Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~30~

Natasha z dużym entuzjazmem przyjęła wiadomość o decyzji Kapitana. Powiedziała, że już dawno trzeba było przedstawić mnie drużynie. Rzeczywiście pamiętam, że nawet gdy była sceptycznie do mnie nastawiona, to prosiła Steve'a, żeby nie trzymał mnie w tajemnicy przed innymi. W końcu postawiła niejako na swoim i z dozą satysfakcji patrzyła na zmieszanego Kapitana, któremu oznajmiła, że to on ma wszystko reszcie wytłumaczyć.

Teraz patrzyła już na to lekko, bo wiedziała, że nigdy nie stanowiłam dla nich zagrożenia, ale domyślałam się, że drużynie trzeba będzie przekazać to dość delikatnie i umiejętnie, żeby nie wywołać wielu negatywnych emocji i niepokojów. Sama bałam się tego, jakie będą reakcje, ale byłam zbyt zdeterminowana, aby pomagać, więc nie zamierzałam się wycofywać i przez całe życie egzystować w ukryciu.

- Stresujesz się? - zapytała Natasha, kiedy w końcu po kilkunastu dniach udało się znaleźć termin, który wszystkim odpowiadał. Siedziałyśmy w jej 'centrum dowodzenia' i czekałyśmy na pojawienie się hologramów, a Steve ze zdenerwowania chodził w kółko w zamyśleniu, najpewniej szlifując w głowie to, co miał zamiar im wszystkim powiedzieć.

- Trochę - odpowiedziałam z westchnieniem, na co agentka uniosła brew pokazując, że nie do końca wierzy w moje słowa. - No dobra, bardzo się boję. Sprawa dotyczy mnie bezpośrednio, mogę powiedzieć coś nie tak lub w ogóle nic nie powiedzieć, a na dodatek bardzo dobrze wiem, że stres wszystko potęguje... - wyliczałam. Po tych słowach Natasha zwróciła się do mnie przodem i złapała mnie za dłonie.

- Hej, wszystko będzie dobrze. Wyjaśnienia pozostaw mi i Steve'owi. Jeśli nie będziesz się czuła na siłach, to nie musisz nic mówić, ok? - pokiwałam głową w geście zrozumienia.

- Ok. Po prostu nie chcę zostawiać wszystkiego na Waszej głowie.

- Nie zostawiasz. Jesteś tu z nami, a to całkowicie wystarczy. A teraz spróbuj się trochę rozluźnić i pomyśleć o czymś miłym. Oddychaj głęboko - agentka sama zaczęła również głęboko oddychać, patrząc mi w oczy, abym za nią powtarzała. Gdyby stał przede mną ktokolwiek inny, to pewnie przewróciłabym tylko oczami, uznając taką sytuację za żenującą. Znałam jednak opiekuńczość Natashy i doceniałam, że wiedząc o mojej metodzie na uspokojenie po prostu chciała dodać mi śmiałości, aby jej użyć przy niej i Kapitanie. - Lepiej?

- Tak. Dzięki wielkie - powiedziałam, uśmiechając się do niej lekko.

- Nie ma za co - odparła, po czym uścisnęła mocniej moje dłonie, dodając mi otuchy. Puściła je gwałtownie w momencie, gdy w pomieszczeniu pojawił się pierwszy mieniący się błękitem hologram. Niedługo potem w pokoju był już komplet aktualnie działających super-bohaterów. Pięć sylwetek osób, które zaraz miały się o mnie dowiedzieć. Pięć osób, z którymi być może będę współpracować.

Nebulę i Okoye jedynie kojarzyłam. Nawet w mojej rzeczywistości nie widziałam się z nimi zbyt często i mało o nich wiedziałam, choć chętnie bym je bliżej poznała. Obie wyglądały na bardzo stanowcze osoby o silnych charakterach. Carol pierwszy raz zobaczyłam na oczy dopiero w tej rzeczywistości, ale wypowiedziane przez nią wtedy słowa oraz postawa zyskały w moich oczach duży szacunek. Jamesa Rhodesa znałam przed czerwonym portalem, jednak miałam z nim nikły kontakt, gdyż bywał tylko pośrednikiem między mną i osobami bardziej decyzyjnymi.

Czułam się więc trochę przytłoczona ich obecnością, jako obcych mi osób. Miałam wrażenie, że jest mi duszno, a domyślając się, iż to jedynie przez stres, miałam nadzieję, że dzięki Kapitanowi i Natashy owa 'obcość' zostanie zniesiona i atmosfera będzie mniej oficjalna, a co za tym idzie, swobodniejsza.

Na widok znajomego szopa pracza mimowolnie się uśmiechnęłam. Niestety wiedziałam, że to nie tego Rocketa znam. Miałam nadzieję, że moja mina nie została przez niego zauważona i przypadkiem odebrana, jako prześmiewcza.

- Widzę, że wszyscy już są... Cieszę się, że udało Wam się tu zebrać na moją prośbę - zaczął chyba nawet zbyt uroczyście Kapitan. - Sprawa, która jest ku temu powodem, może nie jest sprawą życia i śmierci, ale sądzę, że jest na tyle ważna, abyście mnie wysłuchali.

- Niby mówisz, że nie jest to sprawa życia i śmierci, a jednak wezwałeś nas wszystkich. Już się boję - wpadł mu w słowo Rocket, nie mogąc powstrzymać się od komentarza. Ten zwyczaj miał również w mojej rzeczywistości, więc pozytywnie zaskoczyłam się, że to kolejna osoba, która bardzo możliwe, że niewiele różni się od swojego odpowiednika z charakteru. Kapitan spojrzał na niego unosząc brew.

- No co? Jak przejdziesz w końcu do sedna, to przestanę snuć spekulacje - dodał szop na swoją obronę, ponaglając tym samym Kapitana do wyjawienia swojej motywacji. Zamiast jednak dać dojść Steve'owi do głosu, kontynuował: - A mam ich wiele, tak samo jak pytań. Chociażby o to, kim jest ta osoba? Pierwszy raz ją na oczy widzę - powiedział, wskazując na mnie.

Poczułam się trochę znów jak mała dziewczynka, która została wskazana palcem w towarzystwie dorosłych i to do nich kierowane jest pytanie o mnie. Zupełnie, jakbym sama nie mogła za siebie odpowiedzieć. Nieco mnie to dotknęło, więc znalazłam w sobie motywację, aby się odezwać i odpowiedzieć.

- Jestem Hope Strange.

- Strange? Jak ten czarodziej? - dopytywał zdziwiony Rocket. Jego słowną samowolkę przerwał jednak w końcu Kapitan, który widocznie musiał być lekko strapiony tym, że rozmowa zaczyna toczyć się zbyt szybko i nie tak, jak planował, żeby nie wzbudzić paniki i nieopanowanych dyskusji.

- To właśnie Hope jest powodem tego, dlaczego Was tutaj zebrałem. Chciałem Wam ją przedstawić, ponieważ możliwe, że za jakiś czas stanie się członkinią Avengers - wszyscy na moment ucichli. Chyba nie do końca tego się spodziewali. Ale trudno im się dziwić, podobno dawno nie przyjmowali nikogo nowego.

- Każda nowa osoba w zespole na pewno się przyda - skomentowała poważnie, jakby rozważając to pod praktycznym kątem, Carol. Byłam jej wdzięczna, że zareagowała tak neutralnie, a nawet może trochę pozytywnie. Czułam, że taki dobry początek może zwiastować także kolejne podobne reakcje reszty drużyny. Uznałam, że może nie będzie tak źle, jak wcześniej podejrzewałam.

Mój entuzjazm zdołał jednak szybko ostygnąć w obliczu kolejnej wypowiedzi, którą poprzedził lekki śmiech.

- Chcesz zrobić jak Tony i przyjąć do nas dzieciaka? Myślałem, że nie będziemy powielać już tego błędu - skomentował Rhodes, kręcąc głową. Słyszałam o tym, jak Peter dołączył do Avengers tak w mojej rzeczywistości, jak i tej, w której się znalazłam, jednak nigdy nie sądziłam, że ktoś uważał jego przyjęcie za błąd.

- Hope od niedawna jest już pełnoletnia. Poza tym od kiedy uważasz, że przyjęcie Petera Parkera do Avengers było błędem? - powiedział Kapitan niemniej zdziwiony tą reakcją kogoś z drużyny.

- Od kiedy tuż po tym chłopak przepadł. To nie jest robota dla niedoświadczonych rekrutów. Wcielając ją drużyny tylko narażasz dziewczynę na niebezpieczeństwo - odparł James pouczającym tonem. Rzeczywiście było tak, że Peter nie od razu przyjął ofertę stania się członkiem Avengers, a kiedy do tego doszło, to niedługo po tym zniknął podczas pstryknięcia Thanosa. Mimo to uważałam za niesprawiedliwe łączyć ten tragiczny przypadek z wiekiem Petera. Z tego co słyszałam bardzo mocno przysłużył się swoim działaniem, jako Spider-man, chociażby właśnie podczas potyczki z fioletowym tytanem i nie powinno się owych zasług mu odbierać.

- Jeśli zauważyłeś, to nie tylko Peter zniknął z naszej drużyny podczas pstryknięcia, a nie wydaje mi się, żeby powodem zniknięcia kogokolwiek z nich był brak doświadczenia - zauważył Kapitan. - Poza tym Hope dołączy do nas tylko, kiedy sprawdzimy jej zdolności w terenie i każde z Was się zgodzi, aby stała się częścią naszej grupy. To były jej warunki.

- A jakie warunki stawiali jej rodzice, co? Podpisali zgodę na poważne uszczerbki na zdrowiu lub śmierć? - dopytywał z praktycznej strony James. Były to kolejne słowa posłyszane na tym spotkaniu, które w jakiś sposób mnie uderzyły. - Co? Powiedziałem coś nie tak? - zapytał, widząc zmieszane twarze Steve'a i Natashy, którzy najpewniej zastanawiali się, jak powinni to w dość prosty sposób wytłumaczyć, aby nie brzmiało to aż tak nieprawdopodobnie. - Nie mówcie, że ona jest sierotą, a ja plotę głupoty. Jeśli tak jest, to wybacz, nie chciałem Cię urazić - zwrócił się tym razem do mnie, zupełnie spuszczając z tonu, przez co znów byłam bardzo zaskoczona.

W końcu nie miałam pojęcia czy mnie atakuje, czy nie, choć po tych słowach miałam podejrzenie, że może wcale nie chodziło mu o podważenie mojej kandydatury do Avengers, a po prostu ochronę mnie przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a Steve'a przed załamaniem po stracie kogoś na kształt ucznia. Słyszałam, że podobno z tego powodu właśnie Tony opuścił drużynę i zaczął wieść życie cywila. Wiedziałam też, że James był jego przyjacielem, więc podejrzewałam, że poczuł aż za mocno, co taka strata może zrobić z człowiekiem.

- Spokojnie, nic się nie stało. Mam rodziców... teoretycznie - powiedziałam, aby go uspokoić, ale ostatnie wypowiedziane słowo tylko spowodowało jego kolejne wątpliwości co do mojej osoby.

- Teoretycznie? Ale co to ma znaczyć? - dopytywał, trochę zniecierpliwiony.

- To skomplikowane - odezwał się w końcu Steve. - Hope pochodzi z równoległej rzeczywistości.

- Wow, to nie coś, czego się spodziewałem - skomentował Rocket w momencie, kiedy wszyscy byli w lekkim szoku. Rhodes otworzył szerzej oczy ze zdumienia.

- Żartujecie sobie? To niemożliwe! Masz na to jakieś dowody? - spytał mnie z powątpiewaniem. Poczułam się jak pod ostrzałem i nie wiedziałam czy w stresie dam radę cokolwiek wydukać. Już miałam coś powiedzieć, ale ubiegła mnie Natasha.

- Mamy na to dużo dowodów. Zbadaliśmy to, co wskazała, jako przyczynę swojego pojawienia się w naszej rzeczywistości. Hope ma powiązanie z Kamieniem Czasu, a kiedy wszystkie Kamienie Nieskończoności były użyte w jednym momencie przepływała przez nią część ich mocy. Poza tym pokazała nam zdjęcie ze swoim ojcem. Jest autentyczne - James nadal był tym mocno zszokowany i wyglądał na osobę sceptyczną. Z jednej strony wcale mu się nie dziwiłam, ponieważ sama bym w to nie uwierzyła, gdybym tego nie przeżyła, jednak z drugiej strony naprawdę nie miałam innego sposobu, aby się wybronić. Nie mogłam przecież zrobić portalu do mojej rzeczywistości i przyprowadzić innego Kapitana Ameryki.

- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Po prostu... nasza drużyna jest akurat osłabiona i nagle pojawia się ona, chcąc do nas dołączyć. Czy to nie jest, nie wiem, dziwne? Może jest po prostu jakąś czarodziejką z naszej rzeczywistości, a wcisnęła Wam tą bajkę, aby zyskać w Waszych oczach?

- Rhodey, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? Mamy dowody! - powiedziała z oburzeniem Natasha. Może James za bardzo przypominał jej to, jak ona dawniej była sceptycznie do mnie nastawiona? Byłam pewna, że jeśli będzie trzeba, to agentka będzie w stanie pokazać mu wszystko, czego się o mnie do tej pory zdołali dowiedzieć.

- Na co? Na równoległą rzeczywistość czy jakieś właściwości tej dziewczyny? Nat, ja naprawdę nie chcę nic mówić, ale to brzmi naprawdę mało wiarygodnie... - słysząc tę pełną emocji dyskusję nie mogłam wytrzymać i zaśmiałam się. Niestety chyba zbyt głośno, a nie pod nosem, jak zamierzałam, bo zaraz zwrócono na mnie niechcianą uwagę.

- Czemu się śmiejesz? - zapytał zrezygnowany Rhodes. Na początku zdębiałam, ale uznałam, że nie ma wyjścia. Muszę powiedzieć to, o czym wtedy pomyślałam, zamiast wymyślać mało wiarygodne wymówki na poczekaniu. Wszyscy nagle umilkli, czekając na moją odpowiedź.

- Walczyłeś z istotami z innych planet, miałeś styczność z nordyckimi bogami, a Twoim kumplem jest gadający szop pracz. Dobrze wiedzieć, że inna rzeczywistość jest czymś mało wiarygodnym na tle tego wszystkiego, co do tej pory widziałeś, James - nie wiem, skąd pojawiła się we mnie śmiałość, aby wypowiedzieć te słowa, jednak gdzieś wewnątrz siebie czułam, że są to słuszne spostrzeżenia, które może skłoniłyby resztę do jakiegoś komentarza. W końcu do tej pory byłam niepewna, jakie pierwsze wrażenie zrobiłam na wszystkich super-bohaterkach, którym zostałam przedstawiona.

Nagle usłyszałam lekki, kobiecy śmiech.

- Już Cię lubię, mała - skomentowała Carol, puszczając mi figlarnie oczko.

- Co? Ty jej wierzysz? - zapytał Rhodes, zwracając się bezpośrednio do Danvers, ze zdziwieniem w głosie.

- W sumie ma trochę racji w tym, co powiedziała... - przyznał niepewnie Rocket. Na jego słowa James pokręcił głową z rezygnacją.

- W porządku, w takim razie czym jest ta Twoja inna rzeczywistość i czemu postanowiłaś zostać u nas? - zapytał, dając mi szansę na obronę.

- To nie był mój wybór. Nie panowałam nad pojawieniem się tutaj i nie jestem w stanie samodzielnie wrócić. A co do początku pytania... Z tego, co wyjaśniała mi Shuri z mojej rzeczywistości, to moja i Wasza to po prostu swego rodzaju równoległe światy o podobnej linii czasowej, które zbliżyły się do siebie przez jednoczesne używanie wszystkich Kamieni Nieskończoności przez fioletowego tytana. Kiedyś o tym słyszałam, ale nie zagłębiałam się bardziej w ten temat. Tata nazywał to zjawisko multiwersum.

- Też słyszałam już gdzieś o tym pojęciu - wtrąciła do tej pory milcząca Nebula. Jej słowa chyba doprawiły tylko rezygnację Rhodesa, który cały czas kręcił głową z niedowierzaniem, ale najwyraźniej już nie miał siły się kłócić. Miałam nadzieję, że naprawdę uwierzy ostatecznie w to, jak wnikliwie sprawę zbadali odpowiedzialni za mnie Steve i Natasha.

- Nie widzę sensu dalszej nadmiernej analizy. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości czy pytania powinien zostać na końcu i omówić to z Wami sam na sam. Nie wiem, jak Wy, ale Dora Milaje mają ręce pełne roboty - upomniała zebranych Okoye. - Witamy Cię w drużynie, Hope Strange. Twoja pomoc na pewno przyda się mojemu oddziałowi.

- Dziękujemy Ci, Okoye - powiedziała z uśmiechem ulgi Natasha.

- No dobrze, przyjmuję wniosek Okoye. Spotkanie uważam za zakończone, dziękuję Wam wszystkim za przybycie. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania, to niech zostanie na koniec - zarządził Kapitan i popatrzył znacząco na Rhodesa. Ten tylko pokręcił głową z rezygnacją.

- Nie mam więcej pytań - powiedział cicho i zniknął. Tuż po nim zniknęła większość hologramów. Została tylko Carol, która podobno i tak dość rzadko pojawiała się na spotkaniach ze względu na to, że miała najwięcej regionów do pomocy i monitorowania. Zastanawiałam się czy tym razem została w mojej sprawie, czy może z jakimś pytaniem do Steve'a lub, co bardziej prawdopodobne, Natashy.

- Śmiało, Carol, możesz mówić. W czym rzecz? - zachęciła ją agentka.

- Jakie masz umiejętności, mała? Bo sądzę, że to ważna informacja, a chyba nikt o niej nie wspomniał - faktycznie, dopiero po jej słowach zorientowałam się, że nie daliśmy znać o tym, co właściwie mogę zaoferować przy pomocy członkom drużyny. Tak bardzo zaabsorbowałam się obroną przez wątpliwościami Jamesa, że zupełnie o tym zapomniałam. Po minie Steve'a wnioskowałam, że on chyba też nie jest zadowolony takim obrotem spraw. Domyślałam się jednak, że bez problemu przekażą reszcie te informacje w innym terminie, aby mogli wybrać, kto by mnie po prostu potrzebował.

- Głównie magia. Potrafię też używać różnych stylów walki wręcz, przede wszystkim tych azjatyckich, ale innych też się uczę - spojrzałam kątem oka na Kapitana. - Wydaje mi się, że najbardziej przydatne będzie to, że potrafię tworzyć portale do różnych miejsc, więc o wiele łatwiej i szybciej można się do nich dostać nawet niż za pomocą latania.

- Brzmi świetnie. Kiedy mogłabyś do mnie dołączyć? - zapytała. Zaskoczyła mnie swoją propozycją. Nie byłam na to gotowa, ale jednocześnie poczułam ekscytację, że naprawdę będę mogła współpracować z osobą, która była w jakimś sensie moim autorytetem.

Zaraz jednak spadłam na ziemię, bo zorientowałam się, że Danvers stacjonuje w kosmosie, co zupełnie wykluczało moje wsparcie.

- Ja... Chciałabym... Byłabym zaszczycona, ale... Okropnie mi głupio, bo chyba nie jestem w stanie tworzyć portali w kosmosie... to znaczy poza Ziemią - plątałam się w wypowiedzi ze stresu i wstydu. Poczułam się, jakbym reklamowała uprzednio coś, czego finalnie nie byłam w stanie zaoferować. - Po prostu aby stworzyć portal muszę wyobrazić sobie dokładne miejsce docelowe, więc muszę je znać lub wcześniej zobaczyć jego zdjęcie lub nagranie. Poza tym boję się, że różnica w składzie atmosfery i ciśnieniu może wywołać katastrofalne skutki. Jeszcze niewiele wiem o takich międzyplanetarnych wędrówkach. Przepraszam...

- Nic się nie stało - zapewniła Carol. - Szkoda, ale mam przeczucie, że jeszcze w przyszłości uda się nam razem współpracować.

- Byłoby wspaniale - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Bardzo żałowałam, że musiałam odrzucić propozycję Danvers, ale jej słowa trochę mnie pocieszyły. W końcu pewnie nie raz będę miała okazję zobaczyć ją, jak i resztę drużyny na żywo. Na początku nie było to dla mnie jasne, bo nadal nie mogłam się czasem wyzbyć wrażenia, że niebawem wrócę do mojej rzeczywistości i pobyt tutaj jest tylko tymczasowy. Jednak kiedy znów uświadamiałam sobie, że jest inaczej i zostanę tu na zawsze, jednocześnie uderzało mnie poczucie tęsknoty, ale i nadziei oraz motywacji, które wzrastały z czasem dzięki wsparciu Steve'a i Natashy. Miałam nadzieję, że to tylko kwestia miesięcy, zanim całkowicie stanę się częścią tej rzeczywistości i poczuję się tu tak, jak w bezpiecznym nowym domu, wśród społeczności, do której nareszcie przynależę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro