Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30 Wedle życzenia mojej pięknej panipov: Holly

 Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Wmurowało mnie jak chyba nigdy wcześniej. Sebastian zacisnął dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie tak blisko siebie, że prawie na nim leżałam. Cały czas wpatrywałam się w jego oczy. Podobały mi się jak żadne inne. W moim sercu szalały tak skrajne emocje, że całkowicie ich nie ogarniałam. Dopiero chrząknięcie zza moich pleców sprawiło, że przestałam się wgapiać w ambasadora i nieznacznie odchyliłam głowę.

- Mógłby pan puścić Holly? To niestosowne obejmować cudzą partnerkę, gdy ona sobie tego nie życzy – odezwał się poważnym tonem Charlie.

Nie widziałam go zbyt dobrze, ale znałam na tyle, żeby domyślać się, iż przyjął ten charakterystyczny dla siebie wyniosły wyraz twarzy, który zawsze miał, gdy chciał pokazać, iż jest ponad resztą. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Sebastiana i delikatnie wytłumaczyć mu, że musi się odsunąć, ale ambasador w tym momencie nie patrzał na mnie, tylko na mojego partnera. Nie pamiętałam, czy kiedykolwiek widziałam tak poważnego i... władczego Jonesa. Może wtedy w hotelu, gdy zajmował się Dimitrisem...

- Moja partnerka jest tu, gdzie powinna być. To ja nie życzę sobie, żeby ktokolwiek ją dotykał – odpowiedział ambasador. Przyglądał się w tak zdecydowany sposób Charlesowi, iż byłam pewna, że chłopak zaraz odpuści, bo nie będzie w stanie poradzić sobie z moim byłym przyjacielem.

- Przyszłam z Charliem, Sebastianie. Jestem jego partnerką – podkreśliłam, gdy w końcu raczył łaskawie na mnie spojrzeć.

- To błąd, Holly i właśnie to naprawiamy. Może weszłaś tu dziś z tym chłopcem, ale wyjdziesz ze mną – odparł z pewnością w głosie.

- Nie wydaje mi się – zaczęłam się wkurwiać, bo Jones znowu wchodził w rolę aroganckiego dupka – puść mnie i idź w swoją stronę. Miło było cię spotkać, ale to by było na tyle. Do zobaczenia na sali – odpowiedziałam równie zdecydowanym głosem. Zaczęłam się nawet kręcić tak, żeby musiał mnie puścić, ale on tylko mocniej zacisnął swoje dłonie na mojej talii.

- Musimy porozmawiać, Holly. Poważnie porozmawiać – zdecydował. Od razu pokręciłam głową.

- Nie mamy o czym, Sebastianie. Przestań mnie tak ściskać, bo zostaną mi ślady na biodrach! - oburzyłam się, gdy znów poczułam jego uścisk.

Mężczyzna rzucił mi chmurne spojrzenie.

- Oczywiście, że mamy i dobrze o tym wiesz. - Stwierdził stanowczo – a ślady owszem, zostaną ci, ale na dupie, bo zaraz porządnie ci ją zleję za twoje ostatnie zachowanie.

Nie poczekał na moją odpowiedź, tylko szybko się nachylił i przerzucił mnie przez ramię, jak worek ziemniaków! Arogancki, brutalny dupek, a do tego wściekły jaskiniowiec!

- W dupę to co najwyżej możesz mnie pocałować, a teraz mnie puść! - krzyczałam okładając go pięściami po plecach. Robiliśmy pewnie niezłe widowisko... Sebastian szybko skręcił w korytarz dla personelu i wniósł mnie do jakiejś pustej sali, chyba magazynu, bo wszędzie stały kartony. Nie puścił mnie od razu, tylko wcześniej... odchylił materiał sukienki na wysokości moich pośladków, a po chwili poczułam na ciele jego szorstki zarost i wilgotne usta.

- Pocałowałeś mnie w dupę! - sapnęłam z oburzeniem.

- Wedle życzenia mojej pięknej pani. Dobrze, że zadbałaś o brak bielizny i nie musiałem zrywać jej z ciebie – odparł gładko, a następnie postawił mnie na podłodze.

- To była taka przenośnia! Sebastianie, oburzasz mnie! - krzyknęłam ze złością. - Na pewno nie będziesz zrywał ze mnie majtek! Jeśli już to tylko w twoich snach, bo na żywo nigdy na to nie pozwolę!

W pomieszczeniu panował półmrok, ale mimo to widziałam, jak intensywnie się we mnie wpatrywał.

- Wyglądasz zachwycająco, Holly. Gdy się złościsz jesteś jeszcze piękniejsza – stwierdził jak gdyby nigdy nic, przez co tym bardziej mnie uruchomił.

- Jak mnie jeszcze trochę wkurwisz to zostanę Miss Ameryki, a uwierz mi, dobrze ci idzie – odpowiadam – co ci w ogóle odbiło!? Nie atakuj mojego chłopaka! Daj mi spokój! Czego nie rozumiesz!? - zalewałam go falą pytań.

Sebastian zrobił krok w moją stronę, a ja nie chciałam pokazać, że się go boję, więc stałam cały czas w jednym miejscu i spoglądałam na niego twardo. Mężczyzna zbliżył się tak, jak to zrobił chwilę wcześniej na korytarzu.

- To nie jest chłopak dla ciebie, kochanie. To jakiś gówniarz, który myśli tylko o jednym i chce zaciągnąć cię do łóżka – stwierdził spokojnie. Podniósł dłoń, żeby przybliżyć ją do mojej twarzy i powolnym ruchem odgarnąć kosmyk włosów z policzka – nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem – wyznał cicho.

- Ja za tobą wcale! - odparłam ze złością – uważasz, że jesteś lepszy od Charliego?! Też chcesz zaciągnąć mnie do łóżka, więc daruj sobie pouczanie mnie w kwestii wyboru partnerów. - Wytykam mu – a poza tym ja chcę być zaciągnięta do łóżka i też myślę tylko o jednym, bo to normalne dla osób w moim wieku!

- Skoro zgadzamy się co do tego, że chciałabyś być zaciągnięta do łóżka, to w czym problem? Mogę zabrać cię choćby i teraz jeśli tylko na to pozwolisz – dodał szybko. Skrzyżowałam ręce na piersiach, bo miałam ochotę rzucić się na niego i poszarpać tę jego wymuskaną marynarkę, ale to by było zbyt gówniarskie nawet jak na mnie.

- Problem w tym, że nie chcę być w łóżku z tobą, Sebastianie. Nie chcę robić z tobą... nic. Nawet przyjaźnić już się nie chcę!

- Dlaczego? Co ci we mnie nie pasuje?

- Wszystko – syknęłam wściekle – jesteś okropnym facetem i musiałabym być ślepa i głupia, żeby chcieć się z tobą zadawać.

- Jesteś ślepa, to fakt. Dobrze, że w końcu zdałaś sobie z tego sprawę. Nigdy nie powiedziałbym, że jesteś głupia, Holly. Wręcz przeciwnie: inteligentna z ciebie dziewczyna i wierzę, że podejmiesz mądrą decyzję i podziękujesz temu chłopcu za towarzystwo. - Odpowiedział z dużą dozą pewności siebie. Miałam ochotę rzucić wiązanką przekleństw, ale nic by mi to nie dało, a jedynie pokazało, że jestem niepoważna, więc starałam się uspokoić, co było trudne, gdy widziało się przemądrzały uśmieszek mężczyzny.

- Podjęłam już mądrą decyzję i zerwałam z tobą kontakt. Z każdą chwilą utwierdzam się tylko w tym, że to było dobre posunięcie, bo zachowujesz się karygodnie! Nie chcę mieć z tobą do czynienia, Sebastianie. - Ruszyłam w lewo i chciałam go minąć, ale nie dał mi odejść. Wyciągnął dłoń, a następnie położył ją na mojej talii. Przyciągnął mnie też do siebie tak, że byłam częściowo wtulona w jego bok.

- Może i zachowuję się nie do końca elegancko, ale zależy mi na tobie, Holly. Chcę, żebyś była szczęśliwa i wierzę, że tylko ja jestem w stanie zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz. - Wyjaśnił cicho. Musiał się nachylić, ponieważ czułam, że zbliżył twarz do moich włosów. Jego ciepły oddech łaskotał moją szyję, gdy mężczyzna kontynuował wypowiedź:

- Chcę się z tobą spotykać. Chcę spędzać z tobą czas. Chcę cię kochać, tylko musisz przestać się upierać i wmawiać sobie, że to, co jest między nami, nic nie znaczy. Dobrze wiesz, że znaczy więcej, niż cokolwiek innego.

Sebastian podniósł dłoń i delikatnie dotknął palcami mojego policzka. Następnie przesunął dłoń na szyję, gdzie powolnym, subtelnym ruchem gładził moją skórę.

Oczywiście, że na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka, no jakżeby inaczej! Chciałam pokazać mu, że był nieważny i na mnie nie działał, ale nie potrafiłam panować nad wszystkimi reakcjami własnego ciała. W głębi ducha tęskniłam za nim tak mocno, że nie mogłam w to uwierzyć, ale w życiu bym się do tego nie przyznała.

- Czuję jak drżysz, kochanie – szepnął tuż przy moim uchu. Musiałam na chwilę przymknąć oczy i zagryźć wargę, bo strasznie kusiło mnie, żeby odwrócić się do niego i zacząć go całować.

- To z oburzenia na twoje zachowanie – wydusiłam wreszcie z siebie. Cały czas musiałam sobie powtarzać, że to nic nie znaczy, że on to robi specjalnie, ponieważ chce udowodnić, że ma rację.

- Naprawdę? - w ogóle mi nie uwierzył. Mogłabym przysiąc, iż uśmiechał się, gdy zaczął przyciskać usta do mojej szyi – muszę bardzo mocno cię oburzać, bo drżysz i wzdychasz, Holly.

Aż otworzyłam oczy. Może rzeczywiście zdarzyło mi się niekontrolowanie jęknąć, gdy tak powoli mnie całował, ale to było tak przyjemne, że po prostu przez chwilę wyłączyłam myślenie. Bliskość Sebastiana była uzależniająca, dlatego musiałam szybko się od niego odsunąć.

- To z oburzenia. Wiedziałbyś, że tak reaguję, gdybyś choć trochę mnie znał – odparłam poważnie. Musiałam lekko odkaszlnąć, bo głos odmawiał mi posłuszeństwa.

Mężczyzna przesunął dłoń z mojej talii na udo i zwinnie wsunął rękę w rozcięcie sukienki.

- Znam twoje reakcje, kochanie i bardzo je lubię, ale być może masz rację. Muszę zobaczyć ich więcej, żeby dobrze zapamiętać – powiedział pomiędzy pocałunkami, które składał na mojej szyi. - Chcę przypomnieć sobie jak wyglądasz, gdy jesteś podniecona. To mój ulubiony widok – dodał.

Zacisnęłam mocno uda. Nie chciałam, żeby przekonał się, jak bardzo na mnie działał. Nienakładanie majtek było jednak złym pomysłem... bardzo złym.

Wystarczyło, że musnął palcami mój wzgórek łonowy, a moje usta znów opuściło niekontrolowane westchnienie. Nawet nie dotknął mnie tam, gdzie tak naprawdę chciałam go poczuć, a już byłam rozpalona jak pochodnia olimpijska. Charlie nigdy nie doprowadził mnie do tego stanu...

Uchyliłam na chwilę usta... właśnie... Charlie...

Sebastian przesunął dłoń i spokojnym ruchem wcisnął ją między moje uda. Zaciskanie ich nic nie dało. Zaśmiał się cicho, gdy wyczuł, jak bardzo byłam już podniecona.

- Jesteś idealna, kochanie – szepnął.

Wiedziałam, że byłam idealna. Idealna... w manipulowaniu i graniu na emocjach.

- Nie przestawaj, Charlie... - wyjęczałam głośno. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję, bo zarówno dłoń dotykająca mnie w intymnym miejscu, jak i usta mężczyzny do tej pory leniwie sunące po mojej szyi gwałtownie się zatrzymały. Sebastian wyciągnął rękę spod mojej sukienki i odsunął się tak, żeby na mnie patrzeć. Wyraźnie widziałam, że nie podobało mu się to, co usłyszał.

- Holly... nie próbuj mnie zdenerwować, bo ci to nie wyjdzie – zastrzegł poważnym tonem.

- Denerwować? - odpowiedziałam niewinnie – chodzi ci o to, że powiedziałam imię mojego chłopaka, gdy zrobiło mi się przyjemnie? - Wnikałam. - Sam chciałeś zobaczyć mnie podnieconą, a nic nie podnieca mnie tak, jak myśl o Charliem... Chyba nie myślałeś, że ograniczamy się tylko do trzymania za rączki i patrzenia sobie w oczy...

W zasadzie to wiele więcej nie robiliśmy, ale nie musiał o tym wiedzieć. Miał myśleć, iż byłam w poważnym związku w którym nie było dla niego miejsca.

- Holly... - znowu zacisnął dłoń na moim biodrze – nie chcę, żebyś się z nim spotykała. Dobrze wiesz, że jesteś moja...

- Nie, Sebastianie. Absolutnie nie jestem twoja – cieszyło mnie jego zdenerwowanie. Postanowiłam iść za ciosem – nigdy też nie będę twoja. Nie należę do nikogo, jedynie do samej siebie. Spotykałam się z tobą tylko dlatego, że czułam się w obowiązku podziękować ci za pomoc. Może rzeczywiście wysyłałam błędne sygnały, ponieważ nie za bardzo wiedziałam, jak wyrażać wdzięczność za taki czyn, ale musisz mi w końcu uwierzyć, że z mojej strony nie było to nic więcej. Nic więcej też nie będzie. A teraz puść mnie, bo mój chłopak czeka. Chcę spędzić z nim jak najwięcej czasu, bo jest dla mnie ważny.

Ambasador nie chciał tak szybko odpuścić. Rzucał mi tak zdenerwowane spojrzenia, iż byłam pewna, że jeszcze trochę i go złamię. W końcu może coś zaczynało do niego docierać.

- Jesteś dla mnie ważna, Holly.

- Ty za to nie jesteś dla mnie nikim istotnym. Dobrze bawiłam się w wakacje, ale już znudziło mi się twoje towarzystwo. Nie ma w tobie nic, co by mnie przyciągało, Sebastianie. Mam nadzieję, że wreszcie to zrozumiesz i przestaniesz się zadręczać pustymi frazesami o tym, jak bardzo ci na mnie zależy, bo mnie nie zależy na tobie. Nawet w jednym procencie nie zależy mi na tobie... - dodałam cicho. 

Dobrze, że odwróciłam wtedy głowę i zaczęłam wygładzać ręką fałdki na sukience, bo inaczej mógłby zauważyć, że też byłam zdenerwowana. Te słowa były brutalne i całkowicie nieprawdziwe, ale musiałam działać drastycznie. I tak już za bardzo popłynęłam w tej relacji. Za bardzo zaczęło mi się podobać. Musiałam z tym skończyć.

Sebastian nie skomentował moich słów, dlatego też odsunęłam się od niego zdecydowanym ruchem. Nie obejrzałam za siebie, gdy opuszczałam pomieszczenie. Nie chciałam widzieć jego miny. Po tym wszystkim na pewno była niewesoła.

Charlie czekał na mnie tam, gdzie zostaliśmy rozdzieleni. Chwyciłam go za dłoń i uśmiechnęłam się pogodnie.

- Gotowy na przyjęcie?

- Kim był ten facet? - zapytał od razu. Widziałam, że był zły za to, jak został potraktowany. Lordzik nie lubił być ignorowany. Nie lubił, gdy ktoś inny spoglądał na niego z wyższością.

- Nikim ważnym. Wyjaśniłam mu, że nie jestem nim zainteresowana, bo mam ciebie – pociągnęłam chłopaka w stronę sali restauracyjnej – chodź, usiądziemy zanim wparuje moja rodzina. Zaraz powinni być.

Bracia jak zwykle się nie popisali – chcieli pokazać Charlesowi, że byłam szalona i nieobliczalna. Próbowali mnie zawstydzić, a do tego podpuścili Henrego. Na szczęście spodziewałam się podobnych posunięć z ich strony, dlatego też załatwiłam wcześniej z Katią i Livią, iż miały mi pomóc w studzeniu morderczych zapędów swoich partnerów.

Amatorzy...

Atmosfera przy naszym stole nie była zbyt przyjemna. Lordzik cały czas się stresował, a bracia mordowali go wzrokiem i przepytywali dosłownie o wszystko. W ciągu kilku kwadransów dowiedziałam się więcej o moim chłopaku, niż przez ostatnie tygodnie. Nie, żeby jakoś specjalnie mnie to interesowało, że był jedynakiem i mieszkał w jakimś starym dworku, a do tego grał w krykieta. Nie po to się z nim spotykałam, żeby go poznawać, w końcu miał być tylko na chwilę.

Zatańczyłam z chłopakiem jeden taniec, ponieważ jakoś tak opornie nam szło, a to też za sprawą kolejnego faceta, który miał mord w oczach, gdy widział mnie i Charlesa. Tak... Sebastian nie odpuszczał. Miałam wrażenie, iż nie robił nic innego, tylko się we mnie cały czas intensywnie wpatrywał. Z tego też powodu postanowiłam działać i znaleźć mu jakąś rozrywkę na resztę wieczoru.

- Amber... - zagadałam do córki jednego z dyrektorów wiodącej amerykańskiej firmy, która miała siedzibę w Atlancie, a oprócz tego swoje muzeum... - Chciałabym cię komuś przedstawić. - Uśmiechnęłam się do niej zachęcająco. Poznałam ją w tamtym roku i zdążyłam dokładnie sprawdzić: samotna panna bez zobowiązań, 25 lat, mieszkająca we własnym mieszkaniu, pracująca w biurze architektonicznym i radząca sobie całkiem dobrze. Idealna kandydatka na nową przyjaciółkę dla Sebastiana...

Nawet była trochę do mnie podobna – może nie tak idealnie szczupła i piękna jak ja, ale też miała niebieskie oczy i brązowe włosy, choć niestety zdecydowanie krótsze od moich. Miałam nadzieję, że ambasador mimo wszystko zadowoli się substytutem.

- Kogo chcesz mi przedstawić? - szatynka odpowiedziała mi uśmiechem i rzuciła ciekawe spojrzenie.

- Takiego jednego przystojniaka, który pytał się o ciebie – puściłam jej oczko – nawet teraz nie może oderwać od ciebie wzroku – wskazałam dyskretnie na Sebastiana. Domyślałam się, że to na mnie nie mógł przestać się gapić, w końcu robił to cały wieczór. 

Zauważyłam, iż Amber ucieszyła się, że rozmawiamy o Jonesie. Chyba wpadł jej w oko. Poczułam się z tym trochę dziwnie, ale starałam się przekonać, że to przecież dobrze. Oni są dla siebie idealnie dopasowani, byłam tego pewna.

Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam w stronę ambasadora. Wydawał się zaskoczony, że nie unikałam go, tylko sama szukałam z nim kontaktu.

- Panie Jones – zaczęłam oficjalnie, kiedy zatrzymałam się przed nim z kandydatką na jego przyjaciółkę – chciałabym panu przedstawić Amber Wardell. Rozmawialiśmy już kiedyś o niej. Prawda, że jest urocza? - uśmiechnęłam się do niego niewinnie. Nie spodobało mu się to, co właśnie próbowałam zrobić.

- Jesteś niepoważna, Holly – powiedział cicho. Zaraz potem uścisnął dłoń kobiety i grzecznie się z nią przywitał.

- Taki urok bycia licealistką. Jest się niepoważnym i to nie jest złe. Po prostu rozwojowe. - Odparłam gładko – na szczęście Amber jest ode mnie trochę starsza i znacznie poważniejsza, dlatego będzie dla pana świetną rozmówczynią. Nie rozczaruje pana, jak taka niedojrzała ja - uśmiechnęłam się do niego ostatni raz po czym zostawiłam ich samych. Niech się docierają.

- Holly... - Jones zaczął coś mówić, ale udawałam, że nie dosłyszałam, w końcu na sali panował niemały gwar, a orkiestra właśnie zaczęła grać nowy kawałek. Wróciłam do mojego stolika, ale zastałam tam tylko Hope i Arianę. Zaczęłam podejrzewać, iż był to zły znak.

Oczywiście, że się nie myliłam. Niespełna kwadrans później znalazłam moich przygłupich braci i Charliego. Byli w ogrodzie. Haiden... kończył przywiązywanie lordzika do kolumny podpierającej zadaszenie niedużej altanki, sprytnie ukrytej wśród roślinności. Harv w tym czasie zdejmował marynarkę i podwijał rękawy koszuli.

 Ruszyłam w ich stronę tak szybko, iż mogło wydawać się, że biegłam, a to nie było łatwe, gdy miało się na stopach dwunastocentymetrowe szpilki. Harry kupił mi je w prezencie. Usłyszałam za sobą, iż Hope rozmawia z ojcem, ale nie zatrzymało mnie to. Wpadłam pomiędzy braci, a Charliego i zasłoniłam chłopaka całą sobą.

- Czy was kompletnie pojebało!!! - wydarłam się na nich. Miało być spokojnie i bez afer, ale się kurwa nie da, no nie da! Zaczęli wojnę, to będą musieli ponieść jej konsekwencje – mieliście się zachowywać, do cholery! Debile! - krzyczałam jak opętana.

Hałas oczywiście zwabił ciekawskich spacerowiczów. Zaraz za nimi pojawili się Henry i Harry razem ze swoimi partnerkami. Livia starała się rozgonić tłum i zachęcić do zabawy, tłumacząc całe zajście niewinną sprzeczką rodzeństwa, a ojciec od razu kazał rozwiązać lordzika.

- Wiecie, że przesadziliście – musztrował synów – bardzo mi się to nie podoba. Charles jest gościem Holly i należy mu się szacunek. Wasze zachowanie jest wybitnie rozczarowujące – wytykał im. Harry kazał Harveyowi i Haidenowi przeprosić mojego chłopaka, co zrobili, ale oczywiście z ociąganiem.

Gdy wróciliśmy na salę od razu zauważyłam, że Sebastian zniknął. Musiał już wyjść, co niestety świadczyło o tym, iż nie załapał dobrego kontaktu z Amber. Kobieta kręciła się po sali i rozmawiała ze znajomymi, ale już więcej do niej nie podchodziłam. Mogła się bardziej postarać przy ambasadorze? Mogła.

Może to głupie, ale tak trochę się ucieszyłam, iż jednak jej nie wybrał. Zaraz się zjebałam w myślach za to, bo w dalszym ciągu mógł mnie nagabywać, więc najrozsądniej było znaleźć mu jakieś zajęcie. 

Postanowiłam, że będę martwiła się tym w kolejnych dniach, teraz chciałam wykorzystać to, iż bracia siedzieli potulnie pod butem ojca i wyciągałam Charliego cały czas na parkiet, żeby trochę poprawić mu humor. Niestety nastrój na seks całkiem siadł, dlatego też do końca imprezy po prostu tańczyliśmy i jedliśmy. Henry chciał naprawić złe wrażenie, jakie wywarł na moim chłopaku, dlatego też w kolejnych rozmowach z nim był naprawdę miły i nie czepiał się prawie o nic.

Przygłupy były na mnie obrażone, tak samo jak i ja na nich. Postanowiłam tym razem zrobić coś innego: nie chciałam mścić się na nich jak te dwa lata temu, bo tak trochę wyrosłam z pewnych gówniarskich zachowań, ale za to wymyśliłam sobie, iż będę kompletnie ich ignorowała. Zero rozmów, zero uśmieszków. Zero wszystkiego z mojej strony. Tylko Harry zasługiwał na bycie moim bratem.

Już następnego dnia wdrożyłam plan w życie. Harv cały czas mnie zagadywał, ale nie zwracałam na niego uwagi, tak samo jak i na Haidena. Przestałam odpisywać na głupie wiadomości na Instagramie, nie odbierałam też połączeń.

Nie tylko ja wpadłam na ten pomysł... Sebastian milczał od soboty równie uparcie. Nie był to pierwszy raz gdy tak robił, wcześniej też miał fochy przez kilka dni, ale ostatecznie i tak przypominał sobie, że byłam jego aniołem i zaczynał truć dupę. Teraz nie spodziewałam się niczego innego.

***

Dwa tygodnie później zaczęłam się trochę martwić, iż chyba przegięłam z obrażaniem ambasadora, bo w dalszym ciągu milczał. Może byłam dla niego za ostra? Nagadałam mu różnych głupot, a wcale tak nie myślałam. Polubiłam jego towarzystwo, ale nie mogłam mu tego powiedzieć, bo zaraz interpretowałby to jako zachętę do pogłębienia relacji, a to nie miało sensu.

Ciężko było mi przyznać przed samą sobą, iż tęskniłam za nim. Nawet głupim SMSem nie pogardziłabym w tej chwili, ale nic takiego nie przychodziło, z kolei ja byłam zbyt dumna, żeby odezwać się pierwsza.

Haiden poleciał do Nowego Jorku, ale wracał do domu na weekendy, choć zarzekał się, iż miał co robić w mieście. Cały czas próbował do mnie zagadywać, byłam jednak tak nieugięta, jak Sebastian. Żadnych pogaduszek z wrogiem. Harvey poszedł o krok dalej: zaczął przyłazić do domu każdego wieczoru na „rodzinną kolację", którą wcześniej z premedytacją omijał. Również cały czas mnie zaczepiał, ale i jego traktowałam jak powietrze.

Jednego dnia nie wytrzymał. Siedziałam sobie wtedy grzecznie w salonie i jak zwykle nie reagowałam na jego słowa, gdy podszedł i szybko wsunął dłoń pod moje kolana, a drugą objął moje plecy. Prawie wyrwało mi się pytanie, co takiego odpierdala, ale się powstrzymałam. Foch to foch.

- Odezwiesz się w końcu do mnie, choćbym miał cię torturować – zarzekał się Harvey. Podniósł mnie i zaczął kierować się w stronę części sportowej. Chyba domyślałam się, co chciał zrobić. Nie dałam się jednak sprowokować. Sytuacja między nami ciążyła mi, ale to on zjebał, więc niech teraz się produkuje.

Harv zatrzymał się nad brzegiem basenu. Tak właśnie podejrzewałam. Chciał mnie wkurzyć, żebym zaczęła się na niego drzeć. Widocznie nawet wybuch złości był dla niego lepszy niż kompletna ignorancja.

- Ostatnia szansa. Odzywasz się do mnie, albo będziesz pływała, Holly – ostrzegł. Wzruszyłam tylko ramionami. Było mi wszystko jedno. Źle się czułam z tym, iż między nami się nie układało, tak samo jak i nie podobało mi się to, co było pomiędzy mną, a Sebastianem. Coraz bardziej sobie uświadamiałam, że przeholowałam i powinnam go przeprosić. Nie jego wina, że mu się spodobałam, w końcu ja to ja. Mogłam inaczej to wszystko rozegrać.

- Sama tego chcesz – westchnął brat. Nabrałam więcej powietrza w płuca, ponieważ spodziewałam się kąpieli. Nie spodziewałam się natomiast tego... iż Harvey wskoczy do basenu razem ze mną. Po prostu staliśmy nad jego brzegiem, a po chwili znaleźliśmy się w wodzie.

- Co ci odbiło! - nie wytrzymałam, gdy tylko oswobodziłam się z jego ramion – masz nie po kolei w głowie!

- Przecież nie wrzucę cię samej, bo jeszcze coś odjebiesz jak wtedy w wakacje, a ja nie mogę zejść na zawał, bo jestem w trakcie sezonu – zarzekał się – nie wytrzymuję już, Holly. Zjeb mnie, nawyzywaj, zmieszaj z błotem, ale kurwa przestań milczeć! Mów do mnie! - zaczął krzyczeć.

- Mówiłam do ciebie, a i tak chuj z tego! Prosiłam, żebyś się zachowywał i nic nie robił Charliemu, ale ty oczywiście musiałeś coś odjebać! Pajaca sobie było przywiązywać do słupa i Roberta, wiesz! Od Charlesa się odczep!

- Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie przywiązałem pajaca i Roba i nie pokazałem im, co się stanie, jak skrzywdzą moją siostrę. Cholernie tego żałuję! Może gdybym wtedy odpowiednio zareagował, to Hope by nie cierpiała – tłumaczył się energicznie wymachując rękami – nie chciałem do tego dopuścić w twoim przypadku. Ja pierdolę, Holly, nie dam cię nikomu skrzywdzić i to chciałem mu pokazać. Chciałem, żeby zastanowił się dwa razy, zanim będzie próbował wykręcić jakiś numer. Ciebie nie wolno nikomu ruszyć!

Musiałam przyznać, że ujął mnie tym wyznaniem. Chyba naprawdę się o mnie martwił.

- Nie jestem Hope. Nie dam się tak łatwo skrzywdzić – odparłam już spokojniej. Z każdą chwilą docierał do mnie komizm tej sytuacji: staliśmy oboje w basenie, przemoczeni i krzyczący na siebie. Istny dom wariatów!

- Jesteś Holly. Masz twardą skorupę, ale pod spodem jesteś cholernie wrażliwa. Ciebie też można skrzywdzić, dobrze o tym wiesz. Nie chcę, żebyś cierpiała i uwierz, że przestawię ryj każdemu chłopakowi, który będzie chciał cię wykorzystać. - Stwierdził. Cały czas przyglądał mi się poważnie, jak nie mój Harv. Chyba naprawdę zaczął mądrzeć na studiach.

- Jeśli taki się pojawi, to dam ci znać. Zajebiemy go razem – uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.

- Pewnie, Holly. Wiesz, że cię kocham, wariatko? Jesteś najbardziej wkurzającą dziewczyną jaką znam. Od samego początku cię nie lubiłem, bo cały czas się stawiałaś i wszystko utrudniałaś, ale im lepiej ciebie poznaję, tym coraz bardziej stwierdzam, że jesteś świetna i naprawdę czuję, że chcę cię chronić, bo jesteś moją siostrą. Moją rodziną, Holly. Rodzina jest naszą siłą, pamiętasz? - Spojrzał wymownie na mój obojczyk.

- Pamiętam, Harv – przyznałam – chronienie mnie nie może polegać na odganianiu ode mnie każdego chłopaka. Jestem dorosła, podejmuję własne decyzje. Nie dam się skrzywdzić, obiecuję. Prędzej to ja wszystkich skrzywdzę, niż ktoś mnie.

- Ciężko jest mi się z tym pogodzić, że jesteś już pełnoletnia. Chyba wolałem, gdy byłaś młodsza – uśmiechnął się do mnie smutno – wolałem, jak wszyscy w szkole się ciebie bali i nikt nie próbował cię podrywać.

- A ja się cieszę, że jestem starsza. Nie będę całe życie dzieckiem. Na dobrą sprawę za dziesięć miesięcy zacznę studiować. Zobacz jak to wszystko szybko się zmienia – westchnęłam. Brat zaczął ruszać się w kierunku brzegu basenu. Gdy wyszedł od razu wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Wybaczysz mi, Holly? Głupio zrobiłem, ale już taki jestem. Czasami działam bezmyślnie, ale nigdy bym cię nie skrzywdził.

Podałam mu rękę i pozwoliłam pomóc sobie wyjść z basenu. Usiadłam potem koło niego i tak po prostu siedzieliśmy. Przyglądaliśmy się, jak ścieka z nas woda i milczeliśmy.

- Wybaczę ci, ale zacznij w końcu szanować moje zdanie i mnie słuchać. Jak mówię, że mam chłopaka, to nie wpadaj w szał, tylko po prostu to zaakceptuj. Nie zamierzam wychodzić za mąż za Charliego, chcę po prostu nacieszyć się życiem i ostatnią klasą liceum. Chyba pamiętasz, jak to było?

- Pamiętam i chyba właśnie dlatego tak bardzo się tego boję. Chłopaki potrafią być chujami dla dziewczyn, wiesz? - spojrzał na mnie wymownie – mówię to niestety z własnego doświadczenia.

- Ja też potrafię być chujem – uśmiechnęłam się do niego wrednie. Zaraz jednak uśmiech spełzł z moich ust. Uświadomiłam sobie, że byłam naprawdę bardzo niesprawiedliwa w stosunku do Sebastiana i wypadałoby, żebym go przeprosiła.

- Haidenowi też wybaczysz?

Rzuciłam tajemnicze spojrzenie bratu.

- To on ci kazał załatwić sprawę ze mną?

- Powiedział, że jestem twoim ulubionym bratem, więc wybaczysz mi prędzej niż jemu.

Parsknęłam śmiechem na tego ulubionego brata. Chłopaki mieli pomysły...

- Moim ulubionym bratem jest Harry, bo jako jedyny posłuchał się i nie dręczył Charliego – wytknęłam mu.

- Taa... dobrze, że nie wiesz, kto nam schował ten sznurek w altance – odparł Harv i puścił mi oczko. Oboje się zaśmieliśmy. Kto by pomyślał, że mój grzeczny Potter okaże się prowodyrem głupich zachowań młodszych braci... a sam im potem kazał przepraszać lordzika. Miałam z nim więcej wspólnego, niż mogłam przypuszczać.

Gdy po naprawdę długiej i szczerej rozmowie wychodziliśmy ze sportowej części naszego domu, naszła mnie jeszcze jedna myśl.

- Pamiętaj, że zakaz bicia piany z pyska na widok chłopaka w moim otoczeniu tyczy się tylko i wyłącznie mnie. Na każdego kręcącego się obok Hope masz przyzwolenie. Tłucz, związuj i maltretuj w trosce o jej bezpieczeństwo – wyliczyłam mu obowiązki dobrego brata.

- O niczym innym nie myślałem, Holly. - Odparł od razu. Podobało mi się jego posłuszeństwo, dlatego niewiele myśląc przytuliłam się do Harveya, czym naprawdę go zaskoczyłam.

- Ja ciebie też tak troszeczkę kocham, Hulk, ale to tylko dlatego, że idiocieję przy tobie i tracę szare komórki. - Wyznałam mu cicho.

- Wal się, Holly – Odpowiedział. Wyraźnie słyszałam, że był zadowolony.

- Wal się, Harv – Odbiłam piłeczkę jak za starych dobrych lat. Chyba też będzie mi ich brakować.

***

Tydzień przed Halloween stwierdziłam, że tak dalej być nie może. Któreś z nas musi być mądrzejsze i chyba wypadło na mnie. Powinnam pierwsza wyciągnąć dłoń i wyjaśnić Sebastianowi, że źle zrobiłam.

Z tą myślą zebrałam się w niedzielę po śniadaniu i ruszyłam w kierunku apartamentu ambasadora. Milczał już od ponad trzech tygodni... Dziwnie się z tym czułam. W ciągu ostatnich miesięcy przyzwyczaiłam się do atencji Jonesa – czasami bardziej nachalnej, czasami mniej. Polubiłam nawet zwrot, którym uparcie mnie nazywał, choć sama określiłabym siebie raczej jako demona, a nie anioła.

Na teren apartamentowca dostałam się bez problemów, w końcu Sebastian dał mi wszelkie możliwe kody żebym mogła wchodzić jak do siebie. Wahałam się nawet, czy po prostu tak nie zrobić, czy może jednak zapukać do drzwi. Była dopiero dziesiąta rano, mógł jeszcze spać. Postanowiłam, iż nie będę się aż tak bardzo rządzić i grzecznie nacisnęłam dzwonek. Kilka razy, bo ambasador nie spieszył się do drzwi. Specjalnie stanęłam tak, żeby nie mógł dojrzeć mnie przez judasza. Gdy tylko uchylił drzwi, od razu stanęłam przed nim.

- Holly? - zdziwił się. Chyba naprawdę musiałam go obudzić, bo miał na siebie zarzuconą byle jak koszulę, której nawet nie zapiął. Zapomniałam, że tak dobrze wyglądał bez niej i przez moment po prostu się w niego wpatrywałam. Cholera, jak ja tęskniłam za nim! To przerażające!

- Cześć. Wpadłam porozmawiać – uśmiechnęłam się do niego i lekko popchnęłam drzwi, bo nie kwapił się, żeby mnie zaprosić do środka. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Minęłam go i rozejrzałam się po salonie.

- Nie wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział cicho. Cały czas stał za moimi plecami.

- Chciałam z tobą poważnie porozmawiać o... - zaczęłam, ale urwałam w połowie, gdy w salonie pojawiła się... Amber.

W samym ręczniku... 

Kobieta miała wilgotne włosy i spoglądała na mnie pewnie z takim samym zaskoczeniem, z jakim ja na nią.

Więc jednak... Jednak substytut okazał się wystarczający.

- Chciałam porozmawiać z tobą o chorobach wenerycznych związanych z perwersyjnymi praktykami seksualnymi, bo mam taki projekt do szkoły, a ty jesteś w tych tematach specjalistą – rzuciłam, miałam nadzieję, że lekkim tonem. Od razu też poczułam, że musiałam stamtąd wyjść. Po prostu musiałam. - Nie będę wam jednak przeszkadzać. Może porozmawiam z Haidenem, on jako rockandrollowiec też ma niemały przebieg i bogate życie erotyczne – uśmiechnęłam się do Amber. Odwróciłam się i skierowałam prosto do drzwi.

- Holly, poczekaj... - zaczął Sebastian, ale nie dałam mu dokończyć. Po raz kolejny wygięłam usta w uśmiechu i rzuciłam mu neutralne spojrzenie.

- Powinieneś chyba zmienić kody wejściowe, bo byle kto może wejść do apartamentu, a to bardzo nierozsądne – wytknęłam mu. - Bawcie się dobrze – obrzuciłam jeszcze raz spojrzeniem partnerkę ambasadora, po czym szybko pociągnęłam za klamkę i opuściłam mieszkanie. Szłam spokojnym krokiem do windy. Tak samo spokojnie kierowałam się na parking do mojego auta.

- Poprowadzisz? - zapytałam Penny. Od razu też dałam jej kluczyki. Ochroniarka snuła się za mną całą drogę, dlatego też nie pokazywałam po sobie, jak bardzo dotknęło mnie to, że Sebastian spotykał się z Amber.

- Coś się stało, panno Holly? - zapytała przyjaciółka. Od razu wyczuła, że byłam inna niż przed wizytą u ambasadora.

- Nie, Penny. Jest wspaniale. U mnie jest zawsze wspaniale – odparłam jej leniwie. Przytuliłam czoło do szyby i skupiłam się na obserwacji mijanych budynków.

Było wspaniale, bo w końcu było tak, jak chciałam. To ja ich poznałam. To ja dążyłam do tego, żeby Sebastian się ode mnie odczepił. To wszystko były moje życzenia.

Spełniły się. Wszystko się spełniło.

Dlaczego czułam się z tym tak cholernie źle? Gdzie tu sens?

Miałam w końcu pewność, iż ambasador „wyleczył się ze mnie". Czemu mnie to nie cieszyło tak, jak wcześniej myślałam?

„Może ty nie wyleczyłaś się z niego, Holly" – powiedział cichy głos w mojej głowie.

Wiedziałam, że uczucia są do dupy. To w końcu słabość.

„Ogarnij się, Holly. Jest wspaniale. Pamiętaj, że jest wspaniale" – powtarzałam sobie przez całą drogę do domu. Penny włączyła świąteczne piosenki, ale nawet one mnie nie cieszyły, bo prawda była taka, że nie było wspaniale.

Nie tym razem.  


😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰😰

Wesołych Świąt :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro