26.
- Mamo, wiesz jak bardzo Cię kocham. - Teddy przytulił się do mnie.
- Co znów zrobiłeś? - spytałam.
- Dostałem kolejną jedynkę z matmy. - powiedział i odsunął się ode mnie.
- Teddy. - jęknęłam. - To już trzecia w tym miesiącu.
- To nie moja wina. Ta stara baba się na mnie uwzięła. - bronił się.
- Jutro idziesz ją poprawić. - powiedziałam.
- Mam jutro trening. - westchnął.
- Nie interesuje mnie to. - odparłam. - Idziesz albo będziesz miał pogadankę z tatą, a wiedz, że on nie odpuści. - dodałam.
- Nie powiesz mu? - spytał.
- Nie. - westchnęłam.
- Dziękuję! - krzyknął i cmoknął mnie w policzek. Wyszedł z kuchni, a ja westchnęłam. Od paru godzin strasznie źle się czuje. Kręci mi się w głowie i boli mnie brzuch. Usiadłam na krześle i odetchnęłam głęboko. Ból brzucha się nasilił, a ja krzyknęłam. - Mamo, co sił dzieje?! - do kuchni wpadł Teddy.
- Zadz...zadzwoń na pogotowie. - powiedziałam i zgięłam się w pół.
Właśnie straciłam moje dziecko.
***
Leżałam w sali, a po moich policzkach spływały łzy. Niall przyszedł godzinę temu i pociesza mnie, ale wiem, że to moja wina.
To ja nie uważałam na nasze dziecko.
- Mercy, to nie Twoja wina. - powiedział Niall i ścisnął moją dłoń.
- To ja nie uważałam. - powiedziałam i zacisnęłam powieki, spod których wypłynęły kolejne łzy.
- Mamy czwórke dzieci, które kochamy, widocznie tamto nie było nam pisane. - szepnął i złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni.
- Widziałam jak cieszyłeś się na kolejne dziecko. - powiedziałam cicho.
- Cieszyłem się, ale cieszę się również, że mam przy sobie Ciebie i czwórkę urwisów. - powiedział, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Jedź do domu, Eddie i Julia Cię potrzebują. - powiedziałam.
- Przyjadę po Ciebie jutro. - powiedział i złożył pocałunek na moim czole. Wyszedł z sali, a ja odwróciłam sił w stronę okna i zaczęłam płakać.
Jestem okropnym człowiekiem.
***
Siedziałam na kanapie i tępo patrzyłam się w wyłączony telewizor.
To tak cholernie boli.
Emily i Teddy byli w szkole, a Niall został w domu by zająć się dziećmi.
Nie byłam w stanie.
- Mercy, kochanke, zjesz obiad? - spytał Niall.
- Nie jestem głodna. - mruknęłam cicho, co spotkało sië z westchnięciem blondyna.
- Mercy, proszę, nie obwiniaj się. - powiedział i usiadł obok mnie. - To nie jest Twoja wina.
- Zabiłam nasze dziecko, Niall. - powiedziałam, a w moich oczach pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły po moim policzku.
- Nie zabiłaś, Ty nic nie zrobiłaś. - przybliżył się do mnie i wtulił mnie w siebie.
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Nie masz za co przepraszać, Mers.
A właśnie, że mam.
***
- Mama. - powiedziała mała Julia, a ja uśmiechnęłam się i posadziłam ją sobie na kolana. Przytuliłam ją do siebie i zaczęłam łaskotać, a mała zaczęła piszczeć i śmiać się. Zaśmiałam się i posadziłam ją na kanapie. Po chwili podszedł do nas Eddie, który chciał usiąść obok swojej siostry. Posadziłam gk obok Julii i włączyłam im bajkę.
Król Lew jest dobry na wszystko.
Nawet nie wiedziałam, kiedy bajka tak bardzo mnke wciągnęła. Niall zabrał dzieci na górę, a po chwili zszedł na dół i wyłączył telewizję, po czym przerzucił mnke sobie przez ramię.
- Ej! Oglądałam to! - krzyknęłam i uderzyłam jego plecy, a on oddał mi tym samym, tylko uderzył mnke w tyłek. - Nie zrobiłeś tego. - syknęłam. Niall zaśmiał się i powtórzył gest po raz kolejny, po czym postawił mnie na ziemi. - Śpisz na kanapie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się fałszywie. Wypchnęłam go z sypialni i zamknęłam drzwi na klucz. Stanęłam na środku pokoju i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Mercy, kochanie, kwiatuszku, skarbie Ty mój największy, przepraszam! - krzyknął, a ja cicho się zaśmiałam.
Uwielbiam go wkręcać.
- Kochanie, proszę wpuść mnie! Już nie będę!
- Nie pogrążaj się, tato. - usłyszałam głos Teddy'ego. Wybuchnęłam śmiechem i otworzyłam drzwi od sypialni.
- Widać, że to Twój syn. - mruknął Niall i wszedł do sypialni.
- Charakterek ma mój, ale urodę odziedziczył po Tobie. - uśmiechnęłam się w jego stronę. Zamknęłam drzwi i podeszłam do łóżka. Odchyliłam kołdrę, ale po chwili zostałam przygnieciona do materaca.
- Uważasz, że jestem przystojny? - spytał ze cwanym uśmiechem.
- Nie. - prychnęłam.
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje. - powiedział i cmoknął mnie w usta. - Kocham Cię.
- Też Cię kocham.
XXXX
Wiem, jestem okropna :)
Za spokojnke było.
Marcelina x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro