Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~13~

Z błogiego snu wyrwał mnie dźwięk SMS'a. Otworzyłam leniwie oczy. Już miałam je zamknąć i z powrotem oddać się w ramiona snu, ignorując fakt otrzymanej wiadomości, jednak sygnał się powtórzył. Drugi SMS. Jasna cholera. A miałam dłużej pospać. Nawet specjalnie nie nastawiałam budzika, a tu komuś zachciało się pisać do mnie z samego rana. Swoją drogą ciekawiło mnie kto to mógł być. Z powodu naprawdę krótkiej listy kontaktów doszłam do wniosku, że to pewnie znów mama. Od kilku tygodni nalegała na spotkanie, a ja za każdym razem wymyślałam nowy powód, żeby się od tego wymigać. Wypadałoby jednak w końcu się zgodzić, choćby dla świętego spokoju. Już pal licho wszelkie konsekwencje. Najwyżej będę się przed nią tłumaczyć albo znowu się pokłócimy, jak wtedy, kiedy jeszcze mieszkałam z nią w Nowym Jorku. Stwierdziłabym, że to były dobre czasy, jednak prawda jest taka, że nie chciałabym do tego wracać. Mamy często nie było w domu, ze względu na jej pracę, a kiedy zaczęła się spotykać z tym mężczyzną (o czym wtedy jeszcze nie wiedziałam), to nasze relacje zanikły już zupełnie. Tak bardzo tęskniłam za wczesnym dzieciństwem, kiedy wprowadzała mnie w świat. Wtedy była. Była dla mnie i przy mnie. Niestety to nie wróci już nigdy.

Ucięłam wszelkie retrospekcje, kiedy zorientowałam się, że jak tak dalej pójdzie, to naprawdę znowu zasnę. Westchnęłam przeciągle zdając sobie sprawę z tego, że jednak muszę zwlec się z łóżka chociażby po to, żeby sięgnąć po telefon leżący na biurku. Usiadłam na miękkiej pościeli i przetarłam senne oczy. W momencie, kiedy jeszcze przyzwyczajałam się do otaczającej mnie jawy przyszedł kolejny SMS.

~Oho! Sprawa musi być poważna~ pomyślałam, zwracając uwagę na częstotliwość pojawiania się wiadomości, świadczącą o zniecierpliwieniu ich nadawcy.

W końcu wstałam, podeszłam do biurka i wzięłam do ręki migający telefon. Po odblokowaniu z zaintrygowaniem wpatrywałam się w ekran urządzenia, gdyż autorem wiadomości jednak nie była mama, a Shuri.

           /Wpadnij do mnie. To pilne./

           /Wstawiaj śpiochu – już po dziesiątej! :P/

           /Mam coś, co Cię zainteresuje./

Czyżby ciemnowłosa chciała mi w końcu przedstawić wszystkie wyniki swojej pracy? Jeśli tak, to czego się dowiedziała? Byłam tym tak zaciekawiona, że ubrałam się szybko, wręcz automatycznie i w mgnieniu oka znalazłam się w jej pokoju.

Zastałam ją stojącą przy biurku, z kartką w jednej i długopisem w drugiej dłoni. Wyglądała, jakby naprawdę wyczekiwała mojego przyjścia. Widocznie sprawa rzeczywiście nie mogła poczekać.

- Nareszcie, śpiąca królewno! – zażartowała, jednocześnie zdradzając to, jak bardzo nie mogła się doczekać, co tylko ugruntowało mnie w przekonaniu, że ma niesamowicie ważne wiadomości. Spodziewałam się wielkich rewelacji i lawiny zdziwienia.

- Nawet mnie nie denerwuj – odparłam, imitując rozgoryczenie. – Miałam dziś odespać wczorajszy trening. Mam nadzieję, że masz dla mnie naprawdę cenne informacje, bo inaczej nie zawaham się pokazać na Tobie rezultatów ostatnich ćwiczeń – mówiłam z wielką powagą, chociaż obie wiedziałyśmy, że nie byłabym do tego zdolna. Ale swoją drogą naprawdę padałam z nóg. Nie miałam nawet siły na głębsze wyrażenie swojego rozbawienia, które towarzyszyło mi praktycznie zawsze w obecności ciemnowłosej koleżanki. Powoli zaczęłam zastanawiać się, czy relacja nas łącząca nie zakrawa już przypadkiem o przyjaźń. Chociaż w szkole miałam osoby, które nazywałam tym zaszczytnym mianem, to jednak z czasem zdałam sobie sprawę z tego, że tamte relacje nigdy nie były czymś tego pokroju. To skłaniało mnie do refleksji o tym, czym w ogóle jest przyjaźń. Teraz czułam, że chyba znam już odpowiedź.

- Tak właśnie się zastanawiałam czy miałaś nocny maraton filmowy, czy po prostu cierpisz na bezsenność, bo Twoje worki pod oczami mówią same za siebie – odpowiedziała z komiczną powagą, chociaż dało się wyczuć również nutkę troski. – A tak już na poważnie. Nie będę Cię długo męczyć. Powiem, co ważne i puszczam Cię wolno, ok?

Pokiwałam delikatnie głową wyrażając zgodę, bo tylko na tyle pozwalało mi zmęczenie i jeszcze lekko zaspany umysł. Miałam nadzieję, że nowe informacje od Shuri otrzeźwią mnie chociaż trochę.

Uśmiechnęła się do mnie pocieszająco i ze zrozumieniem, po czym dodała:

- Dobra, w takim razie lepiej sobie usiądź – przez to, że całą moją uwagę skupiłam na chęci dowiedzenia się w końcu czegoś od ciemnowłosej zapomniałam nawet wykonać tej prostej czynności, chociaż zawsze przychodząc tutaj siadałam grzecznie na łóżku próbując się rozgościć, tym bardziej, że tym razem padałam z nóg. Najwidoczniej mój umysł stał nadal na pograniczu krainy snów i rzeczywistości, nie mając pojęcia gdzie ostatecznie zostać na dłużej. Upomniana delikatnie w końcu otrzepałam się częściowo z otumanienia i usiadłam na miękkim kocu. Starałam się chłonąć każdy element otoczenia swoimi zmysłami, żeby przechylić szalę zwycięstwa na stronę rzeczywistości, ku niezadowoleniu Morfeusza. W końcu czekałam na wyniki tych badań naprawdę długo, więc nie mogłam w tym momencie ot tak puścić czegoś mimo uszu.

Shuri wzięła głęboki wdech, patrząc w stronę odsłoniętego częściowo okna. Promienie słońca wpadały niepewnie do pomieszczenia, jakby były tu pierwszy raz. W sumie trudno im się dziwić, ponieważ podczas badań ciemnowłosej potrzebna była niezmącona ciemność, więc żaluzje były w tym pokoju w ciągłym użytku.

W końcu dziewczyna spojrzała na mnie czując, że powinna zacząć przedstawiać to, co nazwała 'czymś, co mnie zainteresuje' i podobno było warte mojego nieprzespanego poranka.

- Pamiętasz jak ostatnio mówiłam, że mam wątpliwości co do trafności ostatnich wyników? Wszystko odwołuję. Nie było szans pomyłki. Studiowałam je wiele godzin, szukałam błędów w programie, ale zwyczajnie nie ma żadnych usterek. Rzeczywiście przepływała przez Ciebie moc wszystkich Kamieni Nieskończoności. Długo zastanawiałam się nad tym, jak to logicznie wytłumaczyć i w końcu wymyśliłam pewną teorię. Jako, że jesteś w jakiś sposób powiązana z Kamieniem Czasu, a jego impulsy wpływają na Ciebie wywołując wizje, to na początku myślałam, że jakoś musiałaś zdobyć analogicznie powiązanie z innymi Kamieniami. Szybko jednak zostawiłam tę teorię w spokoju, bo osobiście nigdy nie miałaś z nimi styczności. Ale już Kamień Czasu miał. Rękawica Thanosa zmusiła Kamienie do wspólnego działania, łącząc ich moc i używając jednocześnie. Przez to, że jakaś część mocy Kamienia Czasu została w Tobie, to wszystko, co dzieje się z Kamieniem w jakimś stopniu na Ciebie wpływa. Podejrzewam, że właśnie dzięki połączonej mocy w trakcie użycia wszystkich Kamieni przez Thanosa jednocześnie pozwoliła Ci zobaczyć wizję pochodzącą jakby nie patrzeć z bardzo odległej planety. Wszystko to najprawdopodobniej dzięki Kamieniom Rzeczywistości i Przestrzeni – patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Powiązanie z wszystkimi Kamieniami Nieskończoności. Czy to w ogóle możliwe? Jeśli tak, to czy mogłabym podczas takiego impulsu pstryknąć palcami, żeby wszystko odkręcić, tak po prostu?

Spojrzałam w zadumie na swoje dłonie. Pstryknęłam palcami prawej ręki, w myślach skupiając się na odwróceniu wszystkich działań Thanosa. Zamknęłam mocno oczy.

Shuri widząc moje zachowanie zamilkła na chwilę. Na pewno po części rozumiała mój akt desperacji. Może nawet miała cichą nadzieję, że to coś zdziała, jednak dzięki wnikliwym analizom, zasadom logiki oraz wiedzy na temat funkcjonowania wszechświata wiedziała, że to niemożliwe.

- To nic nie da... Przykro mi, Hope, ale nie wszystko jest takie proste, na jakie wygląda. Musisz wiedzieć, że jesteś tak naprawdę tylko przekaźnikiem mocy, a nie jej właścicielem. Już wyjaśniam o co chodzi. Wyobraź sobie burzę. Błyskawice o ogromnej energii elektrycznej trafiają w Ziemię. Kamienie Nieskończoności są jak te chmury, z których pochodzi energia. Ziemia jest jak cel, który chce osiągnąć użytkownik, w tym przypadku Thanos, w tej metaforze przypadłaby mu pewnie działka Thora. Wiesz, gdzie znajdujesz się Ty? Cóż, byłabyś drzewem, w które uderza piorun i przez które przechodzi energia, zanim dotrze do celu. Jesteś pewnego rodzaju przewodnikiem materii. Jednak różnica między Tobą, a drzewem jest taka, że przez nie przepływa cała moc pioruna, a przez Twoje ciało przechodzi tylko mała część całości. Z tego co mi opowiadałaś, Twój ojciec próbował Cię uratować za pomocą Kamienia Czasu, ale cel nie został osiągnięty, dlatego moc użyta do jego wykonania nie ulotniła się, a po prostu została w Twoim organizmie. Niestety jest to naprawdę mała część ogólnej mocy Kamienia, no i, jak już wspominałam, nie masz szansy jej użyć, jeśli akurat nie przepływa przez Ciebie ta energia wywołana użyciem źródła.

Wielka nadzieja obudzona we mnie na początku jej wypowiedzi gasła z każdym kolejnym słowem. Nie mogłam kontrolować tej mocy. Niby miałam ją w sobie, jako powiązanie z Kamieniem Czasu, ale wszystko zależało od użytkownika Kamienia. Byłam bezużytecznym przekaźnikiem mocy. Może czasem wpływała ona na mnie powodując wizje, ale ostatnio nawet tego nie potrafiłam dobrze wykorzystać.

- A czy... nie dałoby się wyciągnąć ze mnie tej mocy, żeby stworzyć kopie Kamieni Nieskończoności? Nawet gdybym miała umrzeć... to nic. Przynajmniej udałoby się ocalić połowę istnień ludzkich. Czym jest jedno życie wobec takiej liczby? – spojrzała na mnie ze zdumieniem. Z jednej strony rozumiała moją reakcję, spowodowaną poczuciem beznadziei i bezużyteczności, ale czułam, że wiedziała coś jeszcze, co zupełnie wykluczało moje słowa.

- To niemożliwe. Nawet gdyby udało nam się podłączyć Cię do aparatury w odpowiednim czasie przepływu mocy, to stworzenie Kamieni Nieskończoności nie byłoby takie proste, a jeśliby się powiodło, to miałyby one tylko kilkanaście procent mocy tych oryginalnych, więc nie dałoby rady odwrócić tego, co zrobił Thanos – kolejne rozczarowanie. Czułam się beznadziejnie, jak mała pchła, pragnąca doskoczyć do gwiazd. - Ale mam też kilka dobrych wieści. W sumie bardziej poszlak, ale dość pokrzepiających. Jeśli niedawno przepływała przez Ciebie ta skumulowana energia, to ktoś musiał użyć Kamieni. To może być znak, że Thanos nadal je posiada i jeśli go znajdziemy, to może uda nam się jeszcze mu je odebrać. Mimo wszystko używanie takiej potężnej mocy jest wyczerpujące, nawet dla tytana pokroju tego samozwańczego wybawiciela wszystkich populacji kosmosu. Arogancki dupek. Nie mogę się doczekać, kiedy go dopadniemy – widziałam autentyczny gniew i determinację w jej oczach. Zniknięcie brata było dla niej również bardzo ciężkim przeżyciem, z którym trudno się pogodzić.

Chwilę trwała tak, patrząc gdzieś w pustkę, jednak czując mój wzrok na sobie otrząsnęła się z zamyślenia, a złość ją opuściła, ustępując miejsca nadziei.

- A Ty możesz nam pomóc go zlokalizować – oznajmiła z dumą. – Wydaje mi się, że na podstawie jeszcze kilku badań porównawczych byłabym w stanie połączyć tę moc z mapą galaktyki i dzięki temu wytyczyć drogę do Thanosa.

- To świetnie – powiedziałam z lekkim uśmiechem, chociaż nadal byłam przybita tym, jak mało jestem w stanie zrobić. Wcześniej miałam cichą nadzieję, że będę mogła nauczyć się kontrolować choćby tę garstkę mocy przepływającą przeze mnie w niespodziewanych momentach. Teraz już pozbyłam się tych bezsensownych złudzeń.

- Ej, nie smuć się! Obiecuję, że tym razem będziesz mogła sama przygotować się do badania, a jeśli będziesz czuła się niekomfortowo, to w nagrodę za dzielne znoszenie niedogodności zabiorę Cię na naprawdę dobrą kawę. Będzie się to wiązało z niebezpieczną wyprawą do gabinetu Steve'a, ale myślę, że nam się uda – mówiła rozbawiona. Złe emocje zupełnie ją opuściły, kiedy chwyciła się tej jedynej nadziei na odnalezienie Kamieni i Thanosa. Podziwiałam ją za to. Też chciałabym pałać takim szalonym entuzjazmem. - A, byłabym zapomniała! Mam jeszcze kilka przesłanek. Niepewnych, ale zawsze coś. Tylko się nie przestrasz, bo to tylko teoria.

Zastanawiałam się już nad opuszczeniem jej pokoju, żeby w końcu wrócić do miękkiego łóżka, jednak te słowa zmieniły moją decyzję. Nie miałam wielkich oczekiwań, zważając na to, że największe newsy na pewno zdążyła mi już powiedzieć, jednak zdecydowałam się zostać i wysłuchać jeszcze tej teorii. W końcu każda nowa informacja może okazać się cenna.

- No więc, zastanawiało mnie, dlaczego Twoja ostatnia wizja była taka... nadzwyczajna. Czemu osoby wydały Ci się młodsze, a sam kolor wizji wskazywał na teraźniejszość. I... doszłam do wniosku, że wizja pochodziła z równoległej rzeczywistości – spojrzałam na nią wzrokiem pełnym wątpliwości, myśląc, że sobie ze mnie najzwyczajniej w świecie żartuje. Jednak ona kontynuowała niewzruszona. – Użycie każdego z Kamieni Nieskończoności ciągnie za sobą jakieś konsekwencje. Thanos użył ich wszystkich prawdopodobnie już dwa razy. Nie ma szans, żeby nie wprowadziło to jakichkolwiek anomalii. Wydaje mi się, że przez przypadek zbliżył do siebie dwie podobne rzeczywistości. Nasze linie czasowe mogą się trochę od siebie różnić lub po prostu być lekko przesunięte, ale wydarzenia najprawdopodobniej są analogiczne. Nie mam na to żadnych dowodów, ale na logikę wszystko by pasowało. Zastanawiam się, czy może już w jakimś momencie nie oddziaływała na Ciebie moc Kamieni Nieskończoności z innej rzeczywistości.

Nie wyglądałam na przekonaną i w gruncie rzeczy jakoś nie mogłam dopuścić do siebie możliwości, o jakiej mówiła Shuri. Inna, równoległa rzeczywistość? Nie, to chyba lekka przesada. Poniosła ją wyobraźnia. Wiedziałam, że istnieją różne wymiary, a rzeczywistości jest tyle, ile może być podjętych decyzji, ale mimo to w mojej głowie nadal brzmiało to jak abstrakcja. Zresztą, pewnie tylko zdawało mi się, że osoby z wizji są młodsze. To można wytłumaczyć naprawdę wieloma racjonalnymi argumentami, jak chociażby to, ile czasu minęło od faktycznego zdarzenia. Wszyscy się starzejemy, chociaż to może zbyt mocne słowa, jak na tak stosunkowo mały odcinek czasu, jednak cała sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy była naprawdę przytłaczająca i z pewnością powoli nas wykańczała. Nawet patrząc na pana Tony'ego sprzed kilkunastu miesięcy, a teraz, można było dostrzec, jak bardzo zmizerniał. A pan Steve? Nawet on był jakby mniej cięty, a coraz bardziej zrezygnowany. Pozostała tylko kwestia koloru wizji. Tego niestety nie potrafiłam logicznie wytłumaczyć.

- Co o tym myślisz? – spytała w końcu ciekawa mojej opinii. Na pewno milczenie z mojej strony mogło być dla niej nieodgadnione, ponieważ z powodu mojego niedospania większość czasu miałam pokerowy wyraz twarzy, który nie zdradzał żadnych emocji ogarniających moje wnętrze. W końcu spojrzałam na nią, a z moich ust wydobyły się słowa zrezygnowania:

- Jakoś mnie to nie przekonuje. Wybacz, Shuri, ale to wszystko brzmi jak jakiś scenariusz filmu science-fiction.

- A ja myślę, że wszystko jest możliwe. Ale spokojnie, nie mam zamiaru na siłę Cię przekonywać, aczkolwiek na pewno wrócimy do tego, jak już się porządnie wyśpisz, bo teraz wyglądasz, jakby Twój organizm krzyczał: 'Chcę spać!' – powiedziała, jak zwykle wplatając zabawny akcent. Zaprzeczyłam jej domniemaniom ruchem głowy. Nie wierzyłam w to, że odpoczynek coś zmieni. - Ja wiem swoje. Zresztą, przekonamy się później. A teraz chodź, odprowadzę Cię do pokoju – powiedziała wstając z miejsca. Chciała pomóc mi przejść, przytrzymując mnie i dając oparcie swoim ciałem, ale widząc jej zamiary odmówiłam ruchem ręki. Dam sobie radę sama. W końcu byłam tylko senna, a nie niezdolna do życia. Zresztą cała rozmowa z przyjaciółką dała mi i tak częściowego kopa ze strony rzeczywistości. Niestety to nie zastąpi mi kilku godzin snu.

Już miałyśmy wychodzić, kiedy uderzył nas ostry dźwięk alarmu.

- Co jest?! – krzyknęła Shuri, zakrywając uszy dłońmi.

- Nie mam pojęcia. Może gdzieś się pali?! – odezwałam się pod wpływem impulsu. Ten nieprzyjemny do granic możliwości dźwięk wyrzucił ze mnie zupełnie resztki snu. Teraz tylko w głowie odbijał mi się nieprzyjemny ból, przypominający o niedospaniu. Jednak w tym momencie był on zupełnie nieistotny.

Praktycznie od razu zdecydowałyśmy się wyjść na korytarz w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mógłby nam wyjaśnić, co się właściwie dzieje. Gdybyśmy jednak nie znalazły nikogo, miałyśmy udać się w stronę wyjścia, dla zachowania bezpieczeństwa. W końcu taki alarm nie włącza się bez powodu.

Będąc już na korytarzu dostrzegłyśmy biegnącego w naszą stronę Kapitana Amerykę, który po drodze sprawdzał każde pomieszczenie upewniając się, że nikt nie został w środku. Kiedy w końcu był blisko nas Shuri krzyknęła, starając się sprawić, aby jej głos był słyszalny mimo wciąż trwającego alarmu.

- Co się dzieje?!

- Jakiś nieznany obiekt zbliża się bardzo szybko w kierunku naszej kwatery! Musimy być gotowi na ewentualny atak! Biegnijcie w stronę wyjścia! Ja jeszcze muszę dokończyć obchód! – odkrzyknął, zdzierając sobie gardło, po czym ruszył dalej przed siebie.

Spojrzałyśmy po sobie przestraszone. Tego się zupełnie nie spodziewałyśmy. Nie było czasu na zastanowienie. Ruszyłyśmy w stronę najbliższego wyjścia ewakuacyjnego.

Za jednym z zakrętów Shuri nagle się zatrzymała i krzyknęła:
- Cholera!

Bałam się, że wyczuła zagrożenie, którego jeszcze nie widziałam, dlatego patrzyłam na nią, czekając na jakieś wyjaśnienia. Korytarz był pusty, więc nic nie wskazywało na realne zagrożenie.

- Zapominałam wziąć ze sobą broni! Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę! – powiedziała, po czym zerwała się i szybko pobiegła w stronę swojego pokoju. Już chciałam ją zatrzymać, ale uznałam, że ma rację. Bez broni będzie tylko kolejnym celem, jeśli okaże się, że w naszą stronę naprawdę zmierza wróg. W tym momencie cieszyłam się z tego, że przyzwyczaiłam się do Pęt Atakamy na tyle, że zawsze o nich pamiętam. Bez nich czułabym się nieswojo. I bardzo dobrze. Przynajmniej zawsze jestem gotowa na atak.

Czekając na Shuri starałam się być czujna. Cały czas obserwowałam korytarz i starałam się ewentualnie być wyczulona na ruchy podłoża i zapachy. Na szczęście oprócz tego, że alarm nadal rozsadzał mi bębenki w uszach, to wydawało się być względnie spokojnie.

Do czasu. Nagle na podłodze pojawił się czerwony portal. Nie zdążyłam jednak jakkolwiek zareagować. Straciłam grunt pod stopami i znalazłam się po drugiej stronie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro