~40~ Epilog - zapowiedź drugiej części
Trudno było nam się umówić, ale w końcu obie zgrałyśmy się w czasie. Co prawda była to jedynie kilkunastominutowa przerwa między jej zajęciami, ale cieszyłam się, że w ogóle uda nam się ponownie spotkać.
Zmieniła się nieco od czasu, kiedy kończyłyśmy szkołę, ale widocznie ja zmieniłam się bardziej, bo nie poznała mnie mimo, że na pewno dostrzegła moją twarz wśród klientów uczelnianej stołówki. Wstałam więc i gdy tylko napotkałam jej spojrzenie, lustrujące wszystkich wokół w poszukiwaniu znajomej twarzy, uśmiechnęłam się, pomachałam na przywitanie i gestem zaprosiłam ją do stolika. Wyglądała na zdumioną, ale trwało to tylko chwilę. Mimo wszystko musiała mnie w końcu rozpoznać.
Gdy tylko usiadła podsunęłam w jej stronę kubek z gorącą kawą.
– Mam nadzieję, że dzisiaj jeszcze nie piłaś? – zapytałam, choć wiedziałam, że jeśli nie zmieniła nawyków, to dopiero dochodziła jej pora na kawę.
Spojrzała na mnie z pewną ostrożnością, najpewniej zastanawiając się, co sprawiło, że tak się zmieniłam. Kiedyś nie byłam tak dobrze zorganizowana i czasem można było odnieść wrażenie, że nie zwracam uwagi na takie szczegóły, jak czyjeś upodobania. W swoim pędzie byłam żywym srebrem i choć potrafiłam dawać innym wsparcie, to jednak przysparzałam o wiele więcej kłopotów, przy których sama również potrzebowałam kogoś obok. Mam wrażenie, że podczas zbyt emocjonalnych reakcji mogłam mocno obciążać tym innych, a również nie zauważać wtedy tego, co mogło trapić kogoś innego, choć nie robiłam tego specjalnie. Między innymi dlatego chciałam, żeby aktualna wersja mojej osoby spróbowała swoich sił, aby zrekompensować przeszłość chwilami teraźniejszości.
Muszę przyznać, że przez te kilka lat brakowało mi mojej przyjaciółki. Nasza relacja, od ostatniej rozmowy telefonicznej, powoli umierała, aż w końcu kontakt z Eloise urwał się na dobre mniej więcej wtedy, gdy zaczęły się badania nad moim powiązaniem z Kamieniem Czasu. Żałowałam tego i miałam nadzieję, że uda mi się ową więź naprawić, choć nie byłam pewna, czy nadal jest dla mnie miejsce w jej życiu. Zgoda na spotkanie budziła pewne nadzieje, aczkolwiek czułam, że jestem gotowa na wszystko.
Loy sięgnęła w milczeniu po napój, choć zauważyłam, że pozytywnie odebrała moją inicjatywę. Nadal zachowywała dystans, ale wcale jej się nie dziwiłam. W końcu po tylu latach nieobecności byłyśmy dla siebie znów obcymi osobami. Żadna z nas nie miała pojęcia, co przeszła druga. Nie był to może szmat czasu, ale z pewnością był to czas intensywny. Ona poszła na studia, a ja szukałam swojego miejsca na świecie, próbując iść śladami taty.
– Przepraszam, że nie odzywałam się do Ciebie tak długo – wypaliła, gdy oderwała usta od kubka z kawą. Spuściła wzrok, jakby było jej naprawdę przykro. Byłam zdumiona, bo miałam jej powiedzieć to samo. Poza tym miałam wrażenie, że Eloise powinna być na mnie zła o to, co się wydarzyło. Trochę pocieszył mnie fakt, że widocznie czuła podobnie, jak ja, choć z drugiej strony nie chciałam, aby siebie o wszystko obwiniała.
– Daj spokój, ja też przecież mogłam do Ciebie napisać. Po prostu obie milczałyśmy. Tak wyszło – odparłam pojednawczym tonem. Podniosła na mnie wzrok z wymalowanym na twarzy nie mniejszym zdumieniem niż to, które ogarnęło mnie chwilę temu na jej słowa.
– Mimo wszystko jest mi głupio. Słyszałam o tym, że Twój tata był jednym z zaginionych podczas Blipu. Chciałam do Ciebie napisać, ale... nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Bałam się, że tylko to rozdrapię i zamiast pomóc sprawię, że poczujesz się gorzej... Teraz wydaje mi się, że to była tylko wymówka i mogłam chociaż spróbować. Gdybyś nie chciała ze mną pisać, nie musiałabyś ciągnąć rozmowy lub w ogóle odpowiadać.
Spojrzałam na nią badawczo, zastanawiając się nad tym, co ją musiało spotkać po pstryknięciu Thanosa.
– Czy ktoś z Twoich bliskich też zniknął przez Blip? – zapytałam z troską. Nie chciałam być wścibska, jednak coś mi podpowiadało, że powinnam zadać jej to pytanie, które przecież nie było bez znaczenia wobec tego, jak się aktualnie czuła. A mając szansę na to, aby znów bliżej ją poznać, chciałam to wykorzystać na tyle, na ile mogłam.
– Nie, nikt z najbliższej rodziny i przyjaciół. Ale nie każdy miał tyle szczęścia, co ja. Zresztą chyba nikomu nie było wtenczas łatwo, kiedy tak wiele osób pogrążało się w smutku i niepewności – podsumowała.
– To prawda – przytaknęłam, przypominając sobie, jak zniknięcie połowy populacji wpłynęło nie tylko na mnie, ale i na osoby z mojego otoczenia. Większość z nich istotnie snuła się z twarzami okraszonymi bezsilnością i beznadzieją. Tak w tej, jak i innej rzeczywistości, nawet sami Avengers byli pełni niezbyt optymistycznych myśli.
Na szczęście ten koszmar się skończył i teoretycznie wszystko wróciło do normy.
– Dlaczego chciałaś się spotkać? – zapytała, a kiedy spojrzałam na nią, poprawiła się: – Dlaczego teraz?
Nie chciałam jej okłamywać. Tak, bardzo się za nią stęskniłam i chciałam odnowić znajomość, a nadarzyła się ku temu sprzyjająca okazja. I właśnie z jej powodu nie miałam pojęcia, jak Loy zareaguje na moje wyznanie.
– Za kilka miesięcy utworzy się nowa grupa osób chroniących świat. Jestem jej pomysłodawcą i współtwórcą i chciałabym mieć przy sobie najbardziej zaufane osoby.
Eloise uśmiechnęła się gorzko. Bałam się, że odbierze mój ruch za całkowicie interesowny, choć prawda była taka, że w żadnym wypadku odrzucenie mojej propozycji nie wiązałoby się z zerwaniem z nią znajomości. Całkowicie rozumiałam, iż może mi odmówić i byłam na to gotowa. Nie miałam zamiaru naciskać, ale jednocześnie miałam nadzieję, że jakoś uda mi się ją subtelnie namówić.
– Tak coś czułam, że na kilku sztuczkach magicznych się nie skończy. Zostałaś superbohaterką, prawda? Aż dziwne, że do tej pory nie słyszałam o Tobie w mediach. Walczysz w grupach zwykłych magów, zamiast u boku swojego ojca? – dopytywała nieco ironicznie, ale wiedziałam, że to z powodu tego, jak zinterpretowała moją propozycję. Najwyraźniej chciała zagrać mi na nosie słowami, które mogłyby mnie odwieść od tego pomysłu. – Poza tym, czy do takiej grupy nie powinni należeć superbohaterowie, a nie zwykli szarzy ludzie?
W ostatnim momencie powstrzymałam się od westchnięcia i jakoś przełknęłam kąśliwe uwagi Loy. Było mi przykro, że tak mnie odebrała, ale pewnie sama sobie byłam winna. Mogłam nie prosić ją o pomoc i spotkać się zwyczajnie po koleżeńsku.
– Ludzie nie są zwykli. Każdy z nas posiada jakieś umiejętności, które niekoniecznie są nadnaturalne, ale równie cenne, co supersiła, superszybkość czy podobne właściwości. Każdy, kto umie pierwszą pomoc ma szansę uratować komuś życie. Wiedza z różnych dziedzin również potrafi rozwiązać wiele problemów. Spryt, charyzma, organizacja... jest tyle cech i właściwości, które powinniśmy bardziej doceniać. Widzę w nich potencjał, dlatego Emengers będzie zrzeszało także ludzi, których określiłaś mianem szarych.
Moje słowa wywarły na niej duże wrażenie i chyba się ich nie spodziewała. Może sądziła, że potrzebuję jej jedynie, jako kogoś w stylu asystenta? W każdym razie wcale nie uważałam się za osobę cenniejszą dla nowej grupy bardziej niż Eloise. Jej wiedza, zdobywana na studiach z zakresu kryminalistyki, miała swoją wartość. A owych wartości dziewczyna miała w sobie o wiele więcej, może nawet niż sama dostrzegała.
– Zobaczymy, czy to nie jest jedynie czcze gadanie – skomentowała z kwaśną miną, po czym spojrzała na zegarek. Wiedziałam, że czas naszego spotkania się kończy, ale nawet gdyby tak nie było, to czułam, że dziewczyna mogłaby znaleźć pretekst, aby się zmyć. Zawiodłam i to wcale nie na stopie owej wymówki, czyli propozycji współpracy. To była jedynie dodatkowa opcja, a najważniejsza była dla mnie szansa na odnowienie relacji, którą właśnie w tym momencie zmarnowałam. Była to porażka bardziej gorzka niż mocna, czarna kawa, po której kubek Eloise zostawiła na stoliku.
Wstała, zasunęła za sobą krzesło, a ja w duchu wyrzucałam sobie wszystkie błędy popełnione w przeprowadzonej rozmowie. Na pewno nie zdołałam jej pokazać, że wciąż zależy mi na niej, jak na przyjaciółce.
– Nadal preferujesz cappuccino? – usłyszałam ku swojemu zdziwieniu ponownie jej głos, choć nie miał on w sobie już żadnej ironii czy uszczypliwości. Podniosłam na nią wzrok, ale zanim otrząsnęłam się z szoku, już skierowała swoje kroki ku wyjściu ze stołówki. Nawet nie zdążyłam jej odpowiedzieć, choć istotnie trafiła. – Następnym razem ja stawiam! – zapowiedziała z uśmiechem, po czym szybko zniknęła za drzwiami pomieszczenia.
Miałam ochotę odetchnąć z niespodziewaną ulgą. Wychodziło na to, że obu nam, mimo przeciwności, nadal zależy na swoim towarzystwie. Już nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania, choć wiedziałam, jak trudno będzie nam zgrać swoje grafiki. Aczkolwiek rozmowy przy kawie na uczelnianej stołówce zdecydowanie zdały swój test.
~~~~~~~~~~~~~
I tak kończy się pierwsza część opowieści o Hope Strange :) Wiem, że epilog nie był ani przełomowy, ani ekscytujący, ale właśnie taki miał być. Jest jedynie subtelną zapowiedzią części drugiej, czyli "The Emengers", która na pewno powstanie w przyszłości, jednak nie mam pojęcia, w jak odległej.
W końcu przyjaciółka Hope, w późniejszym czasie nazywana kumpelą, przez ich słabnącą relację, zyskała imię ;d Uznałam, że chcę, aby Loy miała swoje miejsce w drugiej części tej historii. Nareszcie będzie szansa ją rozwinąć, bo jej rola nie ograniczy się, jak do tej pory, do wspominania jej osoby przez kogoś innego xd
A oto lekki zarys kontynuacji:
"W alternatywnym uniwersum Marvela Tony Stark decyduje się zostać sponsorem projektu, polegającego na stworzeniu nowej grupy superbohaterów. Jego pomysłodawcą jest Hope Strange, która przy dużej pomocy ze strony innych osób organizuje międzynarodową zbiorowość, mającą na celu ochronę i pomoc istotom w potrzebie. W jej skład mogą wchodzić zarówno ludzie o specjalnych zdolnościach, jak i bez nich, gdyż liczy się chęć działania, a podstawowe umiejętności ma zagwarantować ciąg specjalnych szkoleń.
Tak duża grupa to jednak wielkie wyzwanie. Zgranie różnych indywidualności, wywołanie chęci współpracy, a także ryzyko, że ktoś dołączy do niej tylko po to, aby sabotować ją od środka."
Swoją drogą ciekawie się złożyło - zaczęłam pisać "Hope Strange" kilka miesięcy po premierze "Doktora Strange'a", a kończę ją kilka miesięcy po premierze "Doktora Strange'a w multiwersum obłędu" x'D
Jeszcze raz ogromnie dziękuję każdemu z Was za każdą minutę poświęconą na czytanie tego opowiadania ♥ Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i choć trochę dobrze się bawiliście ;)
Pozdrawiam i do zobaczenia! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro