Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~4~

~Dobry Boże! To się dzieje naprawdę!~ pomyślałam po przebudzeniu, leżąc w miękkiej pościeli. Byłam szczęśliwa, że w końcu odnalazłam tatę. I jeszcze to, że pozwolił mi zostać! Niesamowite!

*Puk, puk!*

- Proszę!

- Dzień dobry – powiedział tata wchodząc do środka. - Rozmawiałem wczoraj z Twoją mamą i... zgodziła się.

- Jest! – krzyknęłam triumfalnie.

- Ale pamiętaj, że w tym miejscu panują specyficzne zasady i, jako nowa mieszkanka, musisz ich przestrzegać.

- Pewnie, ale... tak właściwie, to co to za miejsce? – spytałam. Dnia wczorajszego nawet nie zastanawiałam się nad tym, ale dziś zrozumiałam, że to nie może być tamten budynek w Nowym Jorku, do którego weszłam nieproszona. Wszystkie meble, drzwi i okiennice bardziej przypominały styl antyczny lub orientalny, co całkowicie zbiło mnie z tropu. Zastanawiałam się, czy aby nie jesteśmy w chińskiej dzielnicy.

- To Kamar-Taj – przechyliłam lekko głowę na znak, że nic mi to nie mówi. Byłam pewna, że gdzieś już słyszałam tę nazwę, ale nie pasowała mi ona do żadnej dzielnicy nowojorskiej metropolii.

Westchnął.

- Rozumiem, że mama Ci tego nie opowiadała. Nieważne. Jesteśmy w Katmandu – wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.

- W Nepalu? – spytałam cichutko.

- Tak. Dokładnie.

- Ale jak...? – zastanawiałam się, ile w takim razie czasu byłam nieprzytomna. Czyżby kilka dni? Czy tata wsadził mnie do samolotu i przebyłam taki szmat drogi niczego nieświadoma?

- Uprzedzając pytania szczegółowe. Tak, to praktycznie niemożliwe w tak krótkim czasie dotrzeć tutaj z Nowego Jorku. Ale tylko praktycznie.

~Magia?~ przemknęło mi przez myśl.

- Użyłem portalu, żeby nas tutaj przenieść.

- Niesamowite! – krzyknęłam podekscytowana - Nauczysz mnie? Proszę!

Momentalnie spoważniał.

- Nie.

- Czemu, przecież w liście...

- Nie, Hope. To moje ostatnie zdanie na ten temat – byłam zawiedziona. Założyłam na siebie ręce i udawałam obrażoną. Miałam nadzieję, że jednak wszystko odwoła. Moje zachowanie nie przyniosło oczekiwanego skutku. - No już, nie rób takiej miny. I tak mnie nie przekonasz. Obiecałem mamie, że zostaniesz tutaj pod warunkiem, że nie będę Cię narażał na zagrożenia związane z magią – a więc to jej zawdzięczam wszystkie zakazy!

~Wielkie dzięki mamo!~ pomyślałam wkurzona.

- Ale i tak jakoś będziemy musieli przynieść z domu Twoje rzeczy, a potem wysyłać Cię do szkoły, jeśli chcesz tu zostać na dłużej.

~Tak!~

- Dzięki, tato! – powiedziałam z delikatnym uśmiechem. Odwzajemnił, po czym odwrócił się w stronę wyjścia.

- Za pół godziny będę z powrotem. Masz być już gotowa do drogi!

-------------

Wyszykowałam się nadzwyczaj szybko i podekscytowana co chwilę zerkałam na zegarek, czekając na przyjście taty.

Pojawił się punktualnie o dziesiątej.

Zerwałam się na równe nogi słysząc nacisk na klamkę. Już miałam wychodzić z pokoju, kiedy on zamknął za sobą drzwi, a ja spojrzałam na niego zdumiona. Widząc moją zawiedzioną minę powiedział:

- Wygodniej będzie nam zrobić portal tutaj, żeby jak najłatwiej przenieść Twoje rzeczy – przytaknęłam i z zapartym tchem obserwowałam wszystkie jego ruchy.

Wyciągnął przed siebie lewą rękę. Zauważyłam, że na palec wskazujący i środkowy miał nasunięty pierścień identyczny, jak ten, który znalazłam w liście urodzinowym. Zapomniałam mu wspomnieć, że mam go przy sobie, ale uznałam, że teraz nie czas na takie uwagi. Podczas moich rozmyślań tata skierował swoją prawą rękę do przodu i zaczął zataczać nią sporej wielkości koła. Chwilę później pojawił się przed nim migoczący okrąg, a w jego wnętrzu ujrzałam... mój pokój! Jak to w ogóle możliwe?

Zafascynowana spojrzałam na niego, czekając na pozwolenie. Kiwnął głową w moją stronę, więc niepewnie podeszłam do magicznego przejścia. Bałam się, że iskry zapalą moje włosy, ale okazały się być nieszkodliwe. Po chwili wahania zamknęłam oczy i przekroczyłam magiczny pierścień ognia.

O dziwo wcale nie upadłam z wysokości na podłogę, jak zwykło się dziać w filmach czy bajkach z elementami magicznymi. Wręcz przeciwnie, podłoga była na tej samej wysokości, jak ta w moim nowym pokoju w Kamar-Taj. Byłam zafascynowana sztuczkami taty i z tyłu głowy nadal miałam cichą nadzieję, że kiedyś zmieni zdanie co do mojej nauki sztuk mistycznych.

Pokój spowijał mrok. Jedynie na podłodze widać było jasne smugi światła bijące od okien. Zastanawiałam się, czemu mama zasłoniła okna, ale kiedy się odwróciłam ze zdziwieniem odkryłam, że rolety są zwinięte tak, jak je zostawiłam opuszczając dom w poszukiwaniu taty. Jedynie okno, którym wtedy wyszłam, było już zamknięte. Okazało się, że była noc, a blask pochodził od Księżyca, a nie, jak zakładałam, od Słońca. Z irytacją skarciłam się w myślach. No tak, nie pomyślałam o wielkiej różnicy czasu między Nowym Jorkiem i Nepalem. Jako, że na moim zegarku widniała godzina dziesiąta minut trzynaście, to tutaj, w moim rodzinnym domu była zapewne w przybliżeniu północ lub pierwsza, czyli środek nocy.

Poczułam ulgę. Przez dziurę pod drzwiami nie widziałam żadnego światła na korytarzu, więc mama na pewno śpi. Nie chciałam jej teraz widzieć. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko naprawić. Na razie czułam jeszcze nieugaszony żal, który nie chciał minąć, chociaż tak bardzo próbowałam.

Stałam tak w bezruchu pochłonięta przemyśleniami, kiedy do pokoju wkroczył tata. Wszedł tak cicho, jak podczas naszego pierwszego spotkania tak, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że stoi tuż za mną.

- Pokażesz mi, co chcesz zabrać? - podskoczyłam przestraszona. Nie spodziewałam się, że wejdzie. Byłam przekonana, że musi tak stać i czarować, żeby portal nie zgasł. Jednak kiedy się odwróciłam zrozumiałam, że się myliłam. Pomarańczowożółte światło ciągle zataczało sporej wielkości okrąg tuż przy ścianie obok szafy. - Mam nadzieję, że nie każesz mi zabierać wszystkiego, łącznie z meblami. Magia magią, ale Twój nowy pokój, nie oszukujmy się, nie jest taki duży, jak ten - popatrzył na mnie znacząco, chcąc zrozumieć, dlaczego milczę. Prawdopodobnie myślał, że złapał mnie sentyment i chcę zostać albo przemeblować nowy pokój tak, żeby wyglądał jak ten stary. Postanowiłam mu uświadomić, jak bardzo jest w błędzie.

- Nie, nie ma takiej potrzeby – powiedziałam ruszając w kierunku szafy - Możesz zabrać rzeczy z biurka, a ja zaraz wyciągnę potrzebne ciuchy.

Pokiwał głową.

- Ok, w takim razie zabieram się do roboty – odpowiedział, po czym poszedł w stronę mojego byłego biurka. Ja również wzięłam się do pracy. Wybrałam dwie trzecie ubrań i ułożyłam je na stos pośrodku pokoju.

Podczas wyjmowania ciuchów w pewnym momencie zorientowałam się, że tata nic nie robi. Kilka razy zrobił już małe portale i przetransportował lampkę oraz kilka długopisów i ołówków walających się po biurku, ale teraz stał w bezruchu, trzymając coś w ręce. Niestety był odwrócony do mnie bokiem tak, że jego ramię zasłaniało mi widok. Zaniepokojona jego zachowaniem postanowiłam się do niego odezwać, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.

- Coś się stało? – słysząc moje słowa momentalnie się ocknął. Wziął głęboki oddech zupełnie, jakby przez chwilę 'zawieszenia' wcale nie oddychał. Zanim odpowiedział, przetarł jeszcze ręką twarz.

~Czyżby płakał?~ pytałam sama siebie ze zdziwieniem. Przecież w moim pokoju nie było żadnych pamiątek związanych z mamą, a podejrzewałam, że tylko one mogłyby spowodować w tacie chwilowy wylew emocji.

- Nie, wszystko ok – powiedział względnie normalnym głosem, po czym na znak tego, że będzie kontynuował pracę, położył na biurku to, co przed chwilą dzierżył w swojej ręce. Przez bardzo małe natężenie światła nadal nie mogłam dojrzeć, czym jest owa tajemnicza rzecz, jednak poznałam ją po dźwięku wydanym przy odkładaniu.

To było zdjęcie taty. Teraz to mi do oczu napłynęły łzy. Czułam jego emocje i wiem, że oboje musieliśmy przechodzić ciężkie momenty związane z rozstaniem na przestrzeni wielu lat. W duchu cieszyłam się, że w końcu dobiegł koniec separacji. On odzyskał córkę, a ja ojca.

----------------------

~Ah, jak tu jest przytulnie!~ pomyślałam, kiedy w końcu poukładałam wszystkie rzeczy przeniesione ze starego pokoju. Byłam niesamowicie zadowolona z wyniku mojej pracy, chociaż zajęła mi dobre kilka godzin, przez co mimo późnej pory nie jadłam jeszcze kolacji. Pokój, choć o wiele mniejszy, wydawał się być cieplejszy i emanowała z niego dobra energia.

A może to tylko ja odczuwam tak wielką radość, że aż wypełnia ona mój nowy pokój?

Bo w gruncie rzeczy wprost promieniałam. Moje serce kumulowało niesamowitą euforię za przyczyną wydarzeń z ostatnich dni. Znalezienie taty, możliwość mieszkania z nim, a teraz własny, bezpieczny pokój! Coś niesamowitego!

*Puk, puk*

- Hope, to chyba pora na kolację, nie uważasz? – powiedział tata, zaglądając do pokoju. Przyjrzał się uważnie wnętrzu, ale nic nie powiedział o wystroju czy plakatach wiszących na ścianach.

- No, masz rację – powiedziałam przecierając senne oczy – Chyba trochę się zasiedziałam... Ale było warto. Jak Ci się podoba mój nowy pokój?

- Nieźle, ale teraz chodź już na kolację! – westchnął zniecierpliwiony i poczekał, aż powoli i z lekkim opóźnieniem zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę drzwi.

Kiedy tak szłam za nim korytarzem uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie przy kolacji poznam jakieś osoby tu mieszkające. Zaraz senność ustała, a ja z niecierpliwością szukałam wzrokiem drzwi prowadzących do jadalni. Jakie było moje rozczarowanie (w podwójnym znaczeniu), kiedy weszliśmy do małego pomieszczenia z aneksem kuchennym i stolikiem dla dwóch osób. Stanęłam jak wryta.

- Ale, jak...?

- Hm? Co jak? – spytał, stawiając talerze z kanapkami na blacie.

- Nieważne...

- Ok – powiedział, siadając przy stole. Ja również usiadłam. Zdziwiłam się, że odpuścił tak łatwo. Mama zazwyczaj dopytywała do skutku.

- Bo chodzi o to, że... myślałam, że poznam kogoś stąd. Mogłabym się zakolegować, no wiesz... Pogadać.

- Nie, Hope.

- Czemu nie?

- Wszyscy mieszkający w Kamar-Taj są... nietypowi.

- Są magikami?

- Tak... Obiecałem Twojej mamie, że nie będę Cię narażał, więc nie zamierzam tego robić.

- Ale tato... Obiecuję, że nikogo nie będę namawiać na uczenie mnie sztuk magicznych!

- Mistycznych.

- Nieważne... Naprawdę nie mogę się z nikim widywać? – patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Czułam, że się kruszy.

- No dobrze. Zobaczymy, co da się zrobić.

- Jej!

- Ale nic nie obiecuję, dobrze? – uspokoił mnie stanowczo.

- Dobrze – przytaknęłam i zabrałam się za jedzenie upragnionej kolacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro