grapes
Korytarz Big Hit przy biurze CEO jeszcze nigdy nie był dla mnie tak pusty. Fakt, że tak czy inaczej mało ludzi tędy przechodziło, bo Bang rzadko tutaj przebywał, a kiedy już był wewnątrz i tak nikt nie chciał mu zbytnio przeszkadzać, teraz jednak wszystko wydawało się być jeszcze bardziej ciche, niż zazwyczaj. Wysoka i rozłożysta dracena stojąca w kącie wydawała się dzisiaj być jakaś dziwnie płaska, mglista, wręcz namalowana jakimiś przydymionymi barwami na ścianie, a przecież nadal tam stała, jak zawsze. Lampa nad nami dawała jasne światło, jednak mimo to czegoś brakowało- zazwyczaj irytująco szumiąca i mrugająca co rusz, dzisiaj była jakby nie w sosie i po prostu świeciła, udając, że jej tam nie było. Obraz wiszący na ścianie, tuż naprzeciwko drzwi wejściowych gabinetu, był mniej radosny niż zazwyczaj, wręcz pochmurny i melancholijny, przyprawiając naszą dwójkę o jeszcze większą zadumę, niż ta, w której trwaliśmy.
- Myślisz, że coś poważnego się stało? Może chce mnie wywalić? Może nie zrobiłem żadnych postępów odkąd przyszedłem? Ale przecież tyle się starałem, to nie może być tak przecież... Staram się pracować tak ciężko jak wy i może nie jestem najlepszym raperem, ale Namjoon mi pomaga i ty czasami, jeszcze trochę, a na pewno wszystko lepiej załapię... Słyszałeś, że pan Bang podobno nie daje nikomu drugiej szansy? Rozmawiałem z byłym trainee kiedyś i on powiedział, że...
- Przestań, Hobi. Jesteś najlepszym tancerzem z nas i wytwórnia na pewno nie będzie chciała cię stracić - uspokoiłem chłopaka, który po kilkunastu minutach bezczynnej ciszy rozgadał się niepohamowanie, mówiąc z czasem tak szybko i tak rozedrganym głosem, że przestałem rozumieć wypowiadanie przez niego słowa. Dotknąłem jego dłoni w pocieszającym geście, posyłając mu lekki uśmiech. Na nic więcej nie mogliśmy w tej sytuacji sobie pozwolić, chociaż najchętniej wpiłbym się w jego wysuszone z nerwów usta i nie pozwolił mu myśleć o tym, o co może chodzić. Nic nie wiedzieliśmy, więc takie zamartwianie się nie miało sensu. - Nie myśl o tym, teraz już nie warto. Co ma się stać, się stanie. Mówię ci, pewnie chodzi o jakąś głupotę.
Nie miałem pojęcia, jak te kłamstwa tak łatwo przechodziły mi przez gardło, jednak patrząc na jego stan, czułem jak w serce wbijają mi się igły. Nie lubiłem patrzeć na niego, kiedy był tak smutny, ten widok naprawdę potrafił mnie dobić, a przecież teraz musiałem być tym silnym i go wspierać, a nie się załamywać. Hoseok mnie potrzebował, może nawet bardziej niż kiedykolwiek, więc musiałem w tej chwili być cały dla niego i poświęcić mu tyle swojej uwagi i troski, ile byłem w stanie. A dla niego potrafiłem zrobić naprawdę wiele, to nie podlegało żadnym wątpliwościom. Ściskałem jego dłoń, starając się tym drobnym gestem przekazać mu tyle wsparcia i czułości, ile tylko w sobie miałem. Los chyba z nas drwił- w chwili, w której powinienem być najbliżej i pokazywać mu całym sobą, jak bardzo mi na nim zależy i ile dla mnie znaczy, mogłem zaledwie ścisnąć jego chłodną, a jednak spoconą dłoń i zapewniać po cichu, że wszystko będzie dobrze. Chciało mi się wyć z bezradności, ale siedziałem wyprostowany, co jakiś czas zerkając zmartwiony na jego zgarbioną sylwetkę.
- Błagam, niech zawoła mnie szybciej - usłyszałem po kilku chwilach, kiedy mimo upływu czasu nadal nic się nie działo. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, posłałem więc w jego kierunku nieco sztuczny uśmiech i poluzowałem uścisk na jego dłoni, bo wydawało mi się, że trzymam ją nieco za mocno, a nie chciałem sprawiać mu bólu. Nie dziwiłem się na jego niecierpliwość, sam chciałem już wiedzieć o co chodzi, mieć wszystko za sobą i móc spokojnie wrócić do domu, po czym z ulgą położyć się na łóżku i odpocząć, trzymając Hobiego w ramionach. Chciałem móc powiedzieć mu w końcu standardowe A nie mówiłem? i pocałować jego spierzchnięte, a jednak tak słodkie usta, kiedy tylko znajdziemy się poza zasięgiem wepchanych w każdy kąt budynku kamer.
Cóż, jeżeli spojrzeć na tę sprawę od początku, czyli od kiedy Namjoon przekazał nam polecenie CEO- gdyby nie to, że nawet on nie potrafił wymusić uśmiechu i odwrócić się w naszą stronę, mówiąc to, nie bylibyśmy teraz tak bardzo zestresowani. Albo gdyby chociaż od razu powiedział, o co tak naprawdę chodzi i nie wystawiał na taką próbę cierpliwości... Westchnąłem i położyłem głowę na ramieniu młodszego, nie mając pojęcia, co mogę zrobić, powiedzieć, aby chociaż odrobinę przyśpieszyć czas. Czasami taka umiejętność naprawdę by się przydała i nie pogardziłbym podobną mocą. Mogłoby się to okazać czasami niesamowicie pomocne. Z braku jakichkolwiek pomysłów zacząłem nucić cicho melodię, która ostatnimi czasy zaczęła obijać się w mojej głowie. Gdybym przez przypadek jej nie zapomniał i znalazł później wolną chwilę, mógłbym zrobić z tego całkiem dobry podkład.
- Hosoek, nie zamartwiaj się aż...
Znów chciałem rzucić w jego stronę jakąś pocieszającą salwę, jednak właśnie wtedy drzwi się otworzyły, a w progu stanął sam CEO. Szybko podnieśliśmy się ze swoich miejsc, starając się niepostrzeżenie rozłączyć nasze mocno splecione dłonie, po czym ukłoniliśmy się lekko z wyrazami szacunku i przywitania. Mężczyzna machnął tylko w naszym kierunku ręką, przecierając czoło. Ubrany był w zwykłą, białą koszulę na krótki rękaw, która bezwiednie zwisała sobie z jego dużego brzucha, na szczęście przykrywając go w całości. Czarne, elegancie spodnie były nieco luźne, zresztą podobnie jak koszula, robiąc wrażenie, jakby schudł, jednak nie widziałem go na tyle często, aby móc to stwierdzić.
- Wchodźcie już, nie marnujmy czasu - powiedział, znikając w gabinecie, gdzie zapadł się w swoim wielkim, wygodnym krześle. Stanęliśmy przed biurkiem, nie widząc, co powinniśmy zrobić. Jakby widząc stres, jaki wywoływała na nas ta sytuacja, uśmiechnął się przyjacielsko i wskazał na stojące pod ścianą krzesła. - Przynieście sobie po jednym i usiądźcie. Nie będziecie przecież tak tkwić tutaj jak kołki. I nie stresujcie się tak, nie gryzę - dodał jeszcze, aby nas uspokoić. Wykonaliśmy polecenia bez żadnego słowa, nie chcąc się narażać na jego gniew, chociaż wydawał się być naprawdę pokojowo nastawiony.
- Namjoon powiedział mi, że wasza dwójka trzyma się blisko - zaczął po krótkiej chwili zastanowienia, a mnie zaraz oblał zimny pot.
Czyżby wiedział? Ktoś mu podkablował? Nie, przecież to nie możliwe. Ufałem wszystkim w dormie, bez wyjątku, traktowaliśmy się prawie jak bracia. Może zobaczył nas na ulicy? Albo przez przypadek zrobiliśmy coś głupiego w budynku wytwórni? Może ta kamera w sali treningowej była jednak włączona? Analizując skrzętnie wszystkie sytuacje, podczas których mogliśmy wpaść, czułem, jak moje serce przyśpiesza swój rytm do stopnia, w którym zaczyna się już zdawać, że nie bije ono w ogóle. Ręce miałem tak mokre, że zaciśnięcie ich sprawiało mi trudność, bo moje palce rozjeżdżały się od wilgoci na różne strony. Paradoksalnie do dłoni, moje gardło zdawało się być wysuszone na wiór, a usta przestały produkować ślinę, której i tak pewnie nie mógłbym przełknąć. Powstrzymywanie się przed spojrzeniem na Hoseoka było wręcz boleśnie trudne. Chciałem zobaczyć, jak się trzymał i czy był w podobnym stanie co ja. Może przypadkiem nasze spojrzenia by się spotkały i dodalibyśmy sobie nawzajem odrobinę siły? Taki gest jednak wydawał się mi w tej chwili zbyt ryzykowny i niebezpieczny. Jeżeli Bangowi chodziło o to, o czym właśnie pomyślałem... zdawało mi się, że każdy gest i każde słowo mogłoby pogrążyć nas jeszcze bardziej.
Mimo wszystko, najgorsze w tej sprawie było usłyszenie imienia osoby, którą dotąd uważałem za naprawdę bliską. Przecież znaliśmy się już dziewięć miesięcy i chociaż było to stanowczo zbyt mało, aby uważać naszą relację za przyjaźń... Namjoon był osobą, do której z całej szóstki chłopaków miałem największe zaufanie, większe nawet niż te zawierzone Hosoekowi. Nie miałem pojęcia, jak to możliwe, żeby zrobił mi coś takiego. Przecież to on z nich wszystkich wydawał się najbardziej tolerancyjny, zdawał się widzieć wszystko od samego początku i wspierał mnie w rozwoju relacji z Jungiem, a teraz... co powinienem o tym myśleć? A może CEO sam to wszystko wymyślił, aby nas skłócić? Może chce nas przetestować? Albo utworzyć dwa zespoły? Może każe mi wybierać między grupą, a związkiem? W głowie kłębiło mi się tak wiele myśli, że powoli zaczynałem zapominać, o co w ogóle chodzi. Traciłem orientację przez natłok emocji i cały strach, którym pulsowało nieprzyjemnie całe moje ciało, a mimo to wpatrywałem się w CEO jak sparaliżowany, starając się nie pokazywać twarzą żadnych emocji, z wyuczonym wręcz posłuszeństwem i spokojem, w które była obita ona obita.
- Zapytałem się go o to, bo nie chciałem, aby pan Jung musiał uczestniczyć w tym sam. Sądzę, że posiadanie kogoś, kto go wesprze i zmobilizuje, przyniesie większe efekty, niż kiedy miałby przyjść tu samotnie, a zależy mi na jak największym komforcie moich trainee - kolejne słowa CEO były dla mnie niczym wiadro zimnej wody. Wszystkie moje mięśnie nagle się rozkurczyły, a z ust uleciało nieme westchnięcie ulgi, którego nie potrafiłem zatrzymać. Nie wiedziałem jeszcze o co chodzi, jednak podejście mężczyzny było tak przyjazne, że przestałem się czegokolwiek bać. Dopiero po chwili euforii i wielkiej radości, że sytuacja zdaje się być opanowana i kontrolowana, moje myśli zaczęły błądzić wokół siedzącego obok mnie chłopaka, a ręce zacisnęły się na spodniach niczym pułapka na szyi bezbronnego zwierzęcia. Przecież to nie było możliwe. Ostatni raz, kiedy Bang widział Hoseoka, miał miejsce jakieś trzy czy cztery miesiące temu. Przez ten czas wątpiłem, aby miał czas nas kontrolować albo chociaż na chwilę zaglądać, więc... ktoś musiał i tak mu powiedzieć. To było przecież, kurwa, niemożliwe, aby sam zauważył problemy Hosoeka. Nie mógł mnie ubiec. Przecież dopiero zacząłem... - Oczywiście, jeżeli pan Jung sobie tego nie życzy, możemy porozmawiać w cztery oczy i zrezygnować z obecności pana przyjaciela - tu mężczyzna zwrócił się do siedzącego obok mnie chłopaka.
Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, spojrzałem na Hoseoka. Wydawał się być przestraszony; spuścił głowę i prawą ręką trzymając się za lewą, wbijał w nią mocno paznokcie. Włosy opadły mu na czoło, a moje myślenie jakby się zatrzymało, nie wiedząc, co robić. Domyślałem się, że Hoseok już wie, o co chodzi i że pokusa wyproszenia mnie za drzwi jest wielka, jednak miałem nadzieję, że tego nie zrobi. Chciałem tutaj być, chciałem zostać przy nim i trwać u jego boku, jednak nie z ciekawości, a po to, aby mu pomóc. A aby mu pomóc, potrzebowałem informacji i możliwości wymyślenia szybkiego, dobrego i sprawnego planu, jak uspokoić CEO i przekonać go, że ze wszystkim sobie poradzimy.
Cisza jak trwała, tak trwała. Obaj czekaliśmy na odpowiedź dziewiętnastolatka w milczeniu, wbijając w niego wzrok jak w wyrocznię. W końcu od niego zależało, jak wszystko dalej się potoczy. Czułem odpowiedzialność ciążącą na jego barkach. Chyba po raz pierwszy w życiu czuł, jak bardzo odpowiada za samego siebie i że nikt nie wyręczy go w odpowiedzi. Czułem też, jak nad próbą bycia dorosłym i podjęciem dobrej decyzji, władzę przejmuje niepohamowany wstyd za samego siebie. Nie mogłem mu pomóc. Nie w tym. Mogłem tylko mieć nadzieję, że podejmie decyzję, dzięki której nie zostanie z tym wszystkim sam i dalej będę mógł obdarzać go swoją opieką.
- Niech zostanie. Nie mam przed nim tajemnic.
W tej chwili czułem, że nie tylko mi ulżyło, ale całej naszej trójce.
- Dobra decyzja, panie Jung. Mam nadzieję, że przyszłe będą równie trafne, a czeka cię ich wiele - pochwalił, a jednocześnie ostrzegł go CEO, uśmiechając się zadowolony, jednak chłopak nie mógł tego zobaczyć, nadal wpatrując się w swoje kolana. - Jednak przejdźmy już do rzeczy. Nie chcąc nikogo oszukiwać, postanowiłem postawić sprawę jasno - powiedział, a jego mina momentalnie spoważniała. Moje serce znów odżyło, jednak było to tak nieprzyjemne uczucie, że ledwo pohamowałem chęć skrzywienia się. Wziąłem głęboki wdech, jak oskarżony na moment przed usłyszeniem wyroku, a przecież ja w tej chwili byłem co najwyżej mało znaczącym świadkiem. Nie wyobrażałem sobie, co musiał czuć Hosoek i nie próbowałem nawet tego zrozumieć, wiedząc, że nie byłbym w stanie tego dokonać. - Nie chcę w mojej wytwórni takich przypadków. Niszczą one dobre imię firmy i przysparzają nam wielu plotek. Przypadki wykorzystywania i zaniedbania zdrowotnego są zbyt częstym zjawiskiem w tym biznesie, a chciałbym utrzymać czystość Big Hit Entertaiment pod tym względem. Mam nadzieję, że oboje rozumiecie, o co mi chodzi - powiedział, złączając palce w piramidkę, całkowicie skupiając się na wypowiadanych słowach. Traktował nas profesjonalnie, jak kogoś ważnego; nie traktował nas jak dzieci, wręcz obdarzał w jakimś sensie respektem. W tamtej chwili, mimo iż jego słowa mnie przerażały, widziałem w nim naprawdę wielkiego człowieka i chociaż to, co powiedział, przyprawiło mnie o zawrót głowy, postanowiłem mu zaufać. Przecież ktoś taki nie wyrzuciłby Hoseoka na zbity pysk. Osoba taka jak Bang Sihyuk nie posunęłaby się przecież do czegoś takiego, prawda? - Jednakże z drugiej strony nie chcę też, aby moja agencja miała reputację bezdusznej. Pozostawienie kogoś bez jakiejkolwiek pomocy jest w moim mniemaniu nieetyczne. Inną sprawą jest fakt, że żaden CEO nie chciałby stracić tak utalentowanego i pracowitego trainee. Jednakże w sytuacji, w której trainee jest w wytwórni, a firma mimo wszystko i tak go traci, potrzebna jest jakaś interwencja. Dlatego dzisiaj się tu spotykamy, aby omówić wszystko i podjąć pewne kroki w stronę jej poprawy.
Hoseok nagle podniósł głowę, wpatrując się rozszerzonymi, wilgotnymi oczami w mężczyznę. Nie wiedziałem, co przez niego przemawiało, nadzieja, złość czy wstyd, jednak szybko otworzył usta, powstrzymany przed wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa gestem dłoni Banga.
- Musi pan jednak zrozumieć, panie Jung, że nie zaprosiłem was tutaj, aby negocjować. Jestem w stanie dać ci szansę i nie będę ukrywał, że mam nadzieję, iż dobrze ją wykorzystasz, ponieważ zależy mi na tobie i twoich talentach. Masz cechy, które przywiodły cię do naszej wytwórni i pozwoliły się tu zadomowić, nie chciałbym, abyś to zmarnował - kontynuował Bang, wpatrując się w nas z wyższością, ale też troską. W tej chwili przypominał mi surowego, jednak kochającego ojca, o ile takie porównanie było na miejscu. W końcu z tym mężczyzną nie łączyła nas żadna więź, jednak sam fakt, że zainteresował się osobiście tą sprawą był dla mnie czymś wyjątkowym. Nie potrafiłem w tym momencie powiedzieć na temat tego człowieka żadnego złego słowa. - Zmierzając do sedna i nie przedłużając, pozwól, że ujmę swoją decyzję w najprostszych słowach, jakich umiem. Masz cztery miesiące na przywrócenie normalnej wagi i udowodnienie mi, że zmieniłeś swoje postępowanie. Jeżeli ci się to uda, będziesz wysoko na liście trainee, których wyznaczyłem do debiutu. Jeżeli nie, będę musiał głęboko zastanowić się nad tym czy chcę mieć ciebie w swojej wytwórni, jako iż nie spełniasz wymagań umowy. To czy dalej zostaniesz trainee, czy zostaniesz wydalony, zależeć będzie od stopnia poprawy.
Przygryzłem policzki od środka, słuchając słów CEO. Wszystkie zasady behawioralne zdawały się być teraz zamrożone i nie dotyczyć mnie całkowicie, jakbym posiadał ciało robota. Mimo to mój umysł produkował tyle pytań, myśli i emocji, że czułem, że niedługo wybuchnę, tak jak Hosoek, który właśnie schował twarz w swoich dłoniach i zaniósł się cichym szlochem. Wiedziałem, że nie powinienem, jednak położyłem dłoń na jego udzie, głaszcząc je delikatnie, chcąc aby wiedział, że nadal jestem tutaj obok i nie zamierzam go opuszczać, że ma we mnie tyle wsparcia, ile tylko będzie tego potrzebował i chciał. Gdybym tylko mógł, przygarnąłbym go teraz do siebie, jednak nie było to najlepsze wyjście; nie tylko dlatego, że stanowczy, jednak cierpliwy wzrok zarządcy Big Hit Entertaiment spoczywał na nas i obserwował każdy nasz ruch. Mogło to mieć straszny wydźwięk i być bezduszne... jednak gdybym teraz znów zamknął go w swoich ramionach, obiecując, że chronią go one przed całym światem, mógłby to odebrać w inny sposób. Nie chciałem, aby znów zwalił na mnie całą odpowiedzialność już na starcie. Teraz i on musiał tego chcieć, i on musiał się starać wyzdrowieć, co dotychczas było tylko i wyłącznie moim zadaniem. Musiał tę chwilę przecierpieć sam, za oparcie mając jedynie moje palce, które ciągle przesuwały się po jego udzie, obiecując, że we wszystkim mu pomogę, w końcu dlatego tu zostałem. Jednak pomoc nie oznaczała, że przejmę wszystkie jego lęki, emocje i cały balast, który przez ostatnie miesiące na siebie zarzucił. Chociaż chciałbym i byłem w stanie to zrobić, właśnie uświadomiłem sobie, że była to droga donikąd. Czy to był ten błąd, który ostatnio sprawił, że cały opracowany przeze mnie system legł w gruzach, zostawiając za sobą jedynie ruinę, nad którą ciągle jeszcze unosiły się kłęby dymu i popiołu?
- Ja... jestem bardzo wdzięczny za tę szansę. Wykorzystam ją najlepiej jak potrafię.
Słuchanie głosu Hosoeka, załamanego, roztrzęsionego i przeszytego strachem, sprawiało wręcz fizyczny ból. Tak bardzo przywykłem do chronienia go, że nie potrafiłem tego znieść. To uświadomiło mi tylko, jaką wielką słabością okazał się być dla mnie ten chłopak. Nie wyczułem nawet momentu, w którym uzależnił mnie od siebie, na tyle mocno, abym przestał myśleć o jego zdrowiu, a wszystkie moje myśli zaczął zajmować on sam. Czułem jednak, że jeszcze nie pozbawił mnie do końca możliwości myślenia i podejmowania decyzji, więc skoro zdążyłem to wszystko zauważyć, była możliwość, że zdołam to zmienić.
- W to nie wątpię, panie Jung. Dopowiem nawet, że chyba nie ma pan innego wyjścia - powiedział Bang, na co Hosoek skinął posłusznie głową. Zdołałem się skąpo uśmiechnąć, chcąc pokazać tym gestem wdzięczność, którą czułem do siedzącego przed nami mężczyzny. Nie widziałem potrzeby się odzywać, nie sądziłem też, aby było to najlepsze wyjście. Rzadko kiedy odzywałem się nieproszony i w tej sytuacji była to chyba moja największa zaleta.
Hobi powoli się uspokajał, wiedziałem jednak, że zanim dojedziemy do domu, czeka nas kolejna salwa erupcji wszystkich skrywanych emocji, bo ten krótki wybuch, który miał właśnie miejsce, był niczym w porównaniu do tego, co przeczuwałem, że niedługo nadejdzie. W tamtej chwili będę już jednak całkowicie dla niego i nie będę hamował swojej potrzeby obdarzenia go potężną dawką czułości, której obaj potrzebowaliśmy. Dyskretnie upewniając się, że Bang ciągle wpatrzony jest w nas i jego wzrok nie błądzi nigdzie, dotknąłem przez ułamek sekundy jednej z dłoni chłopaka, które z powrotem złożył na swoich kolanach. Słysząc pociągnięcie nosem, sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem z nich opakowanie chusteczek higienicznych, aby wydmuchał nos i otarł jeszcze wilgotne policzki.
- Jung Hoseok - CEO jeszcze raz zawołał chłopaka, który pod naporem jego ciężkiego spojrzenia ciągle wbijał wzrok w spodnie, jednak znów uniósł głowę, nie chcąc narażać się na jego gniew i okazać braku szacunku. Poczułem, że to, co zaraz usłyszę, może być bardzo prywatne, więc odwróciłem głowę w bok i przyjrzałem się wielkiej roślinie przypominającej palmę, umieszczoną w brązowej, ceramicznej donicy przewiązanej czerwoną kokardą. - Nie chcę abyś się bał, że zostaniesz usunięty, jednak boję się, że inaczej nie uda ci się zmobilizować. Dlatego podjąłem ten radykalny krok. Nie mogę też obiecać, że kiedy osiągniesz ten cel, na pewno wtedy zadebiutujesz, jednak będziesz bardzo blisko. Aktualnie jesteś niestety ostatni na liście dwunastu osób, które wybrałem - powiedział szczerze Bang, a ja ciągle udawałem zainteresowanego nieznanym mi kwiatem, nie chcąc im przeszkadzać. Czułem się w tej chwili kurewsko zbędny i gdybym tylko mógł, teleportowałbym się na korytarz. - Pamiętaj, że nie tylko ty jesteś dla nas, ale i my dla ciebie, tak samo jak dla wszystkich. Jeżeli potrzebujesz pomocy lub masz problemy, liczymy się z tym, że twoi najbliżsi są daleko i dołożymy wszelkich starań, aby pomóc pozbyć się wszelkich kłopotów czy wątpliwości. Chciałbym, aby każdy z was to wiedział i nie bał się wyciągać w naszą stronę ręki z prośbą o pomoc.
Poczułem, że te słowa są skierowane też w jakiś sposób do mnie. Jakby nie patrzeć... odkąd Hoseok do nas przyszedł, niektóre rzeczy zmieniły się radykalnie. Nie myślałem o tym dużo, sądząc, że nie ma tu nic wielkiego do analizowania, jednak prawda była nieco inna. Zawdzięczałem mu naprawdę wiele. Dzięki chorobie Hobiego zyskałem dużo, naprawdę dużo i ciężko byłoby mi to ukryć, choć odpychałem tę myśl daleko od siebie. Gdybym nie poznał go w tym momencie mojego życia, byłoby ono całkiem inne. Gdyby Jung Hosoek nie trafił do naszego dormu w końcu przestałbym widzieć w sens nawet w dążeniu do debiutu i zrezygnował z tego, tak jak zrezygnowałem z większości rzeczy w swoim życiu. Każdy miał czasem momenty, gdy wszystko wydaje mu się być bez sensu i całkiem niepotrzebne. Gdy wszystko zaczyna być zbyt ciężkie i nas przygniatać. Te chwile jednak bardzo szybko mijają, wystarczy mała błahostka, iskra nadziei, która nagle mignie nam przed oczami... Ja tych iskierek nie miałem, albo po prostu nie potrafiłem ich dostrzec, bo wciąż mocno zaciskałem oczy. Jak u innych załamanie potrafiło minąć w ciągu kilku minut czy godzin, tak u mnie czasami trwało kilka dni czy tygodni. I kiedy w końcu znajdowałem odwagę, aby otworzyć oczy i zrobić krok naprzód... nagle okazywało się, że zrezygnowałem ze wszystkiego, co moment wcześniej było dla mnie ważne.
Najgorszy czas nastał dla mnie rok temu, kiedy przez kontuzję nie mogłem pracować. Siedząc w domu na kilkudniowym zwolnieniu, mając zbyt wiele czasu by myśleć i przebywać sam ze sobą, nagle okazało się, że przecież jestem nikim, nie ważne czy pójdę do pracy, czy nie. Więc nie poszedłem. Nie odbierałem telefonów, bo nie było takiej potrzeby. Przecież nie poszedłem tam właśnie po to, aby mnie zwolnili, więc nie potrzebowałem uświadamiania, że straciłem pracę. A skoro ją straciłem, nie miałem z czego się utrzymywać. Kwota, która mi została, nie starczyła na zapłatę za czynsz. Po dwóch tygodniach czekania na pieniądze przez właścicieli, straciłem także pokój. Wylądowałem na ulicy z plecakiem i szmacianą torbą, większość rzeczy zostawiwszy w pokoju, bo przecież i tak nie były mi potrzebne. Na ulicy żyłem przez kilka dni, dopóki któregoś dnia przypadkiem nie spotkałem Yoonho. Telefon mi padł, więc nawet nie miałem jak z nim się skontaktować, a o pójściu do niego nawet nie pomyślałem. Takim cudem znów zamieszkałem u niego i po prawie dwóch miesiącach nicnierobienia usłyszałem o castingu. Więc poszedłem. Nagle moja droga znów zajaśniała, marzenia wróciły, a ja dostałem się do wytwórni. Po siedmiu miesiącach byłem już na tyle wypompowany, aby pierwszy raz zacząć omijać treningi i ćwiczenia, a po dormie chodziłem prawie nago, nie czując nawet wstydu, bo wstyd też przestał mi być potrzebny.
I wtedy przyszedł Hosoek, a moje oczy znów się otworzyły.
Nie do końca wyłapałem moment, kiedy wyszliśmy z gabinetu. Bez jakichkolwiek gestów skierowaliśmy się w stronę przystanku autobusowego, jednak kiedy pojazd nadjechał, chłopak chwycił mnie za dłoń i nie dał do niego wejść. Miał nadal spuszczoną głowę, jak przez całą drogę tutaj, jednak teraz zamiast w chodnik, wpatrywał się w nasze złączone dłonie.
- Yoongi czy ty... masz jeszcze te klucze do tamtego mieszkania?
Jego głos był cichy, prawie że niknął pod burczeniem silnika odjeżdżającego autobusu, jednak stałem na tyle blisko, aby doskonale go słyszeć. Sięgnąłem do kieszeni spodni, aby sprawdzić czy wziąłem pęk kluczy ze sobą. Pośród starych paragonów, biletów i folii po cukierku wymacałem swój dowód, splątane słuchawki do telefonu, listek gumy do żucia i to, na czym w tym momencie zależało mi najbardziej- pęk kluczy na żółto-fioletowej smyczy, którą kiedyś znalazłem na mieście. Nie była wyjątkowa i nawet lekko zafarbowana od brudu, którego nie mogłem doprać, jednak miała w sobie coś, przez co jej nie wyrzuciłem.
- Mam - odpowiedziałem krótko, ale starając się zabrzmieć miękko i delikatnie. Hoseok podniósł w końcu na mnie swoje spojrzenie i popatrzył na mnie z nadzieją. Zanim jeszcze z jego ust padło pytanie, pokiwałem głową i obdarowałem go uśmiechem. Zapomniałem się na chwilę i pogłaskałem go po policzku, zaraz jednak znów wsadzając dłoń do kieszeni, kiedy przypomniałem sobie, że nadal jesteśmy niedaleko budynku wytwórni, a na dworze ciągle jest jasno.
- Moglibyśmy dzisiaj tam spędzić noc?
Bez przedłużania, zaprowadziłem go na przeciwległy przystanek. W autobusie było jeszcze w miarę spokojnie, lecz kiedy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania mojego przyjaciela i usiedliśmy w milczeniu na kanapie, wszystkie emocje zdały się z niego ulecieć. I znów trzymając go mocno w ramionach, czekałem aż uspokoi spazmy płaczu, które go ogarnęły lub po prostu zaśnie ze zmęczenia.
_________________________________________
sprawdzane tylko raz, bo nie mam siły na nic
spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Hoseoka
serduszko
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro