Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter eleven

Czarnowłosa dziewczyna siedziała na białym krześle, ze zniecierpliwieniem stukając nogą o podłogę.

- Black, pospiesz się do cholery. Za chwilę mamy wychodzić. - warknęła.

Jej przyjaciółka cały poprzedni dzień namawiała ją na to, aby mogła zrobić jej makijaż na mecz quidditcha Slytherin vs Gryffindor.

- Już kończę - mruknęła w odpowiedzi, już dziesiąty raz, bo Cervantes pytała ją o koniec odkąd tylko zaczęła.

- Gotowe - powiedziała kilka minut później, po poprawieniu ostatnich szczegółów.

Larissa wstała, przeciągając się, w końcu siedziała na niezbyt wygodnym siedzeniu od ponad godziny. Podeszła do lustra i bez słowa przyglądała się rysunkowi na policzkach. Na lewym widniał herb Slytherinu, a na prawym zielony wąż atakujący bezbronnego lwa - znak Gryffindoru. Efekt bardzo się jej podobał, czuła się jak prawdziwa ślizgonka.

- Ujdzie - rzuciła tylko, aby nie mówić jakie odczucia miała na prawdę. Mimo wszystko bystre oko Walburgi wyhaczyło mały uśmiech zadowolenia na twarzy Larissy.

- Wiem, że się sobie podobasz w tym makijażu - powiedziała dumna ze swojego dzieła.

- Wmawiaj sobie - mruknęła Larissa, która postanowiła zrobić z włosów koka i właśnie zajmowała się niesfornymi kosmykami, które wydostały się z fryzury.

Obie dziewczyny wyglądały iście ślizgońsko, gdy szły drogą prowadzącą na stadion. Zielone szaliki i makijaże w barwach domu węża utwierdzały wszystkich w przekonaniu, na kogo będą głosowały podczas meczu.

Zajęły miejsca w sektorze Slytherinu przy Orionie, Averym i Rosierze, którzy mieli przypięte na szatach plakietki swojego domu. Rozejrzała się po trybunach. Na przeciwko siedzieli gryfoni, od których aż raziła czerwień. Ze zirytowaniem zobaczyła, że trzymają duży plakat z napisem : "Gryfoni wygrywają, ślizgoni do pięt im nie dorastają".

Usłyszała śmiech Walburgi. Spojrzała na dziewczynę, która patrzyła na równie duży co Gryffonów plakat z napisem "Gryfoni to bufoni". Sama zaśmiała się na ten widok. A podobno to dom węża miał wykazywać się większym rozsądkiem.

- Pierwsza w tym roku rozgrywka między Gryffindorem a Slytherinem! - usłyszała donośny głos komentatorki, którą była Sylvia White - czwartoroczna ślizgonka o jasnobrązowych, długich włosach.

- Zacznijmy od domu Węża, bo o gryfonach i tak nikt nie chce słuchać - Larissa parsknęła śmiechem na słowa zielonookiej, a z sektora domu lwa wydobyło się buczenie.

- Skład prowadzony przez Nicholasa Flinta - obrońcy uległ lekkiej zmianie od poprzedniego roku. Szukającym w tym roku jest Victor Collins. Pałkarzami zostali Charles Nott i Paul Curtis. Ścigający to nowy członek drużyny - Steven Nelson i nie zastąpieni Arian Lestrange oraz Evan Mulciber! - brawa rozniosły się po trybunach.

- W drużynie gryfonów yy... Nie jestem pewna, czy coś się zmieniło. Wszyscy wyglądają tak samo w tych oczojebnych szatach.

- WHITE! - usłyszeli głos profesor Merrythought, która miała nadzorować komentatorkę.

- Pani profesor, proszę mi oddać megafon. - trybuny wybuchły śmiechem widząc, jak profesor próbowała zabrać Sylvii megafon z dłoni- A więc gryfonów prowadzi Fleamont Potter - ścigający. Reszta z nich to Damien Walsh i Blanca Brown , którzy również są ścigającymi, Theodor Roberts, który został szukającym, a Tim i Stephen Wilsonowie zgaduję, że są pałkarzami. Swoją drogą widać, że Potter w swojej drużynie postawił na masę, nie na umiejętności - przerwała, a po chwili słychać było jej nerwowy śmiech.

- Pani profesor, myślę, że szlaban nie jest dobrym rozwiązaniem. Bądźmy łagodni. - przerwała na chwilę, patrząc proszą co w stronę nauczycielki - Wracając - ostatnim członkiem zespołu domu lwa jest Victor Byrne, który został obrońcą - sektor gryffonów rozbrzmiał oklaskami i gwizdami, a gracze ustawili się w dwóch rzędach po obu stronach boiska.

- Tak jest, Flint! Rozmiażdż Potterowi rękę, żeby nie mógł strzelać nam goli, chociaż nawet z nią miałby z tym problem. - zaśmiała się, widząc jak kapitanowie mieli podać sobie dłonie na rozpoczęcie meczu.

- Ostatnia szansa pani profesor... PROSZĘ NIE ZABIERAĆ MI MEGAFONU - po trybunach rozniósł się głos komentatorki. Larissa bardzo lubiła słuchać komentarzy Sylvii, zawsze po nich poprawiał jej się humor.

- Ruszyli! Oczywiście nasi wylecieli z klasą, nie to co gryfoni. - powiedziała - Chmarnie, gwarnie, z wielkim chukiem. Wyglądali, jakby mieli zaraz się rozpaść. - to mówiąc ściszyła głos na tyle, że usłyszał ją tylko sektor Slytherinu, gdyż reszcie zagłuszyły to krzyki i gwizdy. Ślizgoni zgodnie ryknęli śmiechem, a rywalizacja się rozpoczęła. Po paru minutach usłyszeli.

- Lestrange podaje do Mulcibera. Evan leci w kierunku poręczy gryffonów. WILSON DO CHOLERY, NAUCZ SIĘ GRAĆ, A NIE ODBIJAĆ TEGO TŁUCZKA GDZIE POPADNIE!!! - krzyknęła blondynka, widząc jak pałkarz z Gryffindoru zrzucił Mulcibera z miotły, przez co stracili szansę na strzelenie pierwszego gola. Mimo, że było to zgodne z prawem zagranie, to wzburzyło ślizgonami.

Larissa przestraszyła się, widząc jak ciało jej przyjaciela spadało z zawrotną prędkością w dół. Już wyciągała różdżkę, aby rzucić zaklęcie spowolnienia, lecz wyprzedził ją profesor Dumbledore. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że do Mulcibera już biegła pani Pomfrey, trzymając fiolki z eliksirami.

- Ścigający mimo, że w osłabionym składzie, to dają sobie świetnie radę. DAWAJ LESTRANGE!!!! - wrzasnęła. Arian szybko poszybował w kierunku poręczy gryffindoru. - Uważaj Arian! - komentatorka skrzywiła się, tak jak inne osoby siedzące na trybunach, gdy zobaczyli, że z dwóch stron otoczyła go dwójka ścigających z domu lwa.

- Pozycja 13! - usłyszała głos Lestrange'a, który w ostatnim momencie rzucił kafla do zajmującego stanowisko przy lewej obręczy.

- TAK JEST! NELSON STRZELA PIERWSZEGO W TYM MECZU GOLA!!! 10 PUNKTÓW DLA SLYTHERINU! - głośne aplauzy wydostały się od strony Slytherinu.

Końcowym wynikiem było 60 - 210 dla ślizgonów. Już po pół godzinie od pierwszego gola, Collins złapał znicz, kończąc tym samym mecz.

- IMPREZA W POKOJU WSPÓLNYM SLYTHERINU!!! - ryknęła do megafonu Sylvia.

- WYNOŚ SIĘ STĄD, WHITE - warknęła profesor Marrythought, która ewidentnie nie miała już siły do czwartoklasistki.

Tłum ruszył do lochów, aby świętować zwycięstwo. Larissa, Walburga, Orion, Avery i Rosier odłączyli się od nich, aby pójść po Mulcibera, który odkąd spadł z miotły był pod opieką pani Pomfrey. Lestrange i Nott zostali porwani przez tłum, tak samo jak reszta drużyny.

Piątka przyjaciół weszła do skrzydła szpitalnego, wzrokiem szukając blond włosów piętnastolatka. Znaleźli go niedaleko wejścia, rozwalonego na jednym z łóżek.

- Pani Pomfrey, ale ja naprawdę się dobrze czuję - usłyszeli znudzony głos.

- Nie! Dobrze wiesz, że musisz wziąć te eliksiry - powiedziała surowym głosem pani Katherine, podtykając pod nos chłopaka niezbyt przyjemnie wyglądający płyn. Blondyn przewrócił oczami i z westchnięciem przełknął eliksir, po którym się wzdrygnął.

- Wy jak zgaduje po pana Mulcibera? - zapytała ich pielęgniarka, na co pokiwali głowami.

- Dobrze, tylko pamiętajcie żeby jeszcze dzisiaj wieczorem wziął ten eliksir. Radziłabym, żeby został w skrzydle szpitalnym do jutra, ale jest na tyle denerwujący, że go wypuszczę - ślizgoni zaśmiali się, a blondyn tylko spojrzał na nich morderczym wzrokiem.

Pielęgniarka odeszła, a oni wspólnie ruszyli do Pokoju Wspólnego.

- Szkoda, że nie zobaczyłem miny Pottera - powiedział Mulciber, który aż tryskał energią po zwycięstwie.

- Żałuj, była lepsza niż przez ostatnie trzy lata - parsknął Orion

- No cóż i tak zobaczę ją, gdy znowu przegra . - zaśmiał się - A teraz IMPREZA!!! - krzyknął, a pozostali ślizgoni mieli okazję zobaczyć jak szybkim tempem biegnie po schodach w dół, aby jak najszybciej znaleźć się w lochach.

Sami doszli tam parę minut po nim. Walburga została zaciągnięta na parkiet przez Oriona, tak samo jak Larissa przez Lestrange'a.

Po paru piosenkach postanowili usiąść na kanapie i odpocząć. Chłopcy rozmawiali o minionym meczu, a Larissa rozglądała się po sali. Z zadowoleniem zobaczyła, że Mulciber tańczył z Sylvią. Wielu ślizgonów rozmawiało czy bawiło się, ale daleko było od zabawy jeden z nich.

Riddle siedział w kącie i przy słabym blasku świec czytał gruby podręcznik. Nie przeszkadzały mu głośne rozmowy czy cały czas chodzący wte i wewte ślizgoni. Larissa bardzo chciała zobaczyć co go tak zaciekawiło w lekturze, ale postanowiła nie podchodzić do niego przy wszystkich innych nastolatkach.

★★★

Impreza zakończyła się dopiero o trzeciej w nocy, dlatego rano mało kto nie miał okropnego bólu głowy czy zakwasów.

Sama Larissa leżała z głową zakrytą poduszką, lecz nie z powodu bólu głowy, a zmęczenia. Mimo wszystko było już po dziesiątej, dlatego postanowiła wstać.

Z ociąganiem poszła się przygotować na śniadanie. Walburga jeszcze spała, dlatego stwierdziła, że nie będzie jej budzić. Jak najciszej mogła zamknęła drzwi i zeszła do Pokoju Wspólnego. Ślizgoni leżeli totalnie wszędzie. Zajmowali miejsca na podłodze i stolikach - szczęściarzami byli ci, którym udało się zająć fotel bądź kanapę. Parsknęła śmiechem na widok Mulcibera rozłożonego na ziemi, niedaleko Sylvii.

Starając się na nikogo nie nadepnąć podeszła do wyjścia na korytarz, które znajdowało się za portretem Salazara Slytherina. Nie zauważyła, że ktoś z drugiej strony właśnie wchodził do Pokoju Wspólnego, dlatego po chwili poczuła jak w coś uderza.

Riddle obrzucił ją zirytowanym spojrzeniem, aby po chwili uśmiechnąć się złośliwie.

- Widzę, że lubisz na mnie wpadać - powiedział i odszedł w kierunku swojego dormitorium, z obojętnością depcząc po dłoniach i nogach leżących ślizgonów, których spotkał na swojej drodze.

Larissa zarumieniła się, przypominając sobie jak wpadła na niego, gdy wychodziła z męskich dormitoriów, czy nawet teraz idąc na śniadanie. Po chwili otrzeźwiała, starając się samej sobie udowodnić, że to była wina bruneta a nie jej, co po części było prawdą.

★★★

Pierwsze tygodnie grudnia zleciały jej błyskawicznie. Głównie spędzane były one na nauce, lub irytowaniu Riddle'a, co stało się jej ulubionym zajęciem. Nadal udawali parę, dlatego stali się obiektem plotek całej szkoły, ale z czasem dziewczyna nauczyła się je lekceważyć równie dobrze co Tom.

Był osiemnasty grudnia, co za tym idzie ostatnie wyjście do Hogsmeade przed świętami. Larissa musiała zostać w tym roku w Hogwarcie na przerwę świąteczną, bo Andrewa Cervantesa jak zazwyczaj nie było w domu. Tydzień temu dostała od niego list z wyjaśnieniem.

Droga Larisso,

Bardzo mi z tego powodu przykro, ale nie spotkamy się w te święta. Dostałem zadanie z ministerstwa, aby być tłumaczem francusko-angielskim, dlatego będę poza domem.

Przepraszam jeszcze raz, tata.

Nikt z jej znajomych nie zostawał na święta w Hogwarcie. Starała się znaleźć tego plusy, lecz jak na razie nie udało jej się to. Mulciber proponował, aby pojechała do niego, ale stanowczo odmówiła. Nie chciała zwalać się komuś na głowę. Więcej nie drążyli tego tematu, a dziewczyna starała się nie myśleć o samotnych świętach.

★★★

Godzinę później Wspólnie z przyjaciółmi udali się do wioski, aby kupić prezenty. Postanowili, że się rozdzielą, aby nie zdradzić sobie wzajemnie niespodzianek. O szesnastej mieli spotkać się przy wyjściu z Hogsmeade. Pewnie zostaliby tam dłużej, jednak przyjaciele Larissy mieli jeszcze się spakować, bo już następnego dnia wracali do swoich domów na równe dwa tygodnie i wracali akurat dzień przed Balem Bożonarodzeniowym, który został przełożony na później ze względu na małą liczbę osób zostających w zamku.

Niebieskooka ślizgonka zastanowiła się komu ma kupić prezenty. Postanowiła spisać osoby na kartce, aby było jej wygodniej. Zapisała swojego tatę, Evana, Walburgę, Oriona, Lestrange'a, Notta, Avery'ego, Rosiera. Jej dziadkowie nie żyli, a dalszej rodzinie nigdy nie wysyłała prezentów. Zastanowiła się jeszcze chwilę nad tym czy kogoś nie pominęła. Przypomniała sobie o Riddle'u. Czy wypadało aby mu coś kupiła?

Nie wiedziała co o tym myśleć. Przez ostatnie tygodnie jej kontakt z chłopakiem się polepszył. Nie na tyle, żeby się uśmiechał lub cokolwiek innego, ale po prostu częściej rozmawiali. Stało się to ze względu na to, że nadal udawali parę, a i tak inni uczniowie już o nich plotkowali, więc mogli porozmawiać na korytarzu czy w bibliotece. Larissa dostała nawet parę gróźb, aby zostawiła Riddle'a, co bardzo ją bawiło.

Po dłuższym namyśle dopisała go do listy. Teraz miała problem z wyborem prezentów.

Po pewnym czasie udało jej się wybrać większość rzeczy. Walburdze kupiła srebrną bransoletkę z zielonymi wstawkami i zestaw kosmetyków. Lestrange'owi wybrała czarną koszulę, do której później przypięła kartkę z napisem "Żebyś zawsze miał ją na sobie", nawiązując do sytuacji w męskim dormitorium, oraz książkę " Quidditch przez wieki", bo wiedziała, że od dawna chciał ją kupić. Reszcie chłopaków kupiła zestawy do gry w Quidditcha i słodycze. Oczywiście nie wszystko poszło tak łatwo. Zostali jej Mulciber i Riddle.

Evanowi postanowiła kupić perfumy i czarną ramkę, w którą miała zamiar włożyć ich wspólne zdjęcie. Z nie zadowoleniem uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia co chciałby dostać Tom.

Długo chodziła po sklepach i nic nie wydawało jej się odpowiednie. Po dłuższej chwili zobaczyła pierścień z szmaragdowym kamieniem. To był strzał w dziesiątkę. Bez zastanawiania podeszła do kasy i zapłaciła za prezent. Poprosiła sprzedawcę, aby po wewnętrznej stronie wygrawerował inicjały L.A.C . Do całości dodała parę słodyczy i z przerażeniem odkryła, że zostały jej trzy minuty na dołączenie do przyjaciół. Totalnie zapomniała, że już ta godzina.

Szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z Hogsmeade i zobaczyła, że nie tylko ona lekko się spóźniła.

Wszyscy razem wrócili do szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro