6 - That Hurted
Po nieprzespanej nocy Haru ledwo stał na nogach. Nie był skóry do rozmów ani do wchodzenia w bliższe interakcje nawet z mamą. A było to dostrzegalne od samego rana, kiedy już o szóstej wstawił się na poranne przygotowywanie drugiego śniadania przez swoją mamę. Kobieta była odrobinę zaskoczona zjawieniem się syna o tak wczesnej porze w kuchni.
— Co Ci się stało w rękę? — powiedziała kiedy Haru próbował podnieść lewą ręką szklankę z wodą. Chłopak syknął lekko z bólu, w oczach zebrało się kilka łez. Kobieta niemalże od razu to zauważyła, po czym złapała za przegubę ręki Haru I odciągnął go delikatnie na bok, aby mógł sobie usiąść na krześle przy stole. Wyciągnęła mrożone warzywa w plastikowym opakowaniu z zamrażarki, po chwili przyłożyła opakowanie okryte ciekawe ścierką do stłuczenia. Nie pytała się Haru o co chodzi, wiedziała że syn i tak jej nie powie, co nie znaczyło że ją to nie obchodziło. Było wręcz odwrotnie.
Białowłosy cały czas pracował nad wstrzymywanie łez, przez co jego oddech był używany, nierówny albo taki, że obcy człowiek mógłby sobie pomyśleć że ma jakiś atak serca czy coś w tym stylu.
— Zostań dziś w domu. Jeden dzień Ciebie nie zbawi, a ja zadzwonię do szkoły i powiem im że dziś się nie zjawisz z powodu choroby. Pojedziesz ze mną do szpitala, zrobimy Ci prześwietlenie. — powiedziała po czym wróciła do robienia śniadania. Nie była za tym, aby jej dziecko opuszczało lekcje, ale nie chciała aby Haru paradował po szkole że skręconym albo co najgorsze - ze złamanym nadgarstkiem. Nie chciała aby jej syn cierpiał. Wiedziała jak reagował na ból fizyczny. Był znacznie mniej odporny.
— Będę miał zaległości... — powiedział cicho, jego oddech już zaczął się normować. Sam czuł lekką ulgę.
— Jeśli raz na jakiś czas opuścisz jeden dzień w szkole, to nie zawalisz całego roku. — powiedział Johan wchodząc do kuchni żwawym krokiem. Włosy miał zupełnym nieładzie, krawat wisiał majtacąc się swobodnie na jego szyi, guziki od koszuli były rozpięte trzy od góry, a sam materiał eleganckiego ubrania z górnej część garderoby wystawał ze spodni, co nie umknęło uwadze pani Yamada.
— Johan, gazeta Ci sterczy z tyłu. — mama Haru położyła ręce na biodrach w pretensjonalnym geście i zmrużyła oczy lustrując partnera oceniającym wzrokiem.
Zaraz do kuchni wtoczył się Cole, ale nie był sam. Oddech zrobił się chaotyczny, bicie serca było nie równe a ręka jeszcze bardziej dawała o sobie znać.
— Nathaniel? Dawno Cię u nas nie widziałem. — odparł zdziwiony i zaskoczony jednocześnie gospodarz domu zauważając obecność ciemnowłosego.-— Nie zauważyłem Cię wczoraj. — dodał witając się z chłopakiem.
— Nate przyszedł wczoraj dość późno. Musieliście już spać. Bo nikt nie słyszał pukania. — powiedział Cole, sam nie wiedząc w swoje słowa. Spojrzał na Haru, który odwrócić wzrok od szatana który usiadł naprzeciwko niego. Pani domu to również nie umknęło ale nie chciała się w to wtrącać. Wejdzie, kiedy syn ją o to poprosi. Taką mieli zasadę.
— Możliwe. Dość szybko poszliśmy wczoraj spać. — powiedział Johan. — Jednak czerwone wino i zmęczenie po pracy to nie jest idealne połączenie. — Haru jak spłoszony koń przez bat na padoku wstał od stołu i pobiegł spowrotem na górę. Zaniepokoiło to nie tylko mamę Haru ale także i Johana i Cole'a.
Nikt nie wiedział o co chodzi, aczkolwiek Cole zwrócił uwagę na nadgarstek Haru i prawy policzek Nate'a. Za wiele nie było potrzeba, aby połączył fakty w jedno. Może jednak nie był taki głupi za jakiego go uważano. Tym razem to on miał przewagę nad wszystkimi i się domyślał co mogło się między nimi wydarzyć.
Haru w tym czasie siedział na schodach, tak aby nikt go nie widział. Cicho łkał, ale tak w miarę cicho aby nikt go nie usłyszał. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji, kiedy próbował sam sobie poradzić z kimś, kto w dość nietypowy sposób wyrażał chęci aby się z nim zakolegować. Ale w szatanie było coś dziwnego, coś co bardziej odstraszało Haru bo nie był chętny do zakolegowania się z nim.
Mama Haru przeszła obok schodów, akurat kiedy Haru wracał spowrotem ze swojego pokoju.
Jednak samo zostanie w domu nie tyczyło się rana. Haru musiał jechać z mamą i chłopakami najpierw do szkoły, odwieźć ich pod samą bramę a dopiero w drugiej kolejności pojechaliby we dwójkę do szpitala gdzie pracowała jego mama.
— Na dworze faktycznie dziś jest chłodno. Dobrze że wziąłeś bluzę, Haru. — uśmiechnęła się do niego lekko i spojrzała na jego rękę która nieumiejętne była zawiązana w bandaż. Chłopak był nieswój, jakby coś mocno na niego wpłynęło.
— Podwieziecie mnie teeee... eż? — do przedpokoju wpadł ojciec Cole'a który był w proszku. Wciąż miał niezwiązany krawat na szyi, marynarka przewieszona przez ramię zwisła ku ziemi. Koszula była zapięta do przedostatniego guzika pod szyją, a skórzana torba na dokumenty znajdowała się pod pachą biznesmena.
— Czyli cały samochód pełny. Johan, siadasz z przodu, Haru i chłopaki z tyłu. — na twarzy Nate'a pojawił się lekko uśmiech, który nie umknął uwadze Cole'a. W tym samym momencie mama Haru zwróciła się do niego. — Cole skarbie, usiądziesz po środku dobrze? — blondyn tym razem nie protestował. Pokiwał grzecznie głową i wszyscy ruszyli do samochodu. Nate trzymał się z przodu wycieczki, kiedy to właściwie Cole i Haru szli ostatni.
— Twoja bluza wygląda na wygodną i miękką w dotyku... — powiedział spoglądając na Haru który wciąż nie odezwał się ani słowem do nikogo.
— Idziecie? — zabrzmiał głos zdenerwowanego Johana który wsiadał do niskiego samochodu. Najwidoczniej mu się spieszyło.
— Tu chodzi o Nate'a? Mam z nim pogadać? — zapytał zatrzymując Haru przy lewych drzwiach pasażera zaraz za kierowcą. Haru lekko pokiwał głową po czym po chwili się odezwał.
— Nie chcę mieć problemów. Mam ich już dość. — powiedział i otworzył drzwi zachęcając blondyna do wejścia do samochodu.
Kiedy już wszyscy wysiedli do samochodu, mama Haru zapięła pasy i spojrzała w tylnie lusterko. Białowłosy naciągnął na głowę biały kaptur z kocimi uszami, które lekko sterczały do góry. Cole się lekko uśmiechnął.
_______________
od: Cole
Masz ładne kocie uszy
Kociaku
_______________
Haru spojrzał niechętnie na wyświetlacz telefonu który przed chwilą zawibrował w jego kieszeni od bluzy. Przymknął oczy, kiedy tył samochodu podskoczył lekko do góry, jakby matka Haru nie zwróciła uwagi na próg zwalniający. Cole przeczuwał że coś wyjątkowo złego musiało się wydarzyć, aczkolwiek nie chciał drążyć tematu, póki nie pozostanie sam na sam z Haru, któremu coraz bardziej doskwierał nadgarstek.
***
Lekarz wywołał z poczekalni nazwisko Yamada po czym siedemnastolatek podniósł się z plastikowego, niewygodnego siedzenia ociężałym krokiem wchodząc do gabinetu lekarza internisty, który patrzył na czarne kartki z prześwietlenia ręki Haru. Mężczyzna był zaintrygowany czymś co w nich zobaczył.
— Jak wygląda ten drugi? — zaśmiał się lekko lekarz ale po chwili widząc wyraz twarzy matka chłopaka przeszedł do sedna. — Nadgarstek nie jest złamany, aczkolwiek skręcony, wystarczy tylko jak założymy coś w stylu ochraniacza na rękę. Pochodzisz w nim że dwa może ze trzy tygodnie i wszystko powinno wrócić do normy. Także umówię cię na wizytę za około trzy tygodnie. Wtedy zrobimy ponownie wizytę i zadecydujemy co dalej. — dodał. Przez chwilę Haru pomyślał, że jakby internista mógł, to by ciągnął swoją wypowiedź jak monolog. Na szczęście to była krótka i zwięzła odpowiedź.
— Czy w tym czasie będę mógł jeździć na motorze? — nie obyło się bez tego pytania, białowłosy musiał zadać to pytanie lekarzowi.
— Nie szarżuj na zakrętach. Wskazana jest spokojna jazda, najlepiej po prostej ulicy. Unikaj wyścigów i wymagających dróg takich z dziurami i polnych albo leśnych. — dodał z lekkim uśmiechem i spojrzał na jego rodzica. — Syn musi bardzo uważać na rękę, najlepiej aby nie robił wymagających siły rzeczy. — powiedział na koniec i zaczął stukać w klawiaturę komputera, wpisując jakieś liczby. Najwyraźniej tylko kobieta wiedziała o co chodzi.
Po wizycie u lekarza Haru wrócił samodzielnie do domu, na nadgarstku miał założony opatrunek który pełnił rolę usztywniacza ręki. Nie odczuwał tak mocno już bólu ręki, ale wciąż gdzieś tam po cichu wiedział że jest, tylko leki przeciwbólowe tłumiły ten ból.
— Ooo, kogo my tu mamy. — usłyszał gdzieś koło ucha znajomy mu głos. Nieprzyjemne dreszcze przeszyły jego plecy, idąc w dół kręgosłupa. Wzdrygnął się.
— Czego znowu chcesz? Mam ci poprawić? — odparł białowłosy widząc Nate'a. Zaraz za niego wyłonił się Cole który próbował zażegnać całej tej sytuacji. W zasadzie chyba mu się udało w jakiś sposób.
Inne niż zwykle zachowanie Cole'a sprawiło że, siedemnastolatek zaczął zmieniać swoje zdanie na temat blondyna. Na lepsze, czy na gorsze?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro