Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41 Pilnuj się Hope pov: Hope

- Jakiś czas temu, gdy rozmawiałam z Henrym, to powiedział, że pilnuje waszych finansów i nie pozwala wydawać na głupoty, a na urodzinach Harrego wyskoczyliście z... szampanem za 300 tysięcy? To oczywiście nie była głupota, jak rozumiem? - zapytałam chłopaków w poniedziałek rano w drodze do szkoły.

- Pewnie że nie głupota. Harry kolekcjonuje takie dziwne trunki, chuj wie po co, ale kolekcjonuje. Chyba po prostu lubi podziwiać je na półkach. A ten szampan to jedna z tańszych zdobyczy, jego wyjątkowość polega raczej na tym, że do tej pory nie był sprzedawany poza Europę, a nam się udało przywieźć go do domu, a nie na jego cenie, bo te 300 tysięcy przy tequilach za 3 miliony, czy innych likierach za ponad 40 milionów... to nie robią takiego wrażenia – Harvey był wyjątkowo skory do rozmowy ze mną tego ranka, normalnie jak nie on. Chyba zapominał już o naszym spięciu w związku z wygadaniem przeze mnie jego przygody z ciotką.

- Okej... W tamtym roku też kupiliście mu jakiś alkohol?

- Nie, w tym roku to był pierwszy raz. W tamtym roku kupiliśmy mu rodzinną wycieczkę na Hawaje. Główną atrakcją było, jak zostaliśmy wsadzeni do klatki i opuszczeni do oceanu na pływanie z rekinami. Zajebiście było – Harv uśmiechnął się do brata.

- Dla nas super sprawa takie nurkowanie, ale Harry nie wyglądał, jakby chciał to powtarzać... Dlatego w tym roku spokojnie – dodał Haiden.

- Ej, a wy kiedy macie urodziny? Bo może zamówimy takie nurkowanie z rekinami dla Holly – Średn brat spojrzał we wsteczne lusterko na mnie.

- Ale dla niej to bez klatki... - Haiden zwrócił się do brata.

- Coo??? - powiedziałam to głośniej, niż planowałam, ale zaskoczyły mnie ich rozważania.

- Oczywiście, że dla niej bez klatki. Nie będziemy ułatwiać rekinom: niech same sobie z nią radzą – Harv zaśmiał się ze swojego żartu, Haiden mu zawtórował. Pokiwałam tylko głową. Nawet nie chciałam tego komentować.

- To jak z tymi urodzinami? - dopytywał Harv.

- Mamy na początku kwietnia: ja czwartego, ona piątego – Haiden aż się odwrócił do mnie, a Harvey, gdyby nie prowadził, pewnie zrobiłby to samo. Wyglądali na zaskoczonych.

- Ale jak? Macie urodziny w inne dni? - zapytał młodszy z chłopaków.

- Tak wyszło... Ja urodziłam się 12 minut przed północą, a ona 18 minut po północy. Niby pół godziny różnicy, ale formalnie, to już były inne daty – wytłumaczyłam im. To nie pierwszy raz, gdy ktoś reaguje tak na informację o naszych różnych datach urodzin.

- Ale jesteście siostrami, nie? - no dobra, chyba nie będę tak naskakiwała na Holly za nazywanie braci przygłupami. Przynajmniej nie w przypadku Harva. Jego naprawdę musieli porządnie przycisnąć na tym boisku...

- No tak, jesteśmy jak najbardziej, tak jak i ty jesteś bratem Haidena i Harrego. Nie musimy rodzić się jednego dnia, żeby być rodzeństwem... - przez chwilę milczeliśmy.

- To jak macie urodziny na początku kwietnia, to będziecie miały imprezę na wiosennym balu w klubie ojca. Co roku. - Haiden mówił to na tyle głośno, że słyszałam go z tyłu, ale sposób, w jaki to mówił, sugerował, jakby się nad tym zastanawiał tak sam do siebie.

- To jakieś obowiązkowe jest? Ten bal co roku? - zapytałam. Nie przepadam za głośnymi imprezami. Takie urodziny, jakie miał Harry byłyby dla mnie wystarczające.

- Tak. Wiosenny bal to nasza działka. Howardowie robią jesienny na zakończenie turnieju, a Preston w grudniu na święta – Haiden też dziś jakoś tak chętnie rozmawiał ze mną. Co się im stało?

- Preston? Jak Luke? - dopytałam, gdy usłyszałam znane nazwisko.

- Tak, jego rodzina i rodzina Howardów są współwłaścicielami klubu razem z nami i dlatego jako rodziny założycielskie organizujemy te imprezy dla członków klubu. Nasi pradziadkowie założyli klub i od samego początku to było tak podzielone: wrzesień Howard, grudzień Preston, koniec marca lub początek kwietnia my.

- Czyli nasza rodzina współpracuje z rodziną Luke'a? Dobrze się dogadujemy? - teraz to nawet byłam zainteresowana, bo przecież, skoro nasze rodziny znają się od pokoleń, to nielogiczne było zachowanie moich braci, którzy cały czas pilnowali, żeby Luke trzymał się ode mnie z daleka.

- Współpracuje, ale z tym dogadywaniem to różnie... Ojciec Prestona zaczął taką trochę biznesową wojnę z naszym ojcem, a syn chyba to kontynuuje...

- Luke? Serio? Ale on przecież jest młodszy ode mnie?! - nie mogłam uwierzyć, że ten miły kolega z zajęć wdaje się w jakieś konflikty z moją rodziną...

- Nie młody Preston, ten drugi, znaczy pierwszy Preston... Jego brat. W tamtym roku zmarł stary Preston i nowym królem rodu został jego syn, starszy brat Luke'a. - Rozmowa została przerwana, bo Harv parkował na naszym miejscu. Byliśmy już pod szkołą.

- Bądź grzeczna i pamiętaj: z dala od Prestona, bo to fiut. Taka rodzina. Nie rozmawiaj z nim więcej niż to konieczne – Harv pogroził mi palcem i odszedł pod swoją klasę.

Jak co poniedziałek pod salą matematyczną powitał mnie... no oczywiście Luke.

- Cześć, Hope, jak po weekendzie? - zapytał mnie i obdarzył miłym uśmiechem. Aż trudno mi było uwierzyć, że jego brat był tak złym człowiekiem, że moi bracia od razu całą rodzinę Prestonów przekreślali.

- Cześć, wszystko w porządku. Harry miał urodziny i miło spędziliśmy czas, a co u ciebie?

- Wiem, że twój brat miał urodziny, bo mój też na nich był - aż uważniej się przyjrzałam chłopakowi.

- Twój brat był na urodzinach mojego brata? Oni chyba się nie lubią... Tak mi Haiden mówił – Luke na pewno słyszał zdziwienie w moim głosie.

- Ich relacje są skomplikowane... Ale w sobotę Livia wróciła z Paryża, to urodziny twojego brata były też pretekstem na spotkanie po latach.

- Livia? - pierwszy raz słyszałam to imię. Lukas spojrzał się na mnie tak, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Nie za wiele wiesz o swojej rodzinie i jej otoczeniu, prawda?

- Na dobrą sprawę poznałam ich dopiero dwa miesiące temu... Cały czas czegoś się o nich dowiaduję.

- Naprawdę nic o nich nie wiedziałaś wcześniej? Tak całkiem nic?

- Wiedziałam, że mam trzech braci, że są gdzieś tam, ale nigdy nie planowałam ich poznać... ani ojca. Ogólnie to myślałyśmy z siostrą, że nasz biologiczny ojciec nie żyje, bo tak wyszukałyśmy w internecie. Jednak nie chodziło o ojca, ale o dziadka: zbieżność imion nas zmyliła – skrzywiłam usta w niewesołym uśmiechu na wspomnienie tego, co już było dla mnie przeszłością, a jeszcze niedawno codziennością tak oczywistą, że nie wyobrażałam sobie innego życia. A teraz...

- Musimy się spotkać po szkole, to ci wszystko opowiem, bo historia naszych rodzin łączy się, mamy dużo wspólnego – chłopak znowu się do mnie uśmiechnął. Nie powiem, wizja ploteczek z nim kusiła, ale byłam realistką:

- Wiesz, że moi bracia nawet w szkole pilnują, żebym nie rozmawiała z tobą więcej, niż to konieczne na lekcjach... W życiu nie zgodzą się, żebyśmy gdzieś wyszli... - Luke zamyślił się chwilę, niestety nie zdążył podzielić się ze mną pomysłem, bo zadzwonił dzwonek na lekcję.

Na matematyce nie było czasu na rozmowy, a po lekcji czekał na mnie Harvey, więc nie mogłam nawet spoglądać w stronę Luke'a.

- Harv, kim jest Livia? - zapytałam brata, gdy wchodziliśmy na piętro w kierunku sal do języków obcych.

- Córka Howarda, a skąd o niej wiesz?

- Usłyszałam dziś jej imię. Luke mi powiedział, że jego brat był na urodzinach Harrego, a myślałam że się nie lubią, to mi powiedział, że jakaś Livia przyjechała po latach i się spotkali – zobaczymy, czy bycie szczerą nie wpędzi mnie w kłopoty, ale trochę zrobiło mi się rano głupio przed kolegą, że tak mało wiem o czymkolwiek.

- Czego on z tobą w ogóle o tym rozmawiał? Jak mu zaraz przyjebię... - Harv zaczął rozglądać się za Lukasem, ale na szczęście nigdzie go nie było widać.

- Weź Harvey nie wymyślaj. Zapytał się, jak weekend, powiedziałam, że były urodziny Harrego, a on że wie od brata... A mówiliście mi w samochodzie, że nasza rodzina nie lubi tego brata i wyszło, że jestem głupia, bo nic nie wiem.

- Nie jesteś głupia, teraz to ty nie wymyślaj. Livia to koleżanka ze szkoły Harrego i Prestona, oni we troje są z tego samego rocznika. Nasze rodziny są połączone wspólnymi interesami i nawet jeśli nie przepadamy za Prestonem to i tak musimy się z nim spotykać na różnych imprezach. A Livia jest w porządku, Harry ją lubi, Preston chyba też, to pewnie dlatego spotkali się wszyscy. Rzeczywiście dawno jej nie było w Atlancie, po liceum wyjechała na studia do Paryża i praktycznie mieszkała tam cały czas. - Harv zatrzymał się ze mną pod salą z języka francuskiego – brat młodego Prestona to naprawdę nieciekawy typ, a jest jego opiekunem, więc z młodego na pewno nic dobrego nie wyrośnie. Mówię ci serio Hope: nie rozmawiaj z nim, nie pytaj go o nic, bo powie ci swoją wersję, a ona nie zawsze będzie zgodna z prawdą. Oni już tacy są – okej... czyli o to wyjście z Luke'em to nawet nie pytam...

Na zajęciach sportowych znowu była znienawidzona przeze mnie siatkówka. Tyle dobrze, że chodziłam na nie z Arianą, bo w innym wypadku nie miałabym do kogo się odezwać przez całą lekcję. Byłam tak słaba w grach zespołowych, że nikt nie chciał mnie do drużyny, a szczególną niechęcią zapałała do mnie taka jedna dziewczyna – Abby Snow. 

Z zachowania przypominała mi trochę Holly – uwielbiała być w centrum zainteresowania i wszystkim rządzić, a do tego odnajdywała przyjemność w dręczeniu innych. Dziś tak celowała piłką, że 3 razy dostałam prosto w twarz. Za każdym razem oczywiście „przypadkiem", ale ja byłam pewna, że to było z premedytacją, bo wredny uśmieszek na jej twarzy nie pozostawał złudzeń.

 Nie wiedziałam tylko, dlaczego tak się na mnie uwzięła: nic jej nie zrobiłam, nawet za bardzo nie rozmawiałyśmy, bo jak słyszałam „znowu ta przybłęda Anderson" to nie było to zachęcające do konwersacji, a i tak było to jedno z łagodniejszych określeń, które do mnie kierowała.

- To wszystko przez jej siostrę i twojego brata – powiedziała mi Ariana, gdy na lunchu usiadłyśmy przy naszym ulubionym stoliku. Alexandra dołączyła chwilę później. W dalszym ciągu jako „egzotyczna księżniczka" wzbudzała niemałe zainteresowanie i większość uczniów rzucała jej mniej lub bardziej ukradkowe spojrzenia.

- Którego brata? - zapytałam.

- Harveya, kapitana drużyny. Siostra Abby jest kapitanem cheerleaderek i wiesz, taka tradycja, że oni powinni się spotykać, zwłaszcza, że są z jednego rocznika. I nawet tak było w tamtym roku, ale twój brat... nie umie w stałe związki i po kilku tygodniach rzucił Maddie dla jej koleżanki... Ją to bardzo ruszyło, bardzo. Najbardziej chyba to, że to nie ona rzuciła, tylko została porzucona. Harvowi jednak nie jest w stanie nic zrobić, Haidenowi w sumie też, ale jak jesteś ty... - no super. Po prostu super. Uwielbiam obrywać za czyjeś niedokończone sprawy.

- Może nie będzie tak źle, dlaczego mają robić coś Hope? Przecież to nie jej wina, że jej brat taki jest – Alexandra spojrzała z powątpieniem na Arianę.

- One są okropne, serio. Maddie jest królową szkoły, a siostra idzie w jej ślady. Nikt nie może być lepszy od nich: szczególnie w cheerlidearingu i sporcie. Ich matka jest byłą lekkoatletką, mistrzynią olimpijską i one są tak wytrenowane w biegach, a do tego w akrobatyce, że wszystkie szpagaty, salta i takie tam to dla nich nie problem. We wrześniu będą castingi do drużyny i na pewno nie dostanie się nikt, kto będzie lepszy od nich, owszem: wybierają dobrych, ale nie najlepszych, bo to one muszą błyszczeć. Abby co roku wybiera sobie jednego ucznia nad którym się potem pastwi. W tamtym roku była taka jedna dziewczyna... Już nie pamiętam jej imienia, w każdym razie teraz nie chodzi z nami do szkoły. Chyba się przeniosła w inne miejsce.

O matko, ja miałam taką jedną gwiazdę w domu... Jak ona się do nich doklei, to to będzie masakra. Dotychczasowe koleżanki Holly nie prowokowały jej do głupich zachowań, wystarczyło, że sama się uruchamiała. Jak teraz zbrata się z tymi Snow, to może być grubo...

- W takim razie są głupie: przecież do drużyny powinno się brać najlepsze osoby, żeby drużyna była najlepsza. A znęcanie się nad słabszymi jest mega słabe – Alexandra spojrzała na stolik cheerlidearek i futbolistów. Podążyłam wzrokiem za nią i przypadkiem... spojrzałam prosto na Roba, który musiał obserwować mnie już wcześniej. Nawet tego nie ukrywał. Uśmiechnął się i mrugnął, jak to miał w zwyczaju, a ja zrobiłam się, czerwona na policzkach, niestety też miałam to w zwyczaju.

- Chyba wpadłaś komuś w oko... - Ariana też zauważyła, że Robert mi się przygląda.

- Nie żartuj, po prostu stara się być miły. Harv by go skrzywdził gdyby się do mnie odezwał, więc po prostu uśmiecha się z daleka – wytłumaczyłam, ale nie wiem, czy bardziej dziewczynom, czy... sobie.

- Miły to na pewno stara się być Luke, bo znowu ci niesie ten arbuzowy koktajl, który tak lubisz – Ariana dała delikatnie wskazała na zbliżającego się do nas chłopaka. Rzeczywiście, to już któryś raz z kolei, gdy niósł mi mój ulubiony napój.

- Cześć – przywitał się z dziewczynami, po czym wręczył mi kubek – to dla ciebie, zauważyłem, że kucharka przygotowała dziś świeży, to wziąłem, bo wiem, że ci smakuje.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego. Zachowywał się naprawdę bez zarzutów. Był materiałem na dobrego przyjaciela, bo potrafił się troszczyć o innych. Rozejrzałam się szybko, czy moi bracia przypadkiem nie patrzą się tu i niestety zauważyłam jak ROB! Tak, ten Rob szturcha Harva i pokazuje mu w kierunku naszego stolika.

 Harvey spojrzał z opóźnieniem, bo coś tłumaczył Mattowi, swojemu najlepszemu przyjacielowi, ale po chwili, gdy przetworzył, że Preston stoi obok mnie, wstał.

- Musisz iść, szybko – powiedziałam do Luke'a, dając mu dyskretnie znak, żeby spojrzał w stronę stolika sportowców. Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił i odszedł w przeciwną stronę. Uff, zdążył wyjść ze stołówki.

- Czego on tu chciał? - Harv spojrzał na mnie jak rodzic, który przyłapał niesforne dziecko na czymś niedozwolonym.

- Przyniósł mi napój, bo zobaczył, że jest świeży. Nic więcej. Nie rozmawialiśmy, jeśli o to się burzysz.

- Burzę się, bo nie lubię, jak się koło ciebie kręci. Co jak co, ale on to persona non grata - no Harv, ty jednak coś czytałeś czasami. Respekt bracie.

- Stara się być dla niej po prostu miły – Ariana chciała załagodzić nastrój Harveya i powtórzyła to, co ja sama mówiłam przed chwilą o Robie, ale dalej był niezadowolony.

- Ci mili to najbardziej podejrzani. Pilnuj się Hope – powiedziawszy to wrócił do swoich znajomych.

Ceramika to takie zajęcia, na których spędzałam 2 godziny w towarzystwie Luke'a i to tak legalnie. Chłopaki byli zajęci, więc nie wpadali na kontrolę, a sama formuła zajęć sprzyjała rozmowom, gdyż do naszego stanowiska pracy nikt się nie dosiadł, więc w dalszym ciągu pracowaliśmy w parze.

- Opowiedz mi coś więcej o naszych rodzinach: to jedyny dogodny moment, gdyż sam wiesz... - zaczęłam delikatnie temat.

- Myślałem, że może umówimy się gdzieś na pizzę z dziewczynami: Alexandrą i Arianą, to wtedy się nie przyczepią, że i ja do was dołączę... Z koleżankami chyba możesz wychodzić?

- Będę musiała wziąć siostrę, bo ona nie odpuści, a chyba wolałabym, żebyście tak szybko jej nie poznali. Jeszcze przyjdzie na to czas – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Tak przyjemnie było mieć swoich własnych znajomych i nie dzielić ich z Holly. Za te sześć tygodni, gdy dołączy do szkoły, to wiele może się zmienić, dlatego też chciałam cieszyć się tym czasem ograniczonej swobody tak długo, jak się tylko dało - Nie możesz mi powiedzieć teraz? - spojrzałam na niego przymilnie. Przyglądał mi się chwilę, po czym pokiwał lekko głową i uśmiechnął się:

- No dobra, przekonałaś mnie. To co dokładnie chcesz wiedzieć? - hmm... jakoś tak łatwo poszło. Oj Luke, nie jesteś w ogóle stanowczy...

- Dlaczego moi bracia tak cię nie lubią?

- To dobre pytanie, ale raczej nie do mnie. Ja im nic nie zrobiłem. Nie wchodzę im w drogę, nie zaczepiam, w zasadzie nawet nie rozmawiamy. Nie mam pojęcia, dlaczego mnie nie lubią.

- Zawsze wspominają o twoim bracie... chyba to jego nie lubią i tobie się po prostu za to obrywa.

- To bardzo prawdopodobne, mój brat ma silny charakter i podpadł wielu osobom. Nie zawsze zachowywał się w porządku, ale dla rodziny jest lojalny i troskliwy. Po śmierci taty stał się moim opiekunem prawnym. Tu w Stanach mam tylko jego – chłopak na moment posmutniał, ale kontynuował swoją wypowiedź – Myślę, że niechęć naszych rodzin sięga głębiej, niż do pokolenia mojego brata. Kiedyś – jeszcze przed pierwszą wojną światową nasi pra pra pra dziadkowie byli przyjaciółmi. We trzech: mój, twój i Howard stworzyli firmę transportową, która potem rozrastała się coraz bardziej i bardziej... aż do tego, co jest dzisiaj. Konflikt między Prestonami a Andersonami zaczął się w pokoleniu naszych ojców. Rodzina Howard stara się być neutralna i z nimi wszyscy mamy dobre stosunki. Nasi ojcowie bardzo się pokłócili i tą swoją niechęć przenieśli na dzieci. Mój brat i twój chodzili w tym samym czasie tu do szkoły, ale zawsze byli w przeciwnych obozach. Jedyne, co ich łączyło, to Livia – potrafiła rozmawiać z jednym i drugim, przy niej starali się zawsze zachowywać w porządku w stosunku do siebie. Wygląda na to że przyjaźń z córką Howarda przetrwała, bo w sobotę mój brat był bardzo zadowolony, że w końcu się zobaczą, nawet jeśli to będzie na urodzinach Andersona – Luke uśmiechnął się do mnie. Musiałam przyznać, że był dobrym opowiadaczem i miło mi się go słuchało. Jego historię traktowałam w ramach takiej ciekawostki, bo ne za wiele wniosła do mojej aktualnej wiedzy na temat rodzinnych tajemnic.

Poniedziałek trochę mnie wymęczył, dlatego nie byłam gotowa na to, co zaproponuje mi Holly. Aż nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej z taką radością oczekiwałam powrotu do szkoły. Niestety niektórzy uczniowie potrafią wszystko zepsuć. Siostra wyskoczyła z tym pomysłem tak nagle, że nie mogłam przygotować dobrych kontrargumentów. Wykorzystała moment mojego zmęczenia, spadku formy i zaatakowała. Tak jak lubiła najbardziej.

- Holly, już nie mamy po osiem lat i jednak to, że jesteśmy różne jest już bardziej widoczne... Choćby te twoje tatuaże.

- Katia kupiła mi zajebisty pokład, taki, którego używają aktorzy, bo nie podobał się jej mój tatuaż i chciała, żebym maskowała go na zawodach. Mazidło zostało wypróbowane i działa, nie można tylko przesadzać z wodą. Znaczy, jak tam trochę chlapniesz, to nic się nie dzieje, ale jak zaczniesz moczyć i się chlapać, to zejdzie. Ten na nadgarstku dodatkowo zakryję bransoletką albo gumką do włosów, taką szerszą – jeden zero dla Holly.

- Chodzisz na treningi, a ja ledwie poruszam się prosto po lodowisku, jak sobie to wyobrażasz? Po minucie wszyscy się zorientują, że ty to nie ty...

- Tego dnia zasymuluję chorobę. Będziesz musiała cały dzień leżeć w łóżku i nie ruszać się, proste nie?

- Jak zasymulujesz chorobę, jak w domu jest pielęgniarka i zaraz cię zdemaskuje?

- Dzień wcześniej na treningu upadnę parę razy i będę miała obolałą dupę, a wtedy trzeba po prostu odpocząć, zregenerować się. Tego Laura nie znajdzie, przecież nie udowodni mi, że mnie coś boli albo nie boli. Łyżwiarstwo to sport, w którym wyjątkowo łatwo o kontuzje, przecież wiesz – dwa zero dla Holly.

- Te moje koleżanki... trochę już mnie znają. I bracia – myślisz, że nie zorientują się?

- Będę wszystkim mówić, że zaczynam chorować i dlatego jestem małomówna. Przygłupy do tej pory odróżniają nas tylko dlatego, że ja otwarcie nimi gardzę, a ty w ukryciu, dlatego na jeden dzień też będę ukrywała swoje prawdziwe uczucia. Nie zauważą.

- Ja nimi nie... oni nie są najgorsi, wiesz – ostatnio dobrze mi się z nimi rozmawiało i nie chciałam, żeby Holly to zepsuła.

- Wiem, będę idealną tobą. Jak będę miała wątpliwości co zrobić, to wyobrażę sobie coś smutnego i dramatycznego: na przykład jak mi lód upadł do piaskownicy 10 lat temu i nie mogłam go zjeść, no trauma do końca życia... i wtedy się rozryczę. Będzie normalnie, jak ty na co dzień.

- Ja nie ryczę z powodu lodów, Holly! W szkole w ogóle nie ryczę.

- I zajebiście, tym lepiej się wpasuję w twoją rolę. To będzie łatwizna.

Kończyły mi się argumenty. Została jeszcze jedna kwestia.

- Holly... Na matematyce mam takiego kolegę, Luke'a... - siostrę momentalnie wyprostowało na moim łóżku.

- Jak bardzo zaawansowana jest wasza znajomość? Mam się z nim całować po kątach? Obściskiwać? Nie martw się: wczuję się w rolę.

- Nie o to mi chodzi! To nie taka znajomość! To tylko kolega, nic więcej. Po prostu czasem rozmawiamy. Ale tylko jak chłopaki nie widzą, bo wyjątkowo go nie lubią i zawsze go odganiają. Nic między nami nie ma i nie będzie. Tak tylko chciałam, żebyś wiedziała...

- Okej, nie macamy Luke'a, zapamiętam.

Ustaliłyśmy, że najlepiej, gdy zamienimy się rolami w piątek, bo miałam wtedy głównie obowiązkowe zajęcia, które pokrywały się z tym, czego uczyła się moja siostra, a z dodatkowych kółko szachowe, a Holly umiała grać w tę grę, więc i z tym sobie poradzi.

Już w czwartek starałam się być cicha na korytarzu i podczas lunchu tłumacząc się złym samopoczuciem.

- Chyba coś mnie rozkłada. Jeszcze piątek i w weekend się wykuruję – mówiłam do moich koleżanek. Dziewczyny przyjęły moje tłumaczenia bez żadnych podejrzeń. Przecież każdemu zdarza się chorować.

W piątek obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Wyjątkowo... Po cichu wyszłam z pokoju i poszłam do siostry. Też już nie spała – była zbyt podekscytowana tym, co miałyśmy dzisiaj zrobić.

- Daj rękę, narysuję ci moje tatuaże, tak w razie, gdybyś chciała iść do kuchni po coś – to mówiąc siostra wzięła mnie za rękę i ciemnym mazakiem kopiowała wzory ze swojej skóry. Potem przebrałam się w jej piżamę – na szczęście była oversize, tak jak lubię najbardziej. Rozpuściłam włosy i ich nie czesałam, tylko zostawiłam takie niepokorne, jak to zwykle robiła Holly. Położyłam do łóżka.

- Daj telefon – powiedziała siostra – no co, nie marszcz się, to tak na wszelki wypadek. Zablokuj wszystkie portale społecznościowe, nie będę grzebać. Chcę go mieć w razie, gdyby jakiś Harry dzwonił, a lepiej, żeby nie słyszał, że będąc w szkole rozmawiam z nim z mojego pokoju... Ty też masz mój: i tak nie ma tam nic ciekawego.

- Holly? Trzymaj – powiedziałam odpinając łańcuszek od Henrego.

- A no tak, zapomniałam, że nosisz obrożę. No dawaj – Holly niechętnie założyła mój prezent od ojca.

- Nie zrób niczego, czego ja bym nie zrobiła, dobrze? Znasz mnie jak nikt inny, wiesz o mnie wszystko... tak po prostu: nie zepsuj nic. - Siostra spojrzała na mnie poważnie:

- Zrobię tak, żeby było dobrze. Nic nie zepsuję – i wyszła do mojego pokoju, ubrać się w szkolny mundurek.

Pół godziny później znowu przyszła do swojego/mojego pokoju. Ubrana w mój mundurek, ze związanymi włosami, pokropiona moimi perfumami wyglądała bardzo wiarygodnie. Spódnica była na nią delikatnie za luźna, ale nałożyła pasek i wszystko dobrze się trzymało.

- Lecę, bądź niegrzeczna – mrugnęła do mnie i poszła na dół, na śniadanie.

Po godzinie bezowocnego leżenia postanowiłam, że też pójdę na śniadanie. Starałam się poruszać wolno i uważnie stawiać kroki – w końcu miałam symulować, że bolą mnie plecy po wczorajszych upadkach na lodowisku. U podnóża schodów stała Penny. No tak... przecież pilnuje „mnie" nawet w domu. Nie mogłam okazać strachu przed nią, bo by zauważyła, że coś jest nie tak.

 Starałam się zrobić znudzoną minę, jak to w zwyczaju miała moja siostra. Nie przypominałam sobie, żeby w jakikolwiek sposób odzywała się rano do ochroniarki, także ominęłam ją bez słowa. Pamiętałam, że w jadalni mogę zjeść to, co zazwyczaj moja siostra, ze względu na jej alergie. Po jedzeniu już złapałam za talerz, żeby odnieść do kuchni, ale przypomniało mi się, że Holly nigdy tego nie robi, więc odłożyłam go z powrotem na miejsce.

- Jak się czujesz? - prawie podskoczyłam na głos Harrego. „Spokojnie Hope, opanuj się, rób to, co zawsze robi Holly" powtarzałam sobie w myślach. Odwróciłam się do brata z ironicznym uśmieszkiem:

- Wspaniale, jak codziennie, gdy nie muszę oglądać tego całego naszego... wiesz, rodzeństwa – ostatnie słowo wymówiłam delikatnie się krzywiąc i przewracając oczami. Mężczyzna przyjrzał mi się uważne:

- Penny mówiła, że wczoraj kilka razy porządnie upadłaś. Na pewno nie potrzebujesz żadnych leków? Może lekarz powinien cię obejrzeć? - O nie, tylko nie to... myśl Hope, myśl...

- Harry, to nie pierwszy raz, kiedy potłukłam dupę, poleżę trochę i jutro będę jak nowo narodzona. Jestem zbyt zajebista, żeby chorować. To tylko lekka niedyspozycja, a do tego jeszcze wiesz: menstruacja i te kobiece sprawy... kumulacja po prostu. Jutro będę śmigać jak zwykle – uśmiechnęłam się szeroko.

 Holly na pewno poleciałaby w intymne tematy obce chłopakom, żeby ich zawstydzić. Nie myliłam się: brat nie ciągnął tematu. Kiwnęłam mu głową i wróciłam do pokoju.

Obejrzałam z 5 odcinków serialu, aż w końcu i to mi się znudziło. Tylko w pokoju byłam bezpieczna i trudna do zdemaskowania. Postanowiłam zrobić kilka godzin wykładów on-line dotyczących zasad ruchu drogowego. Holly była już na 10 godzinie, podczas gdy ja obejrzałam dopiero 3 wykłady. Zajęcia były tak pasjonujące, że zasnęłam w trakcie drugiej godziny z dziś oglądanych.

Przebudziłam się dopiero, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek – było już po południu, jednak to lenistwo porządnie mnie ścięło z nóg. Jeszcze godzina i siostra wróci do domu... Chyba nam się udało.

Pukanie powtórzyło się. A no tak, zapomniałam. Usiadłam na łóżku i zawołałam, żeby wejść i do pokoju Holly, znaczy teraz mojego wszedł Harry. Stanął w otwartych drzwiach, ręce skrzyżował na piersi i oparł się bokiem o futrynę:

- Nie jadłaś dziś obiadu.

- Spałam, jakoś taka senna się zrobiłam. Zaraz pójdę do jadalni.

- Sofia zrobiła tiramisu.

- Super... znaczy się super dla was, wiesz przecież że ja tego nie jem, dieta sportowca i te sprawy, trochę już mnie znasz – prawie się wkopałam, było już tak blisko, no tak blisko...

- Trochę już cię znam... - powtórzył po mnie brat – oglądałaś wykłady?

- Tak, ale nie przebrnęłam za daleko, znużyły mnie bardzo...

- Nie są zbyt porywające.

- To prawda.

- Zapoznałaś się z podręcznikiem, który ci kupiłem, tym ze znakami drogowymi?

- Jeszcze nie miałam za bardzo okazji, tak tylko przejrzałam. To wszystko nie wydaje się zbyt skomplikowane.

- Hope?

- Tak? - No nie! Nie! Nie! Nie! Padłam z impetem na plecy i zakryłam się kołdrą razem z głową. Jak on w ogóle??? Przez długi czas było tak cicho, że pomyślałam, że pewnie już poszedł. 

Gdy nieśmiało odchyliłam kołdrę z twarzy przekonałam się jednak, że to było tylko pobożne życzenie. Brat w dalszym ciągu stał w drzwiach w takiej samej pozycji jak na początku, gdy tylko się tu pojawił.

- Co mnie zdradziło? - zapytałam ciężko wzdychając. Dlaczego w ogóle dałam się na to namówić? Po co mi to było?

- Zalogowałaś się na swoje konto w celu obejrzenia wykładów. Nie na konto Holly. Wydało mi się to dziwne.

- Skąd to wiesz?

- Mam wgląd w naszą domową sieć i w to, co oglądacie. - No tak, przecież cenią sobie „prywatność" w tym domu, zapomniałam. Mina Harrego nie wyrażała nic. Nie wiem, czy był zły, smutny, zawiedziony, rozczarowany czy wszystko mu jedno, bo nie dało się tego wyczytać z jego twarzy.

- Jest bardzo źle?

- To zależy, co Holly robiła w szkole.

- Obiecała być grzeczna.

- Mam wrażenie, że różnie pojmujecie grzeczność. Może w swojej definicji będzie grzeczna, ale czy to będzie zgodne z twoją definicją? - też się nad tym zastanawiałam. Harry potrafił obudzić we mnie wątpliwości.

- Harry... będę miała karę?

- Najpierw muszę porozmawiać z Holly, a potem się okaże – Brat westchnął i wyszedł z pokoju. Zostałam sama.

Za pół godziny okaże się, jak bardzo mam przechlapane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro