Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter sixteen

Od czasu ostatniej rozmowy Tom i Larissa nie rozmawiali przez dwa tygodnie, pomijając momenty, w których udawali parę.

Równo dwudziestego stycznia, nawiązali pierwszą konwersację, która swoją drogą składała się wyłącznie z jednego zdania.

- Dzisiaj wieczorem spotkanie - usłyszała chłodny głos, dobiegający zza niej. Pokiwała głową, nie odwracając się do niego. W końcu nie rozmawiali przez równe czternaście dni, więc nie miała zamiaru teraz zachowywać się jak jego wspólniczka. Paradoksem było to, że nią była.

Chłopak najwyraźniej także nie czekał na odpowiedź, bo po chwili ruszył w swoją stronę.

Larissa postanowiła spędzić czas do kolacji na odrabianiu prac domowych. Nauczyciele od końca przerwy świątecznej jeszcze więcej mówili o SUMach, a także zadawali wiele zadań. Dziewczyna uczyła się do egzaminów głównie wieczorami, zajmując miejsce na kanapie, tak jak w dniu, gdy pierwszy raz zawitała do Hogwartu.

Nie była wybitna ze wszystkich przedmiotów. Nie na wszystkich jej zależało, wolała skupiać się na tych najważniejszych i najbardziej przydatnych. Eliksiry, zaklęcia czy transmutację miała opanowane na poziomie OWUTEMów, jej wiedza na ich temat znacznie wykraczała poza tą ogólną.

Dwie godziny pisała wypracowanie na eliksiry, starając się zrobić to jak najlepiej. Nawet nie ze względu na dobrą opinię u Slughorna, a ślizgońską ambicję.

- Chodź, Laris - powiedział Mulciber, stając za nią i czytając jej pracę.

- Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił - warknęła. Ten skrót przypominał jej jakieś mugolskie nazwy, co było szczytem niedoskonałości. Zrozumiała Riddle'a, który wściekał się, gdy złośliwie nazywała go "Tommy". Jej samej ta nazwa przypadła do gustu, mimo że używała jej tylko po to, by zirytować chłopaka.

- Słyszałaś o spotkaniu? - zapytał prosto do jej ucha, aby nikt nie usłyszał, pod pretekstem bliższemu spojrzeniu na jej wypracowanie.

Kiwnęła wręcz nie zauważalne głową i wstała, pakując wszystkie rzeczy do skórzanej torby. Zostawiając swojego przyjaciela w tyle, wyszła z biblioteki na niemal pusty korytarz.

Świece na ścianach dawały przyjemne ciepło oraz blask. Były zgaszane punktualnie o dziesiątej wieczorem i zapalane o szóstej rano. W godzinach ciszy nocnej tylko księżyc rozświetlał mury Hogwartu.

- Mogłabyś wolnej iść? - zapytał Mulciber, który ledwo nadążał za jej szybkimi krokami.

- Nie - uśmiechnęła się złośliwie i przyspieszyła, co wywołało westchnięcie chłopaka.

W Wielkiej Sali zajęła swoje miejsce, na przeciwko Riddle'a. Ślizgon zignorował ją, zajmując się swoim jedzeniem.

- Jak miło, że pytasz co u mnie - sarknęła.

- Pierwszy powinien się witać ten, kto przychodzi - powiedział kpiąco - Czyżbyś nie wiedziała co to savoir-vivre? -

- Odezwał się najbardziej kulturalny człowiek w tej sali - posłała mu nieprzyjazne spojrzenie.

- Za dwadzieścia minut spotkanie - powiedział, wstając i kierując się do wyjścia.

Larissa kiwnęła lekko głową i zajęła się smarowaniem tosta czekoladą. Spojrzała w stronę swoich przyjaciół. Mulciber jadł swój ukochany sernik, nie zwracając uwagi na Oriona, w którego oczach widać było lekki strach.

Zmarszczyła brwi zauważając, że Walburga nie pojawiła się w Sali. Rzadko opuszczała posiłki, a w skrzydle szpitalnym nie była, bo wtedy Black na pewno siedziałby z nią. Larissa stwierdziła, że prawdopodobnie zapomniała odrobić jakiegoś zadania, co było tego powodem i więcej nad tym nie myślała.

Jakie było jej zdziwienie, kiedy kilkanaście minut potem zobaczyła dziewczynę w Pokoju Życzeń. Większość popleczników już zajęła miejsca przy długim stole, wśród nich osoby, które mogłaby przysiąc, że wcześniej nie pojawiały się na spotkaniach.

Zainteresowana tym faktem czekała, aż siedzący po jej prawej stronie Riddle coś powie.

- Jak pewnie zauważyliście dołączyły do nas nowe osoby - zaczął. - Alexander Davies, Arkady Carrow Walburga Black, Druella Rosier, Bruce Oven, Eric Davies, Ignacio Rookwood, Christopher Lloyd, Matthias Macnair i Raphael Harris , serdecznie witamy - powiedział szyderczo. - Od tego dnia będziecie nazywać siebie śmierciożercami. Nazwy tej nie może poznać nikt poza obecnymi tutaj - zwrócił się do całości. - Kolejną sprawą jest to, że musicie znać swoją pozycję. - chłodny głos rozniósł się po pomieszczeniu - Będziecie nazywali mnie "Pan". - nikt nie śmiał się sprzeciwić, więc niektórzy ze ślizgonów kiwnęli lekko głowami, a reszta nie zareagowała.

Larissa za to posłała mu mordercze spojrzenie. Pamiętała, jak mówił, że wprowadzi taką zasadę, lecz nie sądziła, że zrobi to na prawdę.

Nie chciała się temu sprzeciwić przy wszystkich innych, a zrobić to dopiero po spotkaniu.

- Nadal żadnych informacji o miejscu ukrycia Komnaty Tajemnic? - obrzucił wszystkich wzrokiem. - Parkinson? - zapytał ostro.

Chłopak nieśmiało pokręcił głową, jakby bojąc się gniewu Riddle'a.

- Doprawdy, jesteście bardzo przydatnymi poplecznikami - powiedział ironicznie. - Musimy rozpocząć oczyszczanie Hogwartu ze szlam - jego słowa zaciekawiły Larissę. Jak chciał to zrobić?

- Nie możemy ich zabijać, choć zasługują tylko na śmierć. - Druella Rosier, siedząca cztery miejsca od Riddle'a uśmiechnęła się szaleńczo. - Wyznaczone przeze mnie osoby będą ważyły eliksiry w tej Sali. Podarujemy je naszym ulubionym szlamom. -

- Ja chcę to robić! - zawołał damski głos. - Trzeba zrobić porządek ze szlamami - syknęła z satysfakcją.

Tom przyjrzał się Druelli badawczo, a Larissa ledwo powstrzymywała się od rzucenia w jej stronę morderczego spojrzenia.

- Dobrze - po chwili kiwnął głową - Rookwood, Macnair, Oven i Carrow będą ci pomagać. Trzeba sprawdzić nowych. - wymienieni rzucili sobie nawzajem szybkie, przerażone spojrzenia.

- Dziękuję, panie - ukłoniła się Rosier, a Cenvartes kolacja podeszła do gardła, jak usłyszała, że Durella nazwała Riddle'a panem. Może nie miałaby nic przeciwko, gdyby tak mówili inni, ale była to akurat ona. Przeklęta piękność Hogwartu, uznawana za szaloną. Długie, czarne włosy mocno się kręciły, a oczy były niemal czarne.

- Na dzisiaj koniec. Następne spotkanie odbędzie się nie wcześniej niż w lutym. - śmierciożercy po kolei wstawali i wychodzili z pomieszczenia. Larissa została, ale z zaskoczeniem zobaczyła, że została także Rosier. Durella najwidoczniej jej nie zauważyła, bo czarne oczy utkwione miała w stojącym przy regale z księgami Riddle'u.

- Tom - dziewczyna podeszła do niego. Ślizgon uniósł brwi.

- Coś się stało, Durello? - zapytał chłodnym tonem.

- Nie zawiodę cię, panie - powiedziała z oddaniem, klękając i patrząc w jego ciemne tęczówki. - Możesz na mnie liczyć. - wyszeptała.

Riddle był wyraźnie usatysfakcjonowany postawą śmierciożerczyni. Uważał, że wszyscy powinni być tak oddani jak Rosier.

- Na to liczę. - zmierzył ją wzrokiem - A teraz odejdź - syknął.

Larissa mogła zobaczyć jak przez twarz Rosier przebiegło lekkie niezadowolenie, ale po chwili ślizgonka szybko opuściła pomieszczenie.

- Nie podsłuchuje się innych - powiedział Riddle, gdy za Durellą trzasnęły drzwi.

- Nie moja wina, że Rosier jest ślepa na wszystko inne oprócz ciebie. - warknęła.

- Czy to zazdrość? - zapytał z kpiną.

- Nie do wszystkich śmierciożerców mówisz po imieniu - syknęła, nie patrząc na niego.

- Więc jednak - na jego twarz wstąpił usatysfakcjonowany uśmiech. - Czemu zostałaś? -

- Nie mam zamiaru mówić do ciebie panie. - warknęła.

- A ja myślę, że masz - powiedział, nic sobie nie robiąc z ostrego spojrzenia dziewczyny.

- Zawarliśmy przysięgę, Riddle - uśmiechnęła się złośliwie, wiedząc, że nie miał wyjścia.

- Coś jeszcze? - syknął poirytowany.

- Tak, myślę, że mam pewne wskazówki co do tej Komnaty - chłopak ożywił się. Sprawnym krokiem podszedł do swojego krzesła, na którym usiadł. Uniósł wyczekująco brew.

- Salazar Slytherin był ślizgonem - zaczęła.

- Rzeczywiście Cenvartes, duże odkrycie - sarknął.

- Nie przerywaj mi, Riddle - rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i kontynuowała.

- Ślizgonów cechuje spryt. Na pewno nie jest to ukryte w oczywistym miejscu. Sądzę, że może to być w nawet jakimś najmniejszym schowku na miotły. Ważne jest to, aby ktoś, kto tego szuka nie brał pod uwagę tego miejsca. - chłopak pokiwał głową w zastanowieniu. - Pamiętaj, że Slytherin miał obsesję na punkcie węży. - zakończyła.

- Dobrze się spisałaś, Cenvartes. - pokiwał z uznaniem głową, a po ciele Larissy rozlało się przyjemne ciepło. Rzadko można było zainteresować czymś Riddle'a, a tym bardziej wzbudzić jego podziw.

Uśmiechnęła się z satysfakcją i ruszyła w kierunku wyjścia z Pokoju Życzeń.

- Hej, Larissa - usłyszała, po wyjściu na chłodny korytarz. Jej twarz rozświetlił lekki uśmiech.

- Cześć, Lancaster.

***

Tak, Druella to mama Bellatrix.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro