Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter eighteen

Walentynki były jednym z najbardziej znienawidzonych przez Larissę świąt. Idąc do Wielkiej Sali na śniadanie mijała wiele przyklejonych do siebie par, jak i samotnych osób, które trzymały w rękach kartki walentynkowe, z nadzieją, że ich miłość zostanie odwzajemniona.

Cervantes weszła na jeden z bocznych korytarzy, chcąc uniknąć tłumów śliniących się par. Robiło jej się nie dobrze za każdym razem, gdy słyszała sztucznie powiedziane "kocham cię", lub tego typu słowa. Dla niej samej odrażające było wykorzystywanie drugiej osoby, udając wielką miłość.

Idąc przed siebie zobaczyła spore zbiegowisko. Szybkim krokiem podeszła w tamtą stronę, a stojący tam uczniowie rozpieszchli się na boki. Bali się zadrzeć z prefekt Slytherinu, którą była już od miesiąca.

Po środku tłumu stał nie kto inny, jak Fleamont Potter, który pospiesznie chował do kieszeni szaty fiolki z mocno różowymi eliksirami i brzęczące galeony.

- No, no, Potter, widzę, że robisz dobry interes. - zakpiła.

Czwartoroczny gryfon obrzucił ją nie przyjemnym spojrzeniem.

- Szedł mi lepiej, dopóki nie przyszłaś. - powiedział, a ona prychnęła.

- Przykro mi, że odstraszam twoich klientów. - zakpiła i wyciągnęła dłoń w kierunku trzeciorocznego puchona, który zakupił eliksir. - Daj mi to.- rozkazała, a on szybko podał jej fiolkę, niemal jej nie rozbijając.

- Naprawdę Potter? Amortencja? Nie stać cię na nic innego? - zapytała pogardliwie, po szybkim spojrzeniu na eliksir . - Przez następne dwa tygodnie będziesz sprzątał toalety przy Wielkiej Sali. - powiedziała z satysfakcją, a on obrzucił ją niedowierzającym spojrzeniem.

- Nie zrobisz tego.

- Oczywiście, że to zrobię, Potter. - syknęła. - Minus punkt dla każdego, kto kupił ten eliksir. - powiedziała, zwracając się do wszystkich i dobrze wiedząc, że na pewno żaden ślizgon nie wziął niczego od gryffona, a tym bardziej od Fleamonta. - Wszystkie oddajcie Potterowi, a on odda je profesorowi Slughornowi. - zarządziła i w o wiele lepszym nastroju ruszyła do Wielkiej Sali.

Pomieszczenie doprowadzało ślizgonię do bólu głowy i serca. Jaskrawo różowe i czerwone kolory wypełniały całą Salę, a spadające z góry serduszka dawały niezbyt przyjemny dla oka efekt. Nawet nie komentowała niektórych dziewczyn, których strój więcej odkrywał niż zakrywał, pomimo tego, że był luty.

Usiadła na swoim miejscu na przeciwko Toma, który nawet nie odwrócił wzroku od swojego śniadania, kiedy przyszła. Chrząknęła, a dopiero wtedy na nią spojrzał.

- Kultury trochę, Riddle. - syknęła, a on jak gdyby nigdy nic wrócił do jedzenia, jakby tylko po to, żeby ją zirytować.

Przewróciła oczami na jego zachowanie i sama zabrała się za swoje śniadanie.

Równo o ósmej w Wielkiej Sali rozległ się donośny szum i wiele sów i puchaczy wpadło do sali, bombardując uczniów listami i paczuszkami.

Larissa ze zdziwieniem dostrzegła przed sobą trzy listy. Nie spodziewała się dostać dzisiaj niczego, gdyż wczoraj wieczorem wysłała list do taty, przez co na pewno jeszcze nie odesłał odpowiedzi.

Uniosła wzrok na Riddle'a i zaśmiała się, widząc, że leżało przy nim z pięćdziesiąt, o ile nie więcej walentynek. Ślizgon obrzucił ją morderczym spojrzeniem i nie mając co innego zrobić z listami, ruchem ręki zgarnął je do torby.

Dziewczyna postanowiła swoje włożyć do kieszeni szaty. Jakoś nie interesowały jej miłosne wyznania osób, których najpewniej nie znała.

W czasie, gdy większość uczniów czytała swoje walentynki, bądź patrzyła na reakcję osoby, której ową wysłała, Larissa wstała od stołu, gdyż swój posiłek uznała za skończony, mimo tego, że zjadła jedynie pół tosta.

Idąc korytarzem zastanawiała się, gdzie mogłaby pójść. Łazienki, Pokój Wspólny, korytarze, sale, jak i schowki na miotły były oblegane przez pary. Powstrzymała odruch wymiotny, widząc, jak Potter podrywał jakąś dziewczynę, najpewniej Euphemię.

Zdecydowała się na Wieżę Astronomiczną. Była niemal pewna, że ktoś na niej będzie, jednak widok zirytowanej prefekt Slytherinu skutecznie odstraszał.

Nie myliła się, bo na szczycie znajdowali się na oko trzecioroczna puchonka i czwartroczny krukon, którzy czym prędzej opuścili miejsce.

Zadowolona z siebie, usiadła na podłodze, plecami opierając się o chłodny mur. Jej włosy falowały delikatnie, rozwiewane przez wiatr. Zamknęła oczy, czując coraz większe zimno, spowodowane brakiem płaszcza. Nie przeszkadzało jej ono, a wręcz cieszyła się z takiej pogody.

Po jej ciele przeszedł dreszcz, który uznała za spowodowany chłodem. Westchnęła ciężko, gdy jej spokój zakłóciły kroki.

Dreszcz jak się okazało nie wywołała pogoda, a obecność Riddle'a.

- Przeszkadzasz mi, wiesz? - zapytała zirytowana, gdy ślizgon pojawił się w zasięgu jej wzroku.

- Bardzo mnie to interesuje. - powiedział sarkastycznie, aby następnie wyjąć z torby ciężką księgę.

Zajął miejsce przy jednej z ławek i otworzył lekturę, ignorując obecność dziewczyny.

Larissa również postanowiła nie zwracać uwagi na Riddle'a. Rozkoszowała się wiatrem, który bawił się jej włosami i łaskotał po odkrytej szyji.

Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy Tom z hukiem zatrzasnął swoją księgę. Spojrzała na niego zirytowana, bo wyrwał ją z zamyślań.

Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że pogoda stawała się coraz mniej przyjemna, a jej cienkie ubranie nie dawało zbyt wiele ciepła.

Potarła dłońmi swoje ramiona, chcąc je choć trochę ogrzać. Siedząc i myśląc nie zauważyła, że jej usta zsiniały, a ciało zaczęło się trząść.

- Świetny pomysł, Cervantes. - powiedział Riddle, zauważając, jak zimno było dziewczynie. - Przychodzić w zimę na Wieżę Astronomiczną, będąc ubrana tylko w szkolną szatę. - zakpił, a Larissa rzuciła mu jedynie ostre spojrzenie.

- Gentelmen powinien zaoferować dziewczynie swój płaszcz na ogrzanie, wiesz? - zapytała, w duchu śmiejąc się na wyobrażenie romantycznego Riddle'a.

- Czyżby samotność doskwierała? - ślizgon rozciągnął wargi w złośliwym uśmiechu.

- Zawsze mogę iść do Dominica. - powiedziała, chcąc zdenerwować orzechowookiego. Nie wiedziała dlaczego, ale miał do Lancastera duże uprzedzenie.

Oczy Riddle'a niebezpieczne zabłysły, ale sam chłopak nie odezwał się nawet słowem. Zamiast tego wyczarował płomień ognia, który włożył do słoika i podał ślizgonce, co mile ją zaskoczyło.

Przy wejściu do zamku rozdzielili się. Riddle ruszył w lewo, najpewniej do biblioteki, a Larissa w prawo, w kierunku lochów.

Przez cały dzień była sama, gdyż Mulciber był z Sylvią, a Walburga z Orionem. Reszta jej przyjaciół poszła na stadion Quidditcha. Chcieli ją zabrać, ale odmówiła, gdyż o ile lubiła oglądać jak grają inni, to sama nienawidziła tego robić.

Nie rozmawiała z nikim aż do północy. Jak zazwyczaj nie mogła zasnąć, a poza tym w dormitorium było chłodno, dlatego stwierdziła, że siedzenie przed ciepłym kominkiem w Pokoju Wspólnym będzie najlepszym zajęciem.

Przeklnęła pod nosem, czując dreszcz przechodzący jej ciało. Riddle na pewno też wyczuł jej obecność, dlatego nie mogła się wycofać.

Ślizgon siedział na kanapie, na przeciwko kominka i z obojętną miną wrzucał swoje kartki walentynkowe do ognia.

Podeszła do niego i parsknęła śmiechem, widząc w jakiej sytuacji się znajdował.

- Co cię tak rozbawiło, Cervantes? - zapytał niezbyt przyjemnym tonem.

- Ty - zaśmiała się, a Riddle obrzucił ją morderczym spojrzeniem. - Czemu palisz te kartki? - zapytała, patrząc jak szósta z rzędu walentynka lądowała w płomieniach.

- A wysłałaś mi? - uniósł kpiąco brew. Larissa posłała mu pogardliwie spojrzenie.

- Musiałbyś zasłużyć. - parsknęła.

W pomieszczeniu nastała cisza, zakłócana jedynie cichymi trzaskami ognia.

- Rosier wysłała ci walentynkę? - zapytała kpiąco, mimo wszystko czując zirytowanie. Ta dziewczyna na za dużo sobie pozwalała.

- Zazdrosna? - Riddle uniósł na nią swój wzrok.

- Zdenerwowana. - powiedziała, a chłopak posłał jej pytające spojrzenie. - Powinna cię traktować jak przywódcę, a nie chłopaka. - wyjaśniła, podświadomie czując, że była zazdrosna o piękną dziewczynę.

- Ona dobrze wie, gdzie jest jej miejsce.

- Jakoś mi się nie wydaje. - mruknęła pod nosem, nie chcąc dłużej rozmawiać o Rosier, a Tom również nie ciągnął tematu.

- Riddle, ta walentynka nie zasługuje na spalenie. - parsknęła po chwili, dostrzegając jaskrawą kartkę z dużym napisem "Tommy" na przedzie.

Sprawnym ruchem ręki zabrała ją z dłoni Riddle'a, który ledwo zdążył zarejestrować co się stało.

- "W dniu i w nocy
W słońcu oraz mgle
Wspaniały Tomie Riddle'u
Ja bardzo kocham cię." - odczytała na głos napis, po czym wybuchnęła śmiechem. Ślizgon tylko patrzył ja nią ze zirytowaniem.

- Romantyczne, nie uważasz? - zapytała, nadal się śmiejąc i sięgając po kolejną kartkę.

- Dla ciebie zrobię wszystko
Moja kochana myszko
Oddam ci cały mój świat
Bo jesteś tego wart.
Nigdy tak mocno nie kochałam
Nigdy się tak nikim nie przejmo- przerwała, poniekąd przez napad śmiechu, a poniekąd przez to, że reszta tekstu była zamazana i nie dało jej się odczytać.

- Widzisz Riddle? Autor zostawia nas w domysłach, co miało być dalej. Nie uważasz, że to prawdziwa sztuka? - zapytała, udając, że ociera łzę wzruszenia, tak naprawdę ocierając łzę wywołaną śmiechem.

Ślizgon nadal nie zmienił swojej kamiennej miny, a tylko jego oczy wyrażały chęć mordu.

- Daj spokój. - powiedziała, spoglądając na niego. - Możesz się przy mnie otworzyć, wiesz? - zapytała, nie odrywając od niego swoich błękitnych oczu.

- Nie przeginaj, Cervantes. - warknął ostrzegawczo.

- A na Wieży Astronomicznej chyba jednak byłeś bardziej uprzejmy, nie sądzisz? - uśmiechnęła się z satysfakcją. - W końcu nie musiałeś wyczarowywać tego płomienia, pomimo tego, że było mi zimno.

- Zasługa tylko i wyłącznie przysięgi. - syknął.

- Dobrze wiesz, że to nie miało z nią żadnego powiązania. - powiedziała - Czy ty się o mnie troszczysz, Tom? - zapytała, ze złośliwym uśmiechem patrząc na wściekłe spojrzenie chłopaka.

- Dziesięć minut przed dwudziestą. - to mówiąc wstał i ruszył do swojego dormitorium, po chwili zatrzaskując drzwi.

Larissa lekko się uśmiechnęła, jeszcze przez chwilę patrząc na kominek.

Postanowiła pójść spać, aby następnego dnia być wypoczęta. W końcu dziesięć minut przed dwudziestą miała być gotowa na bal u Slughorna. Bal na którym Riddle miał zdobyć informacje o horkruksach.

Może sprzeciwiła by się temu, że ślizgon wręcz rozkazał jej być gotową na wyznaczony przez siebie czas, ale nie zrobiła tego, gdyż jutro ostatecznie musieli przekonać do siebie Slughorna. Wszystko musieli odegrać idelanie.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro