aby chwycić jego brodę i sprowadzić ją niżej. Zamiast jednak pochylić głowę, otworzył usta, musiałem więc wspomóc się drugą ręką, łapiąc go lekko za tył głowy i sprowadzając ją w swoją stronę. Jego oczy były zamknięte, a usta, którymi niespokojnie oddychał, uchylone. Kiedy tylko przesunąłem dłoń na jego policzek, poczułem pod palcami, jaki jest gorący. Tłumaczyły to ciemnoczerwone rumieńce na jego policzkach, które powoli rozprzestrzeniały się po całej jego twarzy. Nie można było odmówić mu uroku; był to widok, którego po prostu się nie zapomina. Stanąłem na palcach, by sięgnąć jego ust i musnąć je lekko, w tym samym czasie rękawem bluzy nasuniętym na nadgarstek przecierając mokrą od mojej śliny szyję chłopaka.
- Hosoek, popatrz na mnie - poprosiłem czule, tym razem kładąc na jego policzkach obie dłonie, on jednak w odpowiedzi pokręcił tylko przecząco głową, mocniej zaciskając oczy, niczym dziecko, które nie chciało przyjąć lekarstwa. A przecież ono wcale nie było takie gorzkie, prawda? Starałem się jak mogłem, aby mu je osłodzić. - Hosoek, proszę... Nie masz się czego wstydzić... Spójrz na mnie chociaż - dodałem już błagalnie, widząc, że znów się zapierał. To powoli zaczynało być już męczące, jednak moja cierpliwość mimo wszystko nadal miała się dobrze. Nie miałem na co narzekać i nie zamierzałem tego robić; a przynajmniej jeszcze nie teraz. - Zrób to dla mnie. Popatrz na mnie. Nie chcesz zobaczyć, jak bardzo cię kocham?
- Gorąco mi... I pewnie jestem cały czerwony - powiedział w końcu, kładąc dłonie na tych moich, które nadal trwały przyklejone do jego twarzy. Czułem jego zażenowanie, które powoli przechodziło też na mnie, z całej siły starałem się jednak odpychać je od siebie. Choć sam w ogóle nie miałem żadnego konkretnego doświadczenia, starałem się go uspokajać, nie potrafiąc tak po prostu patrzeć na jego niespokojną twarz. Jak by to nie brzmiało, prawda była taka, że dzięki jego niepewności nieco mocniej ufałem sam sobie- jeżeli zrobiłbym jakieś głupstwo, był przecież większy procent szans na to, że Hoseok nie zwróci na to uwagi lub po prostu nie zda sobie z tego sprawy; sam też nie posiadałem większych kompleksów na temat swojego ciała, więc było mi chyba łatwiej. Znów dotknąłem jego ust swoimi, tym razem jednak odsunąłem się tylko na taką odległość, która pozwalał nam na stykanie się nosami.
- Masz ciemną karnację, nie widać tego aż tak bardzo - pocieszyłem go, dmuchając lekko w jego usta. - Ale i tak wyglądasz prześlicznie, wiesz? - dodałem jeszcze, pocierając swoim nosem o jego. Powieki w końcu mu drgnęły, co uznałem za dobry znak. Byłem chyba na dobrej drodze do przekonania go; gdyby mi się to udało, byłoby to dla mnie małe zwycięstwo. Pierwsza wygrana bitwa, to już coś! Przede mną jeszcze tylko... setki innych. Poradzę sobie, ze wszystkim przecież sobie radzę. Zawsze sobie radziłem, z rzeczami bardziej błahymi i głupotami, które do niczego nie były mi potrzebne, a Hoseok był całkiem inną ligą. I tak, jak wcześniej debiut był moim najważniejszym celem, teraz, kiedy czułem, że praktycznie mam go już w rękach, jego miejsce zajął chłopak, który siedział teraz przede mną i bił się z myślami czy powinien na mnie spojrzeć. Oczywiście, że powinien. - No już, Hosoek. Otwórz oczy, zrób to dla mnie. To, że mnie nie widzisz, nie oznacza, że ja ciebie też nie, wiesz o tym, skarbie? - nakłoniłem go ostatni raz, zmiękczając głos najbardziej jak umiałem i mówiąc to najbardziej lizusowskim tonem, na jaki tylko było mnie stać. Przecież najważniejsze są efekty, prawda?
Powoli uchylił powieki; najpierw jedną, badając sytuację, a po chwili drugą, już nieco pewniej. W takich chwilach był naprawdę dziecinnie uroczy, to aż wykańczało. Gdy tylko na mnie spojrzał, przybliżyłem twarz jeszcze bardziej, aby go pocałować. Po kilku moich muśnięciach na swoich różowych ustach, znów zamknął oczy, jednak zaraz pokręciłem głową, ściągając jego dłonie ze swoich policzków i kładąc je razem ze swoimi u jego kolan.
- Patrz na mnie.
Tym razem już posłusznie otworzył oczy, przypatrując mi się z lekkim zdziwieniem, jednak trzymał się mojej prośby, nawet kiedy mój język wsunął się głębiej. Westchnął cicho, zaciskając dłonie w pięści, a jego wzrok powędrował w górę, aby tylko uniknąć mojego. Cierpliwie czekałem, wwiercając się natchniony w jego ciepłe usta i oczy, dopóki znów na mnie nie spojrzał pod presją chwili. Objąłem go mocno, chcąc znów przysunąć go do siebie, aby czuć go tak mocno, jak jeszcze chwilę temu, jednak wyprzedził mnie, sam przesuwając się po blacie w moją stronę. Gdybym tylko mógł, uśmiechnąłbym się zwycięsko, jednak byłem zbyt zajęty zabawianiem się z jego giętkim językiem i miękkimi wargami, abym mógł wykonać jakikolwiek gest swoimi. Wzdychał cicho, ilekroć łapałem jego język w zęby i zaczynałem lekko ssać, dopóki nie wyrywał go z ich objęć i nie usiłował łapać moich warg, na co mu nie pozwalałem, zaraz zagłębiając się z powrotem jego usta. Czasami wdzierałem się głębiej, badając miękką tkankę na policzkach, a on łakomie otwierał usta szerzej, pozwalając mi na wszystko bez słowa sprzeciwu. Kiedy tylko jego powieki niekontrolowanie opadały w dół, gryzłem jego język nieco mocniej, na co zaraz szybko reagował i znów wpatrywał mi się w oczy. Pokłady jego uroku, dziecięcej niewinności i uległości atakowały mnie w tedy ze zdwojoną siłą, jednak po chwili, wraz z wypiekami na twarzy przychodziły wspomnienia o tamtej nocy, gdy klęczał przede mną, wpatrując się na mnie z dołu w moim penisem w ustach. Na samą myśl...
- Jestem ci chyba dłużny małą przysługę... - Oderwanie się od jego ust zajęło mi chwilę, jednak w końcu mój mózg dał się przekonać, że to dobra decyzja. Nadal się nie odsuwałem, muskając co sekundę jego usta i bez skrępowania podjeżdżając dłońmi nieco wyżej. Nie protestował, jednak jego mina też nie wyrażała wielkiego przekonania tym, co powiedziałem. Przygryzłem wargę, gorączkowo myśląc, co powinienem dodać. - Nie musisz się nawet rozbierać. Nie będę patrzył, obiecuję - zaprzysiągłem z niemałym trudem, bo chęć ujrzenia chociaż odrobiny jego ciała była już prawie bolesna. - Po prostu siedź, a ja...
- Ale Yoongi... - powiedział cicho, spuszczając głowę, jednak od razu ją podniosłem. To, jak szybko potrafił się zmienić, było nie do pojęcia. Kilka dni temu robił mi loda, tuż po tym, jak sam mi to zaproponował, sącząc drinka, a teraz wydawał się być najbardziej niewinną istotą na świecie, słodko rumieniąc się, kiedy tylko powtórzyłem tę śmiałą propozycję. Zrobiłem pytającą minę, dając mu znak, że uważnie go słucham i chcę dowiedzieć się, co ma mi do powiedzenia, jednak on znów milczał dłuższą chwilę. Złapał moją dłoń w swoje dwie, ściskając ją lekko i głaszcząc subtelnie na przemian, dopóki nie znalazł odpowiednich słów, aby wyrazić swoją myśl. - Tylko, wiesz... Nie... Nie ustami. Tylko ręką. Znaczy... Rozumiesz...
Znów odwrócił wzrok, zażenowany tym, co powiedział. W odpowiedzi posłałem mu jedynie uśmiech, którego nie mógł przez to zobaczyć, jednak nie dręczyłem go już więcej, nie wnikałem w jego prośbę, tłumacząc ją sobie jego wstydem, i nie zmuszałem do spojrzenia na mnie, jedynie przenosząc wolną dłoń na jego krocze. Nie miał jeszcze wzwodu, jednak nadrobienie tego nie zajęło mi dużo czasu. Kiedy tylko nieco zesztywniał, wsunąłem dłoń w jego dresy i złapałem w dłoń jego penisa, na co zareagował cichym jękiem. Schował głowę w moje ramię, obejmując mnie przy tym mocno, co trochę utrudniało mi sprawę, jednak nie przestałem go zadowalać, drugą ręką głaszcząc powolnymi ruchami jego plecy. Reakcje, którymi mnie obdarowywał były niesamowite; cicho stękał, kiedy ściskałem go w dłoni nieco mocniej, a kiedy mój uścisk stawał się lżejszy, mocniej zaciskał dłonie na mojej koszulce, dając mi nieme znaki, by znów stały się bardziej intensywne. Z przyjemnością przesuwałem po nim dłonią, starając się uchwycić każde westchnięcie, którym mnie obdarowywał, a najmniejsze drżenie jego ciała przyjmowałem jako pochwałę za dobrze wykonywaną pracę.
Nie wiem, co nam odbiło, by robić takie rzeczy w kuchni, gdzie byliśmy narażeni na nagłe zdemaskowanie w dość krępującej sytuacji, jednak żaden z nas nie wydawał się zwracać na ten fakt szczególnej uwagi. Pogrążyliśmy się w naszym cichym, małym światku, aktualnie zraszanym drobnym deszczem przyjemności i cichymi postękiwaniami Hoseoka, kiedy poruszał biodrami na blacie szafki. Przysłuchując się mu, bezwiednie sam zaczynałem błądzić myślami po różnych rejonach moich ukrytych gdzieś pod warstwą troski, gorących pragnień, pozwalając im powoli wypływać na wierzch. W tej chwili czułem się jak topielec, któremu morze pozwala przez chwilę znów ujrzeć światło dzienne i zaczerpnąć tchu. Wszystko wydawało się być jednak tak samo złudne, bo przecież za chwilę znów miałem wylądować na prawie samym jego dnie i wstrzymywać oddech aż do granic możliwości, byleby tylko zachować życie, czekając na kolejną wielką falę, która może pozwoli poczuć w płucach odrobinę tlenu, wypychając wątłe ciało na powierzchnię.
Pogrążony w swoich myślach, usłyszałem cicho wyszeptane swoje imię, co zaraz sprowadziło mnie na ziemię. Hobi wciskał mocno głowę w moje ramię, wbijając przy tym palce w moje plecy, zebrawszy resztki sił jakie posiadał. Jak na zawołanie zacząłem starać się jeszcze bardziej, choć moja dłoń zaczynała już nieprzyjemnie sztywnieć, a łokieć zginał się z trudem. Jego wargi znów wyszeptały cicho moje imię, tym razem jednak w akompaniamencie przekręcanego w drzwiach zamka. Uderzyła we mnie fala gorąca, spowodowanego nagłą adrenaliną, która zaczęła płynąć w moich żyłach, jednak bez zastanowienie podjąłem decyzję o dalszym biegu wydarzeń. Nie było mowy, abym przestał, nie w tym momencie, kiedy czułem już na dłoni pierwsze krople jego spermy. Zwolniłem swoje ruchy, pozwalając mu w spokoju osiągnąć orgazm, wydłużając go najbardziej, jak tylko obaj byliśmy w stanie. Hoseok w tym czasie złapał w zęby moją bluzę, starając się stłumić głośne jęknięcie, które mimo wszystko doskonale usłyszałem tak blisko swojego ucha.
Korytarz już wypełniały głosy chłopaków, a ja spokojnie kontynuowałem, przyciągając go lewą ręką jeszcze bardziej w swoją stronę, aby zasłonić to, co działo się między naszymi ciałami. Siła naporu jego palców na moich plecach zdecydowanie zelżała, a ruchy jego bioder stały się bardziej płynne i powolne. Żałowałem jedynie tego, że nie mogłem patrzeć na niego, kiedy szczytował, ani sprawiać mu przyjemności jeszcze dłużej. Mimo braku jakichkolwiek chęci, musiałem w końcu puścić jego członka, po czym szybko wytarłem dłoń o wnętrze jego bokserek, pomagając sobie drugą ręką. Obejmował mnie, a jego dłonie, złożone na dole moich pleców, drżały lekko z osiągniętego przed chwilą orgazmu i zapewne strachu. Mnie samego również opanował lęk, kiedy tylko zdałem sobie sprawę z tego, jak blisko było. Wcześniej zbyt pochłonięty pragnieniem jego orgazmu, teraz czułem w swoich drżących mięśniach, jak cholernie bałem się tego, co mogło się stać. Mimo wszystko, objąłem go, nie widząc żadnego sensowniejszego wyjścia, bo paniczne odrywanie się od siebie i udawanie, że nic nie robimy, byłoby tylko bardziej kłopotliwe. Nie raz widzieli przecież, jak się przytulamy czy śpimy w jednym łóżku, więc nie powinni się specjalnie zrazić, a Hoseok wydawał się nie być w stanie pokazania się przed kimkolwiek czy spojrzenia na kogoś.
- Spokojnie - wyszeptałem do jego ucha, całując je lekko. - Tylko się przytulamy. O niczym nie wiedzą - zapewniłem, głaszcząc jego bok, podczas gdy brał głęboki oddech i podniósł jedną z rąk, aby przetrzeć sobie czoło. Odpowiedział mi skinieniem głowy, nie ruszając się, a jedynie zsuwając nieco szeroko rozłożone uda, aby mnie nimi mocniej objąć.
- Nasze aniołki znów się migdalą... Jeon, nie wchodź do kuchni, twoje niewinne oczy nie powinny tego widzieć - zaśmiał się Teahyung, wchodząc do kuchni i opadając bez sił na krzesło.
- Hyung... Mam plamę na dresach - wyszeptał mi do ucha Hobi, a jego ręce zaczęły drżeć jeszcze mocniej, kiedy zabrał je z moich pleców, chowając je między naszymi ciałami. Prychnąłem cicho śmiechem, głaszcząc go uspokajająco po plecach, by chwilę później chwycić jego rękę i odsunąć się nieco, ciągnąc go w dół. Jego twarz nadal była lekko zaczerwieniona, jednak słabo widoczna spod przysłaniających ją czarnych włosów. Chłopak wciąż wpatrzony był w podłogę, co uniemożliwiało spojrzenie w jego oczy, jednak aktualnie chciałem go tylko spokojnie przetransportować do pokoju, aby mógł się przebrać.
- Jeon jest mniej niewinny, niż myślisz, Tae - powiedziałem, puszczając oko do maknae, który właśnie wchodził do kuchni. - Nalejcie sobie zupy, Hoseok wam ugotował - poinformowałem, po czym pociągnąłem mojego chłopaka za sobą, skrzętnie zasłaniając swoim ciałem jego problem. Kiedy tylko znaleźliśmy się w pokoju, nie mogłem powstrzymać się od krótkiego wybuchu śmiechu. - Było blisko - powiedziałem, unosząc w końcu jego głowę, aby móc skrzyżować z nim spojrzenia. Przytaknął głową, znów przytulając się do mnie, nadal będąc lekko speszonym. Miał tak wiele twarzy... sam nie wiedziałem, która była prawdziwa. Nie byłem też pewny czy on sam zdawał sobie z tego sprawę, jednak coś utwierdzało mnie w fakcie, że mimo tak wielu odcieni, którymi była namalowana jego osobowość, w każdym z nich kryło się coś prawdziwego. Jakby nie mógł się zdecydować, jaki jest, więc nadal szukał tej jednej, prawidłowej odpowiedzi, kosztując w tym celu wszystkich, które były mu znane. A może było całkiem inaczej, niż myślałem? Może on po prostu składał się z tak wielu elementów, że sam się w nich gubił, chociaż we wszystkich czuł się równie sobą?
- Bardzo blisko. I przyjemnie - powiedział, po chwili odklejając się ode mnie i podchodząc do szafki z ubraniami. Wyjął z niej czarne spodnie i spojrzał na mnie wymownie, czekając, aż się odwrócę, więc czym prędzej zasłoniłem oczy ze śmiechem, pozwalając mu się w spokoju przebrać. Nie podglądałem. Prawie. Ale zdawał się albo tego nie zauważać, albo nic sobie z tego nie robił, udając, że nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Jak bardzo przyjemnie? - zapytałem, kiedy położył się z cichym westchnięciem na swoim łóżku. Usiadłem obok, układając jedną z dłoni na jego brzuchu. Kiedy leżał, wydawał się być wręcz wklęsły, a nie płaski. Ten komentarz zostawiłem jednak sobie.
- Za bardzo.
Ta krótka odpowiedź zadowoliła mnie w zupełności. Gładziłem przez chwilę materiał koszulki, w miejscu, w którym leżała moja dłoń, jednak dźwięk otwieranych drzwi zmusił mnie od zabrania jej. Westchnąłem, obracając się w stronę Namjoona, który jak zawsze, nic sobie nie robiąc z sytuacji, wszedł do pomieszczenia i zostawił na szafce obok swojego łóżka małą reklamówkę z zakupami.
- Chodźcie zjeść obiad razem z nami. Dawno nie jedliśmy całą siódemką - powiedział, uśmiechając się do mnie zachęcająco. Wiedziałem, jak bardzo zależy mu na tym, abyśmy byli zgrani, jednak w tej chwili naprawdę wolałem zostać sam na sam z Hosoekiem. W tej chwili? W każdej chwili, Yoongi. Głos w mojej głowie miał nad wyraz ogromną rację, jednak olałem go i odpowiedziałem chłopakowi w miarę miłym uśmiechem i skinieniem głową.
- A, właśnie. Macie dzisiaj się stawić w wytwórni. W sumie tylko Hosoek, ale dobrze by było, gdybyście poszli razem - dodał jeszcze, stojąc w progu pokoju. Myślał chwilę czy czegoś nie dodać, jednak w końcu zrezygnował i nie odwracając się w naszą stronę, wyszedł, zostawiając nas samych. I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że zauważyłem, jak z uśmiechu na jego twarzy zostaje sam cień zmartwionego grymasu.
- O co chodzi? - zapytał Hosoek, podnosząc się na łóżku i patrząc na mnie zdziwiony. Położyłem dłoń na jego szyi, głaszcząc ją uspokajająco, choć sam nie byłem zbyt przekonany całą tą sytuacją. Uśmiechnąłem się jednak, pochylając się w jego stronę i składając na ustach młodszego krótki pocałunek. Nie uszło mojej uwadze, że puls nieco mu przyśpieszył, co w miejscu, w którym trzymałem rękę, było dokładnie wyczuwalne.
- Pewnie o jakąś głupotę, złożenie podpisu, albo... nie wiem. Co innego mogli by od nas chcieć przed samym weekendem? - powiedziałem, kręcąc głową, starając się zachować na twarzy spokój i wyluzowanie. - Chodźmy zjeść tę zupę, a później się przekonamy. Nie pójdę na pusty żołądek, chyba że chcesz mnie ciągnąć nieprzytomnego pół drogi - zażartowałem, podnosząc się i przypadkiem uderzając głową o deskę łóżka wyżej. Syknąłem z bólu, jednak z ulgą przyjąłem rozbawienie na jego twarzy, kiedy podniósł się zaraz po mnie i dał zaprowadzić się do kuchni.
_______________________________
powiem wam tyle, że
hosexia w końcu się zaczyna
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro