3 Też przyjechałaś na wycieczkę? pov: Hope
Machałam głową, żeby zrzucić z siebie worek, ale nic mi to nie dało. Musieli mi go porządnie założyć, bo nawet na milimetr się nie zsunął. Ręce miałam boleśnie skrępowane za plecami i ani gwałtowne szarpanie nimi, ani powolne wykręcanie nadgarstków, aby choć trochę wysunąć dłoń, nic nie dało. Na szczęście nie zasłonili mi uszu, więc mogłam chociaż podsłuchać, o czym mówili, ale niestety nie wypowiadali się za często.
- Szef dawał znać, że wszystko zgodnie z planem – odparł męski głos gdzieś w oddali.
- To dobrze. U nas też wszystko tak, jak powinno być. W prawdzie wyszła z tego mała rzeź, ale zrzucimy na jakieś porachunki mafijne – odparł inny. Obaj zaśmiali się nieprzyjemnie, a ja po raz kolejny poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Mój Klaus!!! Oni go tam zabili!!!
Gdy pomyślałam sobie, z jakim uczuciem opowiadał o swojej córce... Jaki był z niej dumny... To rozpłakałam się jeszcze mocniej. Nie wyobrażałam sobie, co poczuje dziewczyna, gdy dowie się, że jej ojciec zginął przeze mnie... Do samego końca starał się mi pomóc, umożliwić ucieczkę. Mimo pierwszego postrzału, dalej atakował napastników...
Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie – jak spoglądał na nas z niewzruszonym wyrazem twarzy, jak bałam się go podczas pierwszego lotu, gdy Holly stroiła sobie żarty, iż ukradnie X-boxa, jak pomógł nam na plaży... Jak pocieszał mnie po kłótni z Robem, trzymał mocno po akcji z Xavierem...
Cały czas był blisko. Nigdy nie narzucał się mi, nie wtrącał w moje decyzje. O ile na początku mnie przerażał, o tyle z biegiem czasu zaakceptowałam jego milczącą obecność. Może nie byłam z nim aż tak zaprzyjaźniona jak Holly z Penny, ale polubiłam ochroniarza na tyle, żeby odczuwać teraz żal z racji jego śmierci. Śmierci z mojego powodu.
Auto gwałtownie stanęło. Usłyszałam, jak mężczyźni śmieją się do siebie, że teraz trzeba będzie nas podwójnie pilnować. Zastanowiło mnie, o kim mówili... czyżby... porwali jeszcze kogoś? Holly?
W pierwszej chwili zamarłam z przerażenia. Prosiłam w duchu, oby to nie była moja siostra. Ona już tyle przeszła...
Nie przyznawała się nikomu i zgrywała niewzruszoną, ale nie raz słyszałam, jak krzyczała przez sen. Od strzelaniny w szkole nie przespała żadnej nocy tak do końca, nawet jak przychodziła do mnie. Uciekała gdzieś przed świtem i nie chciała już spać.
Nigdy nie spodziewałabym się, że tyle czasu będzie siedziała w bibliotece, ale twierdziła, że czytane ją uspokajało. Harry zamówił całą kupę kodeksów i książek prawniczych, także bliźniaczka cały czas oddawała się swojemu nowemu hobby.
Nie wyobrażałam sobie mojej siostry jako prawnika, bo tam przecież trzeba pracować z ludźmi i być dla nich miłym, a nie tylko szantażować wszystkich i zmuszać do różnych rzeczy, więc z dużą dozą pobłażliwości podchodziłam do tej jej fascynacji prawem, ale tata i Harry bardzo się z tego cieszyli i cały czas ją zachęcali do nauki w tym kierunku.
- Dobrze mieć prawnika w rodzinie – powtarzał Henry, na co brat przytakiwał mu.
- Holly będzie świetna, bo jest dokładna i zdyscyplinowana, nie robi niczego na pół gwizdka. Zarówno Conrad, jak i prokurator bardzo ją chwalili.
Śmiałam się ze stwierdzenia, że ona i zdyscyplinowana, ale Harry wytknął mi coś, przez co od razu spaliłam buraka.
- Holly wydaje się być taka arogancka i nieposłuszna, ale z tego, co mówiłaś i ty, i Katia, ona od kilkunastu lat nieprzerwanie doskonali się w bardzo trudnym i wymagającym sporcie. Pół życia spędziła na treningach. Nawet od kiedy z nami mieszka, wstaje nad ranem i wraca wieczorem, bo ma pełno zajęć. Nie odpuszcza treningów nawet w wakacje, a jak akurat nie może mieć zajęć, to sama sobie je organizuje: chodzi na siłownię, tańczy na sali gimnastycznej i to nie tak, żeby było, że coś robi. Widziałem jej treningi: zawsze daje z siebie wszystko. Ma w sobie taką dyscyplinę sportowca i poważne podejście do zadań. Pod tym względem jest bardzo zdyscyplinowana i zdeterminowana.
Musiałam przyznać im rację – w tym wypadku rzeczywiście dawała z siebie wszystko. Gdy się na coś uparła, to nie było przeproś – musiała to zrobić.
Zaraz przypomniałam sobie, że przecież Holly wraz z tatą pojechała na badania. Nic złego nie mogło im się stać. Delikatnie odetchnęłam, bo wierzyłam, że była bezpieczna.
Myślałam o siostrze, gdy drzwi samochodu otworzyły się, a ja poczułam gwałtowne szarpnięcie. Ktoś podciągał mnie za ramię do pozycji stojącej. Nadal miałam na głowie worek, więc nie wiedziałam, gdzie mnie prowadzą.
Poczułam ciepło, gdy wyszliśmy z auta, jednak zaraz zostałam zaprowadzona do jakiegoś pomieszczenia, podejrzewałam, iż była to piwnica, bo raz, że schodziliśmy po schodach, a po wtóre: pomieszczenie było dość chłodne i miało taki ziemisto – pleśniowy aromat. Dopiero tu zdjęto mi worek z głowy i knebel z ust. Ręce w dalszym ciągu miałam związane za plecami.
- Czego ode mnie chcecie?! - zapytałam, gdy tylko miałam możliwość – nic wam nie zrobiłam!
Trzech mężczyzn, którzy weszli za mną do obskurnego, ciemnego pomieszczenia, zaśmiało się niepokojąco. Jeden z nich – starszy, dobrze zbudowany facet, spojrzał się na mnie nieprzyjemnie. Chyba był szefem tej całej zgrai, bo wydawało mi się, że się go słuchali, w każdym razie to on wydał polecenie, aby mnie rozwiązać.
- Ty może i nic, ale twoja głupia siostra już tak – mężczyzna przyjrzał mi się uważniej i zmarszczył brwi – nie poznajesz mnie?
Zrobiłam wielkie oczy, gdyż kompletnie go nie kojarzyłam. Był przeciętny i dużo ode mnie starszy. Nie miałam powodu zaczepiać kogoś w jego wieku, ani tym bardziej nikomu takiemu nie podpadłam.
Facet wspominał o Holly... tu sytuacja wyglądała inaczej. Siostra lubiła prowokować mężczyzn bez względu na ich wiek...
- Pewnie, że nie kojarzysz. Pierdolona księżniczka z bogatej rodziny. Masz ludzi za nic, co? - zbliżył się w moją stronę – myślisz, że inni są tylko zabawką dla pieprzonych milionerów?! Że można niszczyć czyjeś życie z powodu kaprysu?!
- Nigdy tak nie myślałam! To wy mnie zaatakowaliście i zabiliście mojego ochroniarza! To wy zniszczyliście jego życie! - krzyknęłam i odsunęłam się, jak najdalej mogłam. Dopiero, gdy dotknęłam plecami chropowatej powierzchni ściany, zatrzymałam się i przylgnęłam do niej mocno. Ten, który wydawał się być szefem, zmarszczył brwi i spojrzał na pozostałych.
- Zabiliście Klausa?
- Tak wyszło. Nie chciał jej puścić. Na początku tylko go postrzeliliśmy, żeby dał spokój, ale on cały czas walczył – odparł jeden z mężczyzn.
- Kurwa – zaklął „szef". - Nie tak miało być! Klaus był w porządku! - mężczyzna zaczął chodzić w tę i z powrotem, jak wściekłe zwierzę – co, jak co, ale Klausa! Razem nas zatrudniali! - mówił jakby sam do siebie.
Cały czas się zastanawiałam, kim do cholery był ten człowiek? Skąd znał mojego ochroniarza i dlaczego żałował jego śmierci... Razem ich zatrudniali... Czyżby, ten facet też był ochroniarzem? I czy... pracował dla mojego taty?
- Zaczynasz rozumieć? - napastnik stanął przede mną i spoglądał na mnie z jawną pogardą. Pokręciłam głową. Nie chciałam wyjść na idiotkę i powiedzieć coś, co by go tylko rozjuszyło.
- Nie jesteś zbyt bystra, co? Ta druga suka pozjadała wszystkie rozumy – wykrzywił twarz z niechęcią, gdy mówił o mojej siostrze.
- Dlaczego cały czas atakujesz Holly? Co ci takiego zrobiła? - zapytałam.
- Ośmieszyła mnie. Przez nią straciłem pracę, a wasz ojciec postarał się, żeby nikt inny mnie nie zatrudnił. Głupia dziwka uciekła z domu, bo miała taki kaprys, a ja za to oberwałem! - krzyknął i podszedł do mnie tak blisko, że z całej siły próbowałam się wtopić w ścianę, aby tylko się od niego odsunąć.
Zrozumiałam. Wiedziałam, kim był. To ten ochroniarz, który został zwolniony po ucieczce Holly, prawie dwa lata temu...
- Zorientowałaś się w końcu? - mężczyzna oparł dłoń niedaleko mojej głowy. Spoglądał mi prosto w oczy. Nie było to miłe spojrzenie.
- Tak – odparłam cicho – przepraszam za nią. Nie chciałam, żeby ktokolwiek ucierpiał – dodałam w ramach wyjaśnienia. Łudziłam się, że może choć trochę załagodzę sytuację.
- Już na to za późno. Wybryk twojej siostry zniszczył mi życie. Nie mogłem znaleźć pracy, zacząłem pocieszać się w rozmaity sposób. Nie zawsze dobry. Żona mnie zostawiła. Zabrała dzieci. Nie widziałem ich od kilkunastu miesięcy! Dlaczego? Bo jakaś bogata kurwa się nudziła i miała pretensje, że musi mieszkać w wyjebanej willi! Musiała pokazać, jak bardzo jej na niczym nie zależy! Zniszczyła mi życie! - krzyknął tak głośno, że poczułam jego ślinę na mojej twarzy. Przymknęłam na chwilę oczy.
Facet miał rację – nierozsądne zachowanie Holly ściągnęło nieszczęście na jego rodzinę, a przecież nie był niczemu winien. Bliźniaczka myślała tylko o sobie, nie brała pod uwagę, że inni też mogli ponieść konsekwencje jej nierozsądnych działań.
- Przez te lata planowałem, jak się na was zemścić. Jak dokopać jaśnie państwu Andersonom... Wysyłałem anonimy... Raz nawet udało mi się załatwić ciekawego misia dla twojej siostry, ale jakimś cudem domyśliliście się, że maskotka została „ulepszona"... - zaczęło do mnie docierać, jak bardzo niebezpieczny był ten facet. Jak bardzo... zafiksowany na zemście...
- W tamtym roku zostałem zwerbowany przez takiego jednego gościa, który obiecał mi pomoc w wymierzaniu sprawiedliwości. Od tamtej pory pracuję dla niego – zaśmiał się nieprzyjemnie – minimalnie pokrzyżowałaś nam szyki. Zakładałem, że po szkole pojedziesz do domu, a nie do tego chłopaczka, który przewalał cię na lewo i prawo, ale i z tym sobie poradziliśmy. Trochę improwizacji i się udało, na szczęście mieliśmy drugie auto, które puściliśmy przodem, gdy tylko zorientowaliśmy się, gdzie jedziesz – spojrzał z satysfakcją, gdy sens jego słów zaczął do mnie docierać. Musiałam wyglądać wybitnie żałośnie, bo bardzo podobało mu się to, co widział.
– Myślałaś, że jak jesteś bogata, to każdy będzie nad tobą skakał? Obserwowaliśmy ciebie i tego gówniarza od kilku miesięcy. Szukaliśmy jakiegoś haka na was. Myśleliśmy o nagraniu sekstaśmy z ukrycia, ale nie wyszło, bo przez długi czas nie jeździłaś do niego. Dopiero dziś zachciało ci się pieprzenia, co? Muszę cię zmartwić, mała suko: twój chłopak dosłownie kilka minut przed twoim przyjazdem zaliczył seksową sąsiadkę, którą, tak nawiasem mówiąc, pieprzył regularnie od kilku miesięcy. Ich udało się nam kiedyś nagrać. Może chcesz zobaczyć? - zapytał i posłał mi chamski uśmiech. Pokręciłam szybko głową. Nie chciałam tego widzieć. Nie mogłam uwierzyć, że ci faceci tak dokładnie o wszystkim wiedzieli.
Nie mogłam uwierzyć też w to, jaka byłam głupia i jak dałam się wykorzystać Ashowi. Idiotka. Kompletna idiotka.
- Po co to wszystko? Chcesz mnie upokorzyć? - zapytałam, ledwie powstrzymując łzy. Czułam się fatalnie: jakbym nic nie znaczyła. Byłam tylko zabawką w czyichś rękach.
- Oczywiście. Bardziej jednak zależy mi na upokorzeniu tamtej drugiej – mężczyzna wyjął telefon i skierował kamerę na mnie – uśmiechnij się dla siostry. Mój szef już ją ma, ale suka nie chce współpracować. Gdy zobaczy, że mamy ciebie, od razu zmieni zdanie.
- Macie Holly? Ale ona... i tata...
- Wpadli prosto w nasze ręce, tak jak i ty. Wszystko zgodnie z planem – facet odwrócił się do jednego z napastników – przyprowadź tu wariatkę, niech posiedzą razem, bo druga piwnica będzie nam potrzebna. Nie wiadomo, ile przyjdzie nam tu przebywać, zanim ją przywiezie, żebym mógł zastrzelić kurwę.
Czułam, że zaczynałam wpadać w panikę. Ręce pociły mi się niemiłosiernie, a brudna ściana piwnicy boleśnie wbijała się chropowatą powierzchnią w moje plecy. Zaczęłam szybko, aczkolwiek płytko oddychać, bo odór ziemi i pleśni wręcz mnie dusił.
On chciał zabić Holly!
Rozejrzałam się pospiesznie po ciemnym pomieszczeniu, niestety nie zauważyłam nic, co nadawałoby się do obrony, miejsce było kompletnie puste. Nie mogłam pozwolić, żeby skrzywdził moją siostrę! Gdy tylko ją tu przyprowadzi... Będę musiała jej pomóc.
Moje rozmyślania przerwało... wejście obcej kobiety. Na pierwszy rzut oka obcej. Nowoprzybyła miała bardzo długie, jasne włosy, zaplecione w warkocz i powłóczystą, zwiewną sukienkę. Gdy mnie zobaczyła, od razu szeroko się uśmiechnęła i podeszła do mnie z radością.
- Hattie? Moja malutka Hattie? - Eve Anderson obrzuciła mnie uważnym spojrzeniem – już tak urosłaś? Straciłam rachubę czasu – kobieta pokręciła głową – wszystko zlewa mi się w jedno...
Położyła ręce na moich ramionach i delikatnie mnie uścisnęła. Hattie była w stu procentach do niej podobna. Nie wiedziałam, kim był ojciec dziewczynki, ale zdecydowanie wdała się w mamę. Cała Eve.
- Też przyjechałaś na wycieczkę? - zapytała i uśmiechnęła się miło.
- Na wycieczkę? - spoglądałam na nią z przestrachem. Zachowywała się... dziwnie, ale w końcu nie bez powodu Henry trzymał ją w zamkniętym ośrodku.
Pokiwała energicznie głową.
- Ci mili panowie zabrali mnie na wycieczkę, bo już nudziło mi się siedzenie w domu. Cały czas robiłam to samo... A tak bardzo chciałam gdzieś pojechać. Nie spodziewałam się, że przywiozą mi moją malutką córeczkę, która w zasadzie już nie jest taka malutka – cały czas gładziła mnie po ramieniu, jakby nie mogła się ode mnie oderwać – kiedy ty tak urosłaś? Chłopcy dobrze o ciebie dbają? - przechyliła głowę i oczekiwała na moją odpowiedź.
Przypomniało mi się, że w tamtym roku Holly spotkała Eve w zamkniętym ośrodku i kobieta również wtedy brała ją za Hattie... Zasugerowała się obecnością Penny i nazwiskiem. Teraz... mnie brała za Holly, która była według niej jej córką... Pogmatwane to wszystko.
- Tak, dbają o mnie – odparłam, bo Eve cały czas przyglądała mi się wyczekująco. Zadowoliła ją moja odpowiedź. Przesunęła rękę wzdłuż mojego ramienia i skupiła spojrzenie na mundurku.
- Chodzisz do tej szkoły, do której chodził też Harry... Jak to szybko minęło – westchnęła – chłopcy są grzeczni? Nie biją się? Haiden nie gryzie Harveya? Zawsze go gryzł, gdy próbował coś na nim wymusić... - pokręciła głową.
- Nie zaczepiają się – odparłam zgodnie z prawdą. Kobieta pamiętała o ich zachowaniu z czasów, gdy z nimi mieszkała. Wtedy byli dużo młodsi. Pewnie nie za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, co mogliby robić teraz: jak się droczyć czy sobie dogadywać.
Naszą specyficzną rozmowę przerwało wtargnięcie tego całego „szefa". Wściekłego szefa. Facet od razu skierował kroki w moją stronę. Niedelikatnie złapał Eve za ramię i odsunął ją ode mnie.
- Oszukał mnie! Pierdolony Vlachos mnie oszukał! - mężczyzna dyszał z wściekłości i rzucał mi tak złowieszcze spojrzenia, jak nikt przed nim – zabrał tę sukę dla siebie. Wywozi ją za granicę. Pieprzyć mu się zachciało małej kurwy! Nie taka była umowa!
Słowa napastnika zmroziły mnie. Na chwilę wstrzymałam oddech. Dimitris porwał Holly??? Chciał ją wywieźć???
To wszystko... jego sprawka???
Nie mogłam w to uwierzyć. To musiał być jakiś nieśmieszny żart. Albo koszmar. To na pewno mi się śniło. Ten grecki psychol nie mógłby dorwać mojej siostry...
Nie miałam okazji zastanawiać się dłużej nad tym, co powiedział mężczyzna, gdyż ten... szybkim ruchem wyjął pistolet i skierował go w moją stronę.
- Nie taka była umowa! Tamta suka miała zginąć! - pokręcił głową – jeśli nie mogę zabić tamtej, zabiję ciebie! To nie będzie to samo, ale Andersona i tak zaboli, a o to chodzi... Ma boleć...
Nie miałam sposobu, żeby odskoczyć, gdyż facet jednym ruchem odbezpieczył broń i strzelił.
Prosto we mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro