34 Czy ty jesteś naga?pov: Holly
Nie chciałam, żeby ktokolwiek miał przeze mnie przejebane, w końcu każdy kręcił nosem na lordzika, a tylko ja byłam głupia i uparta. Po tym, jak we wtorek Steven doniósł mi o kolejnym pomyśle Charlesa, wiedziałam, że muszę szybko działać, w końcu nie miałam pewności, czy nie wyskoczy z tymi swoimi planami wcześniej niż na Święto Dziękczynienia.
Charlie nie był przekonany do tego, czego od niego chciałam, ale przypomniałam mu, że przecież ja to ja – ta jebnięta i kontrowersyjna bliźniaczka. U mnie nic nie może być normalnie.
- Męskie stringi? Wydaje mi się to przesadą, bo... - nie dokończył, gdyż chwyciłam zębami jego dolną wargę i lekko przygryzłam, natomiast dłoń położyłam na jego kroczu i tam już nie tak lekko ścisnęłam jego angielskie klejnoty.
- Szkoda, Charlie. Myślałam, że zapewnisz mi taką zabawę, jakiej nikt inny nie potrafi. Myślałam, że jesteś lepszy od wszystkich i dlatego do mnie pasujesz. Chyba nie chcesz mnie rozczarować? - dodałam zalotnie i zaczęłam całować go po szczęce i policzku. Moja dłoń w dalszym ciągu pracowała przy jego rozporku.
Zbierało mi się na wymioty, gdy myślałam o tym, co właśnie robiłam, ale cóż, nikt nie mówił, że to będzie przyjemne. Zasłużyłam na karę i zamierzałam ją sobie wymierzyć.
Każdy dotyk chłopaka cholernie mi przeszkadzał, ale znosiłam to z uśmiechem na ustach, żeby nie zorientował się, iż coś było nie tak między nami.
- Oczywiście, że nie chcę cię rozczarować. Zapewnię ci taką zabawę, jakiej się nie spodziewasz, ale będę do tego potrzebował moich kumpli. Co ty na to? - zapytał z przebiegłym błyskiem w oku. Jebany chuj.
- Najpierw chcę ciebie. Plebs będzie musiał poczekać. Nigdy nie zabawiałam się w większym gronie i nie wiem, czy mi się spodoba – zastrzegłam od razu.
- Oczywiście, że ci się spodoba. Zadbamy o ciebie, będziemy traktować jak królową. O nic nie musisz się martwić – zachęcał mnie.
- Zgodzę się na to pod warunkiem, że dobrze mnie nakręcisz, Charlie. Powiedziałam ci, jak to zrobić... - mrugnęłam do niego wesoło, choć w środku gotowałam się ze złości. Musiałabym być idiotką, żeby godzić się na to, co proponował, a on musiałby być debilem, żeby mnie do tego zachęcać.
Słyszałam, jak „dobrze" chcieli się mną zaopiekować i traktować „jak królową". Miałam trochę inne wyobrażenie o tych pojęciach, ale może to po prostu różnice językowe i kulturowe...
Charlie obiecał mi zabawę, jakiej nie będę się spodziewała, ale ostatecznie to ja zorganizowałam lepszą niespodziankę. Tego nikt się nie spodziewał...
***
Steven był kryty. Pomagał mi we wszystkim, w końcu sama nie znałam się tak dobrze na tych informatycznych sprawach, a mój Misiaczek nie miał sobie równych. Sam wpadł na pomysł, iż przesiedzi ten czas w sekretariacie. Tam był o wiele lepszy zasięg szkolnej sieci komputerowej, więc spokojnie mógł kierować wszystkim i udawać, że z nudów gapi się w tablet, w końcu czekał na rodziców, do których sekretarka nie mogła się dodzwonić, a to dlatego, iż chłopak dodał szkolny numer w ich komórkach na listę blokowanych. Dopiero po odblokowaniu można się było z nimi skontaktować.
Uśmiechałam się pod nosem na to, iż chłopak bez problemu zhakował komórki rodziców. Chyba trochę zazdrościłam mu tych umiejętności. Chciałabym włamać się do telefonu Sebastiana i poczytać jego korespondencję z Amber. Oczywiście, że nigdy tego nie zrobię, ale pomarzyć zawsze można.
Zdawałam sobie sprawę, iż dyrektorka była na mnie cięta od dłuższego czasu, a w zasadzie od mojego pierwszego dnia w tej szkole, bo wiele jej problemów wiązało się ze mną. Wiedziałam, że wykorzysta mój udział w zemście na Charliem po to, żeby pozbyć się mnie raz na zawsze.
Nie myliłam się. Wypunktowała mi wszystko: każde przewinienie i każdą gorszą ocenę. Z uśmiechem na ustach stwierdziła, że dla takich jak ja, nie ma miejsca w jej szkole i nawet pieniądze ojca nic tu nie zmienią.
Wiedziałam, że mogłam rozegrać to inaczej. Mogłam kryć się i udawać, iż nic o tym nie wiem. Mogłam zrobić to, co zawsze, ale teraz nie chciałam. Zasłużyłam na karę, wiedziałam to. Nie chciałam się wykłócać i robić dziwnych akcji, jakoś tak zbrzydło mi wszystko. Byłam gotowa ponieść wszelkie konsekwencje. Kiedyś w końcu trzeba się ogarnąć, nawet ja musiałam do tego dojrzeć.
Harry bardzo starał się przekonać panią Stafford do zmiany zdania, tak samo jak i mecenas Brown, który oczywiście zaznaczył, iż to nie koniec jego rozmowy z dyrektorką, bo zamierza jeszcze dokładniej zająć się nagraniami i nie wyklucza, iż wytoczy szkole proces za nienależytą opiekę nad uczniami, cokolwiek miałoby to znaczyć.
- Nie poddamy się, Holly – pocieszał mnie najstarszy z braci, ale tylko wzruszyłam ramionami. Było mi to obojętne. Chciałam jedynie wrócić do domu i po prostu iść spać.
Hope również mnie pocieszała. Była tak kochana, jak zawsze. Nie rozumiała mojego marazmu, ale nie chciałam wchodzić w szczegóły.
Czułam się źle sama ze sobą, chyba po raz pierwszy w życiu. Do tej pory nikt nigdy mnie tak nie oszukał, bo w końcu nikogo do siebie nie dopuszczałam. Okazałam się kompletną idiotką i nie mogłam się z tym pogodzić. Tak łatwo dałam się podejść głupiemu chujkowi z Anglii. To całkowicie nie w moim stylu.
Żeby tego było mało – przez Charliego pokłóciłam się z braćmi, a wcale tego nie chciałam. Wyszło, że przygłupy miały rację. Nie będę miała teraz życia z nimi.
Żałowałam też, że przez lordzika odepchnęłam od siebie Sebastiana i oddałam go Amber jak prezent, tylko bez kokardy. Może to głupie, ale bardzo ucieszyłam się, gdy w niedzielę powiedział o zerwaniu z kobietą. Nie, żebym miała w stosunku do niego jakieś plany. Tak po prostu się ucieszyłam.
Ambasador od poniedziałku codziennie wysyłał mi miłe wiadomości, czasami też dzwonił na Face Timie, ale przez mój chroniczny brak czasu musieliśmy się ograniczyć do zdawkowych rozmów. Mimo to lubiłam kontakt z nim. Odpisywałam na każdą wiadomość i nie ignorowałam połączeń.
Nie zignorowałam też wezwania do gabinetu ojca. Od razu wiedziałam, że to nie będzie miła rozmowa.
Henry nie siedział przy biurku, jak mogłam się spodziewać, ale stał na środku pomieszczenia. Zamknęłam za sobą drzwi i zbliżyłam się do niego. Nie spuszczał ze mnie zmartwionego wzroku.
- Chyba muszę poszukać sobie innej szkoły – zaczęłam cicho. Po raz pierwszy było mi tak głupio przy nim. Byłam pewna, że w tym momencie bardzo się na mnie zawiódł, zresztą tak jak i ja na samej sobie.
Mężczyzna zrobił kilka kroków w moją stronę i porwał mnie w ramiona. Przytulił bardzo mocno do siebie.
- Nic nie będziemy szukać, skarbie. Masz już szkołę, najlepszą w Atlancie i to do niej będziesz chodzić, ale to teraz nieważne. - Odsunął się tak, żeby spojrzeć w moje oczy, cały czas jednak trzymał mnie blisko siebie – jak się czujesz, Holly? Mogę ci jakoś pomóc?
Uśmiechnęłam się do niego smutno. Miałam chujowy dzień i jakoś tak nie chciałam go okłamywać i udawać, że jest wspaniale, bo dziś właśnie nie było.
- Nigdy nie czułam się tak bardzo oszukana i wykorzystana. To dziwne uczucie. Nigdy też na nikim się tak nie zawiodłam. To też niezbyt przyjemne – wyznałam. Ojciec spoglądał na mnie spokojnie. Nie wydawał się zły, czy zawiedziony mną. W jego oczach widziałam smutek i troskę.
- Nie zostawimy tak tego. Zrobię wszystko, żeby ci chłopcy zostali ukarani, a w szczególności ten jeden. W drodze z lotniska zdążyłem obejrzeć wszystkie nagrania, które przesłał mi Conrad. Nie pozwolę na takie traktowanie moich córek – zarzekał się twardo.
- Gdybym była mądrzejsza, to nie doszłoby do takiej sytuacji – westchnęłam.
- Jesteś bardzo inteligentną dziewczyną. Nigdy inaczej o sobie nie myśl. Życie takie już jest, że spotykamy w nim wiele osób, które nie zasługują chociażby na jedno nasze spojrzenie. Najważniejsze, że w porę się zorientowałaś i potrafiłaś sobie z tym poradzić. W prawdzie dość oryginalnie – uśmiechnął się lekko - ale nie zamierzam cię za to krytykować, choć wolałbym, żebyś przy wystąpieniu kolejnej takiej sytuacji od razu powiedziała mi o wszystkim.
- Nigdy więcej nie będzie takiej sytuacji – zastrzegłam od razu – nigdy więcej nie dam się tak podejść. Nikomu.
Tata zaprowadził mnie na kanapę. Jeszcze przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy o tym wszystkim, ale zasadniczo skupiał się na tym, co czułam i jak się z tym czułam. Wiedziałam, że nie odpuści mi spotkania z moją panią psycholog. Chodziłam do niej od... od kiedy zamieszkałam w Atlancie i jakoś tak nie wyglądało, żebym przepracowała wiele spraw, ponieważ co chwilę dochodziło coś nowego. Już nawet przyzwyczaiłam się do cotygodniowych wizyt w jej gabinecie.
Czułam się dobrze przy Henrym. Nie spodziewałam się, że podejdzie do mnie z tak dużą dawką wyrozumiałości i spokoju. Jakby nie było, to ja sprowadzałam najwięcej problemów na jego głowę, ale zdawał się o tym nie pamiętać i zawsze mnie wspierać. Mimo wszystko.
Jak mogłam się domyślać, pozostali bracia dość emocjonalnie zareagowali na to, co działo się dziś w szkole. Haiden od razu urwał się z zajęć i dzwonił do Harrego, iż chce mieć podstawiony samolot, bo zamierza jeszcze dziś wrócić do domu, a Harv... jak to Harv... Z tych nerwów przypierdolił ręką w ścianę i w tym momencie siedział w szpitalu, bo coś sobie uszkodził. Na pewno przez jakiś czas będzie grzał ławkę z powodu kontuzji, ale jakoś nie przeszkadzało mu to, mimo że wydarłam się na niego, gdy w końcu trafił do rezydencji.
- Czy ty myślisz! - krzyknęłam. Brat miał opatrunek na ręce i rzucał mi mordercze spojrzenia.
- Na pewno lepiej od ciebie! Gdyby Harry nie łaził za mną i mnie nie pilnował, to już byłbym w pierdolonym hostelu i robił miazgę z tych chujów! - złościł się.
Najstarszy z braci pojechał na kampus, zaraz po otrzymaniu informacji o zdarzeniu po treningu i to on zmusił Harveya do wizyty w szpitalu, bo chłopak był gotowy ruszyć w poszukiwaniu Anglików bez względu na ból ręki.
- A potem miałbyś kłopoty. - Tłumaczył spokojnie Harry. Wszedł za Harvem do domu. Rzeczywiście musiał cały czas go pilnować. - Zostaw tę sprawę mnie i tacie. Razem na pewno wymyślimy coś, co będzie dotkliwe dla tych chłopaków, ale jednocześnie nie zaszkodzi naszej rodzinie.
Najstarszy brat posiedział z nami chwilę i gdy tylko „opiekę" nad rozwścieczonym Harveyem przejął Henry, pojechał na lotnisko odebrać Haidena, bo jemu też nie za bardzo ufał.
- Wolę osobiście go tu przyprowadzić. Kto wie, jakie głupie pomysły i jego się trzymają – uzasadniał swoją decyzję.
Była już tak późna pora, że nasza malutka Hattie już dawno poszła spać, a my, praktycznie w komplecie, rozsiedliśmy się w salonie. Hope cały czas była blisko mnie i co chwilę się przytulała, a Harv, gdy w końcu ochłonął, rozsiadł się na fotelu naprzeciwko kanapy i mordował mnie wzrokiem. Starał się jednak panować nad językiem, w końcu ojciec przebywał w tym samym pomieszczeniu.
- A miałem świetny pomysł. Związać i wrzucić do rzeki, to nie... - mówił średni brat tak jakby bardziej do siebie – nie pozwolili, bo niehumanitarne. To teraz wyszło... Wszystko wyszło... Pieprzony frajer – zaciskał pięść w tej zdrowej dłoni.
Kolejny raz musiałam się tłumaczyć, kiedy do domu dotarł Haiden z bardzo już zmęczonym Harrym. Najmłodszy z braci powściekał się na mnie, a potem oczywiście zaczął planować mord na lordziku. Henry szybko wybił mu jednak takie pomysły z głowy.
Gdy bracia uspokoili się na tyle, żeby dało się z nimi normalnie rozmawiać, dyskutowaliśmy o planach powrotu do szkoły i hipotetycznych konsekwencjach. Praktycznie zarwaliśmy noc. Może to głupie, ale tak trochę cieszyłam się, że miałam ich wszystkich w jednym miejscu, pomimo okoliczności, jakie nas zgromadziły. Cieszyłam się też, że Hattie nie słyszała naszych rozmów, bo to nie było coś, o czym niespełna jedenastoletnie dziecko powinno wiedzieć.
Z tego wszystkiego nie odpisałam Sebastianowi na jego tradycyjne „Dobranoc, mój Aniele", ale nadrobiłam to nad ranem, bo wtedy moje baterie doszczętnie się rozładowały. Ambasador odpisał praktycznie od razu.
„Dobranoc o 6 rano w środku tygodnia? Co robiłaś całą noc?" - dziwił się.
„Rozmawiałam z tatą, braćmi i siostrą. Później Ci wszystko wytłumaczę. Teraz padam" – odpisałam szybko. Nie czekałam na odpowiedź, bo naprawdę byłam porządnie zmęczona i szybko zasnęłam.
Dopiero po południu, gdy w końcu oprzytomniałam na tyle, żeby zwlec się z łóżka, dowiedziałam się o tym, iż Harry rano wyleciał do Londynu, bo miał coś do załatwienia ze szkołą, do której chodzili Anglicy. Henry kilka godzin spędził w kancelarii Conrada, a potem w naszym liceum na rozmowie z dyrektorką.
Moja bliźniaczka i dwaj pozostali bracia nie opuszczali dziś domu. Nie miałam pojęcia, czy to było spowodowane tym, iż chcieli mnie pilnować, czy... to raczej dla ich własnego bezpieczeństwa, żeby nie zrobili niczego głupiego... Różnie mogło być. Wszyscy jak na szpilkach czekaliśmy na to, co powie nam ojciec, gdy w końcu wróci.
- Na pewno cię nie wywalą. Dla nich to strata kasy. Dyrektorka chce jakiś remont, albo coś i tylko kombinuje, żeby ktoś jej to sfinansował. - Twierdził Harvey.
- Prestonowie za to, że Luke pobił wczoraj jednego z Anglików, mają w ramach rekompensaty dla szkoły zająć się nowym oprogramowaniem i zabezpieczeniami sieci teleinformatycznej – Hope spojrzała na mnie sugestywnie.
- Koniec przekrętów z moim Misiaczkiem? - uśmiechnęłam się do niej lekko – jak ja to wytrzymam?
- Misiaczek pewnie i z tym sobie poradzi – dodał Haiden. Dziś miał o wiele lepszy humor, mimo że nie było mu dane dorwać moich angielskich znajomych z jednego, prostego powodu: wczoraj wieczorem cała ósemka została zapakowana do samolotu i odesłana w siną dal. Wrócili do Europy miesiąc wcześniej, niż pierwotnie miało to być.
Henry wrócił do domu w trudnym do określenia nastroju. Od samego wejścia poinformował mnie, że po świętach wracam do szkoły.
- Na dobrą sprawę zostało pięć tygodni do Bożego Narodzenia, a wtedy i tak jest wolne, dlatego też umówiłem się z panią Stafford, że wrócisz już w styczniu. Teraz będziesz miała edukację domową. Stwierdziłem, że potrzebujesz chwili na odpoczynek, a dyrektorka nalegała na jakąkolwiek karę dla ciebie za niemoralne zachowanie. Nie chcę oczywiście, żebyś odbierała tego w takich kategoriach, bo nie zamierzam cię karać. - Zastrzegł od razu.
Zgodziłam się na to. Te kilka tygodni zamknięcia w domu nawet tak bardzo mi nie przeszkadzało. Zastrzegłam jednak, iż dalej będę chodziła na treningi, zresztą Katia rozmawiała już z tatą w tej sprawie, zaraz po tym, jak wypytała mnie o sytuację w szkole i pocieszyła, jak to tylko ona potrafiła.
- Ciotka Honoria znalazła jakiegoś świetnego rehabilitanta, masażystę czy innego szamana na Bali i zaprasza do siebie Harveya. Uważa, że kilka spotkań z mistrzem Jin sprawi, że szybko wrócisz do formy i będziesz mógł kontynuować treningi – Henry spojrzał na syna – dlatego chciałbym, żebyś poleciał do niej po Święcie Dziękczynienia. W tym roku Boże Narodzenie i tak planujemy spędzić na Bali, więc dolecimy do ciebie.
Harv wyglądał na delikatnie przerażonego wizją spędzenia kilku tygodni z ciotką i jej szamanem, ale przekonałam go tymi jej świetnymi kadzidełkami i ziółkami, które wyleczą jego każdą przypadłość. Ostatecznie zgodził się do niej polecieć.
- Ile cię to kosztowało? - zapytał z ciekawości Haiden. - Nowa siłownia? Jakaś wypasiona sala multimedialna? Nie wierzę, żeby dyrektorka zmiękła tak po prostu.
- Oczywiście, że nie zmiękła tak po prostu. W dużej mierze przekonał ją Conrad i pismo z jego kancelarii, w którym wypunktował, dlaczego jej posunięcie było niezgodne z prawem. Do tego zgodziłem się zbudować nowy obiekt sportowy zaraz obok szkoły, więc ostatecznie rozstaliśmy się w zgodzie.
- Nowy obiekt sportowy? Znaczy boisko? Jakąś halę? - dopytywała moja bliźniaczka.
Ojciec od razu pokręcił głową.
- Pani Stafford wymyśliła sobie, że żeby wzmocnić atrakcyjność i konkurencyjność szkoły na rynku, wzbogaci jej program o nowe zajęcia sportowe z kategorii tych zimowych, niekojarzących się z Atlantą. Żeby to zrobić, musi mieć... lodowisko. - Wyjaśnił.
- Masz zbudować lodowisko dla szkoły??? - Harv nie mógł przestać się dziwić. - Prawdziwe lodowisko??? Przecież to ogromna inwestycja!
- Mam już doświadczenie w budowie tego typu obiektów – spojrzał na mnie – dlatego też zgodziłem się wybudować jej to lodowisko.
Nie mogłam wyjść z podziwu, dlaczego tak spokojnie o tym mówił. To nie była zwykła sala czy biblioteka, tylko nowy budynek z pełnym wyposażeniem... Henry naprawdę mnie zaskoczył.
- Chyba nie ma takiej rzeczy, której tata by dla nas nie zrobił... - zastanawiała się wieczorem Hope. Miała w piątek wracać do szkoły i tak tylko wpadła zobaczyć, co robiłam. Nie miała za bardzo co oglądać, ponieważ tylko się obijałam. Zadzwoniłam do Sebastiana, żeby krótko wyjaśnić mu całą sytuację, a on teraz bombardował mnie SMSami. Trochę się wkurzył na lordzika...
- Chyba tak. Naprawdę nie spodziewałam się tego po nim. Cały czas jest dla mnie miły i nie ma mi za złe tego, co zrobiłam.
- Bo to nie twoja wina! Nawet tak nie myśl! - uruchomiła się moja bliźniaczka. Bez ustanku była cięta na Anglików i lubiła to podkreślać. - A tata jest świetny. Może i na początku się nie popisał, ale musisz przyznać, że mama też nie była bez winy – zamyśliła się na chwilę – cieszę się, że go poznałyśmy, choć oczywiście wolałabym w innych okolicznościach.
Musiałam przyznać jej rację. Henry był dobrym ojcem, nawet dla mnie. Naprawdę go polubiłam tak samo, jak chłopaków i Hattie. Moja rodzina była niezastąpiona.
Hope trochę jeszcze ponarzekała na chłopaków z Anglii i dość szybko się pożegnała. W następnym tygodniu miała eliminacje w konkursie informatycznym i zależało jej, żeby co jeszcze sobie poćwiczyć.
Wzięłam długą kąpiel, a potem nakarmiłam Księcia i położyłam się do łóżka. Napisałam Sebastianowi wiadomość na dobranoc. Mężczyzna zaskoczył mnie, bo znowu zadzwonił. Nawet tak trochę się ucieszyłam, że zobaczę go na video rozmowie.
- Już w łóżku? - zapytał, gdy tylko się połączyliśmy. - Dziś wcześniej...
- Jeszcze nie odespałam wczorajszej nocy i tego wszystkiego, co z nią związane. Czuję się po prostu zmęczona – pociągnęłam mocniej kołdrę do siebie. Telefon postawiłam tak, że w kadrze idealnie było widać moją twarz, kawałek ramion i poduszkę.
- Kołdra ci się gdzieś zaplątała? - zaciekawił się – wydaje mi się, że trochę się z nią mocujesz.
- To prawda – potwierdziłam – ale nie zaplątała się, tylko zwyczajnie jest ciężka. Waży ponad jedenaście funtów.
Sebastian wyglądał na zaskoczonego.
- To taka specjalna kołdra, obciążeniowa. Moja terapeutka doradziła mi ją na kłopoty ze snem i muszę przyznać, że działa. Po prostu lubię być dobrze przyciśnięta – wysiliłam się na żarcik.
- W takim razie musisz zacząć spać ze mną. Gwarantuję, że działam lepiej, niż kołdra – uśmiechnął się Jones. Odpowiedziałam mu tym samym.
- Twierdzisz, że dobrze by mi się z tobą spało? Muszę cię sprowadzić na ziemię: kręcę się, więc na pewno miałbyś mnie dość.
Kołdra trochę blokowała moje ruchy, ale w dalszym ciągu całe łóżko było moje. Dzięki niej zaczęłam przesypiać więcej, niż cztery godziny, co było miłą odmianą po ostatnich dwóch latach ciężkich nocy.
- Podejrzewam, że zdołałbym tak cię wymęczyć, że nie miałabyś siły, żeby się kręcić, kochanie. Ale nie musisz wierzyć mi na słowo. Możesz się kiedyś o tym przekonać.
Pokręciłam głową i przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać. Mój Sebastian wrócił! Takim go pamiętałam sprzed epizodu z Amber. Sypiący podtekstami i zawsze zachęcający mnie do jednego. Tak trochę tęskniłam za tym... Za „kochanie" też...
- A ja myślę, że mogłabym sprawić, że nie zaśniesz nawet podczas video rozmowy– rzuciłam tajemniczo. Odchyliłam się tak, żeby mnie nie widział, ale po chwili wróciłam na swoje miejsce. Chwyciłam za telefon i położyłam go na nocnej szafce, opierając o lampkę. Chciałam, żeby kamera obejmowała większą część mojego ciała.
Ułożyłam ładnie kołdrę na piersiach, bo tylko ona osłaniała mnie przed ciekawskim spojrzeniem mężczyzny. Wyciągnęłam nogę spod przykrycia i położyłam ją na kołdrze, szczelnie osłaniając intymne miejsca.
Nie miałam na sobie piżamy... Ani bielizny...
- Czy ty jesteś naga? - zapytał z niedowierzaniem w głosie.
- Pod spodem tak, jestem całkowicie naga... - przyznałam – i zamierzam tak spać. Nie wiem tylko, czy mam się z tobą rozłączać, bo wiesz... Kręcę się i przez sen mogę się odkryć jeszcze bardziej... - dodałam niewinnym tonem.
Sebastian wbił tak intensywne spojrzenie w kamerę, że momentalnie poczułam na plecach dreszcz. Był... bardzo przyjemny.
Chyba nawet zaklął pod nosem, ale to było po hiszpańsku, więc nie zrozumiałam dokładnie. To nie pierwszy raz, gdy mówił przy mnie w swoim ojczystym języku, choć wiedział, że uczyłam się tylko francuskiego, a rosyjski znałam ze słyszenia. Katia i Wirian czasami mnie obgadywali na treningach, więc trochę się nauczyłam, żeby wiedzieć, co o mnie mówili.
Postanowiłam sobie, że ten czas, który mam teraz spędzić na odbyciu „kary" za złe zachowanie, mogę poświęcić na poszukanie jakiegoś kursu języka hiszpańskiego. I tak zamierzałam zrezygnować z cheerleaderingu, ponieważ zapisałam się tam tylko ze względu na lordzika, dlatego też udałoby mi się wygospodarować chwilę w każdym tygodniu na naukę. Oczywiście, nie zamierzałam nikogo o tym informować, a już na pewno nie Sebastiana, gdyż wtedy mógłby zacząć się pilnować z tym, co mówił w obcym języku, a ja chciałam wiedzieć wszystko.
- Nie rozłączaj się. Jestem pewny, że masz rację, dziś nie będę spał... - odparł cicho. Kolejny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa na samo brzmienie jego głosu. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak nagle zaczęłam zwracać uwagę na takie szczegóły, ani tym bardziej reagować w ten sposób, ale podobało mi się to. Z ekscytacją czekałam na więcej.
Sebastian chyba jednak w końcu padł, choć nie byłam pewna, bo w nocy kręciłam się i telefon zsunął się z szafki i ułożył się tak, iż nagrywał sufit. Napisał mi rano SMSa, że zamówił dla mnie specjalny uchwyt na sprzęt, żeby moja komórka nie robiła więcej psikusów, bo przerwała mu kontemplację mojego nagiego ciała w najlepszym momencie, ale tylko parsknęłam na te słowa śmiechem. Byłam pewna, iż nic nie widział i tylko tak chciał mnie wkręcić.
***
W kolejnych tygodniach starałam się być grzeczna. Sama na siebie nałożyłam szlaban i nie opuszczałam domu. Wyjątkiem były treningi i cotygodniowa wizyta u terapeuty. Sebastian proponował mi, żebym go odwiedziła, ale wyjaśniłam mu, że na razie potrzebuję czasu tylko dla siebie i musiał się z tym pogodzić, co nie zmienia faktu, że ostro flirtował ze mną podczas rozmów i wiadomości, którymi się wymienialiśmy. Nie byłam gorsza – cały czas go prowokowałam i nakręcałam...
Mężczyzna codziennie przysyłał do rezydencji piękne bukiety. Jednego dnia były to różowe piwonie, innego czerwone i fioletowe mieczyki. Uśmiechałam się za każdym razem, gdy Jane wnosiła kolejny bukiet na górę. Harry był ciekawy, od kogo, ale nie zdradziłam mu. Do kwiatów dołączone były karteczki, na których nic nie było napisane, ale nadawca za każdym razem rysował uśmiechniętą minkę. Wiedziałam, że w ten sposób ambasador chciał choć trochę mnie rozweselić.
Gdy raz wysłałam Sebastianowi zdjęcie, na którym byłam z jednym z jego bukietów, od razu napisał, iż ustawi sobie je na tapecie, bo jestem zachwycająca, a kwiaty nawet mogą być. W dalszym ciągu przypominał mi, że miał to jedno zdjęcie spod prysznica i podkreślał, że nie zamierza go usuwać, bo bardzo je lubi.
Podczas Święta Dziękczynienia spotkaliśmy się w rodzinnym gronie na tradycyjnym obiedzie. Bracia cały czas mi dogryzali, iż mam jeszcze gorszy gust do facetów niż Hope, dlatego też zdecydowali, że miałam bana na chłopaków i związki przez najbliższe dziesięć lat. Oczywiście, że ich wyśmiałam...
Henry zapytał się mnie, czy miałam jakiś kontakt z ambasadorem Jonesem, co jakoś tak wzmogło moją czujność. Nie rozumiałam, dlaczego akurat teraz zaczął się tym interesować? Sebastian przedwczoraj wyleciał na swoją wysepkę, bo miał spędzić święto z rodziną, ale planował wrócić za trzy dni z tego powodu, iż w następnym tygodniu Livia organizowała swój dobroczynny koncert kolęd w hotelu „Grecja" i ja miałam w nim ponownie występować. Nie pozwolono mi na rolę diabła, więc znów musiałam zostać aniołem na ten jeden wieczór.
Ambasador twierdził, że nie może tego przegapić, bo przecież ktoś musi mnie łapać, gdy będę spadała z nieba, a tylko jego ramiona się do tego nadają.
- Pan Jones był moim przyjacielem. Pomagałam mu w wakacje z wyborem mieszkania – zaczęłam zgodnie z prawdą. Ojciec tylko pokiwał głową.
- W takim razie rozumiem, dlaczego nalegał, aby pomóc nam w sprawie z chłopcami z Anglii – westchnął. Rzuciłam mu uważne spojrzenie. Sebastian nawet słowem się nie zająknął, iż wtrącał się w to, w co nie powinien.
- Jak nam niby pomógł? - zapytałam.
- Uruchomił swoje dyplomatyczne znajomości i namówił przedstawicieli innych państw, żeby wpisali tych chłopaków na swoje czarne listy – pospieszył z wyjaśnieniem Harry – Anglicy nie będą mieli możliwości wjazdu do wszystkich krajów hiszpańskojęzycznych, a w Stanach też już nie powinni się pojawiać, bo od razu zostaną deportowani. Udało mu się przekonać naprawdę wielu innych dyplomatów, aż sam jestem zaskoczony – dodał.
- Jones jest zaje...fajny – wyrwał się Harv – lubię gościa.
- Ja też – poparł go Haiden. - Uratował Holly, a teraz jej pomaga. Traktuje ją jak brat, więc według mnie to super facet.
Prawie zakrztusiłam się wodą, gdy tak słuchałam ich wypowiedzi. Sebastian i brat??? No cóż... widocznie miałam inne pojęcie relacji rodzinnych, niż moi prawdziwi bracia. Hope od razu wyłapała moją konsternację i uśmiechnęła się do mnie wesoło.
- Nie wydaje mi się, żeby ambasador traktował Holly jak siostrę, ale może się nie znam – dodała lekko.
- Nie znasz się – od razu potwierdził Harvey – bo przecież nie jesteś bratem i nie wiesz, jak to jest z naszej perspektywy. Jones idealnie wpisuje się w rolę starszego brata, ponieważ pomaga Holly i traktuje ją neutralnie. W końcu jest za stary, żeby patrzeć na nią w inny sposób, a do tego ma swoją dziewczynę.
Posłałam siostrze ostre spojrzenie. Nie chciałam, żeby kontynuowała tę bezsensowną rozmowę. Na szczęście zrozumiała.
Po obiedzie oczywiście napisałam do Sebastiana i wypytałam go o szczegóły jego zemsty na Anglikach. Podkreślił, że to nic takiego i cały czas myśli, jak jeszcze bardziej utrudnić chłopakom życie.
Poczułam, że chciałabym się z nim spotkać, dlatego też umówiliśmy się na wieczorny spacer po parku w okolicach gabinetu, do którego chodziłam na terapię po najbliższej sesji. Chyba po raz pierwszy odliczałam godziny do tej wizyty. Z każdym dniem utwierdzałam się w tym, iż rozmowy video przestawały mi wystarczać.
Chciałam Sebastiana na żywo. Nie wiedziałam, po co, ale chciałam.
***
Spotkałam się z ambasadorem w mroźny, grudniowy wieczór. To nie najlepsza pora na spacery, ale jakoś musieliśmy sobie z tym poradzić. Zima w Atlancie nie była taka mroźna jak ta, którą pamiętałam z rodzinnych stron. W tym momencie trochę sypał śnieg, ale jego płatki były drobne i bardzo delikatne.
Jones czekał na mnie na parkingu. Gdy tylko zobaczył, jak kierowałam się w jego stronę, wysiadł z auta i podszedł, żeby chwycić moją dłoń.
- Nie masz czapki – obrzucił mnie uważnym spojrzeniem. Dłuższą chwilę wpatrywał się w moje oczy i nic nie mówił.
- Mam kaptur – wytknęłam. Od razu przysunął się i złapał za jego brzeg, a następnie naciągnął mi go na głowę. Uśmiechnęłam się do niego wesoło.
- Harvey jednak miał rację. Będę musiała zwrócić mu honor...
Jones uniósł brew i rzucił mi pytające spojrzenie.
- W jakiej sprawie miał rację?
Zmrużyłam wrednie oczy. Na pewno nie spodoba się mu moja odpowiedź.
- Że traktujesz mnie jak starszy brat.
Mężczyzna parsknął krótkim śmiechem.
- W żadnym wypadku nie traktuję cię jak brat, ani przez chwilę tak o tobie nie pomyślałem, bo byłoby to cholernie niestosowne i nielegalne. Mam całkiem inną wizję naszej znajomości, niż siostrzano – braterskie relacje.
Pociągnął za moją dłoń, dlatego też ruszyłam z nim w stronę parku. O tej porze na ulicach było spokojnie zwłaszcza, iż gabinet terapeutki znajdował się w dość wyludnionej dzielnicy, a położony przy nim park należał do tych rodzinnych, które o tej porze zostawały puste, gdyż ósma wieczór to nie czas, gdy dzieci chodziły z rodzicami na place zabaw, szczególnie nie w takiej porze roku.
- Mam zakaz spotkań z chłopakami – poinformowałam Sebastiana, na co tylko się uśmiechnął.
- Podoba mi się ten zakaz. Całkowicie się z nim zgadzam – posłał mi wesoły uśmiech. - Możesz spotykać się tylko z jednym mężczyzną i dobrze o tym wiesz.
- I zakaz na związki przez najbliższe dziesięć lat – dodałam. Poczułam, jak mocniej uścisnął moją dłoń.
- Kwestia dyskusyjna – rzucił spokojnym tonem.
- Też tak myślę. Nie zamierzam się słuchać moich braci, bo zazwyczaj wygadują głupoty. Moje życie to w końcu moje życie. Za kilka miesięcy pójdę na studia i sama będę decydowała o tym, co chcę robić – potwierdziłam – dlaczego zainterweniowałeś i zacząłeś utrudniać życie Charlesowi i pozostałym Anglikom? - zainteresowałam się.
Mężczyzna posłał mi twarde spojrzenie.
- Nikt nie będzie krzywdził mojej Holly – odparł cicho. Zaśmiałam się na to wyznanie.
- Nie ma czegoś takiego jak „twoja Holly" – wytknęłam mu.
- Moja Holly na pewno by tak powiedziała – uśmiechnął się przebiegle.
Doszliśmy do jednej z altanek ukrytych wśród łysych już teraz, parkowych drzew. Postanowiliśmy na chwilę się w niej zatrzymać. Gdy tylko się w niej znaleźliśmy, mężczyzna przyciągnął mnie do siebie tak, że musiałam położyć dłonie na jego torsie, bo inaczej praktycznie wgniótł by mnie w swoje ciało.
- Tęskniłem za tobą – powiedział niskim głosem, od którego znowu poczułam, jak żołądek zaciskał mi się w supeł, bo jakieś dziwne uczucie zaczęło we mnie narastać.
- Rozmawiamy codziennie i codziennie też widzimy się na video rozmowie – przypomniałam mu – czasami nawet spędzamy ze sobą wirtualne noce...
Wprawdzie nie pojebało mnie drugi raz, żeby spać przy nim nago, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.
- Wystarcza ci to, kochanie? - zapytał zanim położył dłoń na moim policzku, żeby delikatnie go pogładzić.
- W zasadzie to nie. - Przyznałam szczerze. Sebastian nachylił się i mocno mnie przytulił. Wtuliłam twarz w jego płaszcz. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Uwielbiałam jego męskie perfumy. Wprawdzie moi bracia też używali ładnych, ale te ambasadora podobały mi się najbardziej ze wszystkich. Nabierałam głęboko powietrza w płuca, można by rzec, że oddychałam tym mężczyzną i bardzo mi się to podobało, bo czułam się... cudownie.
- Mnie też to nie wystarcza. Chciałbym czegoś więcej – wyszeptał tuż przy moim uchu. Odsunęłam się tak, żeby złapać jego spojrzenie. Nie mogłam napatrzeć się w oczy Sebastiana. Były intrygujące. Nie znałam nikogo, kto by miał takie tęczówki: trochę złote, trochę zielone. To też niesamowicie mi się podobało.
- I co z tym zrobimy? - zapytałam spokojnie, choć wewnątrz mnie szalała wręcz nawałnica różnych uczuć. Nie wszystkie mi się podobały, ale w tym momencie dominowało zaciekawienie i pragnienie... czegoś. Nie chciałam tego nazywać, tak było lepiej.
- Zaraz pewnie znowu cię oburzę – zaczął, na co lekko się uśmiechnęłam.
- Oburzysz mnie? Dlaczego?
Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił. Gdy jego wzrok w pewnym momencie skierował się na moje usta, domyśliłam się, o co mu chodziło.
- Bo zamierzam cię pocałować, Holly. - Wyznał.
- Oburzyłbyś mnie, gdybyś tego nie zrobił – dodałam cicho. Kilka sekund później Sebastian postąpił zgodnie ze swoim planem. Przycisnął swoje wargi do moich i zaczął swoje czary.
Zapomniałam już, jak to przyjemnie było go całować. Jak dobrze to robił. Jak świetnie się czułam, gdy walczyłam z nim o dominację.
Na pewno jęknęłam kilka razy, gdyż było mi tak dobrze przy nim, ale nie martwiłam się, ani nie udawałam, że to przypadek. W naszej relacji było ich już i tak wiele, chyba nadszedł czas, żeby zacząć nad tym wszystkim panować.
Straciłam rachubę czasu. Nie chciałam przerywać tego pocałunku nawet na chwilę. Gdy musieliśmy przystopować, żeby zaczerpnąć powietrza, nasze usta w dalszym ciągu delikatnie się muskały.
Przytulałam się do jego boku, podczas powrotu na parking. Zaczęło robić się ciemno, dlatego też zdecydowaliśmy o zakończeniu spaceru, choć tak naprawdę żadne z nas tego nie chciało.
Nie miałam pojęcia, co teraz zrobić i przede wszystkim jak to miało wyglądać? Nie rozumiałam samej siebie... Od kiedy tak kleiłam się do faceta? Od kiedy tak bardzo czekałam na spotkanie z nim? Od kiedy tęskniłam za jego dotykiem i zapachem?
To wszystko było dla mnie nowe. Przerażało mnie, ale też ekscytowało.
Nie wiedziałam, co dalej. Nie miałam żadnego pomysłu.
Byłam jednak pewna, że coś się zmieniało, że przede wszystkim ja się zmieniałam.
- Do zobaczenia na koncercie – pożegnałam się z mężczyzną. Nie protestowałam, gdy przyciągnął mnie do siebie jeszcze raz i delikatnie pocałował. W zasadzie to chciałam więcej.
- Do zobaczenia, mój Aniele – odparł. Przytrzymał mi drzwi, kiedy pakowałam się do auta. Czekał, aż pierwsza odjadę z parkingu.
Żałowałam, że nie oddałam kluczyków Penny, bo ciężko było mi się skupić na drodze. Sebastian zawładnął wszystkimi moimi myślami.
Próbowałam sobie to jakoś tłumaczyć. Najlogiczniejsze wydawało się wyjaśnienie, iż szukałam w nim tego, czego nie mogłam znaleźć w Charliem, bo ambasador był zupełnie inny niż chłopak, który chciał mnie wykorzystać. Znałam go jakiś czas i nawet się przyzwyczaiłam, a do tego byłam mu wdzięczna za to, że już kiedyś mi pomógł. Do tego tak trochę mi się podobał i lubiłam jego towarzystwo.
- To tylko zauroczenie, szybko minie – powtarzałam sobie, gdy w końcu dotarłam do domu. Jechałam tak powoli, że Penny zaczęła się o mnie martwić, ale zwaliłam wszystko na trudne warunki atmosferyczne, które swoją drogą nie były takie trudne...
Co chwilę zerkałam na telefon, żeby nie przegapić żadnej wiadomości od Sebastiana. Uśmiechałam się jak głupia do bukietów, które zapełniały mój pokój jak jakąś kwiaciarnię. Musiałam wywalać stąd Hope, bo tylko rzucała mi wredne spojrzenia i kiwała wyrozumiale głową za każdym razem, gdy dostawiałam kolejny wazon.
To tylko zauroczenie...
😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro