Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter six

Następne dni mijały ślizgonce Już w piątek odrobiła wszystkie prace zadane na weekend, więc teraz spokojnie mogła udać się do Hogsmeade z przyjaciółmi. Mimo święcącego słońca powietrze na dworzu było chłodne. Listopadowa pogoda zmuszała uczniów Hogwartu do nie wychodzenia na błonia, dlatego miłą odmianą było wyjście gdziekolwiek, a tym bardziej do wioski.

Równo o dwunastej Larissa i Walburga ubrane w czarne płaszcze dołączyły do chłopaków, czekających na nie przed wyjściem. Wspólnie szli rozmawiając i co jakiś czas wybuchając śmiechem. W tamtej chwili mogli zapomnieć o SUMach, pracach domowych czy innych problemach.

- Nie rozumiem dlaczego Flint dopiero teraz robi nabory do zespołu. Jaki kretyn wybrał go na kapitana. - usłyszała Lestrange'a.

Sama też była tym zdziwiona. Już tydzień temu odbył się pierwszy mecz Quidditcha w tym roku między krukonami i puchonami, a Nicholas dopiero wczoraj ogłosił nabory do ślizgońskiej drużyny.

- Nie narzekaj Lestrange. I tak wygramy puchar - skomentował Nott, który w poprzednim roku grał jako pałkarz.

- A ty, Laris wybierasz się na nabory? - zapytał Evan, na co parsknęła śmiechem.

- Nie każdy jest stworzony do tej gry, tak jak ty Mucliber - blondyn wyszczerzył się

- Uznam to za komplement - dziewczyna pokręciła głową z westchnięciem i zaczęła rozmowę z Walburgą na temat nowej kolekcji czarodziejskich kosmetyków, które zobaczyły w jednym z egzempalrzy "Czarownicy".

- Baby - skomentowali idący z nimi ślizgoni słysząc o czym rozmawiały.

- Coś powiedzieliście? - warknęła w ich stronę Larissa. Od razu zamilkli nie odpowiadając, na co dziewczyny zachichotały.

Postanowili się rozdzielić, gdyż chłopcy poszli oglądać artykuły o Quidditchu, a ślizgonki udały się do sklepu z szatami dla młodych czarownic. Za godzinę mieli spotkać się wszyscy w Trzech Miotłach.

- Orion dziwnie się zachowuje. Cały czas warczy na szlamy. Mi to nie przeszkadza, bo sama ich nie znoszę, ale zawsze był w stosunku do nich obojętny. Ostatnio wogóle cały czas chodzi jakiś zdenerwowany - mówiła

- Powinnaś być dumna, że masz narzeczonego z zasadami - powiedziała Larissa, na co Walburga po chwili zastanowienia pokiwała głową.

- Masz rację. Mimo wszystko myślę, że to Riddle tak na niego działa. Od tych spotkań Orion się zmienia.

- Swoją drogą ciekawe co Riddle robi w Hogsmeade. Na pewno jest sam, no bo z kim? - zastanowiła się na głos Larissa. Walburga spojrzała na nią zdziwiona.

- Przecież on nigdy nie chodził do wioski. Podobno te wyjścia uważa za bezsensowne. - Cervantes była zaskoczona tą informacją. Ciekawiło ją co ślizgon robił w zamku, gdy większa część szkoły wychodziła do Hogsmeade.

★★★

Nie całą godzinę później zmierzała w kierunku Trzech Mioteł trzymając w rękach torby z zakupami. Walburga podążała przy niej naciągając rękawy płaszcza na zmarznięte dłonie. Z zadowoleniem poczuły ciepło, wchodząc do środka pubu. Wzrokiem odszukały swoich znajomych, którzy właśnie zajmowali miejsca przy dużym, drewnianym stoliku.

- Na Merlina, Laris, ile ty tego kupiłaś - krzyknął Mucliber zauważając ślizgonki.

- Nie przesadzaj, same najpotrzebniejsze rzeczy - rzuciła. Oczywiście było to kłamstwo. Kupiła same niepotrzebne ubrania, których miała świadomość, że pewnie i tak nie założy. Cóż poradzić, że uwielbiała zakupy?

Dopiero o 15 postanowili wyjść z Trzech Mioteł, po paru godzinach rozmów na każdy temat. Naprawdę na każdy. Od narzekania na natłok lekcji po zastanawianie się nad tym, czy Riddle używa jakiegoś eliksiru na włosy, że zawsze są w idealnym stanie. Akurat ten temat zaczął Nott, którego fryzura codziennie była inna. Czasami mniej, czasami bardziej poczochrana.

- Daj te torby - powiedział cierpiętniczo Lestrange, patrząc jak dziewczyna się z nimi zmaga. Larissa uśmiechnęła się w podziękowaniu.

Ślizgonka z uśmiechem na ustach myślała o minionym dniu. W końcu mogła się trochę wyrwać od codziennej rutyny, a i jutro miało nie być nudno, bo obiecała swoim przyjaciołom, którzy brali udział w eliminacjach do drużyny Slytherinu, że przyjdzie im kibicować. Miała świadomość tego, że potem do wieczora będzie musiała studiować księgi o Wieczystej Przysiędze, aby nie ominąć żadnych ważnych informacji. W końcu od niej zależała jej przyszłość.

Od niej zależało całe jej życie

- Dobrze to wygląda? - usłyszała głos współlokatorki, która od pewnego czasu próbowała odwzorować makijaż jednej z modelek z artykułu "Czarownica".

- Za mało zielonego, za dużo czarnego - powiedziała porównując dzieło przyjaciółki do tego w gazecie.

Czarnowłosa westchnęła i machnięciem różdżki zmyła makijaż. Chciała jutro pomalować się w barwy domu węża, aby wesprzeć chłopaków na naborach. Do Walburgii Black nie pasowało poddanie się, więc już po chwili na nowo zaczęła się malować, a Larissa wróciła do bezczynnego leżenia i patrzenia w sufit.

Parę minut później usłyszała pyknięcie i zobaczyła, że przed nią unosi się kartka, na której było coś napisane. Walburga spojrzała na nią pytająco, na co ślizgonka wzruszyła ramionami, biorąc do ręki list. Przeczytała jego zawartość i uśmiechnęła się z politowaniem.

Droga Laris,
Cholernie mi się nudzi, a nie mogę do ciebie przyjść, bo włączy się alarm. Swoją drogą nie wiem czemu dziewczyny mogą wchodzić do męskich dormitoriów, a nie odwrotnie. Muszę porozmawiać z Dippetem o równouprawnieniu w tej szkole. A już bym zapomniał napisać najważniejszego. Zejdź do Pokoju Wspólnego, aby potowarzyszyć mi w cierpieniu spowodowanym nudą. Czekam!
E. M.

Po przeczytaniu ostatnich słów poinformowała Walburgę gdzie wychodzi i ruszyła do wyjścia.

Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, zamykając za sobą drzwi dormitorium. Parsknęła na widok Muclibera leżącego na jednej z kanap w iście męczeńskiej pozie. Mianowicie długie nogi wyciągnięte miał przed siebie, oczy zamknięte, głowę opartą o róg kanapy. To ułożenie byłoby normalne, gdyby nie zgięta ręka oparta o czoło i znudzona mina.

- Suń się, Mucliber - powiedziała zsuwając jego nogi z siedzenia, które zajęła.

- No w końcu przyszłaś - spojrzał na nią, a wyraz twarzy diametralnie mu się zmienił ze znudzonej na zadowoloną.

- Skąd znasz zaklęcie za pojawianie się przedmiotów? - zapytała Larissa. Bardzo ją to ciekawiło, bo sama nigdy o nim nie słyszała.

- Zalety pokoju z Riddlem - rzucił krótko, a dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową. Pewnie uczył się je rzucać w dormitorium, a Evan potem sam spróbował go użyć po uważnym obserwowaniu ruchów prefekta.

- Nie stresujesz się naborami? - zapytała dziewczyna, aby narzucić jakikolwiek temat. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciel i tak dostanie się do drużyny. W końcu był jednym z najlepszych ścigających od lat.

- Nie mam czym. Jeśli do jutra nie złamę nogi lub ręki, to pozostali kandydaci nie będą mieli szans- zaśmiał się złośliwie.

- Ah tak, już zapomniałam jaki jesteś skromny - prychnęła

- Miło mi, że tak uważasz - wyszczerzył się udawając, że wcale nie wyczuł ironii w słowach ślizgonki.

- Jak tam z Camille? - zagadnęła. Chłopak chwilę się zamyślił zanim odpowiedział.

- Jest naprawdę fajną dziewczyną, jednak nie dla mnie. Na początku wydawała mi się idelana, jednak zbyt się od siebie różnimy. Ona ma inne poglądy i inne poczucie humoru. Myślę, że nie układałoby się nam na dłuższą metę. - Larissa pokiwała głową. Była szczęśliwa, że jej przyjaciel był tak rozważny.

- Jestem z ciebie dumna, Mucliber - powiedziała, udając wzruszenie. Chłopak spojrzał na nią, jakby nie dowierzał w to, co usłyszał. Bardzo rzadko można było usłyszeć z ust dziewczyny takie słowa.

- Chyba wyczerpałem limit komplementów od ciebie na następny rok? - zaśmiał się, patrząc na jej ostrzegawcze spojrzenie.

- Nikomu ani słowa - warknęła.

- Ależ oczywiście, panno-nigdy-nie-komplementuje-ludzi - zakpił. Mimo wszystko w środku rozpierała go radość przez to, że to właśnie jego - Evana Christiana Muclibera, ślizgonka uważała za przyjaciela. Dużo to dla niego znaczyło.

- Lepiej wracaj do dormitorium, zanim przestanę się powstrzymywać od rzucenia w ciebie jakiegoś wyjątkowo paskudengo zaklęcia - warknęła w jego stronę. Po chwili zobaczyła, jak Mucliber zrywa się do biegu. NIKT nigdy nie chciał narazić się na gniew Larissy, gdyż wtedy była nieobliczalna.

Kiedy za chłopakiem zamknęły się drzwi, ślizgonka parsknęła śmiechem wspominając jego minę, kiedy uciekał. Wiedziała, że zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy by go nie skrzywdziła, ale jak widać wolał nie ryzykować.

Po powrocie do dormitorium zobaczyła, że w łazience było zaświecone światło, co oznaczała, że Walburga szykowała się do spania. Sama musiała zaczekać, aż dziewczyna zwolni pomieszczenie, aby mogła się umyć. Usiadła na łóżku i w oczekiwaniu zaczęła rozglądać się po dormitorium.

Na szafce przy jej łóżku stała duża ramka ze zdjęciem, które ukazywało ją i jej ojca. Było zrobione, gdy dziewczyna miała 13 lat, podczas jednych z wakacji. Tata uczył ją wtedy rzucać zaklęcie "Aquamenti" , które swoją drogą miała poznać dopiero na 6 roku. Fotografia przedstawiała Larissę krzyczącą formułkę i wykonującą odpowiedni ruch różdżką, z której po chwili wypłynął strumień wody, moczący całe ubranie jej ojca. Na końcu widać było śmiejącą się nastolatkę i zdezorientowanego, ale zadowolonego z czaru córki trzydziesto-pięcio latka.

Od wspomnień odciągnął ją znajomy już dźwięk pyknięcia. Larissa tym razem bez zastanowienia otworzyła list i zaśmiała się pod nosem, widząc widniejący na nim napis :

" Dobranoc złośnico
E. M"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro