Chapter twenty-one
Larissa czuła się naprawdę szczęśliwa, gdy w końcu mogła wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Po trzech dniach ciągłego leżenia i patrzenia w sufit wszystko wydawało jej się lepsze od tego.
Była pora obiadowa, dlatego większa część uczniów znajdowała się w Wielkiej Sali, do której właśnie zmierzała.
- Lar! - zawołał męski głos. Odwróciła się, a w jej oczach zaskoczenie mieszało się z radością.
- Dominic? Czemu nie jesteś jeszcze na obiedzie? - zapytała, po uprzednim całusie w policzek, którym zazwyczaj się witali.
- Właśnie tam szedłem, tylko musiałem odnieść torbę. - powiedział i spojrzał na nią. - Przepraszam, że cię nie odwiedziłem.
- Nie ma problemu. - odparła zgodnie z prawdą. - Evan i Walburga cały czas u mnie byli i nie chcieli iść ani na posiłki ani na zajęcia. - parsknęła.
- Mam nadzieję, że podobały ci się kwiaty ode mnie? - zapytał, a ona otworzyła szerzej oczy. Jakoś nie zastanawiała się nad podpisem "D.L.", a teraz wydawało jej się to takie oczywiste.
- Oh jasne! Dziękuję, przecież nie musiałeś.
- Nie musiałem, ale chciałem. - zaśmiał się. - Może usiądziesz ze mną? - zapytał, ponownie ją zaskakując.
- Wiesz... - zaczęła, nie do końca wiedząc co miała zrobić. W końcu siedziała przy Riddle'u, a jakby usiadła przy Lancasterze, to mogłaby wzbudzać podejrzenia Slughorna. Z drugiej strony przecież i tak już wydobyli od niego informacje o horkruksach. - Chętnie. - powiedziała po szybkim zastanowieniu.
Ślizgon uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie chodź. - Larissa podążyła za nim, wzrokiem specjalnie omijając Riddle'a.
- To jest Axel Mcdermott - wskazał na bruneta siedzącego po lewej stronie. - To Tyler Bentley, a to Justin Ryder. - przedstawił dziewczynie. - To Larissa, chyba ją znacie? - zapytał swoich przyjaciół.
- Znamy. - powiedział Tyler i wymienił znaczące spojrzenia z przyjaciółmi. - Chodzisz z Riddlem, prawda? - po tym pytaniu stało się parę rzeczy na raz.
Ślizgonka uniosła z zaskoczenia brwi i zakrztusiła się pitym przez siebie sokiem, Dominic rzucił swojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie, a Justin, Axel i Tyler zaśmiali się.
Do Larissy dopiero dotarło, że przecież inni uczniowie, jak i niektórzy nauczyciele wierzyli, że ona z Tomem byli parą. Gdyby tylko znali prawdę...
- Emm, wiecie to jest... no ten. - plątała się, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Na szczęście czy nieszczęście przed odpowiedzią uratował ją Lancaster.
- Lepiej zajmijcie się swoimi dziewczynami. - warknął, tracąc uprzejmy ton, jakim rozmawiał z Larissą.
- Moja nie posłała spojrzenia bazyliszka, w przeciwieństwie do Riddle'a. - parsknął jeden.
Cervantes chciała zapaść się pod ziemię. Tom był wściekły, a w takim stanie stawał się nieobliczalny.
Do końca posiłku wymuszała uśmiech i starała się prowadzić normalną rozmowę z Dominicem, który również stracił humor.
Wychodząc z Wielkiej Sali oczywiście musiała natrafić na Walburgę, którą zainteresowała jej relacja z Lancasterem.
Zbyła ją, nie chcąc rozmawiać na ten temat. Sama nie była tego do końca pewna. Byli z Dominicem przyjaciółmi, ale czy przyjaciel wysyła bukiet kwiatów? Na to pytanie nie znała odpowiedzi.
Mimo wszystko uważała Lancastera za bardzo przystojnego i sympatycznego chłopaka.
- Lar! Ty z Dominicem? - usłyszała i po chwili ujrzała przed sobą wyszczerzoną twarz Mulcibera.
Oczywiście, kolejny musiał przyjść...
- Tobie padło na mózg? - zapytała, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Kiedy z kimś usiądę, to nie znaczy, że jesteśmy razem.
- Na Merlina, Lar. Mogłabyś sobie kogoś znaleźć, bo się robisz zrzędliwa. - powiedział, a Larissa zadała mu celny cios w potylicę.
★★★
Idąc na kolację starała się nie myśleć o konfrontacji z Riddlem. Miała nadzieję, że jak zawsze pozostanie obojętny na sytuację.
Zaskoczenie zmieszało się z obrzydzeniem, gdy na swoim miejscu zobaczyła dwie kanapki z galaretowatym czymś, co miało imitować mięso.
- Co to jest? - zapytała, przyglądając się z bliska jedzeniu.
- Twoja kolacja, nie widzisz? - powiedział niezbyt miłym tonem ślizgon.
- Hamuj się, Riddle. - syknęła. - Czemu to leży na moim miejscu? -
- Czyżbyś zapomniała, że mam dbać o twoje posiłki? - zapytał ironicznie, a złośliwy błysk rozświetlił jego ciemne oczy. Larissa w myślach układała listę tysiąca sposobów na śmierć siedzącego na przeciwko niej chłopaka.
- Chyba oszalałeś. - warknęła, a on posłał jej ostre spojrzenie. - Nie zjem tego. -
- Chcesz się przekonać? - zapytał chłodnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem.
- Co zrobisz, jeśli tego nie zjem? Dasz mi szlaban? - zakpiła, lecz on nie wydawał się być tym poruszony.
- Właśnie tak. -
- Naprawdę mi przykro Riddle, ale prefekt nie może dać szlabanu, ani odjąć punktów innemu prefektowi. - powiedziała pewna siebie.
- Slughorn i Pani Pomfrey udzielili mi na to pozwolenia, jeśli nie będziesz jadła wystarczających według mnie ilości. - Larissa otworzyła szerzej oczy. To NIE MOGŁA być prawda.
- Kłamiesz. - syknęła, a on uniósł na nią wzrok.
- Chcesz się przekonać? Może zaczniesz od czyszczenia kociołków? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech.
- Idiota. - warknęła pod nosem, starając się nie patrzeć na swoją kanapkę.
To nie może być takie złe, w końcu jesteśmy w Hogwarcie. - pomyślała, chcąc dodać sobie odwagi.
★★★
- Riddle, mógłbyś trochę zwolnić. - syknęła, gdy podczas patrolu chłopak szedł tempem błyskawicy.
- To ty idziesz za wolno. - powiedział beznamiętnie, nawet się do niej nie odwracając.
Fuknęła z irytacji, szybko skracając dystans między nimi. Stojąc na równi z nim przyspieszyła, zaczynając robić kroki tak duże, że po chwili była już parę metrów przed nim.
- Co ty robisz, Cervantes? - warknął.
- Oh, nie wiesz? Prezentuje to jak idziesz. - oznajmiła, posyłając mu niewinne spojrzenie.
- Jesteś taka pewna siebie? - zapytał, podchodząc do niej szybkim krokiem.
- Pewność siebie wskazuje na inteligencję człowieka. - powiedziała, niewinnie patrząc na jego drgający z wściekłości policzek.
- Nie byłaś taka pewna, jak jadłaś kolację. - syknął, podchodząc coraz bliżej. Larissa z każdym jego krokiem cofała się w stronę ściany.
- Nie no, lepiej dostać szlaban i czyścić kociołki. - warknęła. Nadal była zdenerwowana przez zachowanie Riddle'a podczas posiłku.
- Taka mądra, a nie odkryła, że to było kłamstwo? No któż by pomyślał. - powiedział prześmiewczo, a dziewczyna poczuła, że jej plecy zetknęły się ze ścianą za nią. - Myślisz, że od tak Pomfrey i Slughorn zmieniliby regulamin? -
- Kłamałeś. - syknęła, chcąc go uderzyć, jednak jej to uniemożliwił, mocno chwytając za jej rękę.
- Cervantes, pamiętaj, że to ja mam władzę, nie ty. - jego palce, które zaciskał na jej ręku pobielały.
- Ale ja cię nienawidzę. - warknęła.
Riddle parsknął kpiąco.
- Naprawdę? Z tego co pamiętam, to ostatnio zemdlałaś na mój widok. - Larissa aż fuknęła z irytacji. Po jej pobycie w Skrzydle Szpitalnym on śmiał z niej żartować? Co to, to nie.
- Zemdlałam, bo zrobiło mi się niedobrze od zapachu twojego lakieru do włosów. - syknęła, rzucając mu zwycięskie spojrzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro