7 Cieszymy się, czy smucimy?pov: Hope
- Chyba żartujesz! Ona tutaj! ONA!!! - Theresa ruszyła szybkim krokiem w moją stronę. Szedł za nią jakiś młodszy facet, ale nie za bardzo potrafił opanować swoją partnerkę. Cieszyłam się, że byłam w tym momencie otoczona rodziną, bo starcie sam na sam z rozwścieczoną babcią moich braci nie należało do przyjemnych.
- Uspokój się, Thereso i nie rób scen. Uszanuj to miejsce – tata objął mnie mocniej ramieniem i rozejrzał się uważnie po kaplicy. Pogrzeb Eve zgromadził setki ludzi, jednak ochrona nikogo nie wpuszczała. W ceremonii mogła uczestniczyć tylko najbliższa rodzina. Nawet partnerzy biznesowi musieli pogodzić się z tym, że będą mogli złożyć kondolencje dopiero po uroczystości.
- Jak mam nie robić scen, jak to przez nią!!! To przez nią!!! - krzyczała kobieta. Za nic miała to, że Henry już kilka razy tłumaczył jej, iż śmierć Eve nie była z mojej winy.
- Wolałbym, żebyś nie krzyczała na Hope – odezwał się Harry. Jego głos był jak zawsze zimny i stanowczy.
- Dokładnie. Daj jej spokój – poprał go Harvey.
- Jak ci się nie podoba, że tu jest, to po prostu nie patrz – wtórował Haiden.
- Hope jest ze mną, bo bardzo tego chciałam. Nie wyobrażam sobie, żeby nie była przy mnie w takiej chwili – malutka Hattie przytuliła mnie z drugiej strony.
- Jak widzisz i słyszysz, my chcemy, żeby Hope była tu z nami. Jeśli nie chcesz tego samego, to nic nie poradzimy. Albo zaakceptuj obecność mojej córki, albo poproszę ochronę, żeby i ciebie wyprowadziła poza teren kaplicy. Możesz obserwować pogrzeb jak reszta gapiów i dziennikarzy – Henry był tak samo spokojny, jak i jego najstarszy syn. Słowa ojca zrobiły chyba największe wrażenie na babci, bo odeszła od nas.
Cały czas mruczała sobie coś tam pod nosem i rzucała mi złe spojrzenia, ale do końca pogrzebu nie zagadywała mnie, a na zaproszenie Henrego, iż mogłaby przyjechać na lunch do rezydencji, zareagowała wzruszeniem ramion.
Pożegnanie Eve było piękne i spokojne, jednak cały czas w głowie miałam to, co mówiła Theresa – że to moja wina. Niby wiedziałam, że to nie prawda, pani psycholog od dwóch dni o niczym innym ze mną nie rozmawiała, jak o wybaczeniu i akceptacji, a także pozbyciu się przekonania o przyczynieniu się do nieszczęścia, ale jakoś tak... jeszcze nie mogłam.
Cieszyłam się, że mój Klaus przeżył – codziennie odwiedzałam go w szpitalu. Nawet zaczęłam się dogadywać z jego córką. Daisy była naprawdę miła. Tata zaproponował jej pracę u nas, na co się zgodziła, gdyż nie chciała opuszczać Klausa.
Mój ochroniarz odzyskał przytomność trzy tygodnie później. Był bardzo słaby i szybko się męczył, ale czułam, jak przepełniało mnie szczęście, gdy widziałam, że z każdym dniem było z nim lepiej. Andrew przydzielił mi Eda do ochrony, ale cały czas czekałam, aż wróci do mnie Klaus.
Z tego, co mówili lekarze, nie miało to być jednak prędko: mężczyzna potrzebował kilku miesięcy rehabilitacji. Tata oczywiście wszystkim się zajął i wynajął najlepszych specjalistów. Cały czas trzymał miejsce dla Klausa i liczył, że ochroniarz będzie chciał do nas wrócić.
Do końca roku szkolnego miałam zostać na edukacji domowej i bardzo mi to pasowało. Nie chciałam spotykać się ze znajomymi, choć Lukas kilka razy dopytywał, czy mógłby przyjechać, ale Holly też nie czuła się na siłach, żeby przyjmować gości, a raczej nie chciała straszyć ich wyglądem, gdyż jej twarz potrzebowała kilku dobrych tygodni, żeby wrócić do stanu sprzed pobicia. Na szczęście nie doszło do żadnych złamań w obrębie twarzoczaszki, bo rekonwalescencja mogłaby się znacznie przedłużyć.
Odkryłam, że jazda konna może być naprawdę przyjemna. Zaczęłam chodzić do stadniny z Hattie i zajmować się końmi, aż w końcu odważyłam się wsiąść na jednego – najspokojniejszego i w zasadzie najstarszego z całej stajni. Od tamtej pory starałam się codziennie znaleźć chwilę na jazdę na Arii. Jako, że mój czas dzieliłam pomiędzy terapię, szpital Klausa i trochę nauki, zostawało mi go aż nadto, więc też dlatego mogłam w pełni poświęcić się nowej pasji.
Przyznałam się Holly do tego, iż Ash mnie zdradził... była wściekła, niczego innego się po niej nie spodziewałam. Gdy opowiedziała mi, co mu zrobili po balu i jak Haiden wykorzystał jego sąsiadkę... w pierwszej chwili było mi żal ich, ale szybko przypomniałam sobie, że przecież przewalali mnie kilka miesięcy i nie powinnam im współczuć.
Z drugiej strony: przecież i tak nie miałam wpływu na działania Holly, więc nie potrafiłabym wyperswadować tych jej pomysłów. Na nią nikt nie miał wpływu z wyjątkiem niej samej...
Obawiałam się wrócić do szkoły na zakończenie roku, ale wszystko przebiegło wręcz idealnie. Znajomi przywitali nas z otwartymi ramionami, a Asha na szczęście nie było.
Chyba pierwszy raz w całej mojej szkolnej karierze nie byłam najlepsza. Zawsze plasowałam się w pierwszej trójce, a w obecnym roku zajęłam szóste miejsce. Trzecie miała... Holly. Kto by pomyślał, że tak dobrze pójdzie jej z nauką?
Wiedziałam, że źle zrobiłam, iż odpuściłam sobie... siebie. Byłam tak zafiksowana na Ashtonie, że zrezygnowałam z zajęć, które sprawiały mi przyjemność i rozwijały mnie, na rzecz takich, które umożliwiały jak największy kontakt z chłopakiem, czyli takich, które on wybrał.
Postanowiłam sobie, że więcej nie popełnię tego błędu. Nie będę robiła niczego, żeby komuś się podpasować. Musiałam myśleć o swojej przyszłości – w końcu tylko rok dzielił mnie od zakończenia nauki w liceum. Za kilka miesięcy będę wysyłała listy na uczelnie i szukała miejsca dla siebie.
Myślałam, że spokojnie spędzę ten poniedziałek. Byłam rozczarowana, iż nie udało mi się uzyskać lepszych ocen, ale cóż, miałam to, na co sobie zapracowałam. Ten rok rzeczywiście bardziej skupiłam się na romansowaniu z Ashem, niż na nauce.
Musiałam przyznać w duchu rację, ich Ashton to po prostu... Pajac. Ta relacja była mi niepotrzebna, a na pewno nie w takim wymiarze, w jakim miała miejsce. Nie powinnam do niego wracać po wypadku Holly. Powinnam z nim zerwać po wycieczce, na której tylko mnie zawstydzał. Zdecydowanie powinnam zerwać z nim wszystkie kontakty po sylwestrze... Bez sensu brnęłam w ten związek, który od dawna szwankował, a ja po prostu nie chciałam tego widzieć.
Gdy Holly wpadła po podpaski, nawet nie pomyślałabym, że ten dzień jednak nie skończy się spokojnie. W pierwszej chwili całkowicie zignorowałam to, że grzebała w mojej łazience. Byłam już do tego przyzwyczajona – nie raz przychodziła coś pożyczyć. Niestety pytanie o zamkniętą paczkę podpasek przypomniało mi coś... Coś bardzo niepokojącego.
Nie miałam okresu w kwietniu...
A powinnam mieć...
Cholera.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć w swojego pecha. Przecież w dniu porwania Ash się nie zabezpieczył... Miałam jechać po tabletkę, ale nie dojechałam, a potem już jakoś tak wyleciało mi to z głowy.
Podwójna cholera.
- Kiedy miałaś ostatni okres? - zapytała Holly. Usiadła na podłodze naprzeciwko mnie. Spoglądała uważnie na moją twarz, jakby chciała się upewnić, czy jej wrażenie nie było mylne.
- W marcu.
- Mamy trzeci tydzień maja... - powiedziała – o kurwa.
Zbliżyła się do mnie i oparła ręce na moich kolanach.
- Proszę, powiedz, że to Prestona. Że wtedy, gdy go odwiedziłyśmy i ja poszłam chlać z Lukasem do piwnicy, to Duży rzucił cię na te swoje wyjebane w kosmos biurko z milionem ekranów i daliście się ponieść namiętności... powiedz, że tak było – uścisnęła delikatnie moje kolana.
Od razu pokręciłam głową.
- Między mną i bratem Luke'a nic nie ma, przecież wiesz. Do niczego nie doszło, naprawdę.
- Kurwa. Niby człowiek wie, a jednak się łudzi... - westchnęła – no dobra, opcja numer dwa: niepokalane poczęcie... myślisz, że jesteś wybrańczynią bogów? - zapytała, chyba dość poważnie.
Zalałam się tylko bardziej łzami na te jej bzdury.
- To znak, że i to nie jest to. Kurwa – powtórzyła po raz kolejny – ostatnia opcja jest najbardziej chujowa i nie przyjmuję jej do wiadomości... - zrobiła krótką pauzę – powiedz, że to nie sprawka Pajaca, bo tego nie wytrzymam.
Tym razem kiwnęłam głową.
- Tego dnia, gdy nas porwano, to ja u niego byłam i... i... - wyłkałam – i jak z nim zerwałam, to on chciał pożegnalnego seksu. Dopiero po wszystkim zauważyłam, że się nie zabezpieczył...
Siostra zerwała się na równe nogi i zaczęła nerwowo krążyć po łazience.
- No jebany kurwa Pajac! Niewyżyty erotoman! Ja się zaraz przelecę do tego Meksyku z Harvem i taki mu wpierdol spuścimy, że rodzona matka go nie pozna! – klęła pod nosem. Była tak wściekła, że nawet ja przestałam płakać i próbowałam delikatnie ją uspokoić.
- Nie mów nikomu! Na pewno nie Harveyowi... ani Haidenowi. W sumie Harremu też nie, ani tacie! - krzyknęłam, gdy usłyszałam, że planowała wtajemniczyć jednego z braci w plan mordu Ashtona.
Zatrzymała się na chwilę.
- No wiesz, jakby ci to powiedzieć... O ile nie jesteś laską z programu „Ciąża z zaskoczenia" i przez dziewięć miesięcy nie przytyjesz nawet kilograma, to raczej trudno będzie to ukryć... Oni się w końcu zorientują, nawet Harv...
Po raz kolejny zaczęła chodzić. Nie wiedziałam, co robić, miałam pustkę w głowie. Ciąża? Teraz? Chciałam iść na studia... Skupić się na sobie a nie na dziecku... I to jeszcze czyim dziecku – chłopaka, który mnie zdradzał???
- Nie panikujmy, na początku musimy to potwierdzić. Może to coś innego, niż ciąża. Nowotwór? Jakaś choroba? - gdybała Holly, a ja nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać – dobra. Jedziemy po testy, potem zobaczymy, co dalej – zarządziła i skierowała się do drzwi – lecę powiedzieć Penny, że wychodzimy na małe zakupy. Nie będziemy siały paniki, dopóki tego nie potwierdzimy. Ogarnę się szybko i widzimy się na podjeździe – powiedziała, po czym wyszła z łazienki. Zostałam sama.
- Nie powinnam być pozostawiona sama sobie – powiedziałam cicho. Przeszłam do sypialni i chwyciłam za telefon – to ty się nie zabezpieczyłeś, więc siedzisz w tym ze mną – dodałam pod nosem, gdy wybierałam numer Asha.
Odebrał dopiero po piątym sygnale.
- Czego chcesz? Holly nie ma się nad kim znęcać? - burknął niechętnie, gdy się z nim przywitałam.
- Dzwonię, żeby z tobą porozmawiać o czymś ważnym.
- Nie mamy żadnych wspólnych interesów i nawet nie chcę ich mieć z tobą i twoją pojebaną rodziną. Przez twoją pierdolniętą siostrę mam sprawę za napaść seksualną wiesz??? Ja i napaść??? No kurwa!!!– krzyczał ze złością.
- Chyba jestem w ciąży – powiedziałam szybko, nie chciałam, żeby nakręcił się na Holly, bo nigdy nie dałby mi dojść do słowa.
W słuchawce zapadła cisza.
- A to może być moje? - zapytał w końcu, a ja miałam ochotę rzucić telefonem.
- A niby czyje?
- A bo ja wiem z kim się tam puszczałaś... Preston cały czas za tobą latał.
- Sypiałam tylko z tobą Ash. Przypominam, że to ty się ostatnim razem nie zabezpieczyłeś...
- Miałaś jechać po tabletkę? Czego o tym nie pomyślałaś? - zapytał, jakby to wszystko było moją winą.
- Jechałam, ale po drodze zostałam porwana i jakoś tak wypadło mi z głowy! - teraz to i ja krzyczałam.
- Spoko nie bulwersuj się... - powiedział od razu – o kurwa.
- No właśnie.
Słyszałam, że westchnął.
- Nie mam pojęcia, co o tym myśleć, Hope. Nie spodziewałem się.
- Ja też nie... - chciałam coś jeszcze dodać, ale szybko mi przerwał.
- Muszę kończyć, idę na plażę z... koleżanką. Zadzwonię później, okej? Muszę to wszystko przemyśleć – nie czekał na pożegnanie z mojej strony, po prostu się rozłączył.
Wspaniale! Olał mnie. Tak po prostu mnie olał...
Przepłukałam twarz zimną wodą, żeby nie wyglądać jak zombie i wyszłam na podjazd. Holly już na mnie czekała w tej swojej czarnej bestii.
- Nie chcę, żeby Penny i Ed widzieli, co kupuję – powiedziałam jej, gdy parkowała pod centrum handlowym.
- Nimi się nie martw. Zatrzymam ich w wejściu do apteki. Weź mi też podpaski, dobra? Choć w zasadzie, jak tobie nie będą już potrzebne...
- Wezmę – ucięłam szybko. Naprawdę liczyłam, że okres wstrzymał mi się przez coś innego, niż ciążę. Nawet ta choroba nie byłaby taka zła...
Słyszałam, jak Holly zatrzymuje mojego ochroniarza w drzwiach, mówiąc mu, że muszę kupić intymne rzeczy i że się przy nim wstydzę. Ed na szczęście zrozumiał i nie pchał się za mną pod kasę. Mogłam w spokoju kupić to, po co tu przyjechałam.
- Chcesz zrobić w domu? - zapytała mnie siostra, gdy wyszłam z apteki. Testy ciążowe schowałam w torebce, więc ochrona nic nie zobaczyła.
- Nie, chcę już teraz, nie wytrzymam tej niepewności – powiedziałam i skierowałam się do toalety. Kupiłam trzy testy różnych firm, ale ich obsługa była podobna, więc po kilku minutach wszystkie leżały na spłuczce i czekały, aż pokaże się wynik.
- I jak? - dopytywała Holly. Stała za drzwiami, chociaż „stała" to zbyt delikatne określenie. Dreptała w tę i z powrotem, jak wcześniej w mojej łazience.
- Jeszcze za wcześnie. Nic nie widać – poinformowałam ją.
- To chyba dobrze?
- Nie wiem. Chyba po prostu za wcześnie.
Wyszłam z kabiny po pięciu minutach i rzuciłam się na siostrę. Przytuliłam ją tak mocno, że prawie zdusiłam.
- Cieszymy się, czy smucimy? - zapytała cicho. Musiałam ją puścić, bo oddychała z trudem przez ten mój uścisk.
- Cieszymy się. Wszystkie testy są negatywne – powiedziałam z uśmiechem. Oczywiście, że się popłakałam przy tym ze szczęścia. Holly wyglądała, jakby wielki kamień spadł jej z serca. Przeżywała to równie mocno, jak i ja.
- Mimo wszystko musisz iść do ginekologa. Jeśli Pajac sprzedał ci jakiegoś syfa, to powinnaś o tym wiedzieć, wiesz? Przez coś ten okres ci się zatrzymał... - dodała, gdy opuszczałyśmy łazienkę w galerii handlowej. Miałyśmy iść na lody, żeby świętować brak ciąży, ale obecne słowa siostry trochę mnie zniechęciły. Miała rację, musiałam poznać powód braku miesiączki.
Przez chwilę zastanawiałyśmy się, jak to dyskretnie zrobić, bo do tej pory wszystkie wizyty umawiał nam Harry.
- Może po prostu nie będziemy się kryły. Powiemy, że chcemy iść na badania i tyle. W końcu ginekolog to lekarz jak każdy inny, a wiesz, w zasadzie to nigdy nie byłyśmy... - Holly odpaliła swoją brykę i włączyła się do ruchu. Za nami jechało auto z niezawodną Penny i Edem. Na szczęście nie widzieli, co kupiłam. Dobrze, że nie narobiłam hałasu o nic. Na szczęście to nie ciąża... Będę musiała potem zadzwonić do Asha, choć tak bardzo nie chce mi się z nim rozmawiać...
- W zasadzie... miałyśmy iść z mamą na pierwszą wizytę te dwa lata temu... - westchnęłam. Wszystko się pokrzyżowało.
- Teraz pójdziemy same. A tak na przyszłość – Holly rzuciła mi wredne spojrzenie – jak zamierzasz robić rodeo po jakimś byczku bez gumek, to pomyśl o tabletkach, albo czymś innym. Tak na wszelki wypadek...
No cóż... nie byłaby sobą, gdyby mi nie dogryzła.
- Dobrze, że ty tak o wszystkim myślisz...
- Wiesz, że ja nie mogę antykoncepcji hormonalnej. Takie uroki uprawiania sportu w którym trzeba robić badania. Dla mnie kondomy for ever.
- Chyba, że się w końcu ustatkujesz i znajdziesz tego swojego księcia...
Parsknęła śmiechem.
- Psychola, nie księcia. Prędzej znajdę Psychola...
W dobrym nastroju wracałyśmy do domu. Gdy już trochę się uspokoiłam i dotarło do mnie, że nie będzie żadnej ciąży, zaczęłam nawet żartować z Holly i tego jej zamiłowania do psycholi i książąt.
- A jak trafi ci się combo? Książę Psychol?
- Biorę od razu. Bez względu na wszystko. To musiałby być wyjątkowy facet...
Nasz dobry humor dość szybko zniknął. Przed domem czekał na nas Harry. Skrzyżował ręce na piersi i wpatrywał się w auto, gdy Holly parkowała.
- Co tam? - zagadała do niego, ale on spoglądał na mnie.
- Chcesz mi coś powiedzieć, Hope?
Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Dlaczego miałabym chcieć mu coś powiedzieć? Przecież nic nie zrobiłam. Nic z wyjątkiem...
Cholera.
Zapomniałam, że Harry cenił prywatność, dlatego cały czas nas kontrolował, w tym też i nasze wydatki.
A ja... zapłaciłam kartą w aptece, za te testy...
Zmarszczyłam brwi. A liczyłam, że nikt się o tym nie dowie...
- Powiesz mi coś o swoich dzisiejszych zakupach? - zapytał cicho.
- To było dla mnie! - odparła szybko Holly. Spojrzeliśmy na nią oboje z zaskoczeniem. Przyznawała się do tego tylko dlatego, żeby mnie chronić.
- Po co ci testy ciążowe? - Harry przyglądał się jej, jakby nie do końca wierzył.
- Pomyliłam się, myślałam, że są na grypę, bo tamte podobnie wyglądały, ale niestety wzięłam nie te, co trzeba – wyjaśniła. Brat tylko pokręcił głową.
- Wymyśl coś lepszego.
-No dobra. Byłam ciekawa, jak to działa i dlatego wzięłam.
- Żeby sprawdzić, jak to działa?
- Oczywiście – odparła pewnie.
- To było dla mnie – odezwałam się w końcu – proszę, nie pytaj o nic więcej. Wszystko jest w porządku.
- Wydaje mi się, że nie do końca – westchnął – nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał przeprowadzać taką rozmowę z dorosłymi siostrami. Miałem nadzieję, że wasza mama powiedziała wam o bezpieczeństwie w trakcie stosunku?
- Powiedziała. Wszystko wiemy. Po prostu... tak wyszło – dodałam od razu.
- Tak wyszło... To mnie nie satysfakcjonuje. Chodźcie do domu. Laura na was czeka. - Machnął ręką, abyśmy poszły za nim.
- Po co czeka?
- Ma wam coś pokazać.
- Co? - dopytywała Holly.
Harry odwrócił się i zmrużył złośliwie oczy.
- Nagranie z porodu. Bez cenzury. Zobaczycie wszystko dokładnie.
Pokręciłam głową. To nie będzie miły seans.
***
- Ja pierdolę! Widziałaś co jej robili?! Ale że tak żyletką?! Po cipie?! - film wywarł większe wrażenie na mojej siostrze, niż na mnie.
- Nacięcie krocza – wyjaśniłam – żeby nie pękła w trakcie parcia.
- W dupie to mam! Nigdy w życiu nie pozwolę, żeby facet coś we mnie wpychał, bo jak potem to ja będę musiała wypychać... O nie, nie ma takiej, kurwa opcji! - zarzekała się – przecież już w jebanej „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną" było mniej krwi, niż tu... Co ta Laura nam pokazała? – kręciła głową – odechciało mi się seksu z Andym na następne parę lat. Zdecydowanie...
- Zaliczyłaś Andyego? - zapytałam.
- Nie, ale był taki plan w wakacje, ale teraz wiem, że nie ma bata... oj nie... Ten film będzie śnił mi się po nocach.
Nie spodziewałam się, że Holly aż tak bardzo przestraszy się nagrania. Wprawdzie video rzeczywiście nie było zbyt... ładne, ale przedstawiało cud narodzin. Siostra nie zgadzała się z tą nazwą i wymyśliła swoją: „dewastacja krocza".
Harry jeszcze tego samego dnia umówił nas do ginekologa. Tak profilaktycznie. Lekarz zlecił szereg badań i pobrał jakieś wymazy. Wyniki miały być w ciągu najbliższych dni. Stwierdził, że zatrzymanie miesiączki w moim przypadku mogło wynikać z nadmiernego stresu, jakby nie było zostałam porwana, a na moich oczach strzelano do ludzi. Organizm Holly zareagował podwójnym okresem na wydarzenia z kwietnia: u niej to też była prawdopodobnie oznaka stresu. Mój organizm zareagował inaczej, co nie znaczyło, że źle. Na pewno nie byłam w ciąży. To w sumie najbardziej mnie interesowało.
Zdecydowałam się też na tabletki – nie żebym od razu planowała wskakiwać komuś do łóżka. Pomyślałam sobie, że nie chciałabym być nigdy więcej w takiej sytuacji, jak dzisiaj. Nigdy więcej niepewności.
Wieczorem w końcu dodzwoniłam się do Asha. Byłam mu winna szczerość, bo zapewne martwił się o tę sprawę.
- Będę mówił pierwszy, okej – nie dał mi dojść do słowa i wytłumaczyć, że to tylko fałszywy alarm – długo się nad tym zastanawiałem i Hope, będę szczery. Jeśli jesteś w ciąży i chcesz urodzić to dziecko... to na mnie nie licz. Ja... nie mam na to czasu. Chcę studiować, bawić się, poznawać świat, a nie zajmować dzieckiem. Mogę zaproponować ci zabieg, nawet go opłacę i pozbędziemy się problemu. Jeśli jednak nie chciałabyś poddać się aborcji, to radź sobie sama... Myślę, że twoją rodzinę stać na dziecko, w końcu twój ojciec tyle was ma, że jedno w tę, czy drugą stronę nie zrobi mu różnicy – zakończył swój obraźliwy wywód.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Zamurowało mnie. Jak można być takim człowiekiem?... Brak słów.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że to fałszywy alarm. Nie ma żadnej ciąży – odparłam zdecydowanym głosem – a co do mojej rodziny... stać nas na wszystko, gdybym jednak miała to nieszczęście i była z tobą w ciąży, to moje dziecko byłoby najbardziej rozpieszczonym i kochanym dzieckiem na świecie. Moja rodzina stanęłaby za mną murem i we wszystkim pomogła. Na nich zawsze mogę liczyć. Żeby nie było: nie życzę ci źle Ash, życzę ci, żebyś kiedyś został tak samo potraktowany, jak to ty traktujesz innych. - Rozłączyłam się bez słuchania jego odpowiedzi. Nie interesowała mnie.
Nasze wspólne zdjęcie wywaliłam z nocnego stolika już kilka tygodni temu, więc teraz zostało mi tylko usunięcie wiadomości i wszystkiego, co kiedykolwiek łączyło mnie z tym chłopakiem. Trochę sobie popłakałam, ale tylko trochę.
Postanowiłam, że to ostatni raz, gdy dałam się tak wykorzystywać. Widocznie pisana mi była samotność, wtedy przynajmniej nikt mnie nie krzywdził.
Od teraz żadnych chłopaków. Nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro