Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.

Wszedłem do sali, w której była Mercy i uśmiechnąłem się szeroko. Siedziała na łóżku, a pielęgniarka robiła jej zastrzyk. Przyjechałem od razu, gdy lekarz zadzwonił do mnie, że moja żona się wybudziła. 

- Gdyby coś się działo, proszę od razu mnie zawołać. - powiedziała, a brunetka przytaknęła głową. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie i wyszła z sali, a ja szybko podszedłem do łóżka Mercy. 

- Jak się czujesz? - spytałem i złapałem jej dłoń.

- Kim jesteś? - spytała, a moja mina od razu się zmieniła.

- Mercy...

- Żartuję. - zaśmiała się. 

- Jesteś okrutna. - mruknąłem, a ona się uśmiechnęła. - Spałaś pieprzone półtora tygodnia, a teraz się jeszcze robisz sobie ze mnie żarty. 

- Przepraszam, panie sztywniaku. - cmoknęła w moją stronę. 

- Nie jestem sztywniakiem. - prychnąłem. 

- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. - uśmiechnęła się.

- Jak się czujesz? - spytałem ponownie, a ona westchnęła. - Chyba dobrze, bo humor Cię nie opuścił. - dodałem. 

- Jest okej, ale boję się o nich. - powiedziała i położyła dłoń na swoim brzuchu. 

- Spokojnie, nawet jeżeli jedno z nich odejdzie, będziemy mieć to drugie. - powiedziałem i położyłem dłoń na jej dłoni. - A o czwarte zawsze można się postarać. - poruszyłem brwiami, a Mercy zmroziła mnie wzrokiem. 

- Jak u Teddy'ego i Emily? - spytała, przy okazji zmieniając temat.

- Tęsknią za Tobą i nawet jeszcze nie wiedzą, że się obudziłaś. Wyjeżdżałem akurat spod szkoły, gdy zadzwonił do mnie lekarz. - odpowiedziałem. - Opowiadałem im o tym jak się poznaliśmy. 

- Naprawdę? 

- Tak. - zaśmiałem się. - Teddy musiał napisać pracę o swoich rodzicach, a Ems zawsze chciała posłuchać naszej historii, ale jakoś nigdy nie było okazji. - powiedziałem i złożyłem pocałunek na jej dłoni.

- Byliśmy dość specyficzną parą. - odparła.

- Tak, potrafiliśmy się wyzywać, ale i tak się kochaliśmy. - powiedziałem. - Nadal się kochamy. 

- Pojedziesz po dzieci? Naprawdę chcę z nimi zobaczyć.

- Mają lekcję, Teddy ma sprawdzian z matematyki, a Emily z fizyki, nie mogę ich zwolnić. - mruknąłem. - Przywiozę ich jak tylko skończą lekce. 

- Ugh..dobra. 

***

- Mama! - pisnęła Emily, gdy tylko weszliśmy do sali, w której leżała Mercy. Moja żona uśmiechnęła się i przytuliła naszą córkę, a po chwili naszego syna. 

- Tęskniłem za Tobą. - mruknął zawstydzony Teddy. 

- Też za wami tęskniłam. - uśmiechnęła się.

- Jak się czujesz? - spytała piętnastolatka. 

- Jest dobrze. - odpowiedziała. Stanąłem na przeciw Mercy, kładąc dłonie na metalowej poręczy łóżka. 

- Kiedy wrócisz do domu? 

- Możliwe, że za dwa dni. 

***

- Wpadniemy do Ciebie jutro. - powiedziałem i cmoknąłem Mercy w czoło. Było już po dwudziestej, więc musieliśmy iść już z dzieciakami do domu. - Kocham Cię.

- Też Cię kocham, Nialler. - powiedziała, a ja się zaśmiałem. 

Tylko ona może tak mówić. 

- Do jutra. - mruknąłem i cmoknąłem ją w usta. Odwróciłem się i wyszedłem z sali. Emily i Teddy stali na korytarzu i dyskutowali o czymś. 

Może i czasami się kłócą, ale naprawdę są zgodnym rodzeństwem. 

- Wracamy. - powiedziałem, a oni się wzdrygnęli. Ruszyliśmy w trójkę do wyjścia i po chwili siedzieliśmy jiż w samochodzie.

- Tato, a co będzie z naszym rodzeństwem? - spytał Teddy.

- Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się i spojrzałem na niego we wstecznym lusterku.

Musi być dobrze.

***

Dwa dni później Mercy mogła opuścić szpital. Rano zawiozłem dzieci do szkoły, a potem pojechałem po moją żonę. Była już spakowana i rozmawiała z lekarzem, w ręku trzymając wypis. Podszedłem do nich i uścisnąłem jego dłoń, dziękując. Pożegnał się z nami i życzył powodzenia.

- Gotowa? - spytałem.

- Gotowa. - uśmiechnęła się. Splotłem nasze palce razem i wyszliśmy ze szpitala. Wsadziłem torbę Mercy na tylne siedzenie i wszedłem na miejsce kierowcy. - Trzeba pomysleć nad większym samochodem. - mruknęła w pewnym momencie.

- Wiem, nie przejumuj się, ja to załatwie. - powiedziałem i chwyciłem jej dłoń, po czym złożyłem na niej pocałunek. Mercy zaśmiała się i zabrała swoją dłoń bym mógł zmienić bieg. - Kocham Cię, wiesz?

- Wiem. - zaśmiała się. - Też Cię kocham, blondasku.

***

- Tęskniłam za tym miejscem. - powiedziała i położyła się na kanapie, a ja wywróciłem oczami. - To moje ulubione miejsce w tym mieszkaniu.

- Jak mieszkałaś z Louis'em mówiłaś to samo. - powiedziałem i znalazłem się nad nią z lekkim uśmiechem.

W końcu była przy mnie.

Przytrzymywałem się na rękach, ponieważ nie chciałem uszkodzić Julii oraz Eddie'ego.

- Moja wina, że każda kanapa jest taka wygodna?

- To na niej powstały nasze nowe cuda.

- Niall! - skarciła mnie, a ja się zaśmiałem. Schyliłem się lekko i cmoknąłem ją w usta.

- Co zjadłabyś na obiad? - spytałem.

- Mam ogromną ochotę na lazanie w stylu Louis'a. - odpowiedziała i oblizała usta.

- Szwagier, przybywaj! - krzyknąłem, a Mercy się zaśmiała.

- Pamiętasz jak oświdczyliśmy mu, że jesteśmy razem?

- Pamiętam, powiedział wtedy, że jeżeli Cię skrzywdzę to mi nogi z dupy powyrywa. - powiedziałem. - Powinien zrobić to już dawno temu.

- Nie pozwoliłam mu na to.

- Czemu?

- Bo za bardzo Cię kocham.

XXXX

Przepraszam za błędy, pisany na telefonie.

Zbliżamy się do końca :(

Marcelina x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro