avocado
Czułem się taki ważny. Mimo iż wszystko, co mówił, przygniatało mnie do ziemi i było niczym kamień przy nodze topielca, uzależniłem się od tego uczucia, od bycia dla niego ważnym.
Kiedy przychodził do mnie i opowiadał mi o swoich problemach i troskach. Kiedy wypłakiwał mi się w ramię, kiedy przychodził do mnie w nocy, nie mogąc zasnąć. Kiedy miał zły humor i potrzebował po prostu tego, abym z nim posiedział, ramię w ramię, słuchając wspólnie na słuchawkach jego ulubionej muzyki. Kiedy się stresował i łapał mnie za rękę, szukając wsparcia. Czułem się jak najważniejszy element jego świata, choć z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że w niektórych momentach będę zawsze na tym drugim planie. Że jest coś, co w każdej chwili może mnie przyćmić, nie ważne jak będę się starał. Ale nie chciałem o tym myśleć, starałem się odepchnąć tę myśl jak najdalej od siebie i żyć tym, co los podstawiał mi pod nos. Bo tylko to się liczyło.
Z mojej kurtki deszcz spływał jak z rynny, Hoseok wcale nie wyglądał lepiej. Całe szczęście, że mieliśmy kurtki nieprzepuszczające wody, czego jednak nie można było powiedzieć o naszych butach, które pewnie będziemy musieli suszyć suszarką w dormie, a potem trzymać przez całą noc na ledwo zipiącym kaloryferze i modlić się, aby wyschły do jutra. Mimo to, nie żałowaliśmy- a przynajmniej ja nie żałowałem. Spacer wzdłuż rzeki Han, szczególnie w taką pogodę, dzięki czemu wokół nie było żywej duszy i bez problemu mogliśmy trzymać się za dłonie, był dla mnie cudownym lekarstwem na wszystkie troski. I chociaż na co dzień gardziłem jakimkolwiek wysiłkiem fizycznym, kiedy dochodziły do tego jakiekolwiek interakcje z Hoseokiem, czułem, że w takim wypadku przystałbym nawet na codzienny, poranny jogging- ale tego mu nie mówiłem, za bardzo bojąc się, że zgodzi się bez żadnego zastanowienia. I nie chodziło tu tylko o moje lenistwo, bo dla mnie może i wyszłoby to na dobre, jednak dla niego już nie za bardzo.
Starałem się mieć jakikolwiek pozytywny wpływ na Hoseoka, a czułem, że to on ma coraz większy wpływ na mnie. Uzależniałem się od niego, ale to chyba nie tak powinno wyglądać. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale cóż, stało się. Nie byłem pewny czy potrafiłbym bez tego normalnie funkcjonować. To była moja codzienność, przywykłem do niej, ale nie z przymusu, tylko dlatego, że mi się to podobało. Było mi to na rękę, nie było co ukrywać.
- Yoongi, wracamy już? - zapytał Hoseok, przystając na chwilę na chodniku, tam, gdzie nie było jeszcze kałuży, choć to i tak nie miało najmniejszego sensu, bo kałuże mieliśmy i tak w swoich butach. Stanąłem tuż naprzeciw niego. Lekko drżał z zimna, miał czerwony nos i policzki, a krople deszczu spływały po jego szarawej twarzy jak łzy, jednak dzięki temu, że uśmiechał się tak szczerze i mrużył oczy, patrząc na mnie z wymalowaną na twarzy radością, ja też potrafiłem się uśmiechać.
- Tak, kochanie. Już wracamy - powiedziałem, głaszcząc jego zimny i mokry policzek.
Hoseok był naprawdę piękny. Pod każdym aspektem, w każdym detalu, w każdej najmniejszej części. Do każdego elementu, z którego się składał, mógłbym przypisać inne słowo, które byłoby synonimem piękna. On sam był synonimem tego słowa, a kiedy tylko uświadamiałem sobie, jak bardzo nie potrafi tego dostrzec, czułem dziwny ucisk w sercu.
Zanim jednak wdrożyliśmy w życie plan o powrocie do domu, przybliżyłem się do niego jeszcze na chwilę i ucałowałem jego usta. Kiedy się odsunąłem, zauważyłem, że jego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a twarz jakby dodatkowo się rozpromieniła. To tylko zmotywowało mnie do tego, aby postać w tym deszczu , chociażby po to, aby móc obserwować dłużej to piękne zjawisko. Niestety, nie było mi to dane, bo po chwili poczułem na swoich ustach gorący pocałunek, któremu nie potrafiłem odmówić.
Dawno między nami nie dochodziło do niczego podobnego. Buziaki czy krótkie pocałunki w ciągu dnia, na dobranoc, albo kiedy czułem, że zaczynał panikować i nie miałem pojęcia, jak miałem odwrócić jego uwagę od smutków. W żadnym z tych momentów nie odczuwałem żadnej namiętności, która z dnia na dzień kumulowała się we mnie coraz bardziej. Kiedy więc nasze pocałunki przybrały na sile, a wszystkie te chowane w kieszeń emocje zaczęły uderzać, przerwałem pieszczotę, spoglądając mu w oczy. Nieco z ciekawością, nieco z pożądaniem, nieco ze zdziwieniem. Wydawało mi się, że dostrzegałem w jego twarzy coś, co tak bardzo chciałem dostrzec, jednak nie byłem pewny czy to nie były jedynie przewidzenia mojego zachłannego mózgu. Albo czy w ogóle nie zacząłem przez tę chwilę myśleć nie tą głową, którą powinienem.
- Chodźmy już - powiedziałem, łapiąc jego rękę i zaczynając iść w stronę, z której przyszliśmy. Żaden z nas się nie odzywał, ale nie była to ta przytłaczająca i krępująca cisza, która następowała zawsze wtedy, kiedy nie wiedziało się, co powiedzieć, albo wstąpiło się na jakiś wstydliwy kamień i była obawa, że któryś się potknie. Nie, to był ten rodzaj ciszy, który uspokajał, który wręcz krzyczał, że wszystko jest okej i kazał cieszyć się wspólnymi chwilami. Niestety, kiedy wchodziliśmy już w bardziej zabudowaną część miasta, musiałem puścić jego dłoń. Na szczęście dotarcie do dormu nie zajęło nam dużo czasu, bo nie odeszliśmy jakoś szczególnie daleko. Od razu po wejściu do mieszkania, skierowaliśmy się w stronę łazienki, aby zdjąć z siebie przemoczone ciuchy i nie robić w całym domu mokrych plam. Pierwsze, co zrobiłem, to zdjęcie z Hoseoka i siebie kurtki, aby powiesić je nad wanną. Moja była szara, z blado-niebieskimi akcentami, trochę już zużyta i mająca spore otarcia na brzegach rękawów, z których wystawały pojedyncze nitki. Ta Junga była promieniście żółta, nie nowa, ale dużo bardziej zadbana niż moja. Uważałem, że wyglądał w niej cudownie i powtarzałem mu to za każdym razem, kiedy ją zakładał. Gdy wychodziliśmy razem na spacer, a na dworze było szaro i buro, wzrok wszystkich ludzi padał na niego, wywołując na ich twarzach uśmiechy. Wydawać by się mogło, że osoba, która ubrana była w tak żywy i intensywny kolor, musiała być najradośniejszą i najbardziej przepełnioną energią osobą pod Słońcem. Niestety, fakty były zgoła inne, jednak ludzkie spojrzenie nie sięgało aż tak głęboko. Może to i lepiej? Może gdyby ludzie potrafili czytać w nas jak w książkach z wielką czcionką i rysunkami, byłoby gorzej, niż było teraz?
Szybko pozbyłem się swoich spodni, skarpetek i bluzy, która także zdążyła przemoknąć na rękawach. Zresztą i tak potrzebowała prania, bo nosiłem ją już któryś dzień z rzędu, więc przynajmniej miałem konkretną motywację do nastawienia pralki. Zbliżyłem się do Hoseoka, zaraz doczepiając palce do jego paska od spodni, aby go rozpiąć, jednak ten złapał mnie za nadgarstek i spiął się, przyprawiając mnie prawie o zawał.
- Ja tylko chciałem... przepraszam, nie miałem na myśli nic takiego, chciałem tylko... - zacząłem się tłumaczyć, nie potrafiąc jednak złożyć swoich myśli w jakieś sensowne usprawiedliwienie. Pieprznąłem się mentalnie w głowę, dopiero teraz rozumiejąc, jak chujowo musiało to wyglądać i brzmieć. Powinienem uważać bardziej na to co robię, aby nie doprowadzać do takich sytuacji.
- Ciii... Spokojnie, Yoongi. Nic się nie stało. Jest dobrze, naprawdę. Po prostu umiem zrobić to sam, nie musisz się obchodzić ze mną jak z dzieckiem - powiedział Jung, przykładając wskazujący palec do moich ust w uciszającym geście. Jego ton nie był przepełniony pretensją, był wręcz delikatny i czuły, uspokajający, co trochę sprowadziło mnie do pionu. Zdawałem sobie sprawę, że czasem mógł odnieść wrażenie, że staram się aż za bardzo, jednak sprawiało mi to przyjemność. Skakanie wokół niego, dopatrywanie jego potrzeb i traktowanie jak szklaną lalkę było dla mnie jak chleb powszedni. - Przynieś mi jakieś dresy i skarpetki, a ja wstawię pranie, dobrze? - zapytał, a ja bez chwili zawahania skinąłem głową i skierowałem się do pokoju. Kiedy wróciłem, Hoseok stał już bez spodni, w samej koszulce, która sięgała mu ledwo do krawędzi nogawek jego bokserek. Nie mogłem powiedzieć, że mnie to nie ruszyło.
Miałem ochotę klęknąć przed nim i całować po tych filigranowych, ślicznych udach, dotykać ich delikatniej niż płatki śniegu spadające na rozgrzaną skórę i wywoływać w nim większe dreszcze, niż one. Nie mogłem nic na to poradzić. Cholernie mi tego brakowało, potrzebowałem seksu, choć szanowałem trudy, przez które przechodził i jego samego. Potrafiłem powstrzymać się od czynów, ale nie od myśli, choć czasami czułem się, jakbym nawet nimi go krzywdził.
Podałem mu dresy i obserwowałem jak je ubiera, po czym wsypuje do jednej z przegródek w szufladce od pralki proszek do prania. Po chwili urządzenie już głośno buczało, pobierając wodę, a ja spojrzałem na jego bose stopy i przypomniałem sobie jego prośbę.
- Przepraszam, rozkojarzyłem się trochę - wytłumaczyłem się, widząc jak przebiera palcami u stóp. - Zaniosę cię do pokoju, abyś nie zmarzł. Może tak być? - zaproponowałem w ramach rekompensaty, na co chłopak zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
- Naprawdę, nie trzeba. Nie trzęsę się jeszcze z zimna - powiedział z uśmiechem, który potrafiłby chyba wybawić każdego człowieka od bólu. - Zresztą nie dasz rady - dodał, jednak ja przez to poczułem się jeszcze bardziej zobligowany do wypełnienia swoich słów.
- Ależ nalegam. To dla mnie przyjemność - zamruczałem, podchodząc bliżej niego i oplatając ramionami. W odpowiedzi dostałem tylko westchnięcie, jednak towarzyszył mu cichy śmiech. Wiedziałem, że gdzieś tam w środku na to liczył. Lubił być traktowany jak książę, a ja lubiłem go tak traktować. Zarzucił mi ręce na ramiona i podskoczył, oplatając mnie nogami w biodrach, a ja bez problemu złapałem go w powietrzu, przytrzymując blisko siebie za pośladki.
Był tak blisko. Znowu. Niekontrolowanie, cudownie, niepoprawnie, rozkosznie blisko i patrzył się na mnie, jakby jedyne o czym myślał, to moje usta, tak chętne, aby dać mu niezliczone chwile przyjemności. Prawie się wywróciłem, kiedy niosąc go do pokoju wtapiałem wzrok w jego ciemne oczy jak zaczarowany. Nie do zniesienia było to, co ze mną robił.
Nie obchodziło mnie to czy ktoś jest w pokoju. Otworzyłem drzwi jedną ręką, zamykając je jednak mocnym kopniakiem. Przejechałem szybko po pomieszczeniu wzrokiem, jednak na pierwszy rzut oka nikogo tam nie było, co mnie ucieszyło. Było ciemno, jednak gdyby ktoś był, to albo słyszał bym chrapanie, albo świeciłby się ekran telefonu, a nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Szczytem mojego zadowolenia były ciche słowa wyszeptane przez Hoseoka do mojego ucha, który zdążył chyba już wyczuć, co jest grane- co nie było trudne, bo efekt który uzyskał przez tak mało subtelnie ocieranie się o moje krocze, był niekontrolowany i łatwy do przewidzenia.
- Zamknij drzwi na klucz.
Bez słowa, posłusznie przekręciłem klucz w zamku, ciesząc się, że nie muszę szukać tego małego skurwysyna po szafkach, po czym zapaliłem światło w już praktycznie zaciemnionym pomieszczeniu. Zaraz przygwoździłem go do ściany, atakując jego szyję. Chciałem być bardziej czuły, jednak uspokojenie się zajęło mi dobrą chwilę. Miałem nadzieję jednak, że ten nagły atak agresji nie zostanie przez niego źle odczytany.
- Myślałem, że zwariuję. Tak cholernie cię pragnę, Hoseok, nie wyobrażasz sobie tego - wyszeptałem do niego, tym razem sam wykonując już niezbyt subtelne ruchy biodrami. Jego westchnięcie tylko bardziej mnie napaliło. Chciałem wziąć, ile tylko mogłem, dopóki miałem taką okazję, bo bałem się, że będę musiał czekać kolejne tygodnie na następny raz. To nie tak, że miałem do niego o cokolwiek pretensje. Nie chciałem go wykorzystywać, jednak obawiałem się, że za sekundę zmieni zdanie i wszystko pryśnie, więc choć było to trudne, miałem zamiar przedłużać wszystko ile tylko się da i rozpalić go do granic możliwości, aby nie miał już sił myśleć o odwrocie. - Chcę mieć cię ciągle w ramionach, nie wypuszczać do końca świata... Hoseok, pragniesz tego? - zapytałem, składając kolejne, mokre pocałunki w okolicy jego szyi i obojczyków, które chętnie wyciągał w moją stronę. Wsadzałem język pod kości, które tak cudownie wystawały tuż pod jego szyją, tworząc niewielkie wgłębienia.
Odpowiedziało mi tylko jego mruknięcie, które wziąłem za potwierdzenie. Obaj już byliśmy podnieceni, czułem to nawet przez materiał grubych dresów, jednak chciałem przedłużyć to jeszcze trochę. Bałem się, że jeżeli zrobię zbyt szybko następny ruch, cały czar pryśnie.
Rozszerzyłem jego nogi tylko trochę mocniej, jeszcze bardziej przyciskając go do ściany, aby mi nie spadł, bo potrzebowałem jednej wolnej ręki, która zaraz powędrował do jego ust, po czym wsunąłem dwa palce między jego rozchylone wargi. Przez chwilę był nieco zdziwiony, jednak zaraz zaczął je ssać, wzdychając przy tym tak cudownie, że miałem ochotę zerwać z niego ubrania.
- Chciałbym, abyś ssał co innego - wyszeptałem cicho, na co tylko pokiwał głową i wystawił język, oblizując usta. Postawiłem go na podłogę, chcą zaprowadzić na łóżko, jednak on od razu przede mną ukląkł, bez słowa zsuwając moje spodnie. Nie potrzebował żadnej zachęty, żadnych słów, po prostu od razu wziął go w usta, co prawie zwaliło mnie z nóg. Zaspokajanie się ręką nie równało się ani trochę z dotykiem osoby, z którą było się tak mocno związanym. Oparłem się czołem o ścianę przed sobą, z nieukrywanym zadowoleniem i podziwem oglądając scenę rozgrywającą się tuż pod moim nosem. Nie chciałem myśleć, skąd Hoseok nauczył się techniki głębokiego gardła, skoro mówił, że nigdy przedtem tego nie robił, ale nie dostrzegałem ani przez chwilę żadnej oznaki trudności na jego twarzy. Nie chciałem o tym teraz myśleć.
- Hoseok... zaraz dojdę - wyszeptałem cicho, patrząc na niego błagalnie. Nie prosiłem o orgazm. Nie prosiłem o dojście mu w usta ani o to, aby połknął moją spermę. Prosiłem o dużo więcej i wiedziałem, że wywieram na nim niesamowitą presję, jednak nie potrafiłem się powstrzymać. Pragnąłem go. Pragnąłem go dotykać, pieścić, wchodzić głęboko w jego ciało i patrzeć, i słuchać, i dawać, i błagać.
W kącikach moich oczu zebrały się łzy z nadmiaru przyjemności. Wiedziałem, że nie dostanę tego, czego tak pragnąłem, ale mimo to nie dało się ukryć, jak cudownie się czułem. Szczerze mówiąc, to i tak więcej, niż spodziewałem się po dzisiejszym wieczorze. Zajęczałem cicho, kiedy czułem spełnienie już tak blisko. Jeszcze chwila, kilka ruchów jego zwinnym językiem... który tak po prostu zniknął. Westchnąłem zdezorientowany, spoglądając na nadal klęczącego przede mną Hobiego, który masował swojego członka, dumnie wysuniętego ze spodni. Prawie się rozpłakałem widząc tę scenę i tak raptownie zostając pozbawiony orgazmu, jednak gdzieś na dnie podświadomości plułem sobie w brodę za ten egoizm. Miałem ochotę złapać swojego kutasa i szybko samemu dokończyć tę męczarnię, jednak zamiast tego uśmiechnąłem się, głaszcząc go po policzku.
- Chodź, kochanie. Zajmę się tobą, zasłużyłeś na to - szepnąłem, ujmując jego rękę i ciągnąc delikatnie w górę, aby wstał.
- Yoongi...
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, co mógł oznaczać ten ton, jednak wystarczyło jedno spojrzenie. Jego język co rusz przesuwał się po jego jeszcze wilgotnych, różowych ustach, a ja obserwowałem go zahipnotyzowany. Wiedziałem, że to po mojej stronie powinna leżeć inicjatywa, jednak nie potrafiłem nawet kiwnąć palcem. To, jak łatwo dawałem sobą sterować, było wręcz przerażające.
- Mam lubrykant... gdzieś w szafce. Kupiłem ostatnio. Ale zapomniałem o gumkach... - szepnął, nieco przestraszony, obracając się plecami do mnie. Szybko podszedłem do jego szafki, od razu przeszukując wszystkie półki, aż nie znalazłem zwykłego, bezzapachowego żelu schowanego gdzieś za stertą ubrań, w tym samym czasie zastanawiając się czy mam jakieś gumki, albo gdzie Namjoon mógłby schować swoje. Bez namysłu otworzyłem szufladę w jego biurku, modląc się o jak najszybsze znalezienie ich. Nie zawiodłem się. Wyjąłem z tekturowego pudełeczka ostatnią sztukę, obiecując sobie, że jakoś mu to wytłumaczę i poinformuję, aby się przygotował.
Hoseok leżał już na dywanie, zabawiając powoli swojego penisa, obserwując mnie przy tym uważnie z uchylonymi ustami, zanim jednak koło niego uklęknąłem, podniósł się, zwracając się do mnie tonem, którym prosił równocześnie o to, abym nie zadawał pytań. Wiedziałem, że jest skrępowany tą sytuacją, więc bez słowa, choć niezbyt chętnie, przystałem na jego warunek i zgasiłem światło. Wiedziałem, że przez to nie zobaczę praktycznie nic, jednak szanowałem wszystko, o co mnie poprosił. To, że nie chciał, abym zdjął z niego koszulkę i to, żebym ciągle trzymał jego ręce. Było ciężko.
Przygotowałem go najlepiej, jak tylko potrafiłem. Jego wejście czekało na mnie na wpół otwarte, kiedy zakładałem prezerwatywę, obserwując go w ciemności. Nie widziałem czy się rumieni, ledwo też dostrzegałem wyraz jego twarzy, jedynie po jego cichych jękach mogłem się domyślać, że jest mu dobrze. Nie, żebym mu nie wierzył, ale kiedy znalazłem się w nim, nie potrzebowałem już żadnych zapewnień, że był prawiczkiem. Posuwałem go na dywanie, ściskając jego dłonie, tak jak chciał, dopóki nie zaczął płytko oddychać, a jego spazmatycznie poruszające się biodra powoli dawały mi znać, że potrzebuje trochę więcej doznań. Bez pytania przejechałem dłonią po jego brzuchu, zakrytego koszulką, jednak nie zwrócił nawet na to uwagi, zajęty łapczywym nabieraniem powietrza. Chwyciłem jego członka, ściskając go w dłoni i masując szybko przez dłuższą chwilę, w końcu musiałem go jednak puścić, aby podeprzeć się pewniej nad nim, kiedy poczułem nadchodzący orgazm. Patrzyłem na jego desperacko poruszające się ciało pod sobą, pełne ogromnej ekspresji, aby przyśpieszyć ten ostatni raz. Westchnąłem z uwielbieniem, w końcu szczytując. Na chwilę zapomniałem o całym świecie, jednak jego proszące o uwagę mruczenie pode mną szybko sprowadziło mnie znów na ziemię. Wysunąłem się z niego i zacząłem znów bawić się jego członkiem, wykonując na nim szybkie, konkretne ruchy, których teraz zdecydowanie potrzebował.
- Yoongi, mocniej, błagam! - popędził mnie, sam poruszając szybko biodrami. Zgodnie z prośbą, przyśpieszyłem, a jego stłumiony przedramieniem jęk był dla mnie zwieńczeniem dzisisjszego wieczoru. Moja dłoń była mokra od jego spermy, a ja ciągle nie przestawałem, aż nie opadł na dywan bez ruchu, sapiąc z wysiłku. Zdjąłem prezerwatywę, zawiązując ją sprawnie, aby nic z niej nie wyleciało, po czym zawisłem nad nim, usiłując trafić w tych ciemnościach ustami w jego czoło.
- Dziękuję, kochanie - szepnąłem. Nigdy nie dziękowałem nikomu z seks i było mi z tym trochę dziwnie, ale nie miałem pojęcia, jak się zachować. Podobało mu się? A może nie sprostałem jego oczekiwaniom? Może wyobrażał to sobie inaczej? Może byłem zbyt mało delikatny? Moją głowę zasypała fala pytań, dopóki nie usłyszałem jego cichego głosu. Objął mnie, przyciągając do siebie. Trzymając się na swoim własnym ciężarze, co było trochę trudne, zniżyłem się tak bardzo, że praktycznie na nim leżałem.
- Ja też dziękuję, Yoongi. Było naprawdę cudownie - odpowiedział, przytulając policzek do mojej nagiej piersi. Nie miałem się czym pochwalić, byłem w miarę silny, ale raczej postury chuderlaka, jednak jego potrzeba chowania się w moich ramionach mocno mi schlebiała, więc były to moje ulubione momenty.
- Może przeniesiemy się na łóżko? - zapytałem, na co od razu skinął głową, a kiedy tylko się od niego odsunąłem, szybko ubrał bieliznę i spodnie. Nie chcąc samotnie świecić golizną, poszedłem za jego przykładem. Już ubrany, podszedłem do drzwi i otworzyłem je, bo chłopaki i tak byli pewnie na nas dobrze wkurwieni za tę akcję, a gdybyśmy zamknęli się na całą noc, nie mielibyśmy już życia. Przy okazji zapaliłem światło, mrużąc przy tym oczy, które lekko zaszczypały, przyzwyczajone do ciemności, jednak Hoseok od razu zareagował, powtarzając kilka razy "nie" i machając głową na boki. Nieco zdziwiony, jednak bez dyskusji przystałem na jego słowa i zgasiłem światło z powrotem, po czym po omacku poszukałem na dywanie prezerwatywy, którą szybko wyrzuciłem do kosza na śmieci, stojącego pod moim biurkiem i zasypałem ją kartkami.
Hoseok już leżał na moim łóżku, odkrywając dla mnie skrawek kołdry, kiedy do niego podszedłem. Wsunąłem się obok, jednak zakryłem jedynie stopy, bo było mi nadal gorąco. Głaskałem jego plecy, wsłuchując się w jego coraz bardziej regularny oddech. Między nami wisiało pełno niedopowiedzeń i pytań, z czego oboje zdawaliśmy sobie sprawę. Wolałem to zrobić teraz, kiedy to wszystko było jeszcze świeże i dopóki nikt nie zdążył nam przeszkodzić.
- Hoseok... powiesz mi, dlaczego? Czy jeszcze nie jesteś gotowy? - zapytałem cicho, chowając nos w jego miękkich, choć rzadkich włosach. Ostatnio znajdowałem je wszędzie, w pościeli, ubraniach, dywanie, nawet w kuchni. Jina zawsze to obrzydzało, jednak na szczęście wszyscy mieliśmy taki sam, albo zbliżony kolor włosów, dzięki czemu nikt nie znał sprawcy. Jedynie ja się domyślałem, siedząc jednak cicho i czekając na decyzję Hoseoka, który nadal nie potrafił robić pierwszego kroku w stronę chłopaków.
- Ale co "dlaczego"? Na co mam nie być gotowy? - zapytał, usiłując grać na czas, myśląc, że to mnie zniechęci do ponowienia pytania. Nie było jednak o tym mowy.
- Jestem ci wdzięczny kochanie, że pozwoliłeś mi to zrobić. To była najprzyjemniejsza chwila w moim życiu, nie mam zamiaru narzekać - powiedziałem, głaszcząc jego włosy i policzek, usiłując nakłonić tym samym, aby na mnie patrzył. - Ale powiedz mi, dlaczego tak bardzo wzbraniasz się przed tym? Dlaczego nie chcesz mi się pokazać? Nie mam zamiaru cię do tego zmuszać, chcę tylko zrozumieć, Hoseokkie. Wstydzisz się mnie? Boisz? Chcesz coś przede mną ukryć? Wytłumacz mi to, skarbie, proszę. Chcę wiedzieć, jak się zachowywać. Co robić, co mówić, aby móc być dla ciebie wsparciem.
Przez chwilę panowała cisza. Starałem się ująć te pytania w najdelikatniejsze słowa, jakie tylko potrafiłem znaleźć, jednak ciągle się bałem, że albo powiedziałem coś nie tak, albo zbyt wiele. Nie chciałem go zranić. I nie chciałem też, aby poczuł się, jakbym czegoś od niego wymagał, albo wymagał zbyt wiele. Kompletnie nie o to mi chodziło.
- Jestem obrzydliwy.
- Co? - zapytałem zdziwiony, przez chwilę myśląc, że się przesłyszałem.
- Jetsem obrzydliwy.
- Dlaczego tak mówisz, kochanie? Kto ci to powiedział? Dlaczego tak o sobie myślisz? - zpytałem, patrząc się na niego zmartwiony, już w ogóle się nie ruszając. Jeżeli wcześniej oczekiwanie było nie do zniesienia, teraz czułem, jakby każda sekunda zbliżała mnie do szaleństwa. Miałem w głowie tak wiele pytań, których bałem się zadać, bo bałem się także usłyszeć na nie odpowiedzi.
- Nie chcę, abyś na mnie patrzył, Yoongi.
- Dlaczego, kochanie? Powiedz mi, dlaczego tak myślisz?
Jego odpowiedź zmroziła moje kości aż do szpiku.
- Bo jestem za chudy, Yoongi. Wyglądam jak potwór.
W tamtym momencie ucieszyłem się jak dziecko. Myślałem, że jesteśmy na prostej drodze do zwycięstwa, jednak z biegiem dni coraz częściej zacząłem się zastanawiać czy przez cały ten czas w ogóle minęliśmy linię startu.
przepraszam z prawie rok przerwy, ale
no
ktoś to jeszcze pamięta?
PS. smut na rozweselenie po wczoraj
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro