Chapter twenty-six
Larissa z irytacją wpatrywała się w kwiatka, na którym już od dobrych kilku tygodni ćwiczyła magię bezróżdżkową.
Była pewna, że użyła już wszelkich sposobów, aby zmienił kolor z blado różowego na niebieski, ale nadal jej to nie wychodziło.
Od czasu do czasu pisała też przez dziennik z Riddlem, który dawał jej porady jak się nauczyć tej dziedziny, ale w większości kończyło się to na jego kpiących komentarzach, gdy mówiła, że znowu jej nie wyszło.
Tego dnia była bardzo zestresowana. Dlaczego? Od dłuższego czasu jej tata namawiał ją, aby zaprosiła Toma (jeśli miałaby powiedzieć jaka osoba, którą znała była najbardziej uparta, to bez problemu podałaby właśnie Andrew Cervantesa).
I tak oto przez dziennik wysłała do Riddle'a wiadomość z zaproszeniem.
Ku jej zdziwieniu zgodził się prawie od razu. Nie musiało się być wybitnie inteligentnym żeby wiedzieć, że jak na Toma było to szokujące zachowanie, dlatego wzbudziło podejrzenia Larissy.
W końcu nie mogła wiedzieć, że chłopak mieszkał w sierocińcu i każda chwila poza nim była dla niego zbawienna. . .
Miał pojawić się za pomocą sieci Fiuu już za parę minut, dlatego Larissa czuła pewne podekscytowanie.
Riddle miał u niej zostać do końca wakacji, co znaczy, że przez cały następny tydzień będą się widywali codziennie.
★★★
- Pan punktualny Riddle się spóźnił? - zapytała Larissa udając zszokowanie. - To jest warte zapisania!
Tom, który dopiero co pojawił się w bogato zdobionym holu przewrócił oczami.
- Ciesz się, że w ogóle tu jestem.
- Ja zaprosiłam ciebie, więc to ty powinieneś być szczęśliwy.
- Ale to ty się stęskniłaś, nie ja. - powiedział nie wzruszony.
W Larissie aż się zagotowało. Przeciętna osoba na miejscu Riddle'a jak najszybciej opuściłaby jej dom, ale Riddle jak to Riddle - nie zrobił tego.
Dziewczyna za to jak to ślizgonka postanowiła się odegrać.
- Tommy, Tommy. . . Dobrze wiemy, że to ty tęskniłeś bardziej. - uśmiechnęła się przymilnie.
Policzek chłopaka zadrgał lekko, gdy usłyszał znienawidzone zdrobnienie.
- Gdzie mój pokój? - zapytał. Widać było, że był zdenerwowany, gdyż nawet nie skomentował jej słów, a tylko rzucał wściekłe spojrzenia.
- Zaprowadzę cię. - powiedziała i podążyła wgłąb korytarza. Ma ścianach wisiało mnóstwo portretów arystokratycznie wyglądających kobiet i mężczyzn - zapewne jej przodków. Najbliżej wisiał portret ciemnowłosej kobiety z podpisem "Allison Gabrielle Cervantes".
Riddle nie czując żadnego dyskomfortu będąc u kogoś innego wziął w rękę swoją poniszczoną walizkę, którą kupił w mugolskim sklepie za wszystkie swoje oszczędności i ruszył za Larissą.
Dziewczyna zatrzymała się dopiero przed ciemno brązowymi, bogato zdobionymi drzwiami.
Pociągnęła za klamkę, ukazując średniej wielkości pomieszczenie ze szmaragdowymi ścianami. Pokój urządzony był w ciemnych barwach. W rogu stała hebanowa szafa, która mogłaby pomieścić przynajmniej dwadzieścia takich walizek, jakie trzymał Riddle, duże łóżko i regał z książkami, który rozciągał się na całej jednej ścianie, a także kilka pojedynczych foteli.
- Czuj się jak u siebie. - powiedziała z satysfakcją zauważając, że Tom powstrzymał się od komentarza, co znaczyło, że nie miał się do czego przyczepić i mu się podobało.
Wolnym krokiem podszedł do regału z księgami, oglądając tytuły.
- Widzę, że twoi rodzice interesują się czarną magią. - powiedział, przejeżdżając palcem po brzegu jakiejś zakurzonej księgi.
- Tata. - poprawiła machinalnie dziewczyna, przez co z zaciekawieniem na nią spojrzał.
- Tylko tata?
- Mama nie żyje. - Larissa nie chciała rozpowiadać się na ten temat, co zdawało się, że Riddle w pewnym sensie zrozumiał, gdyż nic nie mówiąc wrócił do przeglądania ksiąg. Był niemal pewny, że Alisson Gabrielle Cervantes, której portret widział należał do matki dziewczyny.
W tym czasie dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu. Dawno tu nie była - ostatnio, gdy odwiedziła ich siostra jej taty. Wzrok ślizgonki zatrzymał się na łóżku, a w jej głowie pojawił się pewien plan. . .
- Tom. - powiedziała, specjalnie używając jego imienia i podchodząc do niego.
Ślizgon odwrócił wzrok od regału i uniósł brew.
- Mam takie pytanie. . . Dość osobiste. - zaczęła bawić się swoimi długimi włosami, a chłopak spojrzał na nią ponaglająco.
- Po której stronie łóżka chcesz spać? - zapytała. - Wiesz, ja mogę spać po prawej, choć wolę po lewej. Jak to mówią, gościom się ustępuje.
Riddle chyba po raz pierwszy odkąd się poznali nie wiedział co powiedzieć. Widać było, że był zaskoczony jej słowami.
- Ty masz zamiar tu spać? - zapytał w końcu, zdawkowym tonem.
- Masz jakieś zastrzeżenia co do tego? - uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego z udawanym zdziwieniem.
Mina Riddle'a wyrażała wszystko co o tym myślał, od złości po niepewność, przez co Larissa nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Naprawdę myślałeś, że będę z tobą spała, Riddle? - roześmiała się głośno i odeszła od chłopaka. - Jakbyś widział swoją minę. - przez śmiech niemal nie mogła złapać oddechu. - Mistrzostwo.
- Zachowujesz się jak dziecko. - warknął Tom. Ta sytuacja nie rozśmieszyła go ani trochę.
- Wyluzuj, Riddle. - roześmiała się. Była w wyśmienitym humorze. - Chodź na zewnątrz, bo ewidentnie musisz ochłonąć. - dodała, ponownie się śmiejąc, tym razem ze zdenerwowanej miny chłopaka.
★★★
Było już dobrze po północy, a Larissa nadal nie mogła zasnąć.
Na wpół przytomnie wyszła z pokoju, starając się w nic nie uderzyć, gdyż jedynym źródłem światła był księżyc.
Zapaliła w kuchni świecę, aby nie zabić się podczas parzenia herbaty. Swoją drogą paradoksem byłoby, że chciała zostać nieśmiertelna, a zabiłaby się od tak prostej czynności tylko dlatego, że było ciemno i miała ograniczoną widoczność.
Nie chciała budzić skrzatów, gdyż było już późno, a przecież zrobienie herbaty nie było trudne, a tym bardziej nie zajmowało dużo czasu.
Pijąc ciepły napój usłyszała kroki. Ktoś chodził po domu.
Jej tata często zostawał na noc w pracy, tak samo jak tym razem, dlatego to nie mógł być on.
Sięgnęła po różdżkę, jednak jej nie było. No tak, musiała zostać na górze.
Klnąc pod nosem szukała jakiejkolwiek rzeczy, którą mogłaby się bronić. Po cichu otwierała szafki, szukając przydatnej rzeczy.
Obiecała sobie, że od tego momentu zawsze będzie ze sobą nosiła jakiś sztylet lub zapasową różdżkę.
Widelce, łyżki, talerze. . . Nie, to wszystko było za słabe.
Na dnie szafki zobaczyła patelnię. Tak, to musiało wystarczyć.
Usłyszała, że kroki były coraz głośniejsze, co znaczyło, że zaraz spotka się z osobą, do której owe należały.
Zgasiła świece i z mocno bijącym sercem stanęła za ścianą, przeklinając na siebie w myślach, że zapomniała różdżki. . .
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro