Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pokątna

Dni mijają bardzo szybko. Razem z Draco spędzamy wakacje u naszego przyjaciela Goyle'a, który w tym roku nigdzie nie wyjeżdżał. Bardzo się cieszę bo nie muszę oglądać twarzy mopsa. Wielkimi krokami zbliżała się szkoła. Bardzo się cieszę. Już niedługo zobaczę mury pięknej szkoły Hogwart. Gdy wybiła godzina 8 razem z Draco i Goyle'em zeszliśmy na śniadanie. Po kuchni i jadalni roznosił się zapach smażonych naleśników. Dzisiaj jest dzień kiedy wychodzimy na Pokątną. Bardzo się cieszę, bo z opowieści rodziców Hogwart skrywa różne tajemnicę. Usiedliśmy do stołu, gdzie siedział już ojciec Goyle'a. 

-Dzień dobry dzieciaki!- Powiedziała pani Goyle.-Jak spaliście?
-Ja bardzo dobrze. Dziękuję.- Odezwałam się szybko i z pełną energią. Draco się nie odezwał ale widać było, że również jak ja spało mu się dobrze. 
-Wasi rodzice powinni pojawić się przed obiadem. Zaraz po nim będziemy szli na Pokątną.- Cała nasza trójka, aż się uśmiechnęła. 
-Szkoda, że szlamy i zdrajcy tam będą- Draco stwierdził z pogardą. 
-Będzie kogo podręczyć.- dopowiedział Goyle. 
-Masz racje Goyle.- Draco spojrzał na niego i razem się uśmiechnęli.- Zrobimy wszystko, żeby wygrać Puchar Domów.- Spojrzałam na nich nie odzywając się. Wiedziałam, że chłopaki narobią sobie kłopoty. Zjadłam trzy naleśniki i wyszłam z kuchni dziękując za śniadanie. Nie chciałam już rozmawiać o zdrajcach. Nie interesowali mnie oni. Rodzice nauczyli mnie gnębić ich tak jak mojego brata ale ja nie potrafię. Oczywiście nie będę się odzywać ponieważ to nie moja liga. Jeszcze dodatkowo ten wybraniec. Podobno jest w naszym wieku. Słynny Harry Potter. Mój uśmiech zmienił się w grymas. Na samo to nazwisko chciało mi się wymiotować. Razem z Draco pobiegliśmy do pokoju Goyle'a. Stwierdziliśmy, że sobie polatamy na kometach- starych miotłach Goyle'a. On też skorzystał i w końcu zaczęliśmy się ścigać po ogrodzie naszego przyjaciela. Ja razem z Draco pojawiliśmy się pierwsi na mecie, a Goyle zaraz za nami. Lataliśmy i graliśmy w mini quidditcha do samego obiadu. O godzinie 14:00 pani Goyle zawołała nas na obiad i powiadomiła, że zaraz potem wybieramy się na Pokątną. Jak najszybciej zjadłam swój posiłek i nie mogąc się już doczekać czekałam na resztę. Gdy już wszyscy zjedli rodzice naszego przyjaciela teleportowali się z nami na ulicę Pokątną. Ta magiczna ulica tętniła życiem. Wszędzie było widać różne osoby. Można było wyczuć Czystokrwistych, Zdrajców i Brudnokrwistych. Miejsce to obfituje w najrozmaitsze czarodziejskie lokale takie jak: sklepy z magicznymi przedmiotami, w których każdy szanujący się czarodziej uzupełni swój domowy asortyment, gastronomia, księgarnie, sklepy odzieżowe. Uczniowie najczęściej kupują tu wszystko, co potrzebne do Szkoły: różdżki, składniki eliksirów, podręczniki, wyposażenie do zielarstwa itp. Mój wzrok już zahaczył szlamę. Miała gęste, burzliwe brązowe loki. Wchodziła akurat do do sklepu z Szatami. Już wiedziałam, że nie chcę tam iść za nią.

-Do Madame Malkin nie idę teraz.- odezwałam się. 
-Dlaczego?- spojrzał na mnie zdziwiony Draco. W tym właśnie momencie pojawili się rodzice. 
-Do Madame Malkin weszła właśnie szlama, a ja nie mam zamiaru się zarazić jej brudem.- powiedziałam z odrazą, a ojciec tylko się uśmiechnął z dumą. 
-Chodźmy najpierw po różdżki- zaproponował Draco, na co każdy się zgodził i poszliśmy w kierunku sklepu Ollivandera. Kiedy miałam już wejść do środka ze sklepu wychodził rudzielec w moim wieku. Odepchnęłam się od niego, przez co upadłam na ziemię. Spojrzałam zła na chłopaka, który nie wiedział co powiedzieć. 

-Naucz się łazić Weasley!- poznałam rodzinę Weasley'ów jak byłam z ojcem w Ministerstwie. Chłopak lekko czerwony ze złości spojrzał na mnie i parsknął omijając mnie. Draco pomógł mi wstać i otrzepałam się. Weszłam do środka. Nad wejściem do sklepu wisiał złotoliterowy napis. Sklep był mały, pełno w nich było regałów z różdżkami, które trzymane były w pudełeczkach. Całe to miejsce pokrywała cienka warstwa kurzu. W rogu stało krzesło, a po środku sklepiku- biurko sprzedawcy. Zawołałam pana Ollivandera. Kiedy się zjawił na pierwszy rzut poszedł Draco. Poszło mu szybko. Znalazł różdżkę za pierwszym razem. Byłam w szoku. Jego różdżka to głóg, 10 cali, włos z ogona jednorożca. Ja jednak miałam trudniej. Otóż pierwszą moją różdżką zbiłam okno sklepowe, które mój tata od razu naprawił, za drugim razem zbiłam lampę, a za trzecim porozrzucałam wszystkie różdżki. Byłam lekko przerażona. Przy następnej próbie poczułam huragan wokoło siebie. Moja blizna zapiekła mnie, a ja chwyciłam się za swój nadgarstek. Mężczyzna spojrzał na mnie. 

-Ciekawe...- Mężczyzna wokoło się rozejrzał. 
-Co jest takie ciekawe?- Zapytałam zdziwiona. 
-To jest niesamowita różdżka. Jedyna w swoim rodzaju. Różdżka ta zrobiona została z wierzby, 12 cali, połączenie pióra feniksa i szpon hipogryfa. Kiedyś sprzedałem jedną różdżkę z rzadkim rdzeniem szpona hipogryfa, jednak zostało jeszcze pióro feniksa. Ten feniks co znajduje się w różdżce oddał trzy takie pióra. Bliźniacza różdżka zrobiła panience tą właśnie bliznę.- Wskazał na moją bliznę w kształcie gwiazdy. Szybko stamtąd wyszłam i przed sklepem czekałam na mojego ojca i brata. Ten mężczyzna mnie bardzo zirytował. Ojciec siedział tam ok. 5 minut. Spojrzał na mnie lekko zły i poszliśmy dalej. Następnym przystankiem były szaty. Nie miałam już możliwości na wykłócanie się. Razem z Draco weszliśmy do Madame Malkin- szaty na każdą okazję. Spojrzałam na podest, gdzie zbierana została szata Pansy. Czarnowłosa spojrzała na nas ale widząc mojego brata chciała na niego się rzucić. Madame Malkin upomniała dziewczynę, każąc nam jednocześnie poczekać. W końcu kiedy skończyła Parkinson, poprosiła mnie aby ściągnąć mi miary. Bardzo szybko ściągnęła ze mnie miarę i w końcu mogłam się ruszyć. Podeszłam do ojca. On jednak poprosił mnie, żebym poszła już załatwić kociołki na eliksiry i różne inne potrzebne nam przedmioty. Dał mi sakiewkę z pieniędzmi i ruszyłam w podanym kierunku. Zatrzymałam się przed sklepem ze sprzętem do quidditcha. Kocham ten sport. Wpatrywałam się na inne rzeczy do quidditcha. W końcu postanowiłam iść do sklepu jednak przede mną pojawiła się przeszkoda. Wpadłam na dość przystojnego rudego chłopaka. Spojrzałam na niego. Zaraz za mną pojawił się następny. Byłam w szoku. Patrząc na nich już wiedziałam z kim mam do czynienia. Weasley'e.

-Czego Weasley?- Zapytałam chamsko. 
-Patrz George. Ten maluszek jest dalej wredny. Najpierw dla naszego brata, a teraz dla nas.- Powiedział jeden z rudych
-Nie jestem maluszkiem i lepiej się odwalcie.- Ominęłam chłopaków idąc do sklepu. Weszłam i kupiłam dwa kociołki, jeden dla siebie, drugi dla mojego bracholka. Dodatkowo poszłam kupić różne przedmioty do eliksirów. Z rodzicami spotkałam się w księgarni "Esy i Floresy". Razem z bratem potrzebowaliśmy już tylko książek i jakiegoś zwierzaka. Rodzice mieli się zająć naszymi zwierzakami, a my książkami. Kiedy odeszli ja razem z Draco weszliśmy do środka. Zaczęłam rozglądać się za naszymi potrzebnymi książkami. Draco robił to samo. Moim oczom ukazała się ruda rodzina. Weasley'owie również rozglądało się za potrzebnymi książkami. Postanowiłam zrobić im na złość. Zbliżyłam się jak najbliżej rudej, młodszej dziewczyny i zabrałam jej czytaną książkę po czym zaczęłam ją obrażać. Draco podszedł do mnie śmiejąc się. Jednak wzrok Draco zatrzymał się dłużej na innej osobie. Chłopak w kruczoczarnych włosach, zielonych oczach i okularach zbliżał się w naszym kierunku. 

-Spotkałem go u Madame Malkin.- Oznajmił Draco.- Nazywa się Harry Potter. Nie wiedział nic o Hogwarcie. 
-Może się z nim zaprzyjaźnisz Draco- Wycedziłam przez zęby zła na samą myśl o wybawcy świata. Draco tylko spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odeszłam uderzając chłopaka z bara tak mocno, że upadł na ziemię. Spojrzałam na niego- Patrz jak łazisz ofermo.- Odwróciłam się i poszłam zapłacić nasze książki, po czym wyszłam zostawiając w osłupieniu brata. Gdy wyszłam zauważyłam, że przyglądał mi się ojciec ze szczerym uśmiechem. 

-Jestem pod wrażeniem Lily. Moja córka właśnie pokazała Malfoy'ową krew.- W tym właśnie momencie, wyszedł Draco, a za nim mężczyzna w rudych włosach. 
-Malfoy! To twoja córka- Zapytał mężczyzna. 
-Tak, a coś nie pasuje Weasley?- Zdziwił się mój ojciec.- Jak widziałem nic nie zrobiła takiego. 
-A okradzenie mojej córki z książki to nic?- Oskarżył mnie. 
-A masz dowody?- Uśmiechnął się szyderczo ojciec. 
-Po za tym coś mi się wydaje, że ona nie jest jeszcze w pierwszej klasie, dlatego sobie ją wzięłam, bo ją potrzebowałam- Wytłumaczyłam się. 
-Kochanie spokojnie.- Uspokajał mnie tata.- Słyszałem, że ciebie nie stać na takie książki Weasley. Potrzebował byś więcej miejsca. Dzieciaki wracamy.- Spojrzałam na mężczyznę unosząc wzrok. Pokazałam mu, że jestem o wiele lepsza od niego i z dumą poszłam za ojcem. Ojciec stwierdził, że potrzebne nam jeszcze zwierzęta. Poszliśmy w stronę sklepu ze zwierzętami. Stanęliśmy i szukaliśmy odpowiednich stworzeń. Mój brat wybrał sobie brązową sowę, ja jednak zobaczyłam coś ciekawszego. Białego, małego kotka rasy Maine coona. Miał w sobie coś magicznego, ponieważ zmieniał się w piękną białą sowę (Kot w mediach). Kupiliśmy zwierzaki i zaczęliśmy wracać do domu. Coś mi się wydaje, że ten rok będzie naprawdę przyjemny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro