Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37 Utrudniać życie pannie Anderson? pov: Hope

Na jutrzejsze imieniny Daniela ❤️❤️❤️

Byłam wściekła na Prestona. Znaczy – na Daniela, nie Lukasa, bo ten drugi nie zrobił mi nic złego. Dobrego też niestety nie. W niedzielę rano zadzwoniłam do niego, żeby poprosić go o pomoc w zdobyciu mojego obrazu. Dawałam mu wolną rękę, miał robić, co trzeba, byle tylko akt wrócił do mnie. Niestety przyjaciel zepsuł mój humor, bo od razu powiedział, iż jego brat za nic nie odda dzieła i jeśli chcę sobie z nim porozmawiać o tym, to mam osobiście się z nim skontaktować.

- Mogę ci dać do niego numer – oferował Luke, ale tylko parsknęłam ze złości. Nie zamierzałam rozmawiać z Danielem. Wolałam, żeby ktoś inny załatwił to za mnie.

- Dzięki. Nie trzeba – pożegnałam się szybko z Małym Prestonem. Nie miałam pojęcia, o co chodziło jego bratu, ale od wczorajszej licytacji irytował mnie, jak jeszcze nigdy. Liczyłam, że Harry coś wskóra, lecz i tu musiałam pogodzić się z porażką.

- Prawnie mam związane ręce. Wylicytował zgodnie z przepisami. Wina leży po naszej stronie, nawet aukcjoner nie zrobił nic złego. Miał wystawić dwa obrazy od Honorii i tak też zrobił. - Tłumaczył mi brat.

- Po co mu ten obraz? Dam mu kilka innych. Honoria czuje się winna i zaoferowała, że podaruje Prestonowi tyle swoich dzieł, ile tylko sobie zażyczy w zamian za ten jeden obraz, ale on nie zgadza się na wymianę. - Zastanawiał się tata.

- Robi to z czystej złośliwości. Wiesz, jaki on jest – westchnął Harry – te jego uprzedzenia względem naszej rodziny. Wymyślił sobie, że zemści się, atakując Hope. Nie mam pojęcia, co zrobię, ale na pewno jakoś odzyskam ten obraz.

Chciałam w to wierzyć, jednak obawiałam się, że Daniel nigdy go nie odda, w końcu dokładnie wiedział, jak ta cała sytuacja denerwuje wszystkich Andersonów. Dopiął swego, zalazł nam za skórę. Pewnie o to mu chodziło.

Mężczyzna był na tyle perfidny, że podczas koncertu kolęd usiadł rząd za mną i tak trochę po przekątnej, przez co idealnie mnie widział, tak, jak ja jego, gdy się odwracałam. Nie mogłam znieść zadowolonego uśmieszku na jego ustach. Po raz kolejny odmówił wymiany dzieła na inne, a nawet tata osobiście prosił go o to. Na jego upór nie było rady.

- Przepraszam, Hope, ale nie mogę ukraść tego obrazu. Mój brat zamyka sypialnię i na dobrą sprawę nikt nie ma tam wstępu. Nawet sprzątaczka pracuje tylko wtedy, gdy Dan jest w domu – tłumaczył mi się następnego dnia Lukas. Widział, że byłam zła o tę sytuację jak i o to, że nie był mi w stanie pomóc.

- Już mi wszystko jedno – wzruszyłam ramionami, choć było to kłamstwo. Czułam się źle z tym, że ktoś będzie oglądał obraz, na którym jestem rozebrana, a to, że akt miał wisieć w sypialni Daniela jeszcze dodatkowo mnie denerwowało. 

Rozumiałam tak trochę, iż między naszymi rodzinami są jakieś niezakończone sprawy, że Preston nie lubił Andersonów, a Harrego ledwie tolerował, ale żeby czepiać się mnie? Nic złego mu nie zrobiłam, nie licząc zniszczenia auta te ponad dwa lata temu... A i tak ostatecznie na tym zyskał, bo mój brat podpisał z nim korzystną umowę.

- Nie złość się na mnie. Gdybym wiedział, że Daniel chce kupić coś, co było twoje, to bym mu zabronił, ale teraz tak cholernie się uparł, że naprawdę nie wiem, co zrobić – kontynuował Lukas. W pewnym momencie – chyba jednak nie potrafiłam ukrywać mojego podłego nastroju – chłopak po prostu podszedł i mnie objął.

 Zaskoczył mnie tym gestem, gdyż do tej pory raczej unikaliśmy bliższych kontaktów. Nie wyrywałam się. W jego objęciach poczułam się dobrze i bezpiecznie, tak samo jak miałam, gdy przytulałam Harrego, Haidena czy Harva. Tak... domowo.

***

Przez następne kilka dni Luke codziennie mnie przepraszał za to, iż nie udało się mu zdobyć dla mnie obrazu. Tata i Harry również nie mieli dobrych wieści – jeszcze nie odkryli, jak zmusić Prestona do oddania aktu. Moja bliźniaczka z kolei cały czas wkurzała mnie durnymi komentarzami, iż to wszystko znak od niebios i przeznaczenie, którego nie zmienię.

- Preston jest ci pisany w gwiazdach – mówiła z poważną miną, gdy wracałam ze szkoły, a ona z treningu i tradycyjnie wpadała na ploteczki.

- Daj spokój! - Ochrzaniałam ją za wymysły. - Zajmij się swoim uczynnym ambasadorem, który tak chętnie pomagał ci ściągać sukienkę po występie. Na pewno byłby chętny do pomocy nie tylko przy sukienkach... - wytknęłam jej uśmiechając się wrednie. 

Gdy te kilka dni temu wbiłam z Hattie do przebieralni to miałam wrażenie, że atmosfera w niej była tak naelektryzowana, że między moją siostrą i Sebastianem wręcz iskrzyło. Żałowałam, że nie przyszłam chwilę później, choć w zasadzie... może tak było lepiej? 

Holly nie miała wielkiego doświadczenia z facetami i chyba wolałam, żeby nie nabywała go gdzieś kątem w prowizorycznej przebieralni. Mimo wszystko nie tak to powinno wyglądać.

- Mój uczynny ambasador byłby chętny ściągać ze mnie wszystko i to nie jest tajemnica. Twój niedobry Preston nie musi nic z ciebie ściągać, żeby i tak oglądać twoje nagie ciało każdego ranka w swojej sypialni. - Uśmiechnęła się sukowato.

 Miałam ochotę trzepnąć ją poduszką, ale jakoś tak szybko wyszła z mojego pokoju, gdy tylko telefon zaczął jej dzwonić. To musiała być jakaś ważna rozmowa...

Starałam się wyrzucić z głowy to, co mówiła o moim gołym ciele w sypialni Daniela, ale co chwilę wracałam do tych słów. Zrobiło mi się jakoś tak nieprzyjemnie, gdy uświadomiłam sobie, że przecież od tam do siebie przyprowadza jakieś dziewczyny, w końcu nie raz widziałam go z różnymi partnerkami na rozmaitych imprezach, a i Luke nie ukrywał, że jego brat czasami wychodził na randki, bo wtedy miał wolną chatę i zapraszał Stevena, czy innych kumpli ze szkoły, tak jak i mnie, ale nigdy nie korzystałam z nieobecności Daniela, żeby posiedzieć w jego pałacu. Lukas zawsze zaznaczał, że spotkanie u niego max do dziesiątej wieczór, gdyż potem zazwyczaj wracał brat, a skoro był na randce, to zapewne nie pojawi się sam. Kilka razy zdarzyło się też, że Mały Preston narzekał, iż na pokój za blisko Daniela, bo jego „przyjaciółki" były dość hałaśliwe. Wprawdzie w tym roku szkolnym o tym nie mówił, ale wcześniej jak najbardziej. 

Źle się poczułam ze świadomością, że Preston będzie się zabawiał z jakimiś kobietami i być może spoglądał na mój akt. To obrzydliwe i jakoś tak poniżające dla mnie.

Przez tę całą sytuację miałam problemy ze skupieniem się na nauce, a nie mogłam sobie na to pozwolić, bo następnego dnia leciałam z moją drużyną do Nowego Jorku walczyć o mistrzostwo kraju i możliwość reprezentacji w rywalizacji międzynarodowej. Nawet to, że lot miał się odbyć samolotem Daniela jakoś tak bardzo mnie nie denerwowało. 

Nasze rodzinne odrzutowce były zajęte – tata poleciał do Ameryki Południowej, a Harry i Livia mieli coś do załatwienia w Paryżu. Zapewne miało to związek z ich ślubem, choć nie wnikałam, gdy się z nimi żegnałam. Gdybym bardzo się uparła, Henry załatwiłby mi inny samolot, ale nie chciałam robić zamieszania, w końcu to niedługi lot z nauczycielem i moimi przyjaciółmi.

Wytrzymam.

***

- Nie wytrzymam – szepnęłam do siebie, gdy zaraz po zajęciu miejsca w samolocie Prestona okazało się, że właściciel leci z nami. Zadowolony uśmieszek Daniela nie pozostawiał pola do popisu. Kiedy jego czarne oczy spotkały się z moimi – wyraźnie zaskoczonymi, jego uśmiech od razu się poszerzył.

- Boisz się latać? - Zapytała Brenda. Miała siedzieć obok mnie, bo Lukas i Steven od razu rozłożyli się na fotelach przy telewizorze i przez cały lot zamierzali grać w jakąś strzelankę. Oczywiście proponowali to nam, ale zgodnie odmówiłyśmy. Takie rozrywki nie były dla nas.

- W zasadzie to najlepiej się czuję... z tyłu - rozejrzałam się szybko po fotelach. Szukałam jak najbardziej odosobnionego miejsca.

Samolot Prestona wyglądał podobnie do tych, które miała nasza rodzina, dlatego też wiedziałam, że najbezpieczniej będzie schować się z tyłu i tak bardziej z lewej, gdyż tam zaraz obok powinna być sypialnia, a logiczne było, że w trakcie dwugodzinnego lotu nikt nie będzie spał. W przedniej części znajdowała się łazienka, a z niej z kolei niektórzy mogą chcieć korzystać, dlatego jeśli chciałam się odizolować, powinnam wybrać ustronny tył.

- Chyba muszę się przesiąść. Idziesz ze mną? - Zapytałam i szybko wstałam. Wiedziałam, że za chwilę startujemy i nie będę miała możliwości spacerować, gdy samolot zacznie ruszać.

Koleżanka ochoczo się mnie posłuchała, dlatego też chwilę później rozsiadłam się przy oknie na samym końcu tej części samolotu, a Brenda usiadła przy przejściu. Gdy byliśmy już w powietrzu i można było rozpiąć pasy, oczywiście podszedł do nas Daniel. Niby zwracał się do mnie i koleżanki, ale spoglądał jedynie w moją stronę.

- Jesteście głodne? A może macie ochotę napić się czegoś? - Zapytał uprzejmie – mam na pokładzie kanapki, sałatki i zapas herbat, jest także ekspres do kawy.

- A melisa jest? - Zapytałam nie patrząc na niego – chyba będę potrzebowała uspokojenia.

- Nie stresuj się. Damy radę – pocieszała mnie Brenda. Nie zrozumiała, co tak naprawdę mnie denerwowało podczas tego lotu. Odpowiedź była tylko jedna – Duży Preston.

- Nie stresuję się konkursem, ale... - zerknęłam szybko na mężczyznę – ostatnio miałam ciężki tydzień, bo ktoś się uparł utrudniać mi życie i bardzo mnie to irytuje.

- Utrudniać życie pannie Anderson? - Daniel udawał zdziwionego – jak tak można?

- Dokładnie – podjęłam jego gierkę – jakim trzeba być człowiekiem, żeby zabierać komuś coś, co przez pomyłkę zostało zagubione, a do tego upierać się przy przetrzymywaniu tego – wytknęłam mu. Nawet na chwilę spojrzałam prosto w ciemne oczy mężczyzny. Znaczy... wydawało mi się, że na chwilę. W rzeczywistości ta „chwila" mogła być trochę dłuższa, ale to oczywiście jego wina. Mógł się tak we mnie nie wpatrywać...

- Zapewne trzeba być człowiekiem, który zrobił wszystko zgodnie z prawem i bez żadnych manipulacji. - Odbił piłeczkę. Posłałam mu złe spojrzenie i ostentacyjnie odwróciłam się do okna. Nie chciałam z nim rozmawiać przy Brendzie, bo zapewne skończyłoby się to kłótnią.

Zdziwiłam się, gdy kilka chwil później Daniel przyniósł mi filiżankę z melisą, a mojej koleżance zwykłą herbatę.

- Brat Lukasa nas obsługuje? - Dziewczyna nie mogła się nadziwić – ale tylko nas... Do chłopaków nawet nie podszedł. Nauczyciel też sam poszedł po wodę – zauważyła. Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, ponieważ doskonale wiedziałam, że wszystko było po to, żeby mnie denerwować.

- Kopnął nas zaszczyt – odezwałam się z nieukrywanym sarkazmem, ale koleżanka chyba nie załapała, bo nie przestawała się zachwycać ogładą Daniela.

- A do tego on jest taki przystojny... Znaczy Lukas też jest hot, ale jego brat ma w sobie coś takiego... drapieżnego – wyznała i od razu zakryła usta, jakby zdradziła mi jakąś tajemnicę. 

Jakby tego było mało „drapieżnik" chyba wyczuł, że o nim rozmawiamy, bo uniósł głowę i spojrzał prosto w naszą stronę. Wygiął usta w ironicznym uśmiechu, gdy zauważył, iż się w niego wpatrujemy.

- Nie zauważyłam – odparłam obojętnie. Starałam się udawać, że nie gapiłam się przed chwilą na Prestona, tylko na naszego nauczyciela, żeby brat Luke'a nie myślał sobie Bóg wie czego.

- Masz problemy ze wzrokiem? Znam świetnego okulistę! - Zapaliła się koleżanka.

Przez kolejną godzinę opowiadała mi o wszystkich – jej zdaniem – najlepszych lekarzach w Atlancie. Jako córka chirurga i kardiolożki miała w tym niemałe rozeznanie. Dziwiłam się, iż nie interesowała się medycyną jak rodzice, tylko wolała informatykę, ale Brenda podkreślała, że jedno nie wyklucza drugiego, gdyż teraz nowoczesne technologie tak mocno weszły w sektor zdrowia, iż tak naprawdę wszędzie są obecne.

Daniel kilka razy spoglądał w naszą stronę, a tak w połowie lotu przyniósł mi kolejną melisę, bo - jak stwierdził – wydawało mu się, że nadal byłam zestresowana.

Zaczynałam rozumieć uprzedzenie Harrego do Prestona. Mężczyzna był cholernie wkurwiający!

***

Finał konkursu krajowego odbywał się w jednej z sal Uniwersytetu Columbia. Byłam tu pierwszy raz i musiałam szczerze przyznać, iż miejsce robiło wrażenie. Uczelnia w Atlancie nie była tak dobrze wyposażona jak ta w Nowym Jorku. Żałowałam, że mimo wszystko będę musiała zostać w domu, ponieważ bardzo kusił mnie wyjazd na studia, a Nowy Jork wydawał się świetną destynacją.

Konkurencja była podzielona na etapy, pomiędzy którymi mieliśmy krótkie przerwy. Niektóre zadania rozwiązywaliśmy jako zespół, do innych wyznaczaliśmy między sobą osobę, która miała rozwiązać postawiony problem.

Moim największym kłopotem była obecność Daniela. Mężczyzna siedział grzecznie na widowni, ale miałam wrażenie, że cały czas mi się przyglądał, co tylko dodatkowo mnie stresowało. Podczas jednej z przerw podszedł do mnie, żeby podać mi butelkę wody, bo uważał, że powinnam się napić.

- Nie było melisy – uśmiechnął się lekko. Rzeczywiście czułam, że zaschło mi w gardle, dlatego też przyjęłam od niego butelkę, jednak takie gesty nie zmieniały tego, iż w dalszym ciągu manifestowałam przy nim moją obrazę. A przecież już tak dobrze układało się między nami. Dogadywaliśmy się i nawet polubiłam jego towarzystwo. Musiał to zepsuć, po prostu musiał.

Po ostatniej konkurencji czekała nas dłuższa, bo prawie godzinna przerwa, ale nie opuszczaliśmy terenu uniwersytetu, jedynie przenieśliśmy się do auli, w której miało się odbyć uroczyste ogłoszenie wyników. Pan Archer, nasz nauczyciel, co chwilę zdawał relację dyrektorce, która cały czas podkreślała, iż trzyma za nas kciuki, ponieważ jesteśmy najlepszymi uczniami, jakich miała w szkole. Nawet to, że byłam Anderson nagle przestało jej przeszkadzać.

- Idą – szepnęła podekscytowana Brenda, gdy na podest w auli zaczęli wchodzić organizatorzy konkursu i rektor Uniwersytetu Columbia, który miał wręczyć nagrody i dyplomy dla zwycięzców.

Nie spodziewałam się, że aż tak będę się denerwowała tym wydarzeniem. To tylko zwykła konkurencja, ale ja czułam się, jakby to miało być coś ważniejszego, choć przecież tak nie było. Konkurs to jedynie konkurs.

- Będzie dobrze, Hope. Byłaś świetna – delikatnie podskoczyłam, gdy poczułam ciepły oddech Daniela na mojej szyi. Nie zarejestrowałam, kiedy do mnie podszedł, ani dlaczego stanął tak blisko, ale nawet nie chciałam się na niego za to złościć. Przewodniczący komisji konkursowej właśnie podszedł do mikrofonu.

Na chwilę wstrzymałam oddech... żeby zaraz go wypuścić. Mężczyzna uraczył nas długim przemówieniem na temat istotności nowoczesnych technologii dla współczesnego życia, a potem wyczytywał nazwy drużyn, które nie zajęły miejsc na podium. Na razie było dobrze, ponieważ nie wymienił nas. Z każdą kolejną chwilą czułam, jak serce wali mi jak oszalałe. Z ust prowadzącego padały różne nazwy, ale żadna nie była naszą szkołą. 

Kiedy obwieścił, iż czas na podium... zacisnęłam mocniej pięść. Oderwałam wzrok od mównicy i spojrzałam szybko w prawo. Dopiero teraz zorientowałam się, że... trzymałam Daniela za rękę, a do tego z tych nerwów wbijałam mu paznokcie w dłoń. Nie miałam pojęcia, kiedy go chwyciłam, ani dlaczego nie zabrał swojej ręki, gdy zaczęłam go po niej drapać, ale momentalnie poczułam się niezręcznie. 

Szybkim ruchem wyrwałam dłoń z jego uścisku i po prostu skrzyżowałam ręce na piersi. Nie miałam czasu, żeby zastanowić się nad niewłaściwością mojego zachowania i przeprosić mężczyznę za to, bo dosłownie kilka chwil później zaczęłam piszczeć i skakać z radości.

Wygraliśmy! Jedziemy do Paryża!

Nie mogłam w to uwierzyć! Cieszyłam się tak bardzo, że w pewnym momencie chyba przytuliłam Stevena, ale tak na chwilę, gdyż zaraz potem wskoczyłam w ramiona Lukasa.

- Mamy to! - Przyjaciel podniósł mnie i okręcił nas wokół własnej osi. Położyłam ręce na jego karku i uśmiechałam się do niego cały czas. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło, ale w pewnej chwili nawet pocałowałam Luke'a w policzek. Od razu poczułam, jak stężał. Musiałam go porządnie zaskoczyć, siebie zresztą też. Nie chciałam mu nic sugerować ... tak po prostu wyszło. Od razu odsunęłam się od niego i udawałam, że to nic takiego.

- Jesteśmy najlepsi – powiedziałam, uśmiechając się do niego wesoło. Lukas na chwilę zawiesił się, ale zaraz potem wrócił mu rezon i znowu wydawał się przyjaźnie nastawiony i wesoły. Miałam cichą nadzieję, że nie odebrał mojego spontanicznego gestu jako zachęty do czegokolwiek, bo nie taki miałam zamiar. Po prostu się cieszyłam i... tak wyszło. 

Rozejrzałam się szybko na boki, na szczęście każdy był zajęty sobą i nikt z mojej ekipy nie widział, że pocałowałam Lukasa, bo zapewne dostałoby się mi znaczącymi spojrzeniami. Brenda i Steven uważali – jak i wszyscy, którzy na co dzień siedzieli przy moim stoliku, że Luke był beznadziejnie we mnie zakochany i zerwał z Kelly tylko dlatego, iż ja w tym czasie rozstałam się z Ashem, co było nieprawdą, ponieważ moje zerwanie nastąpiło znacznie później.

Musiałam pogodzić się z tym, że jednak ktoś wszystko widział, bo nie spuszczał ze mnie spojrzenia swoich mrocznych oczu. Poczułam się bardzo niezręcznie, iż Daniel był świadkiem mojej radości i też po raz kolejny zrobiło mi się głupio. Tylko z nim nie świętowałam zwycięstwa. Odetchnęłam głośno i ruszyłam w jego stronę. Krótka rozmowa mnie nie zbawi.

- Wygraliśmy – zaczęłam, gdy przed nim stanęłam. Od razu nakrzyczałam na siebie w myślach, że przecież on to wiedział, bo był cały czas z nami i na pewno słyszał, więc moje słowo było nie na miejscu.

- Gratuluję. Byłem pewny, że będziesz wspaniała – odparł gładko.

Wysunął w moją stronę dłoń, dlatego – po lekkim zawahaniu – podałam mu swoją rękę. Preston uniósł moją dłoń i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. Moje serce znowu puściło się galopem, ale tłumaczyłam sobie, że to z radości z powodu wygranej.

- To praca drużynowa. Wszyscy się spisali, pewnie widziałeś – wyjaśniłam, gdy tylko zabrałam rękę. Splątałam swoje palce przed sobą, bo jakoś tak nie wiedziałam, co z nimi zrobić.

- Widziałem tylko ciebie – przyznał cicho, ale przez wszechobecny wesoły gwar, mogło mi się po prostu przesłyszeć.

Nie miałam pojęcia jak skomentować te słowa – jeśli oczywiście były prawdą, a nie jakimś moim wymysłem, ale na szczęście nie musiałam się długo nad tym głowić, bo pan Archer zawołał mnie, żebym weszła z pozostałymi uczniami po dyplomy i nagrody.

- Paryż jest nasz! Damy radę! - Cieszyła się Brenda. W tym momencie myślałam podobnie. Zwycięstwo dodało mi skrzydeł, dlatego wierzyłam, że nie było takich wyzwań, którym bym nie sprostała i to było bardzo miłe uczucie.

Po rozdaniu nagród Duży Preston zarządził lunch, na który zabrał nas do jednej z klimatycznych, włoskich restauracji. Mieli tam tak pyszne tiramisu, że musiałam powstrzymywać się, aby nie jęczeć przy każdym kęsie. Wszystko mi smakowało – pizza lemoniada... z melisą – Daniel na nią nalegał – deser. Trochę nie odpowiadało mi miejsce, na którym siedziałam, bo brat Lukasa wbił się oczywiście zaraz obok mnie, a do tego tak rozłożył nogi, iż nasze uda i kolana co chwilę się stykały.

- Przestaniesz się kiedyś na mnie gniewać? - Zapytał się mnie cicho mężczyzna. Przez cały obiad rozmawiałam z każdym, tylko nie z nim, ale robiłam to specjalnie. Chciałam choć w ten sposób wzbudzić w nim wyrzuty sumienia za obraz.

- Gdy oddasz mi obraz, to mogę rozważyć taką opcję – odparłam od razu. Nawet odkręciłam się tak, żeby lepiej go widzieć.

- Nie oddam. Jest mój i dobrze o tym wiesz. Bardzo mi się podoba – uśmiechnął się do mnie, na co tylko westchnęłam.

- Więc nie przestanę – oznajmiłam. Posłałam mu twarde spojrzenie i odwróciłam od niego z obrażoną miną.

- Musisz przyjechać do mnie i zobaczyć, jak wspaniale wygląda na mojej ścianie. To idealne miejsce dla niego – kontynuował wkurzanie mnie, dlatego postanowiłam całkiem go olać. Odwiedzać go w sypialni... jeszcze czego! To nawet nie było śmieszne...

Gdy dotarliśmy na lotnisko ponownie wbiłam się na sam koniec samolotu i pociągnęłam za sobą Brendę. Cieszyłam się spokojem, ponieważ Preston znowu kręcił się koło nauczyciela, a Luke i Steven zamierzali całą trasę bawić się w te swoje strzelanki. Emocje zaczęły ze mnie opadać, przez co poczułam się delikatnie zmęczona. Ten dzień był naprawdę wymagający.

- Pan Archer prosi cię na słówko – odezwał się Daniel do mojej koleżanki. Dziewczyna od razu odpięła pas i ruszyła do nauczyciela. Musiałam być delikatnie zamulona, bo nie zauważyłam, że mężczyzna do nas podszedł, ale rozbudziłam się od razu, kiedy siadł na miejscu mojej towarzyszki i zapiął pas.

- Siedzę z Brendą – oburzyłam się. Chciał mi coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo stewardesa w tym momencie poinformowała wszystkich o starcie i poprosiła o zajęcie miejsc i nie przemieszczanie się przez jakiś czas.

- Brenda siedzi z Archerem i nie może wstać. Bezpieczeństwo. Ja też muszę tu zostać – odparł z zadowoleniem, czym znowu zaczął mnie denerwować. - Zresztą twoja koleżanka jest chyba zajęta.

Rzuciłam okiem na dziewczynę. Nauczyciel pokazywał jej coś na tablecie, a ona z ekscytacją to obserwowała. Miałam nadzieję, że to nie były...

- Archer hoduje szczury, a z tego, co wiem o Brendzie, ona też się tym zajmuje. Na pewno będą chcieli wymienić się doświadczeniami – kontynuował Daniel. Jęknęłam cicho. Już po towarzyszce. Jak ktokolwiek zacznie z nią temat szczurów, to dziewczyna przepada i trudno jest jej przerwać. Mogłam zapomnieć o tym, że wróci do mnie, zanim nie wylądujemy w Atlancie.

- Zostaje ci tylko moje towarzystwo, Hope. Nie denerwuj się i ciesz lotem. - Polecił mężczyzna. Rzuciłam mu spojrzenie spod przymkniętych powiek.

- Nie jest ci głupio? - Zapytałam. Od razu uniósł brew i zaczął się mi uważnie przyglądać.

- Z jakiego powodu?

- Z powodu mojego obrazu w twojej sypialni. Co myślą kobiety, które do ciebie przychodzą? Nie czujesz się dziwnie podczas spotkań z nimi, gdy na ścianie masz ten akt? - Dociekałam.

- Nikt nie przychodzi do mojej sypialni. Nie zapraszam tam nikogo – odparł od razu. Był poważny, dlatego nie sądziłam, że kłamał.

- Ale mnie zapraszałeś, nawet dzisiaj - Przypominałam mu.

Uśmiechnął się lekko.

- Oczywiście. To prawda. Na twoją wizytę czekam z niecierpliwością – wyjaśnił.

- Jesteś... niepoprawny.

- Widocznie jestem – przytaknął. Od razu też sięgnął po gazetę, którą wcześniej położył na swoich kolanach. Rozłożył ją i wydawało się, iż zaczął czytać. Parsknęłam śmiechem i spoglądałam na niego z lekkim politowaniem.

- Coś nie tak, Hope? - Zapytał nie odrywając wzroku od kartek.

- To boomerskie. Nawet mój ojciec czyta prasę na tablecie, bo to bardziej ekologiczne niż marnowanie drzew – wytknęłam mu.

- Zgadzam się. Też na co dzień czytam e-prasę, jednak dziś chciałem skorzystać z okazji, iż byliśmy w Nowym Jorku i kupiłem sobie tradycyjnego „Timesa". Robię to bardzo rzadko, słowo – przytknął na chwilę dłoń do swojego torsu w miejscu, w którym powinno być serce, ale byłam pewna, że robił to tylko na pokaz, ponieważ cały czas udowadniał, że nie posiada takiego organu. Nie zamierzałam dawać wiary jego sztucznym gestom, dlatego odwróciłam twarz do okna.

- Nie udawaj, że masz serce. Oboje wiemy, że to nieprawda. - Powiedziałam.

- Zazwyczaj nie mam – przyznał mi rację.

Nie mogłam się spodziewać, iż po tych słowach chwyci moją dłoń i przyciągnie do siebie, żeby przyłożyć do swojej klatki piersiowej. Musiałam się do niego odwrócić, gdy to zrobił i znowu obserwować, co robiłam z niemałym zaskoczeniem. Cały czas czułam, jak pod moimi palcami mocno bije jego serce.

- Dla ciebie jednak coś bym tam znalazł - dodał cicho.

- W takim razie oddaj obraz. - Powtarzałam.

- Nie mogę, mio caro. Uwielbiam go i chcę codziennie na niego patrzeć.

Zabrałam rękę z jego torsu, bo i tak za długo ją tam trzymałam. Spojrzałam się na niego z widocznym niezadowoleniem.

- Nie lubię cię.

- Ja za to bardzo cię lubię, Hope. - Uśmiechnął się lekko – i myślę, że nie mówisz mi prawdy – nachylił się do mojego ucha – a ten obraz aż tak ci nie przeszkadza – szepnął.

- Oczywiście, że przeszkadza! - Oburzyłam się. Ponownie odwróciłam twarz do okna, a do tego skrzyżowałam ręce na piersiach. Miałam dość jego zaczepek. Wiedział, że nie znałam włoskiego, ale musiał czasami coś dogadywać w obcym dla mnie języku.

Nie miałam pojęcia, kiedy lot tak mnie znużył, iż po prostu zasnęłam. Preston przestał mnie zaczepiać, a do tego te wszystkie filiżanki z melisą chyba zaczęły działać, bo w pewnym momencie odpłynęłam. Obudził mnie komunikat wypowiadany przez stewardesę o tym, iż zaczynamy manewr lądowania.

Uniosłam powoli powieki. Chwilę zajęło mi odzyskanie kontaktu z rzeczywistością. Gdy uświadomiłam sobie, iż opieram głowę o ramię Daniela, gwałtownie się wyprostowałam. Mężczyzna zareagował na mój ruch, gdyż spojrzał się prosto w moje spanikowane oczy.

- Dobrze ci się spało? - Zapytał uprzejmie.

- Jak długo? - Zignorowałam jego pytanie. Przechylił lekko nadgarstek, żeby spojrzeć na zegarek. Cały czas trzymał rozłożoną gazetę, co wydało mi się dziwne, w końcu ile można ją czytać...

- Ponad godzinę. Może i nie mam serca, ale za to muszę być wygodną poduszką – dodał z ironicznym uśmieszkiem. Westchnęłam cicho.

- Cały czas spałam... na tobie? - Musiałam się upewnić.

- Tak.

- To niestosowne. Ty... ja... - zaczęłam się martwić – jeśli ktoś to widział...

- Nikt nic nie widział, bo cały czas zasłaniałem cię gazetą. Chciałem dać ci chwilę odpoczynku, w końcu dziś wiele się działo – odparł spokojnie.

- I przez ponad godzinę to trzymałeś? - Dziwiłam się – ręce ci nie zdrętwiały?

- Ręce nie – teraz to on westchnął, ale nie rozwijał wypowiedzi, a ja chyba wolałam nie wiedzieć, o co mu chodziło – spałaś tak słodko, że nie miałem... serca – mrugnął do mnie – żeby cię obudzić. Trochę chrapałaś, ale to też było urocze.

- Nie chrapałam! - Zaprzeczyłam od razu. Jakoś tak automatycznie zerknęłam na jego ramię. Wolałam sprawdzić, czy przypadkiem go nie zaśliniłam podczas spania, ale wydawało się, iż chociaż ta wpadka została mi darowana, inaczej spłonęłabym żywym ogniem ze wstydu.

- Dlaczego tak bardzo przejmujesz się tym, że ktoś mógłby zobaczyć, że śpisz z głową opartą o moje ramię? To przecież nic złego – wypominał. Spoglądał na mnie wyjątkowo poważnie.

- Wszystko w naszej relacji jest złe. Nie powinno być żadnej relacji! - Sapnęłam ze złością – nie jest ci głupio, że codziennie gapisz się na obraz, na którym jest koleżanka twojego brata?

- Na piękną koleżankę przyjemnie jest się gapić – odparł szybko. - Nie widzę w tym nic złego.

- A ja widzę! Tak nie powinno być!

- Za dużo myślisz i analizujesz. - Skwitował. Poczułam delikatne szarpnięcie, które oznaczało, że koła samolotu właśnie dotknęły płyty lądowiska. Za chwilę uwolnię się od Prestona. W końcu!

- Ktoś musi, skoro ty nie myślisz i nie widzisz w tym nic złego – kontynuowałam.

- I za dużo mówisz – westchnął.

- Nic na to nie poradzisz. Było przy mnie nie siadać! Mogłeś...

- Hope? - Przerwał moją wypowiedź, dlatego od razu odwróciłam się do niego, żeby wytknąć mu jeszcze, że nie potrafi się elegancko zachowywać i nie jest dżentelmenem, ale nie zostało mi to dane, gdyż gdy tylko zwróciłam twarz w jego stronę, ten nachylił się i szybko mnie pocałował.

W usta.

Otworzyłam szeroko oczy, a moje wargi wygięły się w idealne „o". Dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego z takim zaskoczeniem, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Mężczyzna złożył gazetę, tak, że już nic nas nie zasłaniało i puścił mi oczko.

- Znalazłem sposób na twoje gadulstwo – ucieszył się.

Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, jak to skomentować. Gdy tylko stewardesa pozwoliła nam odpiąć pasy i wstać, zerwałam się szybko z miejsca. Nie czekałam, kiedy on wstanie, po prostu przecisnęłam się między oparciem fotela, a jego kolanami. Odległość na szczęście była komfortowa, nie musiałam aż tak bardzo ocierać się o jego kończyny, w końcu to prywatny, wygodny samolot.

Odetchnęłam z ulgą, gdy na płycie lotniska zastałam samochód z jednym z kierowców taty. Jeszcze chyba nigdy tak szybko nie żegnałam się z nikim, jak w tym momencie z moimi znajomymi i nauczycielem. Nie miałam pojęcia, co myśleć o zachowaniu Daniela.

Czy on mnie podrywał??? On mnie???

Czy on był normalny???

- To głupie – mówiłam do Magnusa, kiedy w końcu znalazłam się w swoim pokoju – Preston to nie moja liga, a poza tym nie znoszę typa. Na pewno robi to specjalnie, żeby mnie wkurzać – wnioskowałam.

Na pewno o to chodziło. W ostatnich miesiącach uśpił moją czujność, przez co wydawało mi się, że to w gruncie rzeczy miły człowiek. Nawet zaczynałam się zastanawiać nad tym, iż Harry zdecydowanie przesadzał z tym nielubieniem Daniela, bo to – jakby nie było – mój brat odbił dziewczynę Prestonowi i to ten drugi miał prawo być obrażony. Teraz jednak wyraźnie widziałam, że Daniel to wredny i perfidny facet. Zauważył, jak denerwuje mnie swoją osobą i postanowił to wykorzystywać. Wiedział, że był przystojny, a ja mimo wszystko nie byłam ślepa, więc czasami rzeczywiście mogłam zachowywać się, jakby mi się podobał, co oczywiście było nieprawdą. Nie miał prawa mi się podobać. Już Lukasa bym wolała, gdybym kiedykolwiek została zmuszona do wyboru pomiędzy nimi.

Pokazałam przed nim, że zależało mi na obrazie, przez co tylko zintensyfikował swoje ataki na mnie. Udawał, że mnie lubił, żeby tylko namieszać mi w głowie. To całe łażenie za mną? Pocałunek w samolocie?

Mimowolnie zadrżałam, gdy tylko wróciło do mnie wspomnienie tej chwili. Musiało być ze mną coś bardzo nie tak, bo na dobrą sprawę Daniel ledwie musnął swoimi ustami moje, a ja cały czas miałam wrażenie, że ten pocałunek przylgnął do mnie i palił wargi.

Tak przyjemnie palił, nie że sprzedał mi jakąś opryszczkę.

Mój telefon zaczął wibrować, więc szybko po niego sięgnęłam. Prawie wypadł mi z ręki, gdy przeczytałam, kto właśnie wysłał mi wiadomość.

Park rozrywki...

Szybko stuknęłam w ekran. Byłam ciekawa, czego znowu mógł ode mnie chcieć.

Dotarłaś bezpiecznie? Nie chciałem Cię zdenerwować" – napisał mężczyzna.

Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią:

Dotarłam, ale dalej jestem zła. Możesz odkupić swoje winy w jeden, konkretny sposób. Na pewno wiesz, jaki..."

Jak na szpilkach czekałam na odpowiedź od mężczyzny. Przyszła chwilę później.

Daniel przysłał mi... zdjęcie.

Fotografia przedstawiała mój obraz zawieszony na jakiejś szarej ścianie. Na pierwszym planie zdjęcia zauważyłam ciemną pościel, dlatego domyśliłam się, że to sypialnia Daniela.

Jak mógłbym rezygnować z takiego widoku? Ten obraz to najlepsza inwestycja, bo dzięki niemu mam codziennie chęć, żeby wstać z łóżka. Nie odbieraj mi tego, Hope" napisał pod fotografią.

Zrobiło mi się... dziwnie. Tak... nieprzyjemnie, ale w tym sensie, że zaczęłam się martwić o Prestona. Livia kiedyś się zagalopowała i rzuciła jakąś sugestię, jakby mama Luke'a i Daniela... popełniła samobójstwo, bo nie mogła wytrzymać z ich ojcem. Harry szybko uciął temat, ale te słowa gdzieś tam wbiły mi się w pamięć. Teraz do mnie wróciły.

Przyjaciel w zasadzie nigdy nie mówił o mamie. Wspominał tylko, że wychowała go babcia. Do tego tatuaż Daniela... miał tam daty urodzin Lukasa, swojej mamy i babci. Nie było ojca. Czyżby nie pasował do schematu? Czy po prostu syn miał jakiś zatarg z ojcem? Śmierć matki mogła być dobrym powodem ku temu.

Brat Lukasa zawsze był tajemniczy i nigdy nie podejrzewałabym, że mógłby mieć jakieś niepokojące myśli, ale na dobrą sprawę wcale go nie znałam. Może tylko udawał ironicznie zadowolonego z siebie diabła, gdy w rzeczywistości zmagał się z jakimiś problemami? Może to wszystko to tylko taka poza?

Nie miałam pojęcia, co mu odpisać, więc po prostu nie napisałam nic.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Cały czas myślałam o Danielu. Nawet tak trochę przestałam się złocić na niego za ten obraz. To tylko głupie malowidło, które tak naprawdę przedstawiało wizję ciotki, a nie to, jak rzeczywiście wyglądałam. Nie miałam takich cycków, ani aż tak błękitnych oczu i szczupłej, wyciętej talii. Na obrazie byłam naprawdę piękna. Rozebrana, ale piękna. Prawda przedstawiała się znacznie gorzej i może to też mnie denerwowało?

Jeśli przysięgniesz, że nikt nie zobaczy tego obrazu, to możesz go sobie trzymać" – odpisałam chwilę przed północą.

Niech ma miłą niespodziankę, gdy się obudzi.

Preston ponownie mnie zaskoczył, bo okazało się, że nie spał. Odpisał mi dosłownie chwilę później.

Ten obraz jest tylko i wyłącznie mój i tylko ja mogę go podziwiać. Nie pokażę go nikomu, choć w zasadzie dopuszczam jeden wyjątek od zasady. Mógłbym pokazać go Tobie, więc jeśli najdzie Cię kiedyś ochota, żeby go zobaczyć, to nie krępuj się i przyjeżdżaj. Jesteś jedynym gościem, który nie potrzebuje zaproszenia do mojego domu, bo zawsze jesteś tu mile widziana."

Uśmiechnęłam się lekko do telefonu. Preston potrafił... chwytać za serce i zapewne o tym wiedział. Postanowiłam zapomnieć o całej tej sytuacji i już aż tak się na niego nie złościć.

***

Gdy tata zaproponował, żebyśmy wybrali się w tym roku wcześniej na Bali, bardzo się ucieszyłam. Nie dlatego, że chciałam osobiście opieprzyć Harva, choć nie powiem, taka opcja kusiła. Potrzebowałam odpoczynku po tym całym konkursowym szaleństwie, a rajska plaża i drinki z palemką brzmiały jak świetny plan na Boże Narodzenie.

Piętnastego grudnia od samego rana zajęłam się pakowaniem tak, jak i moja bliźniaczka. Trochę pomagałam Hattie, trochę kręciłam się po domu, dlatego jakoś tak umknęło mi, że Holly rzuciła pakowanie w połowie i gdzieś wybyła z domu. Dzwoniłam do niej kilka razy, jednak nie odbierała, na szczęście Penny odpisała mi, że były na zakupach, bo już naprawdę zaczynałam się martwić. Gdy pora zaczęła robić się dość późna i w zasadzie zostało nam kilka godzin do odlotu, ponownie zaczęłam napastować bliźniaczkę telefonami. Dopiero po ósmym połączeniu raczyła odebrać.

- Idę! Już idę! Nie nakurwiaj tak – burzyła się. Słyszałam, jak głośno oddychała do słuchawki, a do tego stukot jej butów gdzieś w tle brzmiał, jakby bardzo się spieszyła.

- Biegniesz?

- A jak myślisz?! - Sapnęła. Usłyszałam dźwięk otwieranego samochodu i krótkie polecenie „Prowadzisz, Penny", zanim siostra dokończyła odpowiedź – Trochę... popłynęłam z zakupami i straciłam rachubę czasu.

- Dlatego dzwoniłam już kilka razy. Wracaj, bo za trzy godziny zbieramy się na lotnisko, a ty jeszcze nie jesteś spakowana.

- Dobrze, mamo – odezwała się pozornie miłym głosem. - Zaraz będę.

Nie kłamała. Przyjechała dość szybko. Od razu poszła do swojej sypialni – nawet nie zdjęła płaszcza w holu, tylko pognała, jakby coś ją goniło. W samolocie dla odmiany zachowywała się bardzo cicho i spokojnie. Od razu poprosiła o końską dawkę czegoś na wyciszenie, zabrała termos z herbatą i zamknęła się w części sypialnianej. Zaglądałam do niej kilka razy, ale mocno spała.

Lot był wyjątkowo długi, a do tego nużący. Holly nie miała na nic ochoty. Cały czas leżała w łóżku i słuchała jakichś smętnych piosenek, jak nie ona. Zaczęłam się martwić, że coś się jej stało, ale zbyła mnie machnięciem ręki.

- Pewnie się smucisz, że na Bali nie będziesz czuła świątecznej atmosfery? - Domyślała się Hattie. Jej też było przykro, iż nasza siostra izoluje się od wszystkich i wygląda jakoś tak... nostalgicznie, czyli zdecydowanie jak nie ona.

- W zasadzie mam dość świątecznej atmosfery. Taki mały przesyt – odparła, czym mnie zaskoczyła.

 Holly miała dość świąt? Co takiego się jej stało? 

🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔🤔

No właśnie? Co się jej stało? Coś z Sebastianem poszło nie tak, jak chciała? Czy może chodzi o coś innego? 😏😏😏 Myślę, że jeszcze w tym tygodniu coś wrzucę z Holly :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro