~8~
- Hope, co Ty robisz? – spytał z oburzeniem tata widząc, że rozmawiam z jego płaszczem. Tak, to musiało wyglądać idiotycznie, ale odkąd dowiedziałam się, że rozumie ludzką mowę nie mogłam się oprzeć.
- Zaprzyjaźniam się z Twoim płaszczem – nie wierzyłam, że kiedykolwiek wypowiem takie słowa. Tata też niestety uznał je za żenujące i pokazał swoje niezadowolenie specyficznym wyrazem twarzy.
- Naprawdę powinnaś przestać błaznować. To ważny artefakt, a nie jakaś zabawka.
- Artefakt? Też mogę mieć taki?
- Nie – zaprzeczył z poirytowaniem – Artefakty są unikatowe, co oznacza, że są niepowtarzalne. Nie ma takiego drugiego płaszcza lewitacji na świecie.
- Szkoda – powiedziałam zrezygnowana.
- No cóż, za jakiś czas pewnie Ciebie również wybierze jakiś artefakt. To kwestia czasu.
- Wybierze mnie? Jak to?
- Widzę, że trochę opóźniasz się z czytaniem, prawda? – miał rację. Moja kuracja trwała tak długo, że skończyły się wakacje, a więc zaczął się rok szkolny. Teraz miałam o wiele mniej czasu na naukę sztuk mistycznych. Musiałam to nadrobić. Niedługo mogę wypróbować trik, o którym opowiadał mi tata. Ten z wychodzeniem do ciała astralnego podczas snu. Wtedy mogłabym wyrobić sporo ponad normę i z pewnością podniósłby się mój poziom wiedzy. W końcu od niedawna Wong pozwolił mi wypożyczać książki o tematyce stricte magicznej. Odlot.
- Jeszcze to nadrobię – stwierdziłam speszona. Na te słowa tata westchnął i postanowił poświęcić mi chwilkę na wytłumaczenie co nieco o artefaktach.
- Z artefaktami nie jest tak prosto jak ze zwykłą, ludzką bronią. Magiczne przedmioty są w pewnym sensie uduchowione i posiadają pewnego rodzaju świadomość, a co za tym idzie mogą dokonywać wyborów. Bywają przy tym bardzo wybredne. Dlatego niektórzy muszą latami czekać, aż jakiś artefakt wybierze ich na swoich właścicieli – te słowa wcale mnie nie pocieszyły. W końcu z moimi powolnymi postępami żaden artefakt nie będzie chciał ze mną współpracować. Byłam podminowana.
- Wszystkie wolne artefakty trzymamy w tej skrzyni – tu wskazał dużych rozmiarów drewniane pudło stojącą tuż przy ścianie – Jak uznam, że potrafisz posługiwać się magią na takim poziomie, który jest wystarczający, żebyś dała radę ujarzmić magiczny przedmiot, to wtedy dam Ci otworzyć wieko i poszukać czegoś dla siebie.
- Ok – powiedziałam mało entuzjastycznie cały czas przejęta wizją niepewnej przyszłości. Już widziałam rozczarowanie w oczach taty, kiedy żaden przedmiot mnie nie zechce. Porażka.
-------
Tego samego dnia poszłam do biblioteki wypożyczyć księgę w całości poświęconą artefaktom. Spędziłam całe popołudnie i wieczór na czytaniu. Skończyłam dopiero około drugiej w nocy. Mimo to energia mnie wręcz rozpierała. Byłam zafascynowana magicznymi przedmiotami i ich możliwościami. To musi być niesamowite móc używać któregoś z nich.
Po skończeniu lektury nie mogłam usiedzieć na miejscu. Musiałam pójść do komnaty ze skrzynią i zobaczyć wszystkie opisane artefakty na żywo. Wiedziałam, że pewnie duża część z nich jest u konkretnych użytkowników, ale jeśli nadal coś w niej się znajduje, to i tak warto to sprawdzić.
Wymknęłam się niezauważona nie robiąc hałasu. Kucnęłam przy skrzyni i ze zdumieniem stwierdziłam, że nie ma ona żadnych dodatkowych zabezpieczeń. Widocznie nikomu nie było w głowie kraść takie cenne i zarazem niebezpieczne przedmioty.
Zatarłam ręce i powoli otworzyłam ciężkie, drewniane wieko. Niestety mało co widziałam, bo nie mogłam zapalić światła, żeby się nie zdradzić. Postanowiłam więc trochę poszperać i wziąć do ręki jakikolwiek wymacany przedmiot, żeby go zidentyfikować i trochę się pozachwycać, a potem grzecznie go odłożyć na miejsce i wrócić do łóżka. Zawsze mogę przyjść tu jeszcze jutro i sprawdzić kolejny. Tym bardziej, że podobno istnieje tom drugi księgi o artefaktach, gdzie zapisanych jest jeszcze kilka magicznych przedmiotów.
W końcu powoli zanurzyłam rękę w ciemnym wnętrzu kufra. Po dotyku czułam trochę metalowych, drewnianych oraz skórzanych przedmiotów. O dziwo większości z nich nawet nie musiałam wyjmować, żeby je rozpoznać. Byłam zachwycona tym, że mogę potrzymać w ręku takie niesamowite rzeczy. Nawet, jeśli nie mogłam ich zobaczyć.
Jednak w pewnym momencie coś złapało mnie za rękę. Bardzo się przestraszyłam i chciałam zacząć krzyczeć, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że to głupi pomysł. Wyjęłam nieszczęsną kończynę ze skrzyni i próbowałam pozbyć się intruza drugą ręką. Niestety sprawiło to efekt odwrotny. W rezultacie obie dłonie były przewiązane jakimś niby skórzanym powrozem. Może nie był to jakiś mocny ucisk, ale czułam się, jak na uwięzi. Czyżby tata przewidział moje ruchy i zastawił na mnie pułapkę? Przestraszyłam się nie na żarty. Szybko wróciłam do pokoju. Przez resztę nocy próbowałam zdjąć to coś na siłę i możecie wierzyć lub nie, ale nawet ostre nożyczki nie dały rady tego przeciąć. Byłam załamana, ale w końcu musiałam dać sobie spokój. Zasnęłam nad ranem, a już o szóstej obudził mnie budzik. No tak. Znów szkoła.
Podczas lekcji próbowałam ukrywać moje ręce, a że i tak nikogo nie obchodziłam, to uniknęłam zadawania głupich pytań. Chociaż i tak miałam w razie czego gotowe awaryjne wytłumaczenia. Zimno mi. Dostałam alergii. Poparzyłam się i muszę nosić takie specjalne rękawiczki. Bo w istocie ten dziwny powróz tak się właśnie uformował.
W końcu ostatni dzwonek uratował mi życie i szczęśliwa zrobiłam portal i wróciłam do domu. Na moje nieszczęście chwilę po przybyciu ktoś zapukał do mojego pokoju. Przestraszona postanowiłam nie odpowiadać, ale gość nie dawał za wygraną.
- Hope, wiem, że tam jesteś.
~O nie! To tata! Pewnie już o wszystkim wie!~
Drżącą ręką otworzyłam pokój i szybko schowałam ręce za siebie. Nadal miałam cichą nadzieję, że nie z tym do mnie przychodzi.
- Wong kazał Ci to przekazać. To chyba drugi tom księgi o artefaktach.
- Dzięki, nie trzeba było – powiedziałam szybko. Miałam nadzieję, że położy ją na stole i wyjdzie, bo czułam, że długo nie utrzymam sekretu w innych okolicznościach. Niestety poszło inaczej niż założyłam.
- Cóż... Tak naprawdę Wong powiedział, że sama pewnie po niego przyjdziesz, ale stwierdziłem, że przekażę ją osobiście. Chciałem Cię pochwalić za to, że tak szybko wzięłaś się za nadrabianie materiału. Wiedz, że bardzo to doceniam. Jestem pewny, że teraz jeszcze szybciej będziesz robić postępy – po tych słowach zaległa niekomfortowa cisza. Tata nadal stał w moim pokoju z książką w ręce, a ja z rękami za plecami i obmyślałam w głowie system wymówek i ewakuacji. W końcu ponaglił mnie gestem do odebrania książki. - Możesz ją już wziąć – powiedział lekko zdziwiony moim zachowaniem. Czułam, że zaczął coś podejrzewać.
- Spoko. Dzięki – podczas mówienia szybkim ruchem zgarnęłam książkę i odwróciłam się, żeby położyć ją na biurku. Przez chwilę łudziłam się, że mój plan zadziałał i skutecznie wyrolowałam tatę, że nawet się nie zorientował, że coś jest nie tak. Jednak on szybko sprowadził mnie na ziemię.
- Co masz na rękach?
- Emm... Rękawiczki. Zimno mi.
- Ale przecież jest dopiero początek jesieni.
- Oj tam. Sam wiesz, że uwielbiam ciepełko – uśmiechnęłam się niepewnie. Wyczuł, że było to tak naciągane, że nie dało się chyba bardziej. Nie jestem dobra w udawaniu i kłamaniu. Niech to.
- Nie przekonałaś mnie. Pokaż ręce – po tych słowach niechętnie wyciągnęłam dłonie w jego stronę. Widziałam, jak drżą mi ze strachu przed tym, co teraz zrobi. Przecież na pewno pozna własną pułapkę i mnie ukatrupi na miejscu! Albo w najlepszym przypadku zarządzi areszt domowy i zabroni wychodzić z pokoju przez miesiąc. - Czy Ty...? – spojrzał na mnie bardzo zdumiony, ale nie dałam mu dokończyć pytania.
- Tak, przyznaję się. Szperałam w tej starej skrzyni! Wiem, że nie powinnam była tego robić, ale tak bardzo chciałam zobaczyć i dotknąć na żywo prawdziwe artefakty. I wtedy to coś przylgnęło mi do rąk i wiedziałam, że pewnie się domyśliłeś i zastawiłeś na mnie wcześniej pułapkę i... – teraz to on mi przerwał w pół zdania.
- O czym Ty mówisz? – spytał ze śmiechem – Jaka pułapka? To starożytny artefakt, Pęta Atakamy. Gdybyś przeczytała drugi tom księgi, to z pewnością byłabyś tego świadoma...
Zamurowało mnie.
- To znaczy, że... – powoli skierowałam wzrok na własne dłonie i przyglądałam się im w skupieniu.
- Tak. Już jest Twój – nie mogłam w to uwierzyć. Artefakt naprawdę mnie wybrał! Nie posiadałam się z radości. Miałam ochotę krzyczeć i skakać i to właśnie zrobiłam. Oczywiście z rozbiegu przytuliłam też tatę i podziękowałam mu za to, że pogonił mnie do nadrabiania wiedzy, co poskutkowało kilkunastogodzinną artefazą. - No już, uspokój się – zwolniłam uścisk i spróbowałam uciszyć wirujące emocje – Nie myśl, że to będzie takie proste. Pamiętasz, jak mówiłem o świadomości przedmiotów magicznych? Musisz nauczyć się z nim współpracować – przytaknęłam energicznie głową. - Przeczytaj tom drugi, a potem uzupełnienie i wszystkiego się dowiesz. A, i dogadaj się z nim w kwestii ściągania. Przecież nie możesz się myć z Pętami na dłoniach!
----------
Zrobiłam tak, jak przykazał mi tata. Uzupełniłam niezbędną wiedzę i czułam, że już wiem wszystko, co powinnam. Jednak teoria a praktyka to dwie różne rzeczy, o czym mogłam się przekonać także tym razem. Wiele czasu zajęło mi 'dogadanie się' z artefaktem i zgranie w trakcie walki, a kiedy osiągnęłam poziom zadowalający i tak wiedziałam, że jeszcze wiele przede mną.
Z księgi dowiedziałam się, że Pęta Atakamy to artefakt powstały w Afryce przez starożytnego maga. Zostały zrobione ze skóry lwa i wzmocnione magią, dzięki czemu były wręcz niezniszczalne. Bardzo dobrze chroniły dłonie i w trakcie walki stawały się ich przedłużeniem.
W uzupełnieniu napisano o dodatkowych właściwościach artefaktu, ale postanowiłam, że najpierw dopracuję umiejętności podstawowe do perfekcji, a dopiero potem zajmę się rozwinięciem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro