Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter twenty-two

Słońce nieśmiało wychylało się zza chmur, informując o początku wiosny.

Uczniowie piątych i siódmych klas z zazdrością patrzyli na swoich rówieśników beztrosko wylegujących się na Błoniach. Oni sami zdawali sobie sprawę z tego, że egzaminy zbliżały się nieubłaganie, co za tym idzie praktycznie całymi dniami siedzieli pochyleni nad książkami.

Larissa tak jak inni cały swój czas poświęcała na powtarzanie materiału. Była pewna, że nie wszystko napisze dobrze. O ile jej wiedza była wybitna z przedmiotów takich jak eliksiry czy OPCM, to nie przepadała za astronomią i historią magii.

Przez ponad miesiąc łączyła lekcje, odrabianie prac domowych, patrole i inne obowiązki. Przy okazji dalej szukała zaklęcia, które umożliwiłoby sprawdzenie wierności śmierciożerców.

Nawet nie zwróciła uwagi na to, że już następnego dnia były jej urodziny.

★★★

Rankiem 21 kwietnia Larissę obudził śpiew Walburgii. Nie otwierając oczu wymacała na szafce nocnej różdżkę i chcąc dłużej pospać wycelowała nią w pannę Black.

- Silencio - powiedziała sennym głosem, a śpiew Walburgii zastąpiła błoga cisza. Z zadowoleniem odwróciła się na drugi bok, szczelniej przykrywając kołdrą.

Oczywiście spokój nie mógł trwać długo. Black zdenerwowana zachowaniem przyjaciółki udała się do łazienki, aby napełnić kubek lodowatą wodą, którą wylała na ślizgonkę.

- Czy ty do reszty zwariowałaś, Black?! - krzyknęła, szybko wstając z łóżka. - Budzisz mnie tak wcześnie, chociaż dobrze wiesz, że jest środek tygodnia i chcę wykorzystać każdą minutę snu. W dodatku wydzierasz mi się do ucha - przerwała widząc, że Walburga śmiała się, czego nie mogła usłyszeć przez rzucone niedawno zaklęcie.

- Co cię tak śmieszy? - zapytała i sprawnym ruchem przywróciła jej głos.

- Oh, naprawdę nie wiesz? Spójrz przed swoje łóżko. - parsknęła.

Larissa chcąc - nie chcąc wykonała czynność, a jej oczy rozszerzyły się do wielkości galeonów.

- Co to jest? - zapytała, widząc stertę różnokolorowych paczek leżących na podłodze.

- Masz urodziny, nie pamiętasz? - zaśmiała się. - Wszystkiego najlepszego! - zawołała ze śmiechem owijając ręce wokół szyi Larissy.

Do Cervantes dopiero wtedy dotarł sens jej zachowania. Piosenka, którą śpiewała na pewno było "Sto lat", budziła ją, aby złożyć jej życzenia i aby spokojnie mogła otworzyć swoje prezenty przed lekcjami.

- I dlatego musiałaś od rana mnie denerwować? - zapytała zgryźliwie, lecz oddała uścisk.

- Otóż to! - zawołała wesoło. - Łazienka jest do twojej dyspozycji. - dodała i wyszła z dormitorium.

Larissa westchnęła, przeciągając się. Do śniadania została jeszcze godzina, więc bez pośpiechu udała się do łazienki.

Nie wiedziała czemu kiedy tylko usłyszała o swoich urodzinach jej humor znacznie się poprawił. Czuła dziwne podekscytowanie na myśl o tym dniu, choć nie miała do tego powodów.

Naszykowała się do zajęć i zastanawiając się nad tym co jeszcze miała zrobić omiotła spojrzeniem dormitorium. Jej wzrok zatrzymał się na prezentach, leżących w nogach jej łóżka.

Miała jeszcze sporo czasu, dlatego postanowiła otworzyć parę z nich. Na pierwszy rzut oka widać było, że duże pudełko owinięte w niebieski papier we wzorek serników było od Milcibera. Nie myliła się, gdyż na papierze dojrzała napis " Od najlepszego i najprzystojniejszego przyjaciela i Sylvii dla Larisski."

Mimo tego, że poczuła zirytowanie na widok znienawidzonego zdrobnienia swojego imienia, to ogromne szczęście wypełniło jej ciało.

- Z wiekiem robisz się coraz bardziej sentymentalna, Cervantes. - powiedziała do siebie i pokręciła głową.

Z pakunku wyjęła masę słodyczy i dwie księgi z tytułami : "Tajemnice Czarnej Magii" i "Zakazane".

Z wrażenia aż otworzyła usta. Te księgi były BARDZO trudne do zdobycia, wręcz niemożliwym było choćby móc je zobaczyć.

Z takim podekscytowanie zaczęła je wertować, że nie zauważyła jak zegar wybił ósmą, co za tym idzie zaczęło się śniadanie.

Szybko odłożyła księgi, delikatnie układając je w kufrze. Pozostałe prezenty postanowiła otworzyć później.

★★★

Idąc do Wielkiej Sali ku swojej radości zobaczyła Evana i Sylvię prowadzących żywą rozmowę.

- Czy wy oszaleliście? - zapytała, podchodząc do nich.

Para uśmiechnęła się szeroko.

- Nie wiemy o czym mówisz, Lar. - powiedział niewinnie ślizgon.

- To nie jest zabawne, Mulciber. Te książki kosztowały f-o-r-t-u-n-ę! Gdzie wy je w ogóle znaleźliście? - zawołała, wiedząc, że były to bardzo cenne przedmioty.

- Oh, wiesz... Parę znajomości, mały szantaż... - zaczęła Sylvia.

- ... trochę oszczędności i oto są! - dokończył Evan, szczerząc się.

- Was do reszty pogrzało. - Larissa pokręciła głową z niedowierzaniem i przyciągnęła ich do siebie, mocno przytulając. - Dziękuję. - wyszeptała na tyle cicho, że nie była pewna czy ją usłyszeli.

- Z wiekiem robisz się coraz bardziej sentymentalna, Lar. - parsknął Evan.

A więc nie tylko ja to zauważyłam... - pomyślała, jednak zdzieliła go w głowę.

- Ciesz się póki możesz. - powiedziała, ignorując jęk jaki z siebie wydał po uderzeniu. Wymieniły rozbawione spojrzenia z Sylvią.

- Dostałaś coś od pana prefekta? - zapytał Mulciber z cwanym uśmiechem, gdy zaczęli iść w stronę Wielkiej Sali.

Larissę to pytanie zastanowiło. Nie patrzyła od kogo były paczki w jej dormitorium, jednak w końcu miała urodziny i prezent od Riddle'a był możliwy. Z drugiej strony on nie wyglądał na kogoś, kto obchodzi urodziny swoje, a tym bardziej innej osoby.

- Nie, ale zaraz dostanę spojrzeniem bazyliszka, gdy zakłócę mu spokój siadając z nim. -

- Tak w ogóle to czemu z nim siedzisz? -

- Mówiłam już tysiąc razy, że udajemy przed Slughornem parę. - przekręciła oczami. - Ja tego nie wymyślałam. -

- Wiesz Lar... Riddle nigdy z nikim nie siedział przez te wszystkie lata i wątpię żeby nagle to zrobił tylko dla wzmocnienia pozycji w oczach Ślimaka. - Evan poruszył dwuznacznie brwiami.

- Dobrze wiesz do czego jest zdolny. - ucięła temat mimo tego, że w środku poczuła dziwne uczucie, gdy pomyślała o tym, że Riddle chciałby z nią siedzieć.

- Ja tam swoje wiem. Mogłabyś czasem posłuchać starego, dobrego przyjaciela. - powiedział w momencie, gdy przekroczyli próg Wielkiej Sali.

- Tak, tak, jasne. - sarknęła. - Może jeszcze zostaniesz wróżbitą i przepowiesz mi przyszłość, co? - zapytała ironicznie, odłączając się od dwójki ślizgonów i zajmując swoje miejsce przy stole.

Riddle, jak to Riddle nie odezwał się słowem, jednak nawet on nie był w stanie zepsuć jej humoru.

- Zero kultury. - powiedziała kilka minut później, gdy nadal nie doczekała się żadnego słowa od ślizgona.

- O co ci chodzi? - uniósł na nią swój zirytowany wzrok.

- Mam wymieniać alfabetycznie, zgodnie z chronologią czy inaczej? - zapytała, patrząc na niego z niewinnym uśmiechem.

Riddle w odpowiedzi warknął coś nie zrozumiałego pod nosem.

- Po pierwsze nie ignoruje się ludzi, którzy się do ciebie dosiadają. - zaczęła.

-Nie wiesz, że wita się ten, kto się dosiada? - zapytał kpiąco.

- Od kiedy zrobiłeś się taki kulturalny? - sarknęła, nie chcąc przyznać, że miał rację.

- Jestem od zawsze - powiedział z nonszalancją, na co uniosła brwi i aż zakrztusiła się sokiem. - Coś cię rozbawiło? - zapytał z irytacją, a jego nonszalancki głos zmienił się na chłodny.

- Absolutnie nic -

★★★

Dopiero po drugiej w tym dniu godzinie eliksirów, na której wspaniałomyślny Slughorn złożył jej długie życzenia i cały czas wychwalał pracę jej i Toma, zmęczona wróciła do dormitorium.

Walburga udała się z Orionem na spacer, chcąc odetchnąć po całym dniu zajęć, dlatego w pokoju nikogo nie było.

Larissa przez ten cały czas całkowicie zapomniała o prezentach leżących przed jej łóżkiem.

Jak każdy lubiła dostawać, jak i dawać podarunki, dlatego już po chwili otwierała zgrabnie zapakowane pudełko od Walburgii i Oriona.

Jak się okazało znajdował się w nim komplet biżuterii i srebrna przypinka. Od taty dostała pierścień, na którym wygrawerowany był ich herb rodowy. Lestrange, Nott, Avery i Rosier wspólnie złożyli się na dwie pięknie suknie i jej ulubione musy-świstusy.

Na samym dnie leżało zgrabnie zapakowane pudełko, po które z zaciekawieniem sięgnęła. Ku jej zdziwieniu nie znalazła żadnego podpisu.

Delikatnie je otworzyła, nie będąc pewna co może tam zastać. Z niedowierzaniem spojrzała na najzwyklejszy dziennik, oprawiony w czarną skórę.

Nie różnił się od innych praktycznie niczym poza tym, że miał na sobie wygrawerowane "L.A.C".

Skąd ten ktoś znał jej inicjały i czemu się nie podpisał?

Podejrzliwie go otworzyła i przewertowała, lecz strony były całkowicie puste. Sięgnęła po różdżkę, używając wszystkich znanych sobie zaklęć na odkrycie tekstu, jednak jej próby poszły na marne.

Chwyciła pióro i na pierwszej stronie napisała :

"Nazywam się Larissa Cervantes. "

Ku jej zdziwieniu atrament wsiąknął w pergamin, a na kartce zaczęły pojawiać się litery, napisane tak dobrze jej znanym, pochyłym pismem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro