Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter nine

- Lar, na pewno wszystko w porządku? - już dwudziesty raz w tym dniu usłyszała pytanie.

Przyjaciele dziewczyny stali przy jej łóżku co chwila pytając o to jak się czuje i twierdząc, że powinna udać się do pani Katherine Poppy, do czego Larissa nie mogła, a raczej nie chciała dopuścić. Nie miała zamiaru słuchać kobiety mówiącej, jak bardzo nierozsądne było chodzenie po dworzu w taką pogodę.

- Idźcie już, zaraz jest zbiórka - powiedziała. Rzeczywiście za dwadzieścia minut uczniowie idący do Hogsmeade mieli stawić się przy wyjściu.

- Dasz sobie radę? Jeśli chcesz to z tobą zostanę - Mucliber patrzył na nią z zatroskaną miną.

- Przecież nie umieram - parsknęła, po czym mimowolnie zakaszlała. Lestrange podał jej herbatę, którą przed chwilą przyniósł.

- Trzymaj się - Walburga po tych słowach posłała jej delikatny uśmiech i wyszła z resztą ślizgonów, którzy byli w pomieszczeniu.

Larissa usłyszała zamykane drzwi. Było jej jakoś ciepło na sercu, widząc jak się o nią martwili. Oczywiście byli irytujący, gdy przez godzinę namawiali ją do pójścia do szkolnej pielęgniarki, ale szczęśliwie odwiodła ich od tego pomysłu.

Przez pierwsze pięć minut leżała i piła herbatę, na wypadek, gdyby któryś z jej przyjaciół zapomniał czegoś i wszedł do dormitorium. Nic takiego się nie stało, dlatego postanowiła się ubrać w szaty szkolne. Mimo, że był weekend i uczniowie mogli nosić własne ubrania, to niewiele osób korzystało z tej opcji.

"Wszystko dobrze? Wiesz, że mogę zaraz do ciebie wrócić"

Pokręciła głową, uśmiechając się sama do siebie. Nie wiedziała czym zasłużyła na takich przyjaciół. Z drugiej strony cechą Slytherinu było przecież braterstwo.

"Nic nie zmieniło się od 20 minut. Jeśli wrócisz tylko po to, żeby mi "pomóc", to osobiście sprawię, że to tobie będzie trzeba pomagać"

Przeczytała jeszcze raz napis i wykonała szybki ruch różdżką, a wiadomość znikła. Zaklęcia nauczyła się od Evana już tydzień po dowiedzeniu się, że owe istnieje. Sama nauka nie trwała długo. Już po paru godzinach udawało jej się bez problemu wysłać wiadomość do Muclibera.

Sięgnęła po księgę na temat Zaklęć. Natrafiła na ciekawy rozdział, w którym opisane było, jak stworzyć własne zaklęcie. Nie dowiedziała się na ten temat zbyt dużo. Potrzeba było potężnej magicznie osoby. Większość zaklęć tworzona była po łacinie w nawiązaniu do wykonywanych przez nie zadań. Jeśli chciałoby się stworzyć własne, trzeba było poświęcić dużo czasu na szukanie odpowiedniego ruchu różdżką do odpowiedniej formułki, co było bardzo żmudnym i męczącym zajęciem. Przeczytała jeszcze o paru wytwórcach zaklęć i odłożyła książkę na bok.

Mimo zalecanego przez przyjaciół odpoczywania, postanowiła się przejść.

Na siódme piętro dotarła kwadrans później. Ukryta pod zaklęciem niewidzialności, przeszła wzdłuż ściany trzy razy, wcześniej upewniając się, że nikogo nie było w pobliżu. Jej oczom ukazały się wysokie, ciemnobrązowe drzwi ze zdobieniami, które pchnęła. Od razu po wejściu zdjęła z siebie zaklęcie i rozejrzała się.

Na swoim stałym miejscu siedział Riddle. Przeklnęła w myślach, chcąc się wycofać, jednak wiedziała, że i tak, i tak ją zauważył.

Musiała grać, udawać, że wiedziała, że ślizgon tu będzie.

- Zastanawiałeś się nad tym żeby z tego zrezygnować? - zadała pytanie, które pierwsze przyszło jej na myśl. Mentalnie uderzyła się w czoło.

- Oczywiście, że się zastanawiałem, jednak obserwowałem cię. Razem moglibyśmy stworzyć coś legendarnego, coś o czym nie śmiałby zażartować żaden czarodziej ani mugol. To decyzja na całe życie, którą podjąłem. Nie ma odwrotu i jestem tego świadomy. Liczę, że nie ujawnisz nikomu planów, które ci powierzę. Uwierz, że inaczej poniesiesz tego konsekwencje. - powiedział chłodnym tonem.

Mimowolnie na Larissie jego słowa zrobiły wrażenie.

- Co miałeś na myśli mówiąc : Nie ujawnisz nikomu planów, które ci powierzę? - zapytała

- Mam do zrobienia jeszcze parę rzeczy w Hogwarcie, w których mi pomożesz. Dowiesz się o nich w swoim czasie. Na pewno będą się pojawiały jeszcze jakieś po zakończeniu szkoły. - powiedział beznamiętnie. Larissa była zirytowana tym, że nie chce jej ich ujawnić już teraz.

- Niech tak będzie. - odpowiedziała, a Riddle obrzucił ją szybkim spojrzeniem.

- Na razie pomagasz mi już w jednym z nich, jednak musimy się bardziej starać. Wiesz co to horkruksy? - była zdziwiona tym pytaniem, nigdy nie słyszała takiej nazwy. Pokręciła przecząco głową.

Riddle potarł skronie, zastanawiając się nad tym co powiedzieć.

- Miałem ci tego jeszcze nie mówić. . .- przerwał na chwilę - Pragnę osiągnąć nieśmiertelność - uniosła brwi w zaskoczeniu - Pytanie czy chcesz to zrobić ze mną?

- Jak chcesz to zrobić? - nadal była w szoku. Nie zareagowała na jego pytanie. Chciała się jak najwięcej o tym dowiedzieć.

- Właśnie w tym mogą pomóc nam horkruksy. To prawdziwa czarna magia - oczy ślizgonów zabłysły. - dlatego nic nie ma na ich temat w księgach Hogwartu, wątpię czy w jakichkolwiek poza szkołą. Tu wchodzi rola Slughorna. Kiedyś powiedziałaś, że dowiesz się dlaczego przy nim jestem tak uprzejmym uczniem. Właśnie to robisz - rzeczywiście przypomniała sobie te słowa

- Tylko on może wyjawić o nich więcej. Bardzo mało osób wie cokolwiek na ich temat, a on kiedyś się tym interesował. Dumbledore i Dippet również powinni mieć wiedzę na ten temat, ale. . .

- . . . ale oni nie zdradziliby nic, w przeciwieństwie do Slughorna, a zaczęli się nam baczniej przyglądać - wtrąciła, a Riddle spojrzał na nią i pokiwał głową.

- Tak, dlatego musimy grać dużo bardziej wiarygodną parę, aby ostatecznie przekonać do siebie Slughorna. - dokończył. Przez chwilę siedzieli w ciszy, każdy skupiony na swoich myślach.

- A więc dobrze. Jestem pewna, że tak jak mi, a nawet bardziej zależy ci na nieśmiertelności, więc zróbmy wszystko co jest możliwe, aby ją osiągnąć. Pytanie pozostaje - kiedy chcesz go zapytać o te całe horkruksy?

- Aktualnie Slughorn mnie uwielbia, ale nie na tyle, aby podzielić się ze mną tą wiedzą. Dobrym momentem będzie spotkanie. Do tego czasu jego opinia o mnie powinna wzrosnąć. Musisz odegrać rolę mojej dziewczyny na tyle dobrze, żeby się nam udało. Co roku po 14 lutego - Larissa prychnęła, zachowywał się jakby przez jego usta nie mogło przejść takie słowo jak walentynki - urządza bal taki, jak w Noc Duchów. Po nim zapewne nie będzie w najlepszym stanie - powiedział mając na myśli to, że Ślimak lubił dużo wypić, szczególnie podczas balu - Musimy zostać do końca. W pewnym momencie musisz zostawić nas samych. Wtedy będzie odpowiedni czas. Jak chcę potrafię być bardzo - tu zatrzymał się na chwilę - przekonujący - Larissa lekko zaczerwieniła się na ton, z jakim ślizgon wypowiedział ostatnie słowo.

- To tyle na dzisiaj? - zapytała chcąc szybko opuścić pomieszczenie, aby chłopak nie zdążył wyśmiać jej zachowania.

- Tak myślę - powiedział, uśmiechając się złośliwie. Larissa mimo zawstydzenia nie pohamowała się od posłania mu morderczego spojrzenia, chwilę przed nałożeniem na siebie zaklęcia kameleona i wyjściem.

★★★

Powróciwszy do dormitorium dobitnie odczuła skutki swojej wyprawy. Cztery godziny później wrócili jej przyjaciele.

- Na Merlina! - Walburga nie mogła powstrzymać tych słów, gdy poczuła, jak gorące było czoło jej przyjaciółki - Poczekaj chwilę, Lar - powiedziała i wyszła na z dormitorium dziewcząt.

Uczniowie siedzący w Pokoju Wspólnym mogli usłyszeć donośny głos panny Black.

- Mulciber do mnie! - już po chwili pojawił się przy niej chłopak z pytającą miną. Zaprowadziła go do pokoju, w którym na łóżku leżała Larissa z czerwonym od kataru nosem.

- Na gacie Merlina! - zawołał i nie słuchając jej protestów wziął ją na ręce. Szybkim krokiem wyszedł z dormitorium, kierując się do skrzydła szpitalnego.

Pani Pomfrey dała ślizgonce parę gorzkich eliksirów, których ledwo nie wypluła i kazała jej zostać w skrzydle do następnego poranka. Larissa cieszyła się, że nie musiała tu siedzieć dłużej.

Kolejny raz uznała mugoli za słabych, ze względu na to, że sami musieli przeczekać chorobę przez kilka dni, bądź nawet tygodni.

- Wszystko dobrze? - usłyszała głos Muclibera

- Byłoby lepiej, jakbym mogła już wyjść - warknęła, na co chłopak się zaśmiał. Mimo swojego słabego stanu musiała postawić na swoim.

Do wieczora rozmawiała z przyjaciółmi, którym o sytuacji powiedziała Walburga. Cudem udało jej się przekonać pielęgniarkę, aby mogli zostać w skrzydle szpitalnym.

Była zmęczona, dlatego zasnęła podczas jednej z opowieści Evana.

Wychodząc Walburga pocałowała ją w policzek, a chłopcy w czoło. Było to miłe, pomijając fakt, że zasłonili baldachimem łóżko Larissy, aby Gryfoni leżący parę łóżek dalej nie zauważyli ich troskliwego zachowania. W końcu musieli utrzymywać opinię dumnych ślizgonów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro