kiwi
Chodząc po mieszkaniu, starałem się poukładać w mojej głowie wszystkie myśli, które zdawały się być jednym, wielkim kłębem kurzu, pyłu i dymu, który dodatkowo to wszystko przysłaniał, jakbym nie miał już wystarczająco dużo zmartwień. Ciężko było mi myśleć o czymkolwiek, jednak starałem się w miarę możliwości być opanowany, przynajmniej na zewnątrz, nie chcąc dodatkowo martwić Hoseoka, który na szczęście w końcu zasnął. Co chwilę podchodziłem do kanapy, na której spał i kładłem dłoń na jego czole, chcąc kontrolować temperaturę. Od płaczu dostał gorączki i zasypiając był rozpalony, jednak na całe szczęście teraz wszystko zdawało się powoli normować. Jego organizm po prostu potrzebował odpoczynku, który musiałem mu zagwarantować, przynajmniej na razie. Co prawda jutro znowu czekały nas męczące treningi, a świadomość, że z każdym dniem, który zbliżał nas do debiutu, będzie coraz ciężej, wcale nie pomagała, jednak musieliśmy mieć wszyscy razem na tyle dużo siły, aby udało nam się to przetrwać.
Kiedy tylko zegarek wskazał dwudziestą trzydzieści, skierowałem się do kuchni i usiadłem przy niewielkim stole, który tam stał. Stare krzesło, które ktoś kiedyś odstawił obok śmietnika, a Yoonho przyniósł je do domu i zreperował, zaskrzypiało cicho, kiedy na nim usiadłem. Wyciągnąłem komórkę i puściłem sygnał do Namjoona, aby oddzwonił, bo sam miałem niewiele na koncie i nasza rozmowa potrwałaby zapewne niecałą minutę, a ten czas nie wystarczyłby na przedstawienie mu nawet pokrótce informacji. Co prawda nie miałem zamiaru opowiadać mu ze szczegółami, co miało miejsce u CEO. Ta sprawa dotyczył stricte Hosoeka, nie mogłem i nie chciałem rozpowiadać o jego problemach nawet komuś tak zaufanemu, jak Namjoon, chociaż zdawałem sobie sprawę, że skoro temat dotarł nawet do samego Banga, inni zapewne też zdawali sobie z tego sprawę, w mniejszym czy większym stopniu. Tak czy inaczej, to od Junga zależało, kto i kiedy się o tym dowie, o ile zdecyduje się powiedzieć o tym komukolwiek. Miałem w zamiarze z nim o tym porozmawiać, jednak jeszcze nie teraz, sprawa była zbyt świeża, musieliśmy poczekać, aż emocje opadną, chociaż nie oznaczało to, że przez ten czas będę siedział bezczynnie i patrzył, jak chłopak sobie nie radzi i nadal się wykańcza. Wystarczyło, że przez ten czas, od kiedy zaczęliśmy być blisko, nie zrobiłem praktycznie nic. Chociaż wysilałem się tak bardzo, jak tylko potrafiłem i nie było sekundy, abym o tym nie myślał, patrząc na to teraz, z dystansu, zauważyłem, że tak naprawdę obaj staliśmy w miejscu, nie robiąc żadnego kroku naprzód.
Wpatrywałem się w komórkę zamyślony, czekając aż w końcu zadzwoni. Stresowałem się, nie miałem pojęcia, co powinienem mu powiedzieć, a czego muszę stanowczo uniknąć, nie chciałem zrobić przykrości Hoseokowi, ale z drugiej strony, nie chciałem też, aby Namjoon pomyślał, że mu nie ufam. Musiałem wyważyć wszystkie słowa i informacje odpowiednio, przez co czułem, że znów wszystko spoczywa na moich barkach i było mi z tym ciężko. Mimo wszystko, wiedziałem, że nie mogę tego ciężaru oddać nikomu innemu. Hosoek na mnie liczył. CEO na mnie liczył. Chłopaki na mnie liczyli. Telefon w końcu zadzwonił, wyrywając mnie z letargu i dając w końcu odpocząć od tych wszystkich, kotłujących się myśli.
- Yoongi? Gdzie wy jesteście? Czemu tak długo nie wracacie? - usłyszałem znajomy głos przyjaciela dochodzący z głośnika tuż przy moim uchu. Gdzieś w tle dało się wyłapać donośny krzyk Taehyunga, który nie sposób było pomylić z jakimkolwiek innym. Uśmiechnąłem się nieco sam do siebie, z ulgą przyjmując fakt, że przecież nie jestem tak do końca sam i przecież tam są osoby, które na mnie czekają. Na mnie i na Hoseoka. Które zawsze wyciągną pomocną dłoń albo chociaż zawołają, kiedy zabłądzimy gdzieś w ciemności. Nie czułem z nimi szczególnej więzi braterskiej, jednak wiedziałem, że jeżeli nic nas nie rozłączy, ona w końcu się pojawi, sprawiając, że staniemy się sobie jeszcze bliżsi. Musieliśmy pielęgnować i rozwijać to, co już było, co przecież ciągle staraliśmy się robić, choć momentami było ciężko.
- Namjoon, słuchaj, wypadła taka sytuacja, że nie wracamy dzisiaj na noc - powiedziałem i drapiąc się ze skrępowania po karku, mimo iż przecież była to tylko rozmowa przez telefon. Nie miałem pojęcia, co chłopak sobie pomyśli, jednak wiedziałem, że nie będzie męczył mnie pytaniami. Z jednej strony byłem mu za to wdzięczny, z drugiej jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że przez możemy stać się obiektem żartów w dormie, gdzie trójkę z chłopaków można było spokojnie zaliczyć jeszcze do podlotków. Na nieszczęście Hoseok nie był szczególnie odporny i wszystko brał do siebie, czasami aż za bardzo. Nie chcę mówić tym samym, że sam byłem stary czy coś, jednak większość zwracała się do mnie per hyung i bądź co bądź miałem wśród nich jakiś autorytet i uchodziłem za tego dojrzalszego.
- No ok, przecież jesteście dorośli - odpowiedział, choć usłyszałem w jego głosie nutę lekkiego przekąsu. Skrzywiłem się, wiedziałem, że nie powinniśmy tak często wychodzić bez słowa wytłumaczenia i nie wracać na noc, a wiek niewiele miał tutaj do gadania, jednak nie mogłem poradzić nic na to, że sytuacja tego wymagała. - Powiesz mi coś jeszcze czy nie za bardzo możesz? - zapytał po chwili milczenia, widocznie tak jak ja nie będąc pewnym tej rozmowy. Jak zwykle nie naciskał, za co byłem mu wdzięczny. Z drugiej strony... ostatnio czułem się zbyt decyzyjny i odpowiedzialny za zbyt wiele ważnych rzeczy. Wolałbym już, aby po prostu wycisnął ze mnie wszystko i uparł się, że mam mu wyśpiewać każdy szczegół, albo aby po prostu się rozłączył, zamiast o cokolwiek pytać. Niestety zdawałem sobie sprawę, że nie pozbędę się przez najbliższy czas tego ciężaru i nie mogłem też na nikogo go zwalać. Sam zarzuciłem go sobie na plecy, całkowicie dobrowolnie i nie mogłem wymagać teraz, aby ktoś go ode mnie zabrał.
- Wiem, że domyślasz się, albo po prostu wiesz, o co tak naprawdę chodzi, więc nie widzę sensu mówić tego na głos. Pojawiły się pewne komplikacje, ale mam wszystko pod kontrolą. Hoseok chce współpracować. Naprawdę mu zależy - powiedziałem w końcu, wzdychając na końcu z bezsilności. Czułem się naprawdę chujowo. Nigdy nie powiedziałbym, że jestem odpowiednią osobą, aby się tym wszystkim zajmować, jednak jeżeli nikt inny miał się tego nie podjąć... Z dwojga złego, lepiej już, aby zajął się tym taki kretyn jak ja. I nawet, jeżeli byłem całkowitym idiotą i nie miałem pojęcia, w co tak naprawdę się wpakowałem, nikomu nie ufałem tak, jak sobie samemu i nie oddałbym opieki nad Hosoekiem nikomu innemu. - On po prostu wstydzi się wracać. W pewnym sensie chyba wie, że wszyscy powoli zaczynają zauważać, co się dzieje. Staram się postawić w jego sytuacji i to zrozumieć, ale to naprawdę ciężkie.
- Yoongi, poradzisz sobie?
Dlaczego on zawsze trafiał w ten punkt, którego bałem się najbardziej? Nie robił tak ze złośliwości ani nie przez to, że chciał sprawić mi ból czy przykrość. Nie miał przecież ku temu powodów, nie atakowałem go, więc nie miał przed czym się bronić, ani on nie próbował atakować mnie. Po prostu miał dziwny dar trafiania ze wszystkim w samo, pierdolone sedno, jakby czytał z człowieka jak z otwartej księgi. Chyba dlatego pozwoliłem tej znajomości rozwinąć się tak bardzo i potrafiłem zaufać mu do tego stopnia. Był jedyną osobą, która potrafiła ze mnie wszystko wyczytać, czego nigdy nie osiągnął nawet żaden psychiatra, do którego chodziłem. Był całkiem inny niż Yoonho, choć obu ich traktowałem jak przyjaciół. Przede wszystkim Joona znałem dużo krócej i łączyło mnie z nim o wiele mniej, jednak... ten przypadek był po prostu całkiem inny. Nie potrafiłem tego tak po prostu opisać.
- Tak, poradzę sobie - odpowiedziałem pewny. Pewny, jednak nie tego, że sobie poradzę, a tego, że okłamuję sam siebie. Między nami zapadła znów krótka chwila ciszy, jednak dzięki temu byłem w stanie usłyszeć cichy szloch z salonu, który po chwili przerodził się w zawodzenie. Poderwałem się z miejsca, sprawiając tym samym, że krzesło znów zaskrzypiało. - Muszę już kończyć, zobaczymy się jutro. I proszę... wytłumacz to jakoś młodym. Możesz im nawet powiedzieć prawdę, byle znów nie wypalili przy Hoseoku jakimś głupim tekstem - rzuciłem cicho, nie będąc pewnym czy chłopak płacze przez sen czy już się obudził. RapMon rzucił tylko ciche ok, po czym się rozłączył, a ja, wrzuciwszy telefon do kieszeni swoich bojówek, pobiegłem do pokoju i uklęknąłem przy chłopaku. Miał zamknięte oczy, z których nie wypływały łzy, jednak wiercił się niespokojnie i co chwilę postękiwał. Przyłożyłem dłoń do jego czoła- gorączka minęła już prawie całkiem, więc musiało mu się coś przyśnić. Nie chciałem go budzić, więc po prostu nuciłem coś cicho, głaszcząc jego spoconą grzywkę i czoło, odgarniając z niego włosy w tył.
W końcu jego oczy i tak się jednak otworzyły, a jego rozbiegane spojrzenie zaczęło błądzić po suficie, szukając jakiegoś punktu zaczepienia. W końcu spojrzał na mnie, przybierając jakby spokojniejszy wyraz twarzy. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, nie przestając głaskać jego twarzy, dopóki jego oczy znów się nie zamknęły. Po kilku minutach żadnego ruchu z jego strony byłem pewny, że znów, zasnął, więc wstałem, chcąc położyć się na podłodze tuż obok niego, jednak kiedy tylko ściągnąłem dłoń z jego czoła, otworzył z powrotem oczy i złapał mnie nagle za nadgarstek.
- Zostań przy mnie - poprosił cicho, na co tylko pokiwałem głową. Sam też byłem zmęczony, jednak teraz musiałem myśleć o nim, a nie o sobie. Widziałem, jak jest mu ciężko, a strach i smutek wciąż świeciły nieustępliwie w jego ciemnych oczach, nawet w nocy nie dając mu spokoju.
Podsunął się bliżej oparcia kanapy, robiąc mi miejsce i unosząc koc, pod który szybko wskoczyłem i mocno przytuliłem się do jego ciała. Zaraz objął mnie ramieniem, przyciskając do siebie i całując w czubek głowy. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na te drobne czułości. Pozwoliłem mu splątać nasze stopy, głaszcząc go po plecach delikatnie, chcąc znów doprowadzić do tego, aby zasnął. Miałem nadzieję, że tym razem nie będzie miał żadnych snów i prześpi tę noc spokojnie. Oboje potrzebowaliśmy wypocząć. Jutro rano porozmawiamy i ustalimy wszystko, podejmiemy też decyzję co do powrotu do dormu. Hoseok powinien zrozumieć, że nie tylko ja i CEO zauważyliśmy jego problemy i na pewno wszyscy się martwią, nikt też nie odmówi mu pomocy. Wiedziałem, że ciężko będzie go do czegokolwiek przekonać, nawet do minimalnego otworzenia się na innych, jednak było to niezbędne. Rozmowa z Namjoonem uświadomiła mi aż za dużo i wiedziałem, że nie tylko Hoseok będzie musiał w końcu zaufać innym, ale też ja. Oddanie choć odrobiny opieki nad Jungiem komuś innemu wydawało się być dla mnie wręcz niemożliwe. Przecież nikt inny nie byłby w stanie zająć się nim tak dobrze jak ja, poświęcić dla niego tyle czasu, cierpliwości, siły...
Czy to nie była zwykła zazdrość? Czy nie byłem zwyczajnym egoistą, myśląc tak? Samolubnie chciałem posiadać każdą, najmniejszą część Hoseoka tylko i wyłącznie dla siebie. Każdy skrawek jego ciała, wszystkie włosy, każde jego spojrzenie, zajmować każdą myśl w jego głowie, być obiektem, dla którego wykonuje każdy pojedynczy gest, dzielić z nim oddech i móc płynąć w jego żyłach wraz w krwią. Zacząłem jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli chcę mu pomóc, muszę przezwyciężyć te myśli i zaufać innym, bo sam nie dam rady poradzić sobie z tym wszystkim, nawet jeżeli tak bardzo tego chciałem.
Byłem pewny, że minęło dopiero kilka minut, jednak kiedy otworzyłem oczy, zbudzony przerażającym krzykiem, było już jasno, a obok mnie- pusto. Gdzie był Hosoek? I kto tak krzyczał? Odwróciłem się w tył, aby się rozejrzeć, akurat w momencie, w którym coś wylądowało na mnie boleśnie, z wielką siłą. Zdezorientowany w pierwszym odruchu chciałem odepchnąć intruza, jednak cichy szloch Hoseoka przywrócił mi świadomość. Zaraz objąłem jego trzęsące się ramiona swoimi, zamykając go w stalowym uścisku.
- Co się stało, kochanie? Nie płacz, powiedz dla swojego hyunga - powiedziałem, starając się go uspokoić, co nie za bardzo przynosiło pozytywne skutki. Przez chwilę nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, jednak kiedy w końcu Jung odważył się otworzyć usta, wypłynęła z nich salwa słów nie do opanowania.
- Zrobiłeś to, kurwa, specjalnie! Doskonale wiesz, że się boję takich rzeczy! Nie wybaczę ci tego, nie znoszę cię! Chciałeś się ze mnie po prostu pośmiać, tak?! Udało ci się, dlaczego się nie śmiejesz?! Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłem... Nienawidzę wężów*! - wyszlochał, głosem bardziej pełnym rozpaczy niż wściekłości. W jego oczach lśniły łzy, na co mnie ścięło serce. Nienawidziłem patrzeć jak płakał, a jeszcze kilka godzin temu ledwo zdołał zasnąć, wymęczony lecącymi łzami, których nie potrafił opanować. Dałem sobie solidnego, mentalnego kopa w ryj za swoje zapominalstwo.
- Cholera jasna, przepraszam - powiedziałem tonem pełnym skruchy, przytulając go mocno do siebie. Niestety już chwilę później musiałem go puścić i zsunąć ze swoich kolan, przypomniawszy sobie o obietnicy złożonej Yoonho i od razu pobiegłem do lodówki. Otworzyłem zamrażalnik i zacząłem szukać tych małych gówien, którymi miałem go nakarmić. Znalazłszy plastikowe opakowanie z oseskami, wyjąłem jeden końcówkami paznokci, nie wiedząc czy to coś przypadkiem jeszcze żyje i czy nie ujebie mnie w rękę. Ale chyba nie żyło, więc odetchnąłem z ulgą i położyłem szczura na mały, szklany talerzyk, czując na sobie baczne spojrzenie Hosoeka. Dzisiaj był piątek, a to oznaczało, że spóźniłem się tylko o dwa dni, więc chyba nie było bardzo źle. Yoonho i tak o niczym się nie dowie.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Sam zapomniałem przez to wszystko o tym gadzie... płazie. Czymkolwiek to jest - powiedziałem, przysiadając się do chłopaka, który nadal drżał na łóżku. Objąłem go ramieniem, przytulając do siebie i ciesząc się faktem, że mnie nie odepchnął. Czyli było ok. Gorzej, gdyby się na mnie obraził i nie chciał się zbliżyć, w takim wypadku musiałbym zacząć się martwić. - Przysięgam, że nie zrobiłem tego specjalnie. Byłem tak zajęty tobą, że nawet zapomniałem szczyla nakarmić... naprawdę przepraszam, że cię tak wystraszyłem przez to - wyszeptałem, głaszcząc uspokajająco jego plecy. Pokiwał bez słowa głową, przytulając się do mnie mocno, po chwili wpakowując mi się na kolana.
- Dobrze, dobrze... ale chodźmy stąd. Proszę - powiedział cicho, układając się wygodnie na mnie. Jego głos i puls stawały się coraz spokojniejsze, co i przy okazji mnie uspokajało.
- Musimy jeszcze poczekać, aż go nakarmię. Za jakąś godzinkę wrócimy do domu, obiecuję. Na razie o tym nie myśl. On siedzi w terrarium i na pewno nie wyjdzie - zapewniłem, całując chłopaka w ucho kilka razy. Westchnął, ale nic nie powiedział, więc uznałem to za zgodę. - Wtem czas jeżeli masz ochotę, możemy iść po jedzenie do sklepu i zrobić coś na szybko - zaproponowałem, na co ochoczo pokiwał głową. Chyba zrobiłby wszystko, aby teraz stąd wyjść, w czym zauważyłem idealną okazję do tego, by nakłonić go do posiłku. Wiedziałem, że granica jego zaufania jest cienka i nie miałem zamiaru wpychać w niego niestworzonych ilości jedzenia, z resztą nie sądziłem, by jego skurczony żołądek był chociażby w stanie przyjąć normalną porcję posiłku, więc po części i ja musiałem ufać mu, że chce wrócić do względnej normalności, będzie się starał i mnie nie oszuka.
- Sos pikantny czy słodko-kwaśny? - zapytałem, stojąc przed regałem z puszkami i słoikami. W naszym koszyku znalazł się już ryż, mrożone warzywa na patelnię i nawet udało mi się namówić go na tabliczkę jakiejś najtańszej, gorzkiej czekolady. W końcu ona była zdrowa, miała dużo żelaza, witamin, białka i błonnika, a przede wszystkim poprawiała humor i koncentrację. Po wymienieniu mu tych wszystkich zalet, które jakimś cudem zapamiętałem z lekcji, na które i tak uczęszczałem dość rzadko, w końcu dał się przekonać i włożył do koszyka tę, która miała najmniej kalorii. Ostatecznie wyszło na to, że była też najmniej wartościowa i zapewne nie spełniała żadnego z podanych przeze mnie warunków, jednak liczył się fakt.
- Pikantny - odpowiedział po chwili, podchodząc do mnie z koszykiem i wkładając do niej jedną z trzymanych przeze mnie puszek. Takim cudem znaleźliśmy się z powrotem w kawalerce, razem z wężem trwającym bez ruchu w terrarium, które Hoseok omijał szerokim łukiem, udając, że go nie ma. Podczas gdy ryż w maszynie się gotował, a Jung podgrzewał na patelni sos i rozmrażał warzywa, ja zająłem się karmieniem tego nieszczęsnego stworzenia. Osesek nie ujebał mi ręki, bo okazał się naprawdę całkiem martwy, jednak nie byłem pewny, czy z kolei wąż nie będzie miał na to ochoty. Nieco niepewny otworzyłem terrarium, szukając go, jednak musiał się gdzieś ukryć, bo nigdzie nie mogłem go znaleźć. W głowie ciągle mając wyobrażenia o tym, że wyskoczy z zaskoczenia i odgryzie mi palec, położyłem na wyściółkę talerzyk i szybko cofnąłem rękę, zamykając terrarium. Zrobiłem, co do mnie należało, teraz niech radzi sobie sam. Nie miałem zamiaru go dotykać, zresztą przeczuwałem, że gdybym to zrobił, mógłbym pożegnać się z przytulaniem Hoseoka.
- Gotowanie z tobą dobrze mi się kojarzy. Musimy to robić częściej - szepnąłem do niego, obejmując w talii. Mieszał właśnie sos z warzywami drewnianą łyżką w wysokiej patelni, a kiedy zjechałem dłońmi po jego brzuchu nieco niżej, odskoczył od kuchenki, sycząc z bólu. Wystraszyłem się, od razu ściskając go mocniej, aby się nie wywrócił. Wszystko na szczęście zostało na swoim miejscu i nie musieliśmy ani sprzątać, ani iść po drugą porcję do sklepu. Zmartwiły mnie tylko jego palce, które wylądowały u niego w ustach.
- Przepraszam, czasem nie myślę, gdy jestem przy tobie - westchnąłem, głaszcząc go po policzku i przytulając do siebie delikatnie. Pokręcił głową, sięgając wolną ręką do kuchenki i wyłączając palniki, po czym położył ją na mojej głowie i zmierzwił moje włosy. Złapałem za jego nadgarstek i wyjąwszy dwa poparzone palce z jego ust, zaprowadziłem go do zlewu i włożyłem je pod bieżącą, zimną wodę. Zasyczał, jednak zaraz ten nielubiany przeze mnie wyraz bólu zniknął z jego twarzy, zastąpiony ulgą. Pocałowałem delikatnie jego skroń i szepnąłem, żeby tu został, sam kierując się z powrotem do kuchenki, aby dokończyć przygotowywanie obiadu.
Niedługo po tym siedzieliśmy już na kanapie, trzymając w ręku talerze z jedzeniem. Znalazłszy w barku Yoonho karton z lekami, odszukałem w nim bandaż i maść z panthenolem, więc na dłoni Junga gościł niewielki opatrunek. O dziwo, zjadł wszystko, co niezmiernie mnie cieszyło. Nie usłyszałem żadnej wymówki, komentarza, prośby czy odgrażania. Posłusznie zjadł cały posiłek, a kiedy na niego patrzyłem, dostrzegałem na jego ustach nieśmiały uśmiech, co radowało moje serce. Miałem wrażenie, że mimo tego, co stało się wczoraj i dzisiaj, w jakiś sposób ten dzień i moja obecność, możliwość spędzenia ze mną czasu, sprawiły mu nieco przyjemności. Byłem z siebie przez to niejako dumny, jednak siedząc bezczynnie przez następną godzinę po posiłku, musiałem w końcu przerwać tę słodką ciszę, najpierw jednak wychodząc do łazienki. Hosoek w tym czasie prawie usnął na kanapie, jednak kiedy tylko wróciłem, podniósł się do pionu i wyciągnął ręce w moją stronę.
Usiadłem obok chłopaka, przytulając się do jego torsu. Objął mnie chudymi ramionami lekko, nie byłem jednak pewny czy robił to umyślnie, czy po prostu brakowało mu sił. Co prawda niedawno zjadł pełną miskę ryżu, jednak moje obawy były już na tyle wpisane w codzienność, że ciężko było mi przestać myśleć nad wszystkimi możliwościami, teoriami i spiskami, które mogły czyhać z jego strony. Wiedziałem, że nie robił tego do końca umyślnie, jednak nie zmieniało to faktu, że musiał nauczyć się kontrolować i to zmienić.
- Wiesz, musimy już niedługo wrócić do dormu. Ominęliśmy dzisiejszy trening, chłopaki się martwią, trenerzy też, CEO zapewne jest informowany o wszystkim na bieżąco, więc...
W odpowiedzi usłyszałem tylko ciche westchnięcie z jego strony. Zacisnął nieco dłonie na mojej koszulce, ale nie powiedział nic ponad to. Albo czekał, aż się nad nim ulituję i pozwolę mu zostać tu jeszcze chwilę, albo dał mi po prostu wolną rękę, jak zawsze.
- Zastanawiałeś się już, co chcesz zrobić z tym, co wczoraj usłyszeliśmy? Chłopaki na pewno się martwią i będą pytać... Wiesz, nie chcę cię zmuszać do otwierania się przed nimi, jeżeli nie czujesz się jeszcze na to gotowy, jednak wypadałoby powiedzieć im cokolwiek. Szczególnie, że na pewno zaczęli się już czegoś domyślać. Może nie wszyscy, jednak... - zacząłem, starając się nie patrzeć w jego oczy. Wiedziałem, że prędzej czy później ulegnę strachowi, który się w nich pojawił i sam zacznę panikować, nie chcąc wyprowadzić go z równowagi, jednak musiałem przedłużać to najbardziej, jak tylko dawałem radę. Nie tylko on miał przed sobą jeszcze wiele do nauczenia się i opanowania.
- Hyung, ja nie chcę... Nie chcę, aby ktokolwiek wiedział. Wyjdę z tego i wszyscy zapomną, nawet jeżeli się teraz domyślają. Zobaczysz - powiedział, jednak jego słowa niezbyt mnie przekonały. Nadal miałem pewność, że podzielenie się chociaż odrobiną tego balastu z kimkolwiek, będzie dla nas najlepszym wyjściem, jednak... - Hyung, potrzebuję tylko ciebie. Naprawdę. Nikt więcej nie jest mi potrzebny, abym sobie z tym poradził. Jesteś najważniejszy. I najsilniejszy... Ufam ci bardziej, niż im wszystkim na raz.
Naprawdę niewiele potrzebował, aby mnie kupić.
_________________________________________
*tak, wiem, że powinno być węży, ale snakeu ok
_________________________________________
módlcie się za mnie dzisiaj w nocy
btw skończył się zapas rozdziałów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro