Chapter four
Larissa dziękowała Merlinowi za to, że był weekend. Miała ogromne zakwasy, przez co musiała udać się do Pani Pomfrey po odpowiedni eliksir. Dopiero teraz odczuła zmęczenie po wczorajszym balu. Gratulowała sobie w myślach, że nie wypiła nawet kieliszka ognistej.
Mimo, że na przyjęciu było wielu piętnasto i szesnastolatków, co za tym idzie - niepełnoletnich w czarodziejskim świecie, to i tak nikt nie zabraniał im pić alkoholu.
Dziewczyna zaśmiała się złośliwie myśląc o Averym, Mucliberze i reszcie ślizgonów, którzy wczoraj sobie nie żałowali. Przez chwilę pomyślała o wzięciu dla nich eliksiru na kaca, ale to mogłoby wzbudzić podejrzenia pani Pomfrey. Samo przygotowanie go nie zajmowało dużo czasu, więc postanowiła go uwarzyć w dormitorium w trakcie śniadania, jako gest dobroci.
Eliksir był bardzo prosty, dlatego już po pół godzinie Larissa wypełniła nim flakony i ruszyła na poszukiwania znajomych. Była wręcz pewna, że nie było ich na śniadaniu, bo albo spali, albo właśnie odczuwali efekty swojej wczorajszej zabawy.
Z nie zadowoleniem stwierdziła, że najprawdopodobniej ślizgoni z piątego roku znajdowali się w swoim dormitorium.
Powoli udała się w kierunku męskich dormitoriów, szukając tabliczki "piąty rok". Po chwili zastanowienia postanowiła nie pukać, bo niektórzy lokatorzy pewnie jeszcze spali, a poza tym co mogło ją zaskoczyć w ich dormitorium o dziewiątej rano?
Dużo rzeczy.
Gdy tylko otworzyła drzwi i zrobiła pierwszy krok, poczuła, że na coś wpada. A raczej nie na coś, tylko na kogoś.
- Uważaj jak chodzisz, Riddle - warknęła, odsuwając się od ciemnowłosego, na którego twarzy widziała delikatne zdziwienie, wywołane jej obecnością.
- Z tego co pamiętam to męskie dormitorium, a ty jesteś przeciwnej płci - odpowiedział chłodnym tonem i ją wyminął.
Dopiero po chwili dziewczyna głębiej odetchnęła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Przypominało jej własne dormitorium, lecz było większe i mniej posprzątane. Tylko jedna część pokoju była w idealnym stanie. Znajdowało się tam łóżko, a obok drewniana szafka nocna, na której leżał dziennik oprawiony w czarną skórę. Od razu wiedziała, że należała do Riddle'a, bo kto inny miał wszystko w idealnym porządku?
Na pozostałych łóżkach leżeli Avery, Nott, Mucliber i Lestrange. Zaśmiała się na widok leżącego w okularach słonecznych Evana, któremu najwyraźniej przeszkadzało światło.
Nie ma się co dziwić.
Avery i Nott jeszcze spali, Black nie wypił zbyt dużo, więc właśnie szykował się do wyjścia, a do Lestrange'a nadal nie docierało to, co działo się wokół.
- Co tu robisz, Laris? - zapytał Evan zachrypniętym głosem.
- Zamknij się Mucliber - usłyszeli głos Avery'ego, który leżał na sąsiednim łóżku. Dziewczyna parsknęła śmiechem na ich widok.
- Przyszłam was wybawić - powiedziała na tyle głośno, że obudziła pozostałych chłopaków, którzy syknęli na głośny dźwięk.
Podeszła do każdego, dając im po kolei flakoniki z eliksirem, za co dostała wiele podziękowań i zapewnień, że się odwdzięczą. Zostało jej ostatnie łóżko, na którym leżał czarnowłosy ślizgon z loczkami.
- Wracaj do żywych, Lestrange.
- Ratujesz mi życie, Lar - wychrypiał biorąc duży łyk eliksiru. Już po paru minutach ślizgoni wrócili do egzystencji.
Lestrange wstał z łóżka, aby udać się do łazienki, w chwili, gdy ona rozmawiała z Mucliberem i Averym. Spojrzała na Ariana i spaliła się rumieńcem, gdy zauważyła, że był bez koszulki. Mucliber widząc co zaszło ryknął śmiechem, zwracając tym uwagę Lestrange'a. Chłopak odwrócił się w ich kierunku i uśmiechnął pobłażliwie w stronę dziewczyny, wchodząc do łazienki.
- Mucliber, powiedz, że śpisz w koszulce - powiedziała proszącym głosem. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, gdyż chłopcy leżeli zakopani w kołdrach.
- Muszę cię rozczarować, Lar - parsknął i wstał. Był w samych, szarych dresach, na co cała czerwona już dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie i z chęcią zapadnięcia się pod ziemię ruszyła w kierunku wyjścia.
- Bez przesady, że to taki zły widok - parsknął Avery.
Po tych słowach Larissa trzasnęła drzwiami, schodząc po schodach do Pokoju Wspólnego. Kolorem przypominała dojrzałego pomidora, więc miała zamiar ochłonąć, czytając książkę. Szczęśliwie w Pokoju Ślizgonów znajdowała się mała biblioteczka, z której właśnie dziewczyna wyjęła "Najgroźniejsi Czarodzieje XIII w". Zaciekawiona tytułem usiadła na jednej z kanap.
- Zmęczyłaś się schodzeniem po schodach? - usłyszała szyderczy głos. Wiedziała, że nawiązywał do jej rumieńców, które były już mniej widoczne, lecz nadal mocno odznaczające się na jej bladej cerze.
- Bardzo zabawne, Riddle - syknęła zamykając książkę, którą postanowiła jednak przeczytać w swoim dormitorium. Jak mogła nie zauważyć, że on tam był?
W pokoju nie miała już ochoty na lekturę. Postanowiła przeczytać list od ojca, który leżał na jej szafce od dwóch dni.
Droga Larisso!
Bardzo się cieszę, że trafiłaś do Slytherinu. To bardzo dobry dom. Od początku podejrzewałem, że będziesz do niego należała, gdyż jesteś bardzo ambitna i sprytna. Ostatnio pisałaś, że masz tam znajomych. Mam nadzieję, że są czystej krwi. Ja jak pewnie podejrzewasz mam dużo pracy. Cały czas podpisuję jakieś dokumenty. Zawsze jak już kończę, to ich jest coraz więcej!
Opowiedz co u ciebie!
Tata
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Postanowiła napisać wyczerpującą odpowiedź. Zajęło jej to pół godziny.
- Nigdy więcej szpilek. - usłyszała zmęczony głos Walburgi, która leżała na swoim łóżku w momencie, gdy Larissa przyczepiała list do nóżki sowy.
Postanowiła pomóc przyjaciółce. Jej samej zostało jeszcze trochę eliksiru na zakwasy, który dostała od pani Pomfrey. Podała go dziewczynie, która uśmiechnęła się w podziękowaniu.
Dwie godziny po tym ślizgonki razem udały się na obiad. Chłopcy już tam byli, bo zaczął się dwadzieścia minut przed przyjściem dziewczyn.
Lestrange zaśmiał się z Mucliberem, kiedy dostrzegli Larissę. Walburga posłała jej pytające spojrzenie.
Piątoklasistki usiadły przy stole. Różnica między nimi była taka, że mina Cervantes wyrażała chęć mordu, a Walburgi zaciekawienie. Już po chwili ciekawość zmieniła się w śmiech, kiedy Orion wyjaśnił sytuację swojej narzeczonej.
- No nie gniewaj się.
- Nic. Nie. Mów. Mucliber. - warknęła dziewczyna.
Mimo wszystko pod koniec obiadu wszyscy razem rozmawiali i śmiali się, nie wspominając już sytuacji z rana. Chcieli dzisiaj wyjść na błonia, lecz jak to zwykle bywa, zaczęło padać. Z tego powodu, wszyscy razem udali do dormitorium Walburgi i Larissy, z zamiarem grania w wyzywankę.
Była to czarodziejska gra, która polegała na tym, że każdy pisał na kartce wyzwanie, nie wiedząc do kogo ono trafi, a ten, kto go nie wykonał dostawał bardzo nie komfortowe pytanie, na które nie mógł skłamać, gdyż używali do tego dużo łagodniejszej wersji veritaserum ze sklepu z magicznymi dowcipami, która mimo wszystko była bardzo pożyteczna.
Każdy otworzył swoją kartkę. Larissa z jęknięciem zobaczyła, że wyzwanie wymyślić osoba po jej lewej - Mucliber. Nie lubiła, gdy trafiała na takie coś, bo wtedy dostawało się indywidualne dla siebie zadanie. Była jednak na końcu kolejki, więc postanowiła się tym chwilowo nie przejmować.
Zaczęli grać. Avery musiał poprosić Slughorna - opiekuna ich domu o przeniesienie do Gryffindoru.
Nott zamienić się ubraniami z siedzącą po jego prawej stronie Walburgią, co wyglądało komicznie, gdyż nie mógł zmieścić się w ubrania panny Black.
Orion miał pocałować osobę w pomieszczeniu, która się mu najbardziej podobała. Akurat dla niego nie było to trudne, gdyż w pokoju obecna była jego narzeczona.
Sama Walburga miała udawać zakochaną w jakimś pierwszorocznym puchonie, który był tym tak zdziwiony, że wydał dźwięk przypominający kwiczenie i pobiegł w stronę łazienki.
Rosier poprosić panią Pomfrey o amortencję, zapewniając, że nikt się o tym nie dowie, za co dostał szlaban.
Lestrange miał zmienić sobie fryzurę, przez co skończył w wyprostowanych włosach z zielonymi pasemkami.
Mucliber dostał za zadanie "przypadkiem" przewrócić szafkę z książkami w bibliotece w obecności pani Pince, która zdenerwowana do granic możliwości tym, że ktoś śmiał zrobić jej ukochanym książką taką krzywdę, wyrzuciła go z krzykiem, zapowiadając szlaban.
Nadeszła kolej Larissy, która nie chętnie ujawniła swoje zadanie. Mucliber był zachwycony tym, że to on miał je wymyślać. Po dłuższej chwili w jego oczach zapaliły się złośliwe iskierki, które przeraziły dziewczynę.
- Pójdziesz do Slughorna i poprosisz o zostanie prefektem - powiedział ze złośliwym uśmiechem, a Larissa zachłysnęła się śliną.
- Że co?! - wiedziała, że tym pogrąży się w oczach profesora, który darzył ją dużą sympatią.
- Nie masz wyjścia, Lar.
Dziewczyna obdarzyła go morderczym spojrzeniem i ruszyła w stronę drzwi, nie omieszkając się przekląć Evana.
Po drodze zastanawiała się jak to zrobić. Nie wyobrażała sobie poprosić o to w normalnych warunkach. Nigdy nawet nie myślała o byciu prefektem.
Niestety nie miała wiele czasu, gdyż drzwi gabinetu Slughorna zbliżały się nieubłaganie. Wzięła parę głębszych wdechów i weszła. W środku zastała Riddle'a, który pomagał profesorowi układać księgi. Rozmawiali na temat prac w Ministerstwie, które mógłby w przyszłości wykonywać ślizgon.
Kiedy usłyszeli otwieranie drzwi, odwrócili się w jej stronę, nie kryjąc zdziwienia.
- W takim razie ja przyjdę kiedy indziej, profesorze - odezwał się Riddle obrzucając ją przy wyjściu groźnym i lekko zdziwionym spojrzeniem. Żeby nie wzbudzić podejrzeń Slughorna, ślizgon uprzejmym głosem powiedział - Witaj Larisso - i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyszedł.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytał wesoło opiekun domu węża. Ślizgonka nie wiedziała jak ubrać słowa. Dłonią ściskała rękaw swojej szaty.
To przecież tylko wyzwanie
- Ja chciałabym zapytać czy jest możliwość, żebym została prefektem? - zapytała niemal na jednym wdechu - Chciałabym robić coś więcej dla Slytherinu - dodała, wymyśloną na szybko wymówkę.
Slughorn się nie odzywał. Po chwili uśmiechnął się radośnie, co zaszokowało dziewczynę.
- Właśnie miałem w planach ci to zaproponować. Cieszę się, że sama o tym pomyślałaś, Larisso. Na początku drugiego semestru dostaniesz odznakę. Aktualna prefekt jest... - Slughorn zawahał się szukając odpowiednich słów. - Po prostu niezbyt dobrze wykonuje swoje obowiązki, którymi podwójnie obarcza Toma. Porozmawiam jeszcze z dyrektorem czy nie mogłabyś przejąć jej funkcji wcześniej. Teraz wybacz, ale mam dużo pracy z tymi eliksirami. Cały czas coś trzeba segregować, sama rozumiesz - Larissa nie mogła kryć zdziwienia. Nawet w najmniejszym stopniu nie spodziewała się, że z jednej gry wyniknie takie coś.
Prefekt
- Oczywiście profesorze, do widzenia - powiedziała wychodząc. Z tego wszystkiego aż musiała oprzeć się o ścianę. Zrozumiała, że sama wkopała się w dodatkowe obowiązki, w tym patrole z Riddlem.
Nadal zdziwiona opowiedziała o tym co zaszło swoim przyjaciołom, którzy również nie kryli szoku.
-Prefekt Larissa - roześmiał się Mucliber, nadal nie dowierzając, za co zgromiła go wzrokiem. W końcu to on wymyślił to zadanie.
- Wyobraź sobie, że ta prefekt Larissa może z radością dać ci szlaban.
★★★
Równy tydzień po balu Larissa dostała zaproszenie na spotkanie Klubu Ślimaka, na którym niestety musiała się pojawić. W duchu cieszyła się, że chodziła na nie z przyjaciółmi, bo sama nie dałaby rady.
Z tymi myślami podążała na lekcję zielarstwa. Do rozpoczęcia zajęć zostało dziesięć minut, więc nie musiała się spieszyć.
Wolnym krokiem dotarła pod szklarnię, gdzie powoli zbierali się ślizgoni i puchoni z piątego roku. Dziewczyna w myślach przeklinała nieszczęsną piątą klasę. To w tym roku miały odbyć się SUMy, o których na każdym kroku przypominali im nauczyciele. Mimo, że Larissa nie musiała przejmować się nauką, to natłok prac domowych, jakie zadawali im profesorzy skutecznie pozbawiał ją wolnego czasu. Nawet teraz w jej torbie znajdowało się wypracowanie o właściwościach i sposobie hodowania Trzepotki.
- Wejdźcie do środka - z daleka dotarł głos profesora Beery'ego. Piątoklasiści niechętnie podążyli na swoje stanowiska. Larissa z nie zadowoleniem zajęła miejsce obok Riddle'a, który nawet na nią nie spojrzał.
- Otwórzcie swoje podręczniki na 56 stronie - po klasie przeszedł szmer, gdy każdy wybrał właściwą stronę. - Dzisiejszym tematem lekcji będzie Mimbulus Mimbletonia. Wyglądem przypomina ona karłowaty kaktus barwy szarej, który zamiast kolców posiada bomble. Przyglądając się jej dokładniej, można dostrzec jej lekkie pulsowanie. Czy ktoś wie gdzie występuje ta roślina? - na pytanie profesora Larissa uniosła dłoń w tym samym czasie co Riddle. Chłopak obdarzył ją nie przyjaznym spojrzeniem.
- Proszę, panno Cervantes.
- Przypuszczalnym miejscem występowania Mimbulus Mimbletoni jest Asyria. Trzeba dodać, że jest to bardzo rzadka roślina - powiedziała.
- Wspaniała odpowiedź! 10 punktów dla Slytherinu. - dziewczyna usłyszała za sobą głosy zadowolonych ślizgonów.
- Czy ktoś może opowiedzieć nam o jej systemie obronnym? - znów usłyszała pytanie nauczyciela, który tym razem wyznaczył do odpowiedzi Riddle'a.
- Jej system obronny jest nietypowy u roślin. Używa odorosoku jako mechanizmu obronnego przy dotknięciu, ukłuciu lub szturchnięciu. - zakończył swoją wypowiedź.
- Doskonale panie Riddle, kolejne 10 punktów dla Slytherinu! - nauczyciel zadał jeszcze jedno pytanie na temat właściwości odorosoku, lecz tym razem odpowiedzi udzielił jakiś pyzaty puchon.
Profesor zapowiedział, że na następnej lekcji będą zajmować się w parach podcinaniem liści Trzepotki, po czym wypuścił ich z zajęć.
Ślizgonka postanowiła udać się do Wielkiej Sali, bo zbliżała się pora obiadu. Przy ślizgońskim stole zauważyła kłócących się Muclibera i Notta. Zdziwiona ich zachowaniem podeszła bliżej.
- Mucliber, Nott, jaki jest powód tego, że słychać Was w całej Sali? - ślizgoni spojrzeli w jej stronę milknąc jak na zawołanie. Dziewczyna uniosła wyczekująco brew.
W końcu odezwał się Nott :
- Riddle kazał ci przekazać, że chce abyś uczestniczyła w dzisiejszym spotkaniu po kolacji.
Słowa Charlesa zaskoczyły ją.
Musiał kazać mu ją o tym poinformować już wcześniej, gdyż jeszcze przed chwilą widziała prefekta na zielarstwie. Tym bardziej zaciekawiło ją spotkanie. Wiedziała, że co jakiś czas spotykali się z Lestrangem, Mucliberem, Averym, Nottem, Blackiem, Malfoyem, Rosierem i paroma innymi ślizgonami w Pokoju Wspólnym, lecz nie sądziła, że miało to jakiś konkretny powód. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że na tych "spotkaniach" przemawiał tylko Riddle. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć?
- Ja twierdzę, że to zły pomysł. To nie jest dla ciebie, nie chcę, żebyś się w coś wplątała - oznajmił Mucliber
- Uważaj, bo się rozpłaczę - syknęła w jego kierunku. - Gdzie odbędzie się spotkanie?
- W Pokoju Życzeń na siódmym piętrze - powiedział Nott ściszając głos. - Przed wejściem do środka spotkamy się i cię wprowadzę - ciemnowłosa pokiwała głową. Była zaciekawiona tym, co miało się wydarzyć.
★★★
Do końca zajęć Riddle nawet przez chwilę na nią nie spojrzał. Ona sama postanowiła zaczekać z wszystkimi pytaniami do spotkania.
Czas do kolacji leciał jej bardzo wolno. Ze zniecierpliwieniem stukała palcami o brzeg stołu, czekając na pojawienie się ostatniego posiłku tego dnia. Obok niej siedział Mucliber przyglądając jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jej pozostali znajomi zajęci byli rozmowami na temat kolejnych zbrodni Grindelwalda, który grasował po świecie.
Larissa z zadowoleniem zobaczyła, że pojawiło się jedzenie, lecz nie dlatego, że była głodna, a po prostu chciała już udać się na siódme piętro. Sama nie wiedziała czym się tak ekscytowała.
Zauważyła, że Riddle nie pojawił się na kolacji. Mogła się tego spodziewać. Tak naprawdę regularnie pojawiał się tylko na obiadach, gdyż tylko na nich w Sali obecni byli wszyscy nauczyciele, w tym Slughorn.
- Zjedz coś.
- Od kiedy zrobiłeś się taki troskliwy, Mucliber? - zapytała sarkastycznie, na co chłopak przewrócił oczami. Był przyzwyczajony do komentarzy przyjaciółki.
- Lar, on ma rację. Powinnaś coś zjeść - usłyszała głos Walburgi. Dziewczyna wiedziała o spotkaniu, lecz nie dostała "zaproszenia".
Przewracając oczami, chwyciła kromkę chleba, na której Mucliber z warzyw ułożył napis "Laris". Na widok ozdoby uśmiechnęła się lekko, co nie umknęło zadowolonemu z siebie Evanowi.
Po zjedzeniu i wypiciu szklanki soku dyniowego, kiwnęła głową w stronę Notta, aby razem z nią i Mucliberem udał się na spotkanie.W drodze na górę myślała o tym, czego Riddle od niej oczekiwał. Zastanawiało ją po co byli mu poplecznicy. Ten chłopak był dla niej jedną wielką zagadką, którą zamierzała rozwikłać. Zdawała sobie sprawę z tego, że mogło to trwać latami, lecz chciała przynajmniej spróbować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro