43 Już o wszystkim wiesz, prawda? Pov: Hope
Nie musiałyśmy długo czekać na Harrego. Pojawił się w salonie zaledwie kilka chwil po nas. Usiadł w fotelu po prawej stronie Holly. Ja i siostra usiadłyśmy na kanapie. Przez chwilę wszyscy milczeliśmy.
- Modlimy się w myślach? Bo nie wiem, wyznawcę której religii mam udawać... - Holly jak zwykle musiała zakłócić ciszę. Ona nie lubi, gdy nic się nie dzieje, w przeciwieństwie do mnie. Ja cenię sobie jednak spokój.
- Jeśli potrzebujesz modlitwy przed rozmową ze mną, to nie krępuj się – Harry spoglądał na nas poważnie, ale też miałam wrażenie, że coś analizuje.
- A ty Harry pomodliłeś się przed rozmową ze mną? Bo też może ci to być potrzebne, wiesz... - Holly nie wychodziła z roli tej wrednej siostry nawet na chwilę. Brat zatrzymał wzrok na dłuższy moment na mojej bliźniaczce.
- Jak się domyślam, cała ta farsa to pomysł Holly, prawda? - nasze milczenie potwierdziło jego podejrzenia, dlatego też kontynuował:
- Nie rozumiem, jak można być tak nieodpowiedzialnym, żeby coś takiego zrobić. Nie macie po 5 lat, żeby nie można was było rozpoznać bez problemów. Wygląd to nie wszystko. Jak w ogóle mogłyście pomyśleć, że się nie zorientujemy? Może nie znamy się długo, ale mimo wszystko... nie jesteście identyczne z charakteru, wiecie? - w dalszym ciągu milczałyśmy – Już podczas śniadania zacząłem mieć podejrzenia, że ta Holly to coś za miła się wydaje, nawet mimo próby zawstydzenia mnie i rozmowy o menstruacji – teraz to Holly spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale po chwili na jej twarzy pojawiło się zrozumienie i... uznanie. Chyba stwierdziła, że zawstydzanie braci miesiączką to dobry pomysł. No cóż... tak podejrzewałam.
Harry spoglądał raz na mnie, raz na siostrę. Zamierzał coś powiedzieć, ale Holly go ubiegła.
- Masz rację, to wszystko był mój pomysł. Hope oponowała, może nie jakoś zacięcie, ale zawsze. Jak wiesz jestem jednak uparta i potrafię męczyć tak długo, aż osiągnę swój cel. Tak też było i tym razem. Jak zamierzasz kogoś karać, to ukarz mnie. Biorę wszystko na siebie.
Brat przez chwilę nic nie mówił, potem jednak westchnął ciężko.
- Jeśli mam być szczery, to gdy tylko zorientowałem się, co zrobiłyście, to zacząłem myśleć o karze – szczególnie dla Holly. Byłem bardzo mocno nastawiony na poważną rozmowę z tatą i przekonaniu go o potrzebie edukacji domowej dla was obu – Harry zrobił pauzę, żebyśmy przetrawiły jego słowa – Potem jednak, gdy byłem zdecydowany bardzo poważnie porozmawiać z Holly zaczepili mnie nasi bracia, wręcz wymusili na mnie konkretną rozmowę o sytuacji, która miała dziś miejsce w szkole – kolejna pauza – pozwólcie, że połączymy się teraz z tatą – to mówiąc wyjął telefon i wybrał odpowiedni numer. Po drugim sygnale usłyszałyśmy głos Henrego, Harry od razu zaczął mówić – Tato, jestem teraz z bliźniaczkami i rozmawiam o zaistniałej sytuacji. Czy chciałybyście nam coś powiedzieć tak od siebie? - ostatnie zdanie wymówił patrząc na nas.
Spoglądałam na Holly, ona patrzyła się na stolik kawowy. Widać było, że bije się z myślami. Chciałam dać jej jeszcze chwilę, więc zaczęłam:
- Nie chciałam cię oszukać Harry, przepraszam. Lubię chodzić do szkoły, ale jeśli zdecydujesz, że powinnam zostać w domu, to ja to zaakceptuję. Wiem, że to, co zrobiłyśmy było niewłaściwe. To już się nie powtórzy. Będę robiła wszystko tak, jak powinno to wyglądać.
- Hope... w pierwszej kolejności nie oczekiwałem wyjaśnień od ciebie.
- W takim razie, skoro czekałeś na wyjaśnienia ode mnie to ci powiem. Miałam dość siedzenia w domu, chciałam zrobić coś innego. Namówiłam na to Hope: ona naprawdę tego nie chciała, to ja byłam ta zła... Zresztą jak zawsze. To zawsze jest moja wina i wiesz co? Nie żałuję, w ogóle nie żałuję tego, co zrobiłam. Nie żałuję, ponieważ odkryłam coś, co do tej pory było tajemnicą, nawet dla mnie. Gdyby nie ta cholerna edukacja domowa, to nie byłoby takiej sytuacji, jakiej świadkiem i niestety uczestnikiem dzisiaj byłam. Skoro rozmawiałeś już z chłopakami, może i też ze szkolnym pedagogiem to dokładnie wiesz o co mi chodzi - Holly była bardzo niespokojna i rozemocjonowana. Bałam się, że tylko pogorszy sytuację, dlatego uścisnęłam ją uspokajająco za rękę.
- Rozmawiałem i z chłopakami, i z pedagogiem. Nie przeczę, że ta cała sytuacja bardzo mnie zaskoczyła i zaniepokoiła. Hope – brat zwrócił się bezpośrednio do mnie – teraz czas na twoje wyjaśnienia: może zachciałabyś mi wytłumaczyć, o co chodzi z Abigail Snow?
O matko, to o to chodziło... a ja myślałam, że tylko o to, że ich okłamałam.
- Właściwie to o nic nie chodzi z Abby, mam z nią tylko jedne zajęcia, nie rozmawiamy w ogóle, nie mamy żadnego kontaktu. Nie rozumiem dlaczego pytasz.
- A jak ta cała Abby się do ciebie odnosi? Co dokładnie mówi – Harry drążył temat.
- Do mnie się nie odzywa, ale mówi o mnie do innych, na tyle głośno, żebym ja słyszała...
- Mogłabyś powtórzyć, co usłyszałaś od koleżanki z zajęć sportowych?
- Wiele różnych głupot, nieistotnych dla mnie. Nie przywiązuję wagi do tego typu wypowiedzi.
- Będę jednak nalegał, abyś dokładnie mi opisała tego typu wypowiedzi. Być może ja do takich przywiązuję wagę.
- Mówiła, że jestem... przybłędą, znajdą, bękartem, że dobrze, że mama jest nieprzytomna, bo by tylko wstydziła się za mnie. Że na pewno Henry mnie odeśle z powrotem, bo przynoszę tylko wstyd rodzinie, że takie jak ja to powinno się utylizować na samym początku... Nic ważnego Harry, nie ma co się tym przejmować – Holly aż wstała i to tak gwałtownie, że nawet brat się tego nie spodziewał.
- Ja pierdole, Hope! Dlaczego nie mówiłaś o tym od razu! Ja bym pojechała do tej szkoły i...
- Właśnie dlatego nic nie mówiłam. Żebyś nie zrobiła niczego głupiego, bo i tak masz już karę. To co ona mówiła nie było dla mnie ważne, nie przejmowałam się tym tak bardzo – Położyłam stopy na brzegu kanapy i objęłam nogi rękami. Czoło przycisnęłam do zgiętych kolan.
- Jak nieważne! To wszystko jest ważne, Hope! To co ta wywłoka mówiła jest... poniżej jakiegokolwiek poziomu. Tak się nie traktuje ludzi. Co jej takiego zrobiłaś, że pozwala sobie na takie słowa? Czym sobie na to niby zasłużyłaś? - Holly miotała się po salonie jak wściekłe zwierzę. Harry chyba chciał coś powiedzieć, ale była tak nabuzowana, że zostawił to „przesłuchanie" dla niej.
- Nic jej nie zrobiłam. Po prostu... ona taka jest. Ariana mi mówiła, że co roku wybiera sobie kogoś na swoją ofiarę. Nie trzeba nic jej zrobić, żeby podpaść. Ja jej się nie spodobałam, bo nie umiem grać w siatkówkę, czyli jestem słaba i beznadziejna i dlatego stwierdziła, że trzeba mnie tępić. To naprawdę nie jest nic wielkiego, to tylko słowa. Jestem odporna na takie głupoty.
- A na tych zajęciach sportowych to twoja twarz nie miała bliskich spotkań z piłką do siatkówki po podaniach Marchewy? - Siostra przestała krążyć i znowu usiadła po mojej prawej stronie.
- Czasami tak, ale zawsze mówiła trenerce, że to przypadkiem, więc nikt się nie czepiał.
- To dobrze, że nikt się nie czepiał, bo dziś dostała ode mnie dziewięć razy piłką w twarz, oczywiście przypadkiem – nie dało się nie słyszeć satysfakcji w głosie mojej bliźniaczki. Westchnęłam ciężko.
- Holly, było jej nie zaczepiać. Jej zachowanie naprawdę mnie nie rusza, można się przyzwyczaić i po prostu ignorować. Nie chcę, żeby teraz się na mnie mściła za tę piłkę – a miała być grzeczna w szkole i niczego nie zepsuć. Rzeczywiście inaczej pojmujemy grzeczność.
Holly chciała chyba coś powiedzieć, ale ubiegł ją Henry.
- Hope, kochanie, do różnych rzeczy można się przyzwyczaić, ale przemoc nie powinna być jedną z nich. Nie ma zgody na takie zachowania. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek traktował tak moją córkę - gdy usłyszałam to „kochanie" to przypomniało mi się, że mama też tak do mnie mówiła. Zagryzłam wargę, ale to i tak nie powstrzymało łez, które spływały po moich policzkach. Płakałam bezgłośnie, skulona na kanapie, uparcie wpatrzona w swoje kolana.
- Dlaczego nic nam nie powiedziałaś? Zawsze z taką radością jechałaś do szkoły, nigdy nie domyśliłbym się, że coś złego się tam dzieje – Harry wstał ze swojego miejsca i przeniósł się na kanapę, usiadł po mojej lewej stronie. Jedną rękę położył na moich plecach w geście pocieszenia.
- Bo naprawę lubię tam jeździć. W końcu mam koleżanki, które mnie lubią dla mnie samej, nie ze względu na Holly – spojrzałam na siostrę – lubię z nimi rozmawiać i spędzać czas. A to, co mówiła Abby nie było dla mnie ważne tak bardzo. Po prostu...
- Chciałaś mieć swoje towarzystwo i być akceptowana. Pogodziłaś się ze złym traktowaniem ze strony jednej z koleżanek, bo zależało ci na akceptacji innych i ich uwadze. Byłaś gotowa dać się poniżać, żeby tylko w dalszym ciągu chodzić do szkoły i spędzać czas ze znajomymi, których polubiłaś – Harry mówił bardzo spokojnie, zresztą nigdy nie słyszałam, żeby krzyczał. Jego kojący głos spowodował, że rozpłakałam się jeszcze bardziej, bo uświadomiłam sobie, jak bardzo żałosne było moje zachowanie. Nawet o tym powiedziałam:
- Wiem, że moje zachowanie jest godne pożałowania, ale ja naprawdę... chciałam mieć koleżanki. I nawet je znalazłam, a Holly pozwoliła mi z nimi rozmawiać. Chłopaki też ich nie odganiali ode mnie. Nie byłam w końcu sama. Ten rok szkolny pierwszy raz w życiu zaczęłam bez Holly i trudno było mi się w tym odnaleźć, dlatego ucieszyłam się, że Ariana i Alexandra mnie polubiły i ze mną rozmawiają. Nie byłam już taka odizolowana od innych. Chciałam za wszelką cenę, żeby tak było, chciałam po prostu być zaakceptowana i... ta akceptacja była dla mnie taka ważna, że nawet głupie słowa Abby nie były w stanie tego zmienić.
- Dlaczego Holly ma pozwalać ci na rozmowy z koleżankami, a chłopaki odganiają twoich znajomych? - pytanie zadał Henry. No tak, nie zwierzałam mu się z tego, co działo się w pierwszym tygodniu szkoły.
- Z troski, żeby nikt jej nie skrzywdził – powiedziała szybko moja siostra.
- Dlaczego zakładasz, że wszyscy chcą skrzywdzić twoją siostrę?
- Bo jest wrażliwa i naiwna. Wolę, żeby nikt się koło niej nie kręcił i nie robił fałszywych nadziei na przyjaźń, a potem złamał jej serce.
- Dlatego wolisz, żeby była cały czas sama? Holly... To bardzo krzywdzące, wiesz? - bliźniaczka przez chwilę się nie odzywała.
- Wiem... dlatego zmieniłam zdanie i nie mam już problemu z tymi dwiema koleżankami. Poznałam je i wydają się okej. Ja po prostu... nie chciałam, żeby Hope zastąpiła sobie mnie kimkolwiek. Zawsze miała tylko mnie, a teraz przez tę głupią edukację domową nie możemy być razem i... strasznie mnie to wkurza. Może i źle zrobiłam, że chciałam ją izolować od wszystkich, ale nie wiedziałam, jak inaczej mam ją chronić, skoro nie będę przy niej - westchnęłam po tych słowach mojej siostry. Czyżby coś wreszcie do niej docierało?
- Jak powinniśmy rozwiązać tę sytuację, jakie macie propozycje? - Henry w dalszym ciągu prowadził tę rozmowę.
- Według mnie nic takiego się nie stało. Ja sobie jakoś poradzę z Abby... Teraz może będę miała trochę trudniej na siatkówce, bo będzie chciała odegrać się za dzisiaj, ale poradzę sobie i z tym. W końcu znudzi się jej zaczepianie mnie, gdy zobaczy, że nie robi to na mnie wrażenia – starałam się, żeby głos mi nie drżał i żeby to, co mówię brzmiało konkretnie i zdecydowanie.
- Ja myślę, że Klaus powinien chodzić za nią w szkole, tak dla bezpieczeństwa – otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Holly. No nie! Dzięki ci za to, dzięki... - A kiedy ja wrócę, to przypilnuję, żeby nikt nie odważył się nawet źle spojrzeć w jej stronę. Gdybym była z nią od początku, to nie doszłoby do takiej sytuacji, bo zareagowałabym od razu.
- Hope, dyrekcja przeniosła Abigail Snow na inne zajęcia sportowe, więc nie będziecie się już spotykały na siatkówce. Przez ten tydzień nie będzie obecna w szkole, została zawieszona w prawach ucznia na moją prośbę – nie powiem, słowa Harrego bardzo mnie ucieszyły. Koniec siatkówki z Abby! Teraz to będzie pięknie.
- Musimy zastanowić się, jak zapewnić ci komfortowe warunki, gdy już wróci do szkoły. Nie chcę powtórki z tego, co dziś usłyszałem. Myślę, że po rozmowie Conrada z jej matką sytuacja ulegnie poprawie, wolałbym jednak mieć pewność, że będziesz się dobrze czuła w szkole – Czyżby Henry wysłał prawnika z powodu takiej błahostki? Chyba jest przewrażliwiony jak Holly na punkcie tego całego mojego bezpieczeństwa...
- O ile jeszcze godzinę temu byłem gotowy prosić tatę o jakieś konkretne kary dla was, za to oszukiwanie nas wszystkich, o tyle teraz waham się, bo cała ta farsa pokazała nam głębszy, dobrze ukryty problem – Harry w dalszym ciągu siedział obok mnie.
- Przecież to i tak by wyszło, gdybym dołączyła do zajęć za miesiąc, bo wszystkie obowiązkowe mamy takie same. Tylko wtedy, gdybym była sobą, a nie tobą, to rozwiązałabym to inaczej... Żadnych płaczów na stołówce i skargi do pedagoga – Holly skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na mnie uważnie. Zaraz, co? Jakie płacze na stołówce?
- Dobrze, że to wyszło teraz, bo nie wyobrażam sobie, żeby Hope miała słuchać tych bredni przez kolejny miesiąc. Takie rzeczy muszą być jak najszybciej wyjaśniane i definitywnie kończone – Henry brzmiał bardzo stanowczo. Chyba cała ta sytuacja dość mocno wyprowadziła go z równowagi – W pierwszej chwili również się zdenerwowałem na was za takie gierki, jednak ostatecznie dobrze się stało, bo dowiedzieliśmy o dręczeniu Hope i mogliśmy od razu zareagować. Muszę się teraz poważnie zastanowić, co dalej. Zadzwonię jutro do Harrego i poinformuję o mojej decyzji – Henry wymienił jeszcze kilka zdawkowych uwag z najstarszym synem, po czym pożegnał się z nami i rozłączył. Nie zdążyłyśmy porozmawiać sam na sam z Harrym, bo do salonu przyszli pozostali bracia. Harv usiadł na fotelu, który wcześniej zajmował Harry, a Haiden na drugim po przeciwnej stronie.
- Już o wszystkim wiesz, prawda? - Harvey spojrzał się na Holly. No tak, przecież oni cały czas myśleli, że ona była w domu, a ja z nimi w szkole.
- Nawet lepiej, niż ci się wydaje, mam relację dosłownie z pierwszej ręki – siostra spojrzała na naszego najstarszego brata. Pewnie zastanawiała się, czy przyznać, że zamieniłyśmy się miejscami, czy może lepiej nie. Mężczyzna spojrzał na nią uważnie i powoli pokręcił głową. Aha, czyli dalej utrzymujemy farsę.
- Nic nam nie mówiła, nie chodzimy z nią na zajęcia sportowe, a na korytarzu Snow do niej nie podchodziła. Nie mieliśmy pojęcia, że ją dręczy – Haiden czuł wyraźną potrzebę wytłumaczyć się przed Holly.
- To nie wasza wina... Po prostu... nie uznałam, że głupie odzywki dziewczyny z siatkówki są na tyle ważne, żeby o nich mówić.
- Wszystko, co dotyczy ciebie, jest dla nas ważne, szczególnie, gdy to takie krzywdzące rzeczy. Musisz nam mówić o takich sytuacjach Hope. Nigdy nie pomyślelibyśmy, że to twoja wina. Te słowa... były okropne. Ja już po kilku zdaniach się uruchamiam, a co dopiero, gdy ty to słyszałaś od kilku tygodni – Harvey aż zacisnął pięści.
Nie spodziewałam się po nim tak... miłych słów w stosunku do mnie. W końcu to on jako pierwszy kazał mi wracać na Alaskę dwa miesiące temu. Jeszcze przez chwilę wszyscy szczerze rozmawialiśmy, nawet Holly zachowywała się poważnie i odpowiednio do sytuacji. Przyznała, że jest w tym i jej wina, bo za bardzo mnie ograniczała. Obiecała, że to się już nie powtórzy.
***
- Powiedz mi, taki sportowiec, blondyn, niebieskie oczy, maślany wzrok... kojarzysz może? - Siostra zaatakowała mnie niespodziewanym pytaniem, gdy już po kolacji rozłożyłyśmy się w sali kinowej. Miałyśmy zamiar obejrzeć wszystkie oscarowe filmy z tego roku żeby sprawdzić, czy zasłużyły na nagrody.
- Eeee, chyba coś kojarzę. Nigdy z nim nie rozmawiałam. Dlaczego pytasz? - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Rozmawiałam z nim dzisiaj.
- Co??? Po co??? - to ja od 3 tygodni tylko na niego spoglądam ukradkiem, a ona pierwszego dnia w szkole od razu ucina sobie z nim pogaduszki? Życie jest niesprawiedliwe.
- Sam do mnie podszedł gdy stałam koło auta Harva. Zapytał, czy jestem zła, że pokazał mojemu bratu, że Preston się koło mnie kręci. Ja nic o tym nie wiedziałam – tu spojrzała znacząco na mnie – więc musiałam improwizować. Ostatecznie powiedział, że wkurza go, że Preston się koło mnie, znaczy ciebie kręci, a on może tylko obserwować z daleka, ale tak naprawdę to on chciałby się koło ciebie kręcić. Cholera, zakręcona ta wasza relacja – bliźniaczka zaśmiała się.
- Jestem w szoku, że z tobą rozmawiał i powiedział ci coś takiego. Ja naprawdę nie zamieniłam z nim jeszcze żadnego zdania.
- Może to i lepiej. Według mnie to palant i tylko ciebie skrzywdzi, także maślane oczka i dystans: to ci mogę poradzić.
- Holly... a dopiero co rozmawialiśmy, że masz mnie nie ograniczać i nie ingerować w moje znajomości – czy ja zawsze muszę jej przypominać o wszystkich ważnych dla mnie rzeczach? Siostra chwilę się zastanawiała, w końcu jednak stwierdziła:
- No dobra. Żeby potem nie było: ostrzegałam cię. Blondyn nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, moja intuicja mówi mi, że jest podejrzany. Ale... skoro mam się zmienić i cię nie izolować to proszę bardzo: rób, co chcesz. Nie będę się wpieprzała w to, chociaż bardzo mi się nie podoba.
- Dziękuję Holly. To wiele dla mnie znaczy. W sensie: twoje nie wpieprzanie się w moje relacje, nie Rob. Jego nie znam, ale chciałabym poznać i nie musieć tego ukrywać.
- Tak jak już mówiłam. Ja ci nie zabronię poznawania go, ale nie licz, że będę cię kryła w potajemnych schadzkach, czy coś. Z braćmi też sobie sama załatwiaj te sprawy: chciałaś swobody, to ją masz. Doceń moją wyrozumiałość, bo chuj mnie strzela od tej dzisiejszej empatii. Gdybym nie była sportowcem, to włamałabym się do piwniczki Harrego i wyjebała tę jego kolekcję za miliony – Chwilę milczałyśmy, gdyż skupiłyśmy się na fabule filmu.
- Jak myślisz, co nam jutro powie Harry? - zapytałam.
- Pewnie przyjebie mi edukację domową na cały rok, a tobie Klausa do szkoły. Przecież jakoś muszą nas ukarać. Co innego mogą zrobić?
- Może i mnie dadzą na edukację domową? W końcu obie brałyśmy w tym udział, nie tylko ty.
- Może... Ale to ja jestem bardziej winna. Czarny charakter może być tylko jeden.
***
Następnego dnia Harry bardzo długo kazał czekać na swoją decyzję. Właściwie to dopiero przed kolacją poprosił nas na rozmowę. Holly była w wyjątkowo podłym humorze, bo znowu pokłóciła się z Fabio, a układy, które ćwiczyła z Lorenzem nie wychodziły tak, jak się spodziewała. Chyba kilka razy upadła – i to niespecjalnie jak ostatnio, tylko tak naprawdę, bo czasami krzywiła się, jakby ją coś bolało, szczególnie z lewej strony.
- Rozmawiałem z tatą wczoraj i dzisiaj. Długo. Rozważaliśmy różne opcje, ale ostatecznie doszliśmy do jednego wniosku – Brat od razu przeszedł do konkretów. Może przestraszył się dziwnie obojętnej miny Holly? Siostra rozsiadła się na kanapie, jakby wszystko jej było jedno i wpatrywała wprost przed siebie: na wyłączony telewizor.
- Holly musi wrócić do szkoły – siostra dalej wpatrywała się beznamiętnie w czarny ekran – od września – spodziewałam się jakiegoś wybuchu radości, skoków po kanapie, chociażby głośnego pisku... Nic. Holly spojrzała się na naszego brata i po prostu kiwnęła głową. On też chyba inaczej wyobrażał sobie jej reakcję, bo zaczął dopytywać:
- Wszystko w porządku? Jakaś taka bardzo milcząca jesteś... Jak nie ty?
- Wszystko wspaniale, jak to u mnie. Trening mnie zmęczył, muszę się wcześniej położyć.
- Nie wyglądasz na zadowoloną z tego powodu, że chcemy twojego powrotu do szkoły już za 9 dni, a nie za miesiąc.
- Bardzo mnie to cieszy, naprawdę. Po prostu... jestem zwyczajnie zmęczona. Bez żadnej filozofii i innych intryg - nawet uśmiechnęła się takim trochę wymuszonym uśmiechem. Harry przyjął to wytłumaczenie, aczkolwiek dalej podejrzliwie jej się przyglądał.
- W poniedziałek przyjedzie krawcowa i zbierze miarę na twoje mundurki. Na tygodniu zgłoszę twój powrót do szkoły i przekażę informację o wyborze przedmiotów na ten rok szkolny. Twój powrót we wrześniu traktujemy jako testowy – zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tato ma wrócić za 5 tygodni w związku z przyjęciem w naszym klubie golfowym, ale także z powodu pierwszego spotkania Rady Szkoły, do której należy. Będzie mógł osobiście porozmawiać z nauczycielami o waszych postępach, jak i z innymi rodzicami o warunkach panujących w szkole. Za tydzień będę mógł powiedzieć wam coś więcej o tym wrześniowym przyjęciu. Może nawet pojedziemy do klubu i pokażę wam salę – teraz spojrzał na nas po kolei: wpierw na Holly, potem na mnie. - Na przyjęciu obowiązuje strój wieczorowy, w następnym tygodniu moja znajoma projektantka odwiedzi nas, żeby porozmawiać z wami o sukienkach na to wydarzenie.
Nie powiem, zaczęłam się trochę stresować tym całym przyjęciem. Zaledwie 3 razy w życiu byłam na licealnej imprezie, a i to tylko do 22:00, bo tata groził że jak się spóźnimy z powrotem to zrobi najazd z całym posterunkiem na dom, w którym danego wieczora odbywała się prywatka. Holly nie miała problemu z tym, żeby cały komisariat wpadł na imprezę, ja jednak wolałam nie robić nikomu kłopotów i zawsze pilnowałam, żebyśmy wracały do domu na ustaloną godzinę.
W poniedziałek wróciłam do szkoły – mój ostatni tydzień bez siostry. Musiałam sprawdzić, jak bardzo namieszała w moich kontaktach z innymi, ale wyszło na to, że chyba się pilnowała, bo tylko Luke skomentował, że w końcu zachowuję się tak jak zawsze i dobrze, że już wyzdrowiałam. Koleżanki skupiły się na obgadywaniu sióstr Snow – Abby rzeczywiście nie było w szkole, a jej siostra przesiadła się do innego stolika i rzucała mi z daleka nienawistne spojrzenia.
- Bardzo dobrze, że powiedziałaś prawdę o jej zachowaniu. Nie można tak traktować innych – powiedziała mi Ariana. Alexandra pokiwała głową i dodała:
- Twoi bracia naprawdę są troskliwi, tak cię bronili w piątek, no trochę inaczej ich opisywałaś, więc spodziewałam się zaborczych snobów, którzy gdzieś mają twoje zdanie: zupełnie jak moi, ale twoi stanęli na wysokości zadania i wspierali cię.
- Potrafią zaskoczyć – pomyślałam o Harveyu i jego szczerym wyznaniu. Do tej pory nie mogłam uwierzyć, że był taki miły i to dla mnie. Nie z przymusu. Nie z powodu gróźb. Tak po prostu.
5 minut przed końcem zajęć z ceramiki dostałam wiadomość od obcego numeru „Podejdź pod salę gimnastyczną. Pilne". Przestraszyłam się, że może coś się stało Harveyowi na treningu, dlatego też szybko zgłosiłam nauczycielowi konieczność wyjścia do toalety (jak ja nie lubię oszukiwać innych, ale cóż, nie mogłam powiedzieć prawdy) i pognałam w stronę głównej sali gimnastycznej. Próbowałam szarpnąć za klamkę, ale drzwi były zamknięte. W pewnym momencie poczułam, jak czyjaś dłoń oplata mnie na wysokości brzucha – ktoś stał za mną i starał się obrócić mnie w swoją stronę. Otworzyłam usta, żeby krzyknąć, ale wtedy usłyszałam znajomy głos:
- Spokojnie Hope, to ja, nie krzycz i się nie wyrywaj, nic ci nie zrobię – Stanęłam oko w oko z Robertem. Przestraszył mnie porządnie tym swoim dziwnym zachowaniem. Przez chwilę wpatrywałam się w niego zdezorientowana, a on odwrócił się ode mnie i otworzył drzwi z prawej strony sali gimnastycznej do magazynu z jakimiś sportowymi akcesoriami.
- Chodź tu, tu będzie bezpiecznie, Harv nas nie zobaczy – to mówiąc otworzył szerzej drzwi i ruchem ręki zaprosił mnie do środka. Wahałam się krótką chwilę, ale ciekawość zwyciężyła. Rozejrzałam się jeszcze po korytarzu i... weszłam do magazynu. Przecież jestem w szkole, ten chłopak to kolega mojego brata, nic złego nie powinno się stać.
Gdy Rob zamknął za nami drzwi przez chwilę panowała ciemność, ale poświecił sobie telefonem i szybko zlokalizował kontakt. Nagła jasność chwilowo mnie oślepiła, aż zmrużyłam oczy. Gdy w końcu je otworzyłam, zauważyłam, że Robert stanął przy drzwiach i włożył ręce do kieszeni.
- Skąd masz mój numer? - zapytałam chcąc przerwać przedłużającą się ciszę.
- Z telefonu Harveya. Jesteś jedyną Hope w jego kontaktach, dlatego zaryzykowałem i jak widać trafiłem – chłopak uśmiechnął się do mnie tym swoim uśmiechem... aż zaczęłam żałować, że w tym magazynku jest światło, bo wolałabym chyba spotkać się z nim po ciemku: przynajmniej nie widziałby moich rumieńców.
- Po co... w jakim celu wyciągnąłeś mnie z zajęć?
- Chciałem z tobą porozmawiać. Zapytać, czy wszystko w porządku. W piątek... byłaś bardzo smutna i chciałem się upewnić, że wszystko już jest dobrze – ta jego troska tak mnie rozczuliła, że gdybym już nie była czerwona jak cegła, to właśnie bym się zaczerwieniła.
- Tak, wszystko w porządku. W piątek... nie byłam sobą, dlatego jeśli powiedziałam coś dziwnego, to po prostu o tym zapomnij.
Chłopak przyglądał mi się uważnie.
- W piątek z naszej dwójki to raczej ja mówiłem dziwne rzeczy. Jednak prawdziwe. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła? - och gościu, gdy tak na mnie patrzysz to nie byłabym zła nawet gdybyś robił w tym momencie coś bardzo złego, nie wiem: bił harcerkę puszką na ciasteczka czy okradał staruszkę. I tak nie zauważyłabym, bo byłabym zajęta wpatrywaniem się w twoje oczy.
- Nie jestem zła.
- To dobrze – Robert wyciągnął do mnie dłoń – przyjaciele?
Spojrzałam na tę wyciągniętą rękę, następnie na chłopaka i po chwili uścisnęłam jego dłoń.
Nie dane nam było porozmawiać dłużej, gdyż właśnie zadzwonił dzwonek i musiałam wyjść niepostrzeżenie z magazynku: umówiliśmy się, że wychodzę pierwsza, a on za kilka minut. Szybko przemierzyłam coraz bardziej zapełniające się uczniami korytarze i pognałam w kierunku wyjścia.
- Hope? Coś się stało, że tak nagle wyszłaś z zajęć? - Luke dorwał mnie przed drzwiami wyjściowymi.
- Nie, nic się nie stało. Jest świetnie – uśmiechnęłam się szeroko do niego. Zauważyłam Haidena, więc szybko się pożegnałam i pobiegłam w kierunku samochodu mojego brata.
- Co ty taka wesoła dzisiaj? - Najmłodszy z braci aż zmarszczył brwi na mój widok.
- A nie wiem, chyba dlatego, że nie było Snow na siatkówce i dziś po raz pierwszy dobrze mi się grało – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. W końcu nie powiedziałam niczego, co by nie było prawdą.
„Spotkamy się jeszcze? Może nie koniecznie w tym magazynie, ale na przykład w innym? :)" - Wiadomość od tego samego numeru, od którego przyszła pierwsza kilkanaście minut temu wywołała mój kolejny uśmiech. Dodałam nowy numer do kontaktów i w trakcie powrotu do domu wymieniłam kilka wiadomości z Robem.
„Masz jakieś media społecznościowe? Szukam od 3 tygodni i nigdzie nie mogę Cię znaleźć, bo napisałbym już wcześniej"
„Mam, ale porządnie poblokowane ze względów bezpieczeństwa. Wyślę Ci linki, jak chcesz" – i tym sposobem po chwili miałam kolejną obserwację i nowego znajomego. Sama z ciekawości zaczęłam przeglądać profil Roberta – dlaczego na każdym zdjęciu musi wyglądać tak...tak... no świetnie?
- Co ty się tam tak cieszysz do tego telefonu? - podejrzliwy głos Harva i baczne spojrzenie we wstecznym lusterku przywołało mnie do porządku.
- Oglądam filmy z małymi kotkami, są takie słodkie – Haiden przewrócił oczami i zaczął zagadywać brata jakimiś czysto samochodowymi tematami o których nie miałam pojęcia. Mały blef jeszcze nikomu nie zaszkodził...
Ten tydzień minął stanowczo za szybko. Niestety nie mogłam widywać się z Robem tak często, jakbym chciała, ale udało mi się dwa razy wyjść wcześniej z lunchu i spotkać z chłopakiem chociaż na te 10 minut, tym razem pod trybunami przy zewnętrznym boisku.
Od kiedy mieliśmy swoje numery i profile w mediach społecznościowych zaczęliśmy często do siebie pisać, a nawet dzwonić na Face Time. Na szczęście dom Andersonów był tak duży, że nie miałam problemu z ukryciem się na prywatną rozmowę. Najczęściej chodziłam na drugie piętro, gdzie były pokoje gościnne i zaszywałam się w którymś z nich.
Ustaliliśmy, że lepiej, gdyby Harv nie dowiedział się o naszych spotkaniach, bo był bardzo porywczy i mógłby zrobić coś głupiego, a w tym roku grał same ważne mecze i lepiej go nie rozpraszać. Rob był jego zastępcą w drużynie i wiedział, jak bardzo odpowiedzialna jest rola kapitana i ile trzeba poświęcić, żeby dobrze wypaść, gdy na meczu pojawiają się łowcy talentów do drużyn uniwersyteckich.
Trochę nie rozumiałam, dlaczego z niektórymi chłopakami w szkole mogę bez problemów rozmawiać nawet na korytarzu czy stołówce, a inni są mi zabronieni. Do tych z drugiej listy zaliczał się przede wszystkim Luke: według moich braci najgorszy typ, jaki tylko może być i chłopaki z drużyny Harva: niestety też i Rob.
- Przecież taki Steven czy inny fagas z kółka informatycznego to prawiczek, nic ci nie zrobi Hope. Ty się lepiej trzymaj z dala od tych za bardzo doświadczonych, jak moi kumple z drużyny: oni przerobili więcej dziewczyn niż w szkolnej orkiestrze – instruował mnie pewnego dnia Harvey.
- A Luke? Też jest taki doświadczony? Wydaje się być całkiem inny od tych twoich kolegów...
- Preston to Preston i jest zakazany za samo nazwisko. Nie spoufalamy się z wrogiem. Proste? - cóż, nie wiem, czy to było takie proste, raczej dziwne, ale nie chciałam dyskutować z Harveyem, zwłaszcza, że Luke nic sobie za bardzo nie robił z tych zakazów i tak codziennie, choć na chwilę podchodził do mnie. Wprawdzie zwiewał zanim moi bracia mogli go dorwać, ale zawsze to coś.
Powrót Holly do szkoły miał miejsce w środę, gdyż to właśnie wtedy wypadał pierwszy dzień września. Siostra nałożyła mundurek, chociaż nie zapięła koszuli pod samą szyję, a krawat też miała założony tak dość luźno. Włosów oczywiście nie spięła, tylko zostawiła rozpuszczone.
- Pod szyją wyglądasz dość niechlujnie, zapnij te guziki i zaciśnij krawat – powiedziałam jej, gdy schodziłyśmy na dół do jadalni.
- Nie mogę, mam astmę i duszą mnie wszelkie guziki i krawaty.
- Od kiedy masz astmę? - znałam ją od urodzenia i nie przypominałam sobie, żeby kiedykolwiek ktoś mówił, że choruje na tę konkretną chorobę.
- Od dzisiaj.
Aha, no tak. Po co dopasowywać się do reguł, jak można reguły dopasować do siebie. Cała Holly.
Pierwsze spięcie miało miejsce zanim wyjechaliśmy na ulicę. Siostra oczywiście chciała siedzieć z przodu, Haiden nie chciał dać się przegonić na tył, niestety przegrał z nią zarówno na argumenty jak i na wredne spojrzenia. Usiadł koło mnie bardzo zły i nie odzywał się całą drogę. Harv też nie rwał się do pogaduszek, dlatego ja starałam się choć trochę powiedzieć jej gdzie co jest.
- Przecież mamy prawie wszystkie zajęcia razem, dopiero na te popołudniowe się rozstajemy, więc będę po prostu chodziła za tobą krok w krok... - nie przemyślałam jednak tego powrotu Holly do szkoły. Jak w ukryciu spotykać się z Robertem, skoro ona będzie moim ogonem zawsze i wszędzie?
Siostra rano musiała oczywiście załatwić wszystkie formalności, więc czekałam na nią grzecznie pod sekretariatem. Nie powiem, siedziała tam wybitnie długo. Ciekawe o czym tak rozmawiała?
Gdy tak stałam i czekałam to podszedł do mnie Luke. Dziś matematykę mieliśmy dopiero na 3 lekcji, więc nie miał powodu szukać mnie tak rano, ale był ciekawy mojej siostry. Ariana i Alexandra też podeszły i to z tego samego powodu.
- Jesteście bardzo podobne? - zapytała księżniczka.
- Prawie identyczne, przynajmniej z wyglądu... - odpowiedziałam. Nie dodałam, że przecież wszyscy mieli już okazję się o tym przekonać. Gdyby nie Harry, to nikt nie zauważyłby różnicy.
- Też jest taka miła i zdolna jak ty? - Luke jak zwykle mi słodził.
- Zdolna zdecydowanie. Zdefiniuj: miła – uśmiechnęłam się do niego przebiegle. Chłopak chwilę zamyślił się:
- Pomocna, wesoła, uśmiechnięta, życzliwa, empatyczna... - zaczął wymieniać.
- Fuj! W życiu, nie obrażaj mnie koleś, bo się nie polubimy – Holly pojawiła się przed nami nie wiadomo skąd. Może pożyczyła tę pelerynę niewidkę od Harrego? Wszystkie oczy momentalnie odwróciły się w jej stronę i to nie tylko z grupki moich znajomych: wielu uczniów na korytarzu przyglądało się z zaciekawieniem nowej uczennicy, tak bardzo podobnej do mnie.
- To te Anderson to są dwie? - zapytał ktoś niezbyt dyskretnie.
-Gdzie ona była tyle czasu? - dodał ktoś inny.
- A to nie ta, co w gazecie o niej pisali, że była na odwyku i ma tatuaże? - nawet nie wiedziałam, kto to powiedział, bo nie znałam tych wszystkich osób.
Holly nic sobie nie robiła z tych komentarzy. Obrzuciła wrednym spojrzeniem najbliższe otoczenie: w tym moich znajomych, następnie ironicznie się uśmiechnęła:
- Ja tu oczekiwałam gorącego przyjęcia, jakichś fanfar, konfetti, pokazów lotniczych, a tu bieda. Niby snoby, a za grosz fantazji – podeszła do dziewczyny, która rzuciła komentarz o jej tatuażach i odwyku, bo tak czytała w gazecie – chcesz się dokładniej przyjrzeć mojemu tatuażowi? - powiedziawszy to uniosła dłoń – tak bardzo się nim interesujesz, gazety czytasz... Swoją drogą, wiesz, dlaczego mnie nie było tyle czasu w szkole? - zbliżyła się do dziewczyny jeszcze bardziej i bardziej, aż ta zaczęła się cofać. W końcu miejsce się jej skończyło. Uderzyła plecami w szafki i się zatrzymała. Holly natomiast cały czas do niej podchodziła. Powoli. Zatrzymała się dopiero kilka centymetrów od swojej ofiary. Spojrzała jej prosto w oczy:
- Bo pobiłam pewnego faceta, który bredził o mnie dziwne rzeczy. Mam taką przypadłość, że nie toleruję głupoty. To mnie uruchamia i robię się agresywna – siostra złapała zabłąkany kosmyk włosów biednej dziewczyny i delikatnie założyła jej za ucho – chciałabyś się przekonać jak bardzo agresywna potrafię być? - dziewczyna przełknęła ślinę i pokręciła głową z przerażeniem.
- To nie powtarzaj rzeczy, o których nic nie wiesz, bo mogą okazać się tymi głupotami, na które bardzo źle zareaguję... - Holly upewniła się, że jej ofiara to zrozumiała, a następnie odwróciła się do pozostałych uczniów, którzy w ciszy przyglądali się całej scenie. Spojrzała uważnie i powoli po większości twarzy, ale wiele osób starało się nie nawiązywać z nią kontaktu wzrokowego.
- Zmieniam zdanie, jednak mi się podoba, tak tu śmiesznie jest. No to prowadź mój przewodniku – przerwała przedłużającą ciszę i z szerokim uśmiechem zwróciła się do mnie. Nagła zmiana jej nastroju wywołała zmieszanie u uczniów, nikt jednak nie chciał tego skomentować. A może nie miał odwagi? Nie miałam wyjścia, wskazałam ręką w odpowiednią stronę i ruszyłam przodem. Pierwszy raz na korytarzu miałam tyle miejsca: uczniowie rozchodzili się na boki niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem.
Na lekcjach na szczęście było spokojnie, Holly zachowywała się poprawnie, a na przerwach nikt za bardzo do nas nie podchodził. Siostra nie wdawała się w żadne konflikty, nawet żartowała z naszymi braćmi i zagadywała Arianę i księżniczkę o jakieś głupoty, dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam jak uderzyła na stołówce takiego jednego chłopaka.
Pięścią.
Prosto w twarz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro