36 Wszystko, na co mi pozwolisz, kochanie.pov: Holly
Wrzucam rozdział, bo dzisiaj w kalendarzu imieniny Sebastiana, dlatego po raz pierwszy (i pewnie ostatni) będzie miał dziś wyjątkowo miłą Holly 🤣🤣🤣🤣
Nie mogłam przestać się śmiać, widząc skruszoną minę Harva na Face Timie i Harrego na żywo, podczas śniadania. Obaj wiedzieli, że mają przesrane. Hope cały czas wściekała się o pomyłkę z obrazem, a do tego miała starszemu z braci za złe kłamstwo w sprawie limitu na karcie. Nawet Henry kręcił nosem na tłumaczenia najstarszego syna, iż ten chciał nauczyć nas oszczędności. Mogłam pogratulować mu w tej kwestii – do tej pory ani razu nie skorzystałam z karty, więc byłam wyjątkowo oszczędna: z limitem, czy bez niego.
Cieszyłam się, że obraz trafił w ręce Prestona. Byłam pewna, iż nie ma takiej siły, która przekonałaby go do zwrócenia aktu mojej siostry. Zawieszenie malowidła w sypialni też wydawało mi się dobrym pomysłem – niech widok namalowanej Hope będzie ostatnim przed jego zaśnięciem i pierwszym po obudzeniu. Może to jakoś zmotywuje Daniela do odważniejszego zarywania mojej bliźniaczki.
W kwestii odważnego zarywania...
Sebastian od naszego mroźnego spaceru sprzed kilku dni naprawdę się rozkręcał. Nie ukrywał, że chciałby widywać mnie codziennie, cały czas też zapraszał do siebie, ale się opierałam.
Ostatnio ciągle o nim myślałam i rozpamiętywałam nasz pocałunek w parku. Byłam pewna, że gdybym odwiedziła go w mieszkaniu, to nie skończyłoby się tylko na całowaniu, a nie wiedziałam, czy jestem gotowa na coś więcej.
Z jednej strony Jones kusił mnie tak bardzo, iż wiedziałam, że mogłabym mu się nie oprzeć, ale z drugiej... jakby nie było on był starszym, doświadczonym facetem, a tacy raczej nie bawią się dobrze z niedoświadczonymi licealistkami. Chyba tak trochę się bałam, że go rozczaruję, bo wprawdzie mam chęci, ale mogę nie być zbyt biegła w erotycznych sztuczkach, a on... miał te swoje dziwne upodobania z wiązaniem i innymi gadżetami. Nie przerażało mnie to, że Sebastian lubił perwersyjny seks, ale to, że mogłam się do takiego nie nadawać i go rozczarować, a tego nie chciałam. Pragnęłam być dla niego najlepsza.
Sebastian zapraszał mnie też na kolację, lunch, a nawet na randkę na lodowisku, choć otwarcie przyznał, że nie umie jeździć na łyżwach i że w związku z tym zapewne tylko by się wygłupił, ale nie zgodziłam się na żadną z tych opcji. Wiedziałam, że Henry nie nałożył na mnie żadnego szlabanu, mimo to starałam się ukarać sama siebie i ograniczałam wyjścia do niezbędnego minimum.
Byłam pewna, że kiedyś zabiorę Jonesa na łyżwy, ale to dopiero, gdy będę po mistrzostwach. Obecnie Katia wyciskała ze mnie wszystkie soki i jakoś tak nie miałam ochoty pojawiać się na lodowisku po treningach, zwyczajnie nim rzygałam, ćwiczyłam aż do przesytu. Po zajęciach po prostu wolałam odpocząć.
Mężczyzna dzwonił do mnie codziennie i często pisał. Jeszcze z nikim nie flirtowałam tak otwarcie, jak z nim. Uwielbiałam jego wiadomości. Przez nie uśmiechałam się jak głupia do ekranu komórki. Nawet Hope to zauważyła i zaczęła coś tam pod nosem mamrotać o zakochaniu się, ale olałam to.
Nie byłam zakochana i nigdy nie będę. To tylko zabawa. Po prostu dobrze się czułam podczas rozmów z Sebastianem i naprawdę traktowałam go jako przyjaciela. Podobało mi się jego poczucie humoru, błyskotliwość, to, jak mnie komplementował i jak opowiadał o swojej pracy i podróżach. Podobał mi się fizycznie i to tak bardzo, bardzo. Był ode mnie wyższy i szerszy w ramionach, przez co czułam się w jego obecności delikatna i drobna, normalnie jak nie ja. Podobały mi się jego ciemne włosy i niezwykłe, złoto-zielone oczy. Nigdy nie widziałam ładniejszych. Podobało mi się też to, iż mężczyzna zazwyczaj tylko skracał swój kilkudniowy zarost, ale nie golił się na gładko. Nadawało to bardzo seksownego charakteru jego wyglądowi.
„Będziesz wcześniej?" - pisał mi w wiadomości, gdy szykowałam się do hotelu na koncert kolęd. Wiedziałam, że on też się tam pojawi.
„Tak. Mam próbę dwie godziny przed występem" – potwierdziłam.
„Myślę, że też przyjadę wcześniej, żeby zająć jak najlepsze miejsce. Nie chcę, żeby ktokolwiek zasłaniał mi widok na najpiękniejszego Anioła".
Po raz kolejny szczerzyłam się jak głupia do telefonu. Chyba powinnam zacząć się leczyć na coś, chociaż nie wiedziałam, czy już nie za późno na niektóre kuracje.
„Anioł będzie pomagał przy tworzeniu dekoracji i znowu może zaplątać się w sukienkę..." odpisałam, nawiązując do sytuacji sprzed roku.
„Tym bardziej muszę tam być, żeby łapać mojego Anioła, gdy będzie spadał. Nie mogę pozwolić, żeby zrobił sobie krzywdę".
„To niewielka krzywda. Najwyżej potłukę dupę na płytkach" – po raz kolejny przypominałam mu naszą rozmowę po tym, jak mnie wtedy złapał.
„Nie mogę na to pozwolić. Jedyna opcja, którą dopuszczam w aspekcie kontaktu Twoich pośladków z czymś twardym, to wtedy, gdy będzie na nich moja dłoń. Cały czas pamiętam, że mam Cię przełożyć przez kolano za to, co kiedyś mówiłaś, kochanie. Tylko w takiej sytuacji będziesz miała stłuczoną dupę, w żadnej innej".
Parsknęłam głośno śmiechem. Sebastian i te jego fantazje... Niech sobie marzy o moich pośladkach, nie mam nic przeciwko temu.
Harry był wyjątkowo miły dla mnie i Hope. Wiedział, że zjebał akcję, dlatego teraz udawał, iż nie widzi, jak krótką miałam na sobie sukienkę i jak bardzo wycięty był w niej dekolt. Z drugiej strony nie mógł tego krytykować, gdyż projekt kreacji wykonała Barbie, a przecież wytworu swojej „prawie żony" nie będzie obrażał.
Gdy tak patrzyłam na brata i Livię, kiedy kręcili się po sali konferencyjnej i dopinali całą organizację koncertu, przypomniało mi się, że za dwa miesiące biorą ślub. Za dwa miesiące...
- Ja pierdolę – westchnęłam cicho, żeby żaden z biegających dookoła mnie dzieciaków nie usłyszał, bo zaraz by było, iż uczę ich złych nawyków.
- Co? Coś ci nie pasuje? - zainteresowała się Hope. Mogłam się domyślić, że zawsze była czujna i dokładnie słuchała tego, co mówiłam, a przynajmniej wtedy, gdy nie dotyczyło to Prestona.
- Wszystko wspaniale. Po prostu myślę, że czas tak zapierdala – zamyśliłam się na chwilę – Harry i Livia dopiero co się zaręczyli, a tu zaraz ich ślub.
- Jakby nie patrzeć, jeszcze pięć miesięcy i kończymy szkołę. - Dodała bliźniaczka – pożegnamy Alexandrę i Arianę. Każdy z nas pójdzie w swoją stronę.
- Dobrze, że my zawsze będziemy razem – chwyciłam ją za dłoń i mocno uścisnęłam – nie zamierzam cię nigdzie puszczać. Zostajesz ze mną – uśmiechnęłam się do siostry, na co też odpowiedziała mi uśmiechem.
Pamiętałam, że przebąkiwała coś kiedyś o studiach w Nowym Jorku, ale nie było takiej możliwości, żebym ją tam puściła. W końcu byłyśmy razem od zawsze i miałyśmy też na zawsze zostać razem.
***
Sebastian przyszedł wcześniej, ale przez całe zamieszanie z organizacją koncertu nie mieliśmy nawet chwili, żeby porozmawiać. Gdy tylko zobaczyłam, jak wchodził do sali, miałam ochotę podbiec do niego i po prostu się przytulić. Oczywiście, że od razu zjebałam się w myślach, za takie głupoty.
Przytulanie się nie było mi do niczego potrzebne. Całowanie też, choć miałam na nie cholerną chęć, zwłaszcza gdy mężczyzna spojrzał na mnie tym swoim mrocznym wzrokiem, od którego w żołądku od razu zacisnął mi się supeł, a do tego pojawiły te pieprzone, łaskoczące motylki tak na samym dole brzucha.
Chyba za dużo przebywałam z kotem Hope. Powinnam się profilaktycznie odrobaczyć, ponieważ to nie było normalne. Nie dla mnie.
Sebastian usiadł w pierwszym rzędzie. Nie ukrywał, iż przez cały występ wpatrywał się jedynie we mnie. W tym roku obyło się bez upadków z drabiny, choć nawet przez chwilę zastanawiałam się, czy czegoś nie zasymulować, żeby Jones miał okazję przycisnąć mnie do swojego ciała, tak bezkarnie i publicznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, iż to byłoby zwyczajnie głupie. Nasza „relacja" musiała zostać tajemnicą dla dobra wszystkich. Poza tym, w końcu nie działo się nic takiego. Byliśmy jedynie przyjaciółmi.
Po koncercie zostałam mile zaskoczona, bo otrzymałam... dwa piękne bukiety. Jeden był od Harrego – dostałam go zarówno ja, jak i moje siostry, i Livia. Bardzo miły gest. Drugi bukiet – złożony z fioletowych mieczyków – dostałam tylko ja. Do kwiatów dołączona była karteczka z napisem „Dla najpiękniejszego Anioła, jakiego mam przyjemność podziwiać".
Doskonale wiedziałam, od kogo był ten podarek. Bratu powiedziałam, że to anonimowy prezent, bo jakoś tak zainteresował się, kto mógłby wysłać mi kolejny, zwłaszcza, iż w ostatnich tygodniach często dostawałam fioletowe mieczyki. Chyba zaczął łączyć kropeczki... Na szczęście na koncercie obecnych było ponad trzystu gości, więc Sebastian był bezpieczny.
Poza tym Harry zajął się mordowaniem wzrokiem Prestona, który z szerokim uśmiechem siedział niedaleko mojej siostry i nic sobie z tego nie robił, iż Hope miała na niego focha, a Henry zachowywał się wyjątkowo oschle. Podejrzewałam, że próby odkupienia obrazu spełzły na niczym.
I dobrze – popierałam Daniela. Uczciwie wylicytował, dlatego też nie było podstaw, żeby mu ten obraz odbierać. Hope mogła sobie za to wywiesić w sypialni ten drugi, który przez pomyłkę trafił do domu. „Wschód słońca na plaży"... A ona akurat lubiła wschody, więc elegancko. Każdy na tym zyskał, najwięcej organizator licytacji i Preston – w końcu dostało mu się wyjątkowe dzieło sztuki. Jedyny taki egzemplarz na całym świecie...
Po występie udałam się do jednej z sal, które były wyłączone z użytku dla widzów, ale artyści mogli z nich korzystać. Zamierzałam zrzucić z siebie anielską kieckę i zachwycać wszystkich moim strojem. Nie musiałam długo czekać na to, żeby ambasador pojawił się w prowizorycznej przebieralni.
Starałam się utrzymywać poważną minę, gdy tak powoli się do mnie zbliżał, ale jednocześnie nie spuszczałam z niego oczu. Widziałam jego każdy krok w odbiciu lustra, przed którym stałam.
- Cześć – powiedziałam, gdy podszedł na tyle blisko, iż na plecach czułam ciepło jego ciała – pomożesz mi z zamkiem? Chcę się rozebrać.
- Oczywiście, kochanie. W tym momencie spełniasz jedno z moich marzeń – odparł i sięgnął jedną dłonią do zamka. Drugą położył na moim biodrze. Stanowczym ruchem przysunął mnie do siebie tak, że moje pośladki opierały się o jego lędźwie.
- Marzysz o rozbieraniu mnie? - Zapytałam i uśmiechnęłam się do lustra.
- Od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem – potwierdził. Czułam, jak powoli rozsuwa zamek białego kostiumu. Dobrze, że zdjęłam wcześniej skrzydła, bo dzięki temu, mógł przysunąć się blisko mnie.
- Ale to było w szpitalu psychiatrycznym... - przypomniałam – a ty wyglądałeś, jakbyś chciał mnie wtedy zabić za Carlosa i obrazę majestatu.
- Dokładnie. Miałem ochotę wepchnąć cię do jednej z pustych sal i pokazać, co myślę o takim zachowaniu względem mnie. Zauważyłem diabelskie błyski w twoich oczach i zastanawiałem się, czy w każdej sytuacji wykazujesz się ognistym temperamentem, i jak można by cię było utemperować, a do tego chciałem na chwilę zatkać ci usta, żebyś tyle nie krzyczała. - Odparł z delikatnym uśmiechem.
- Żeby zatkać mi usta, nie musisz mnie rozbierać – zauważyłam.
- Bez ubrania na pewno byłoby ciekawiej – powiedział od razu.
Nie spuszczałam wzroku z jego twarzy odbijającej się w lustrze. On również cały czas wwiercał się we mnie spojrzeniem. Starałam się oddychać powoli, żeby nie widział, jak jego bliskość na mnie działała. Wystarczyło, że sama słyszałam galopowanie swojego serca i szum krwi w uszach.
Gdy Sebastian rozsunął zamek, położył dłonie na moich ramionach i zaczął powoli zsuwać z nich przebranie. Nie odezwałam się ani słowem. Obserwowałam, jak biała sukienka opada ze mnie na podłogę. Bałam się ruszyć, bo nie ręczyłam za siebie, a nie chciałam się wygłupić. Czekałam na kolejny krok mężczyzny.
- Jak ci się podoba najnowszy projekt mojej bratowej? - Zapytałam z myślą o czarnej sukience, którą miałam na sobie pod spodem tej z występu.
Mężczyzna powoli przesunął wzrokiem po moim ciele. Szczególnie długo kontemplował dekolt.
- Wyglądasz olśniewająco. Sukienka jest ładna, ty natomiast zachwycająca – nachylił się tak, że poczułam jego szorstki policzek tuż przy moim uchu – czy w niej, czy bez niej – wyszeptał.
- Nie wiesz, jak wyglądam bez niej – uśmiechnęłam się lekko.
- Dlatego powinniśmy to zmienić – dodał szybko. Przymknęłam na chwilę oczy, gdy poczułam usta Sebastiana na mojej szyi. Błądził nimi w miejscu, gdzie mój puls szalał w związku z jego bliskością. Westchnęłam cicho. Było mi tak cholernie przyjemnie, że na moment zatraciłam się w tym uczuciu.
Dłonie mężczyzny oparły się na moich biodrach i przyciskały mnie do jego ciała. Czułam, jak na niego działam. Z czystej przekory zaczęłam delikatnie poruszać pupą. Tylko tak, żeby ocierać się o jego krocze. Całkiem niewinnie... Całkiem...
- Holly... - jęknął, gdy oderwał ode mnie swoje wargi – jeśli nie przestaniesz, to nie ręczę za siebie.
Odchyliłam głowę i otworzyłam oczy, żeby złapać jego błyszczące pożądaniem spojrzenie. Mimowolny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. Musiałam mocniej ścisnąć uda, gdyż poczułam, że jak tego nie zrobię, to rzucę się na Sebastiana tu i teraz, a to byłoby cholernie nierozsądne.
- I co mi zrobisz? - zapytałam cicho. Nie mogłam oderwać oczu od jego twarzy. Był tak cholernie przystojny, że już sam ten fakt zachęcał mnie do zapomnienia o wszystkich zasadach i błagania go o pieprzenie mnie, a to przecież byłoby żałosne i bardzo nie w moim stylu.
Jones przesunął jedną z dłoni na moją pierś. Objął ją i delikatnie ścisnął. Gdy moje usta tak całkiem przypadkiem opuścił krótki jęk, od razu wbił w nie palące spojrzenie.
- Wszystko, na co mi pozwolisz, kochanie – odparł. Nie chciałam się dłużej wzbraniać, chyba nawet nie byłabym w stanie. Gdy Sebastian nachylił się, żeby zaatakować moje usta, odpowiedziałam na ten ruch z entuzjazmem, o jaki nigdy bym się nie podejrzewała.
Uwielbiałam się z nim całować, nawet z lubością przymknęłam oczy, gdy tylko jego język wdarł się między moje wargi i zaczął pokazywać, jak bardzo ten konkretny mężczyzna uwielbiał dominować. Może to w chuj dziwne, ale przy nim... podobało mi się to, że byłam dominowana. Pierwszy raz w życiu oddawałam komukolwiek kontrolę nad sobą i cholernie mnie to kręciło. To, co pisał o swojej dłoni na mojej dupie, też. Nie było tajemnicą, iż miałam pojebane podejście do wszystkiego, więc i te nagle odkryte, dziwne zapędy nie powinny mnie zaskakiwać.
Trzask otwieranych drzwi spowodował, że gwałtownie odskoczyliśmy od siebie. Ambasador od razu odwrócił się do mnie plecami i włożył ręce w kieszenie spodni. Ja natomiast nachyliłam się, żeby podnieść zdjętą wcześniej sukienkę od kostiumu anioła.
- Tu jesteś... - zaczęła Hope. Obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem, które chwilę później przeniosła na Sebastiana – i pan Jones też...
- Przyszedłem pogratulować wspaniałego występu – odparł mężczyzna. W odbiciu lustra widziałam, że odwrócił się do moich sióstr. - Będę musiał się z paniami pożegnać – skinął im szybko i ruszył do wyjścia. W ostatnim momencie złapał moje spojrzenie – panno Holly – kiwnął mi głową, na co odpowiedziałam mu tym samym.
Gdy tylko zniknął za drzwiami, moje spojrzenie zderzyło się z wnikliwym wzrokiem Hope i zaciekawionymi oczyma Hattie.
- Masz czerwone policzki – zauważyła młodsza z sióstr – jest ci gorąco?
- I to bardzo – podjęłam temat – dlatego zdjęłam przebranie, bo strasznie się w nim zgrzałam. Ambasador pomógł mi z zamkiem – dodałam w ramach wyjaśnienia, w końcu mówiłam samą prawdę.
- Co ty byś bez niego zrobiła... - rzuciła sugestywnie bliźniaczka, ale udawałam, że nie rozumiałam, o co jej chodzi.
- Bardzo uczynny z niego człowiek, prawda? Pomógł mi całkiem bezinteresownie.
Hope uniosła wysoko brwi. Widziałam, że miała ochotę powiedzieć coś wrednego, ale powstrzymała się przy Hattie.
Po wyjściu z garderoby nie podchodziłam do Sebastiana, choć on jeszcze przez chwilę kręcił się po sali. Wkurzyłam się, gdy zauważyłam, że zbliżyła się do niego Amber, ale mężczyzna od razu się od niej odwrócił i ruszył w stronę mojego ojca. Kobieta miała wybitnie głupią minę, co od razu poprawiło mój humor. Może i nie planowałam głębszej relacji z ambasadorem, ale nie chciałam, żeby kręciły się przy nim jakieś laski, w końcu był moim... przyjacielem.
No dobra. Oszukiwałam samą siebie. Nie miałam pojęcia, kiedy moje nastawienie do mężczyzny tak diametralnie się zmieniło, ale chwilowo miałam laga mózgu i głębsza, czysto fizyczna relacja z Sebastianem bardzo mnie kusiła. W zasadzie takie „friends with benefits" to nic złego.
Myślałam o tym w samochodzie, podczas drogi powrotnej. Jones napisał kilka wiadomości, ale Hope co chwilę zerkała mi ciekawie przez ramię, dlatego też odpisałam, a nawet zadzwoniłam do niego na chwilę, gdy kładłam się już spać. Rozmowy z Sebastianem stały się dla mnie swoistym rytuałem i jakoś tak trudno mi było zasnąć bez tego jego „dobranoc, mój Aniele". Jakoś tak bardzo się do tego przyzwyczaiłam.
***
W tym roku na Bali mieliśmy lecieć wcześniej, bo już piętnastego grudnia. Henry zdecydował, że przyda się nam trochę odpoczynku. Widział, iż byłam zmęczona po treningach, a do tego chciał nagrodzić Hope, bo ta wygrała jakiś konkurs informatyczny i dostała się do etapu międzynarodowego. Ojciec miał usprawiedliwić jej te kilka ostatnich dni, żebyśmy mogli szybciej odwiedzić ciotkę Honorię i Harva, który miał dość zabiegów u szamana, gdyż podobno były bolesne, ale na szczęście działały, ponieważ dłoń brata szybko się regenerowała.
Jakoś tak całkiem przypadkiem dowiedziałam się, iż Sebastian nie przygotował się na święta – nie udekorował mieszkania, ani nie zrobił nic z tego, co zazwyczaj się robiło na Boże Narodzenie. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak można aż tak ignorować najlepszy czas w całym roku – oczywiście zaraz po moich urodzinach?!
- Na Boże Narodzenie wracam do siebie, na wyspę – tłumaczył – zostanę tam aż do Nowego Roku.
- Też dopiero w styczniu pojawię się w Atlancie, po świętach lecimy do Sydney na Sylwestra – mówiłam mu w sobotni ranek podczas pakowania walizki na wieczorny lot. - Ale to nie zmienia faktu, że powinieneś postawić sobie choć małą choineczkę w salonie i zawiesić jemiołę, żeby poczuć ten klimat – przekonywałam go.
- W Atlancie jestem sam, więc świąteczny klimat i tak nic nie zmieni. Wystarczy, że na każdym rogu stoją Mikołaje i wszędzie co chwilę słyszę świąteczne piosenki. Na Isla Sandii wszystko zostało już przygotowane na święta. Będę tam miał choinkę i inne ozdoby w całym... domu – odpowiadał.
Zrobiło mi się go szkoda. Ja swój pokój dekorowałam już we wrześniu, wprawdzie teraz wszystkie dekoracje były zasłonięte kwiatami od Sebastiana, ale w dalszym ciągu były i rozweselały mnie za każdym razem, gdy na nie spojrzałam.
- Zobaczymy się dopiero w styczniu – westchnęłam i walnęłam się z telefonem na łóżko, przez co przez chwilę obraz w komórce był zamazany, bo machnęłam ręką.
- Niestety tak, kochanie. Będę za tobą tęsknił – wyznał w pewnym momencie, przez co od razu zrobiło mi się ciepło gdzieś tak z lewej strony pod piersią.
Być może miałam stan przedzawałowy, ale w tym momencie nie martwiłam się tym. Sebastian uderzał w takie struny mojej duszy, o których istnienie nawet się nie podejrzewałam.
Gdy tak wpatrywałam się w jego przystojną twarz, do głowy wpadł mi pewien pomysł. Pożegnałam się z nim szybko i od razu wstałam z łóżka.
- Jeśli Sebastian nie chce zrobić sobie świątecznej atmosfery to znak, że potrzebuje mnie – powiedziałam do siebie półgłosem – w końcu nikt inny nie zna się na świętach jak ich największy psychofan, czyli ja.
Zdecydowałam, że zrobię ambasadorowi miłą niespodziankę. W tym celu pojechałam z Penny do pierwszego, lepszego centrum handlowego i kupiłam niedużą choinkę i bardzo dużo ozdób. Wzięłam dla siebie nawet jakiś strój mikołajki, w który przebrałam się w sklepowej toalecie. Wprawdzie był dość ciasny i krótki, ale wyglądałam jak zawsze zajebiście.
Gdy dostałam się do apartamentowca Sebastiana – swoją drogą w dalszym ciągu nie zmienił kodów, postanowiłam, że opieprzę go za to – grzecznie zapukałam do drzwi. Płaszcz zostawiłam w samochodzie, dlatego teraz stałam tylko w długich za kolano, czarnych butach, czerwonej sukience z białym puszkiem przy jej brzegu i rękawach, a także mikołajowej czapce na głowie.
Mina ambasadora była bezcenna... Żałowałam, że nie zrobiłam mu zdjęcia, ponieważ zaraz po tym, jak otworzył drzwi, wręcz zaniemówił z wrażenia.
- Jestem twoim prywatnym, świątecznym duchem – uśmiechnęłam się do niego szeroko – doceń, że specjalnie dla ciebie wskoczyłam w to świąteczne wdzianko całkiem nie w moim stylu i poślij Carlosa na dół do mojego auta, bo zostawiłam tam choinkę. Penny targa ozdoby – machnęłam ręką na stojącą za mną ochroniarkę.
- Doceniam. Nawet nie wiesz jak bardzo doceniam – odparł po chwili mężczyzna. Powoli przesuwał spojrzeniem po moim ubraniu – wyglądasz jak zawsze zachwycająco, kochanie – dodał otwierając szerzej drzwi. Przemknęłam obok niego. Od razu przejął z moich rąk torbę pełną zakupów.
- Oprócz dekoracji i choinki zaplanowałam także słuchanie świątecznych piosenek i pieczenie pierników – opowiadałam kierując się w stronę kuchni – dla mnie będą bezglutenowe i bezlaktozowe, ale wzięłam też składniki na takie normalne dla ciebie – zerknęłam na niego przez ramię.
- Nie musisz robić dla mnie innych. Te, które jesz będą odpowiednie – zaznaczył od razu.
- Podobno są bez smaku, ale to tylko zdanie mojej rodziny.
- Wszystko, co zrobisz, będzie wyjątkowe, tak jak i ty – mężczyzna chwycił moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Nie przestawał wwiercać się spojrzeniem w moje oczy. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale coraz bardziej się w nim pogrążałam, a co gorsze... nie potrafiłam się zatrzymać.
Kręciło mnie, że miał na sobie białą koszulę, niedbale rozpiętą przy szyi, bo wyglądał w niej... powiedzmy, że musiałam zwiać na chwilę do łazienki, żeby się ochłodzić, gdyż mogłabym zrobić coś głupiego. Gdy Carlos i Penny wnieśli wszystkie ozdoby, od razu włączyłam świąteczną playlistę i puściłam ją w salonie. Tam też Sebastian postawił choinkę. Widziałam, że nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy chodziłam po jego apartamencie i rozwieszałam ozdoby.
- Masz jemiołę? - zapytał w pewnym momencie. Jego salon robił się coraz bardziej przytulny. Gdy mężczyzna przyciemnił szyby i włączył elektryczny kominek zrobiło się całkiem miło. I intymnie. I erotycznie... I... znowu musiałam wyjść, żeby ochlapać się wodą. Dzięki Bogu za wodoodporny tusz do rzęs!
- Wątpisz we mnie? - rzuciłam mu spojrzenie spod przymrużonych powiek. - Zarzucasz mi niekompetencję w kwestii świątecznych przygotowań, panie Jones?
- Jakżebym śmiał, panno Anderson – odparł od razu poważnym tonem – jest pani najbardziej kompetentną osobą w tej dziedzinie.
- W końcu imię zobowiązuje – dodałam z lekkim uśmiechem. Nie wiem, co mamie strzeliło do głowy, żeby moją siostrę nazwać „Nadzieja" a mnie... „Ostrokrzew", ale u obu się sprawdzało. Mogłam robić za żywą reklamę świąt, a z kolei Hope zawsze wierzyła we wszystko i wszystkich, nawet w nieistniejącą inteligencję Harva, choć sprawa z obrazem mocno podkopała tę jej wiarę.
- W takim razie poproszę o tę jemiołę – polecił. Podeszłam do pudła z ozdobami i wyjęłam te kilka gałązek, które udało mi się kupić.
- Gdzie chcesz je zawiesić? Chyba pasuje w drzwiach – zastanawiałam się na głos. Sebastian wyjął jemiołę z mojej ręki i podniósł ją tak, że znajdowała się ponad naszymi głowami.
- Stoimy pod jemiołą, Holly. Wiesz, co to oznacza? - Zapytał uśmiechając się łobuzersko.
- Naprawdę powinnam się na ciebie obrazić za to... - nie dokończyłam, gdyż mężczyzna zamknął mi usta pocałunkiem. Od razu położyłam mu dłonie na torsie, żeby po chwili przesunąć je na jego ramiona i ostatecznie spleść na karku. Z zadowoleniem wsunęłam palce w jego włosy i pozwoliłam pogłębić pocałunek. Było wspaniale.
Dźwięk głośnej reklamy z Youtube'a sprawił, że powoli oderwaliśmy się od siebie, jednak jeszcze dłuższą chwilę staliśmy tak po prostu i spoglądaliśmy w swoje oczy.
- Jesteś najpiękniejszym duchem świąt, jakiego poznałem – powiedział po chwili ambasador. Jego niski, chrapliwy głos od razu postawił wszystkie włoski na moim ciele. Nie było ich wiele, bo przed wylotem na Bali pamiętałam o szczegółowej depilacji wszystkiego, ale mimo to poczułam, jak robi mi się gęsia skórka.
- Wiele ich już poznałeś? - zapytałam cicho. Jakoś nie potrafiłam zabrać rąk z jego szyi. Włosy Sebastiana kusiły swoją miękkością, przez co miałam ochotę cały czas się nimi bawić.
- Tylko ciebie, tego najpiękniejszego – odparł z lekkim uśmiechem na ustach, które ponownie miałam ochotę pocałować. Na szczęście znalazłam w sobie siłę i odkleiłam się od Sebastiana. Ruszyłam do kuchni.
- Jeśli chcesz mi pomóc z piernikami, musisz podwinąć rękawy, bo inaczej się ubrudzisz – wyjaśniałam mu, rozkładając produkty na ciasteczka.
- A co, jak to ty się ubrudzisz? Czy wtedy będziesz musiała pracować w mojej kuchni nago? - Dociekał. Przebiegły błysk w jego oczach wyraźnie sugerował, że coś kombinował.
- Wtedy będę musiała wracać do siebie w samej bieliźnie, a musisz pamiętać, że mieszkam w domu pełnym ludzi i mogłoby to ich trochę zdziwić – wytknęłam mu.
- Fakt. W takim razie to zły pomysł. A szkoda – westchnął z udawanym smutkiem.
Wspólne pieczenie pierniczków było ciekawym doświadczeniem. Sebastian cały czas się do mnie kleił i bardzo często kradł mi pocałunki. Nie miałam nic przeciwko temu. Podobało mi się, gdy stawał za mną i sięgał po coś z blatu ponad moim ramieniem, a czasami i pod nim.
Mogłam się wtedy bezkarnie opierać o jego twarde ciało, z czego ochoczo korzystałam... cały czas. Lubił też próbować miodu, czekolady czy lukru, ale tylko z moich rąk. I ust. Tak według niego wszystko smakowało lepiej.
W pewnym momencie trochę się zagalopowaliśmy z tymi wypiekami, ale to wszystko przez to, że jakoś tak nieopatrznie zabrudziłam sobie dekolt lukrem i mężczyzna zaoferował, że pomoże mi się pozbyć kłopotu. Posadził mnie na kuchennym blacie, po czym rzeczywiście pomógł mi zetrzeć lukier z piersi... własnymi ustami.
- Czyżbyś tęsknił za czerwcem? - Uśmiechnęłam się, gdy tak bardzo dokładnie, centymetr po centymetrze, zlizywał to, co „przypadkiem" nakapało mi na dekolt.
- Oczywiście – spojrzał na mnie – polecam się do szukania żab. To była dla mnie sama przyjemność.
Nie dziwiłam się mu nawet przez chwilę – w końcu to jego twarz wylądowała wtedy w moich cyckach. Nie zdziwiłam się też, gdy złapał za łyżkę z lukrem i ponownie pochlapał nim moje usta, brodę i dekolt.
Jego usta ponownie zajęły się sprzątaniem bałaganu ze mnie. Podejrzewałam, że przez to przesłodzenie będzie chciało mu się wymiotować, bo tym sposobem wykorzystał naprawdę wiele lukru, który przygotowałam do zdobienia pierników, ale jakoś tak nie powstrzymywałam go przed tym. Nie chciałam przerywać tego, co mi robił, ponieważ podobało mi się... wszystko.
Mężczyzna praktycznie cały czas mi pomagał, czasami tylko wychodził na taras, żeby zapalić, a gdy zjebałam go za to, że wyziębia salon, a do tego może zachorować, poszedł jarać do swojego gabinetu. Deklarował, że w innych pomieszczeniach tego nie robi. Postanowiłam sobie, że będę musiała kiedyś namówić go do rzucenia nałogu, tylko musiałam jakoś dobrze go do tego zachęcić – znaleźć coś, co go przekona bardziej, niż moje narzekania o chorobach prostaty, impotencji i raku jąder.
Dowiedziałam się, że ambasador na co dzień korzysta z cateringu i nie chciałam, żeby kłopotał się zamawianiem obiadu dla mnie, ale się uparł. Jeszcze przed końcem naszych kulinarnych zajęć zajęliśmy miejsce przy stole i zjedliśmy zamówiony przez niego obiad. Miałam łososia, szparagi, a nawet sałatkę z truskawkami...
Gdy ciastka wystygły, wzięliśmy się za dekorowanie ich. Dłuższą chwilę zajęło nam ogarnięcie kuchni i ozdobienie ciasteczek. Nie bawiliśmy się w żadne wymyślne wzorki – po prostu polaliśmy pierniczki przygotowaną wcześniej czekoladą i lukrem, a potem posypaliśmy kolorowymi posypkami. Zrobiłam nam do tego czekoladę do picia na mleku roślinnym, którą ozdobiłam piankami. Postanowiliśmy przenieść się z talerzem pierników i kubkami pełnymi czekolady do salonu, żeby posiedzieć przy kominku i posłuchać kolęd.
Nie chciałam usiąść na kanapie w salonie Sebastiana – podobało mi się na podłodze. Miał tam miękki, puchaty dywan, który sama mu wybrałam w lipcu. Do tego te zacienione okna, blask kominka i choinkowych lampek, dźwięk kolęd... Zrobiło mi się bardzo miło i tak trochę nostalgicznie.
Usiadłam na podłodze, a mężczyzna zaraz za moimi plecami, dlatego też bez oporów oparłam się o niego. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam czoło w jego szyję. Rozmawialiśmy o świętach – opowiedziałam mu jak to u mnie wyglądało, gdy mieszkałam w Anchorage, a jak to jest teraz, u Henrego. On z kolei opowiedział mi o swoich świętach na tej jego rajskiej wysepce. Czasami przyciskał usta do mojej skroni, czy włosów, a czasami ja odchylałam się tak, żeby pocałować go w policzek, czy brodę, zależy gdzie udało mi się trafić. Było wspaniale.
Przy nikim nie czułam się tak dobrze, jak przy Sebastianie. Nie musiałam udawać kogoś innego, ani dopasowywać się do czyichś wymagań. Nie musiałam też niczego ukrywać – mężczyzna akceptował mnie taką, jaka byłam: mój zjebany charakter i szalone podejście do życia też.
Podobało mi się, że ambasador nie naciskał na mnie, ani też nie poganiał w niczym. Wprawdzie położył dłoń na moim udzie i wsunął ją pod sukienkę, ale nie zrobił nic więcej, mimo iż od kilku godzin co chwilę go prowokowałam. Nawet teraz czułam, że był pobudzony, w końcu przyciskałam swoje biodra do jego ciała.
Nie dało się ukryć, że działaliśmy na siebie, a atmosfera między nami często gęstniała. Przy nikim jeszcze tak nie miałam – żadna z moich wcześniejszych relacji nie była aż tak naelektryzowana erotyzmem jak to, co działo się między mną i tym mężczyzną.
Nie miałam pojęcia, co skłoniło mnie do myśli, która nagle pojawiła mi się w głowie.
Czy to ta świąteczna atmosfera, którą udało mi się wprowadzić u Sebastiana? A może intymność tej chwili? Może to przez tego mężczyznę, który kusił mnie od dłuższego czasu i sprawiał, iż miałam do niego słabość.
A może po prostu... czułam się dobrze i bezpiecznie, w końcu ufałam Jonesowi. Ufałam, że mnie nie skrzywdzi, ponieważ miałam wrażenie, że jestem dla niego ważna.
A może po prostu to wszystko naraz?
- Sebastianie... - odsunęłam się od niego na chwilę, żeby złapać jego spojrzenie.
- Tak, kochanie? - Musnął wargami moje czoło, zanim skupił się na moich oczach.
- Chcę przeżyć z tobą mój pierwszy raz. Teraz – wyszeptałam.
Tak. Dokładnie. Powiedziałam to.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro