Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter twenty-one

Larissa czuła się naprawdę szczęśliwa, gdy w końcu mogła wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Po trzech dniach ciągłego leżenia i patrzenia w sufit wszystko wydawało jej się lepsze od tego.

Była pora obiadowa, dlatego większa część uczniów znajdowała się w Wielkiej Sali, do której właśnie zmierzała.

- Lar! - zawołał męski głos. Odwróciła się, a w jej oczach zaskoczenie mieszało się z radością.

- Dominic? Czemu nie jesteś jeszcze na obiedzie? - zapytała, po uprzednim całusie w policzek, którym zazwyczaj się witali.

- Właśnie tam szedłem, tylko musiałem odnieść torbę. - powiedział i spojrzał na nią. - Przepraszam, że cię nie odwiedziłem.

- Nie ma problemu. - odparła zgodnie z prawdą. - Evan i Walburga cały czas u mnie byli i nie chcieli iść ani na posiłki ani na zajęcia. - parsknęła.

- Mam nadzieję, że podobały ci się kwiaty ode mnie? - zapytał, a ona otworzyła szerzej oczy. Jakoś nie zastanawiała się nad podpisem "D.L.", a teraz wydawało jej się to takie oczywiste.

- Oh jasne! Dziękuję, przecież nie musiałeś.

- Nie musiałem, ale chciałem. - zaśmiał się. - Może usiądziesz ze mną? - zapytał, ponownie ją zaskakując.

- Wiesz... - zaczęła, nie do końca wiedząc co miała zrobić. W końcu siedziała przy Riddle'u, a jakby usiadła przy Lancasterze, to mogłaby wzbudzać podejrzenia Slughorna. Z drugiej strony przecież i tak już wydobyli od niego informacje o horkruksach. - Chętnie. - powiedziała po szybkim zastanowieniu.

Ślizgon uśmiechnął się szeroko.

- W takim razie chodź. - Larissa podążyła za nim, wzrokiem specjalnie omijając Riddle'a.

- To jest Axel Mcdermott - wskazał na bruneta siedzącego po lewej stronie. - To Tyler Bentley, a to Justin Ryder. - przedstawił dziewczynie. - To Larissa, chyba ją znacie? - zapytał swoich przyjaciół.

- Znamy. - powiedział Tyler i wymienił znaczące spojrzenia z przyjaciółmi. - Chodzisz z Riddlem, prawda? - po tym pytaniu stało się parę rzeczy na raz.

Ślizgonka uniosła z zaskoczenia brwi i zakrztusiła się pitym przez siebie sokiem, Dominic rzucił swojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie, a Justin, Axel i Tyler zaśmiali się.

Do Larissy dopiero dotarło, że przecież inni uczniowie, jak i niektórzy nauczyciele wierzyli, że ona z Tomem byli parą. Gdyby tylko znali prawdę...

- Emm, wiecie to jest... no ten. - plątała się, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Na szczęście czy nieszczęście przed odpowiedzią uratował ją Lancaster.

- Lepiej zajmijcie się swoimi dziewczynami. - warknął, tracąc uprzejmy ton, jakim rozmawiał z Larissą.

- Moja nie posłała spojrzenia bazyliszka, w przeciwieństwie do Riddle'a. - parsknął jeden.

Cervantes chciała zapaść się pod ziemię. Tom był wściekły, a w takim stanie stawał się nieobliczalny.

Do końca posiłku wymuszała uśmiech i starała się prowadzić normalną rozmowę z Dominicem, który również stracił humor.

Wychodząc z Wielkiej Sali oczywiście musiała natrafić na Walburgę, którą zainteresowała jej relacja z Lancasterem.

Zbyła ją, nie chcąc rozmawiać na ten temat. Sama nie była tego do końca pewna. Byli z Dominicem przyjaciółmi, ale czy przyjaciel wysyła bukiet kwiatów? Na to pytanie nie znała odpowiedzi.

Mimo wszystko uważała Lancastera za bardzo przystojnego i sympatycznego chłopaka.

- Lar! Ty z Dominicem? - usłyszała i po chwili ujrzała przed sobą wyszczerzoną twarz Mulcibera.

Oczywiście, kolejny musiał przyjść...

- Tobie padło na mózg? - zapytała, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Kiedy z kimś usiądę, to nie znaczy, że jesteśmy razem.

- Na Merlina, Lar. Mogłabyś sobie kogoś znaleźć, bo się robisz zrzędliwa. - powiedział, a Larissa zadała mu celny cios w potylicę.

★★★

Idąc na kolację starała się nie myśleć o konfrontacji z Riddlem. Miała nadzieję, że jak zawsze pozostanie obojętny na sytuację.

Zaskoczenie zmieszało się z obrzydzeniem, gdy na swoim miejscu zobaczyła dwie kanapki z galaretowatym czymś, co miało imitować mięso.

- Co to jest? - zapytała, przyglądając się z bliska jedzeniu.

- Twoja kolacja, nie widzisz? - powiedział niezbyt miłym tonem ślizgon.

- Hamuj się, Riddle. - syknęła. - Czemu to leży na moim miejscu? -

- Czyżbyś zapomniała, że mam dbać o twoje posiłki? - zapytał ironicznie, a złośliwy błysk rozświetlił jego ciemne oczy. Larissa w myślach układała listę tysiąca sposobów na śmierć siedzącego na przeciwko niej chłopaka.

- Chyba oszalałeś. - warknęła, a on posłał jej ostre spojrzenie. - Nie zjem tego. -

- Chcesz się przekonać? - zapytał chłodnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.

- Co zrobisz, jeśli tego nie zjem? Dasz mi szlaban? - zakpiła, lecz on nie wydawał się być tym poruszony.

- Właśnie tak. -

- Naprawdę mi przykro Riddle, ale prefekt nie może dać szlabanu, ani odjąć punktów innemu prefektowi. - powiedziała pewna siebie.

- Slughorn i Pani Pomfrey udzielili mi na to pozwolenia, jeśli nie będziesz jadła wystarczających według mnie ilości. - Larissa otworzyła szerzej oczy. To NIE MOGŁA być prawda.

- Kłamiesz. - syknęła, a on uniósł na nią wzrok.

- Chcesz się przekonać? Może zaczniesz od czyszczenia kociołków? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.

- Idiota. - warknęła pod nosem, starając się nie patrzeć na swoją kanapkę.

To nie może być takie złe, w końcu jesteśmy w Hogwarcie. - pomyślała, chcąc dodać sobie odwagi.

★★★

- Riddle, mógłbyś trochę zwolnić. - syknęła, gdy podczas patrolu chłopak szedł tempem błyskawicy.

- To ty idziesz za wolno. - powiedział beznamiętnie, nawet się do niej nie odwracając.

Fuknęła z irytacji, szybko skracając dystans między nimi. Stojąc na równi z nim przyspieszyła, zaczynając robić kroki tak duże, że po chwili była już parę metrów przed nim.

- Co ty robisz, Cervantes? - warknął.

- Oh, nie wiesz? Prezentuje to jak idziesz. - oznajmiła, posyłając mu niewinne spojrzenie.

- Jesteś taka pewna siebie? - zapytał, podchodząc do niej szybkim krokiem.

- Pewność siebie wskazuje na inteligencję człowieka. - powiedziała, niewinnie patrząc na jego drgający z wściekłości policzek.

- Nie byłaś taka pewna, jak jadłaś kolację. - syknął, podchodząc coraz bliżej. Larissa z każdym jego krokiem cofała się w stronę ściany.

- Nie no, lepiej dostać szlaban i czyścić kociołki. - warknęła. Nadal była zdenerwowana przez zachowanie Riddle'a podczas posiłku.

- Taka mądra, a nie odkryła, że to było kłamstwo? No któż by pomyślał. - powiedział prześmiewczo, a dziewczyna poczuła, że jej plecy zetknęły się ze ścianą za nią. - Myślisz, że od tak Pomfrey i Slughorn zmieniliby regulamin? -

- Kłamałeś. - syknęła, chcąc go uderzyć, jednak jej to uniemożliwił, mocno chwytając za jej rękę.

- Cervantes, pamiętaj, że to ja mam władzę, nie ty. - jego palce, które zaciskał na jej ręku pobielały.

- Ale ja cię nienawidzę. - warknęła.

Riddle parsknął kpiąco.

- Naprawdę? Z tego co pamiętam, to ostatnio zemdlałaś na mój widok. - Larissa aż fuknęła z irytacji. Po jej pobycie w Skrzydle Szpitalnym on śmiał z niej żartować? Co to, to nie.

- Zemdlałam, bo zrobiło mi się niedobrze od zapachu twojego lakieru do włosów. - syknęła, rzucając mu zwycięskie spojrzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro